Czy Żydzi wiedzieli wcześniej? (9/11) | |
Wpisał: leslaw ma leszka | |
26.08.2011. | |
Czy Żydzi wiedzieli wcześniej? (9/11)Właściwe pytanie nie brzmi: czy Żydzi wiedzieli o zamachu na WTC?, ale: co i skąd Żydzi wiedzieli o zamachu?
leslaw ma leszka 26.08.2011 http://czerwonykiel.nowyekran.pl/post/24853,czy-zydzi-wiedzieli-wczesniej Zapewne wielu z Państwa słyszało mrożącą krew w żyłach plotkę o tym, że feralnego dnia Żydzi masowo nie stawili się do pracy w sławetnych "dwóch wieżach" WTC. Plotka ta została nagłośniona przez liberalne media - głównie dlatego, że nie ma mocnych... ...dowodów na jej poparcie, a co za tym idzie - cytowanie jej posłużyło do ośmieszania wszelkich spekulacji na temat rzeczywistych okoliczności ataku na World Trade Center. Istotnie odróżnia ją to od historii Israeli Art Students, która została całkowicie udowodniona przez kilka dziennikarskich śledztw (choć nie do końca wyjaśniona). Skoro jednak sprawa ewakuowania się Żydów z WTC została już postawiona na porządku dziennym, warto postawić kilka frapujących pytań. Cytaty podaję za Davidem Dukem, znanym i kontrowersyjnym publicystą z Luizjany (http://www.davidduke.com ). Jest tak znienawidzony przez lewicowy establishment, że jestem przekonany, iż gdyby popełnił najmniejszą omyłkę w prezentowaniu faktów, natychmiast zostałoby to wychwycone i obnażone.
12 września 2001 r. "Jerusalem Post" opublikowało artykuł Brakuje tysięcy Żydów w pobliżu WTC, Pentagonu, w którym - powołując się na Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela - stwierdzono, że istnieje lista 4 000 obywateli Izraela (ang. Israelis), o których sądzi się, że w chwili ataku przebywali w rejonie WTC albo Pentagonu. (A swoją drogą, czyż to nie zabawne, że w Pentagonie było aż tylu obywateli Izraela?)
Potem George Bush, przemawiając w Kongresie, mówił, że oprócz tysięcy Amerykanów, w WTC zginęło 130 Izraelczyków. Było to już statystycznie mniej niż "powinno było" zginąć, przy założeniu, że na zagrożonym terenie wokół WTC przebywało 45 tys. osób, w tym 4 tys. Żydów. To dosyć dziwne, że w jednym z głównych ośrodków żydowskiej finansjery (używam tego określenia bez pejoratywnych odcieni!), zginęło mniej Żydów niż Kolumbijczyków (199) i Filipińczyków (428), którzy tam zazwyczaj tylko sprzątali. Stu trzydziestu to wciąż jednak nie była liczba zabitych, która wymagałaby szukania dodatkowej przyczyny: rachunek prawdopodobieństwa nie determinuje rzeczywistości, a jedynie pokazuje pewne zależności, które uwidaczniają się przy wielokrotnym powtarzaniu pewnego eksperymentu.
Na tym jednak nie koniec. Okazało się, że spośród 130 Żydów, o których śmierci mówił Bush, 129 żyje... Zginął tylko jeden!
22 września 2001 r. "New York Times", powołując się na konsula generalnego Izraela Alona Pinkasa, stwierdził, że pierwotna lista zaginionych okazała się przesadzona. Potwierdzono tylko trzy wypadki śmierci Izraelczyków - jednego w WTC i dwóch w samolotach. Jeden na cztery tysiące!!!
Proszę mnie źle nie zrozumieć - nie to, żebym Żydom żałował tego uśmiechu losu (w końcu w poprzednim wieku Opatrzność ich nie rozpieszczała). Problem polega na tym, że takiej liczby nie można już przyjąć, nie szukając dla niej innej przyczyny niż tylko łut szczęścia. Tym bardziej iż na jaw wyszedł co najmniej jeden wypadek, kiedy Żydzi w gmachu WTC - pracownicy firmy Odigo, otrzymali ostrzeżenie o ataku na dwie godziny przed uderzeniem samolotów. Pisał o tym "Newsbytes", czyli internetowy serwis informacyjny "Washington Post" oraz żydowski "Ha'aretz". Lakoniczne notki mówiło o tym, że FBI bada sprawę, ale nigdy potem Duke nie znalazł informacji o tym, jakie były efekty tego badania (ja również nie!). Tyle David Duke.
My dodajmy, że z jego przypuszczeniami wiąże się także pojawiająca się w prasie historia spekulacji finansowych na giełdach tuż przed 11 września 2001 r. Dokonywano ich przy pomocy zaawansowanych instrumentów pochodnych (tzw. put options), które gwarantowały zyski w wypadku, gdyby spadły notowania akcji American i United raz innych linii lotniczych.
Kto spekulował?
Tego nie wiemy, bo sprawa wyparowała z komentarzy prasowych. Wiele więc wskazuje na to, że właściwe pytanie nie brzmi: czy Żydzi wiedzieli o zamachu na WTC?, ale: co i skąd Żydzi wiedzieli o zamachu?
Cui bono...
Tuż po uderzeniu pierwszego samolotu w wieżę WTC pewna mieszkanka Nowego Jorku (Maria, odmówiła podania prasie nazwiska) zauważyła podejrzany widok. W Liberty Park na New Jersey trzech mężczyzn robiło sobie zdjęcia (lub film) na tle płonącego World Trade Center. Wesoło podskakiwali, a nawet wdrapali się na dach białej ciężarówki, aby zmieścić w kadrze płonący gmach. Wyglądali jakby byli szczęśliwi (...) dla mnie nie wyglądali na zszokowanych. Pomyślałam, że to bardzo podejrzane. Tym bardziej że mężczyźni mieli "bliskowschodnie" rysy twarzy. Kobieta zadzwoniła po policję. 11 września około godz. 16.00, samochód zlokalizowano. Znaleziono w nim pięciu mężczyzn w wieku lat 22-27. Rzeczywiście pochodzili z Bliskiego Wschodu. Nazywali się Sivan Kurzberg, Paul Kurzberg, Yaron Shmuel, Oded Ellner i Omer Marmari.
Byli obywatelami Izraela...
Policja uważała ich zachowanie za dziwaczne. Jeden z nich miał ukryte w skarpecie 4 700 dolarów, inny posiadał dwa zagraniczne paszporty. Poza tym kierowca zapewniał oficera: - Jesteśmy obywatelami Izraela. Nie jesteśmy waszym problemem. Wasze problemy są naszymi problemami. Problemem są Palestyńczycy. Policjant jakoś nie dał się przekonać i aresztował Żydów.
W mediach pojawiła się wiadomość, że firma, na którą zarejestrowana była biała furgonetka, Urban Moving Systems, uważana jest przez FBI za przykrywkę Mosadu (ABCNews), a co najmniej dwóch z mężczyzn było związanych z wywiadem Izraela ("The Forward", żydowska gazeta w Nowym Jorku). Wersja oficjalna brzmi, że zajmowali się infiltrowaniem Amerykanów wspierających Hamas i Islamic Jihad. Czy na pewno?
Wkrótce gruchnęła wieść o dziesiątkach kolejnych obywateli Izraela zatrzymanych przez Amerykanów...
* * *
W listopadzie 2001 r. "Washington Post" napomknął, że aresztowano 60 Żydów - na tej samej podstawie, co Arabów podejrzewanych o związek z zamachami. Wiadomość wywołała konsternację. Plotki mówiły, że aresztowanych jest dużo, dużo więcej. Wciąż jednak nikt nie znał szczegółów.
11 grudnia 2001 r. historia przebiła się do oficjalnych mediów. Telewizja Fox News zaprezentowała pierwszą z czterech części reportażu Carla Camerona. Do 14 grudnia nadano kolejne odcinki, w serii Carl Cameron Investigates. Organizacje żydowskie JINSA (Jewish Institute for National Security Affairs) i AIPAC (America-Israel Political Action Committee) nazwały reportaż "machinacją", ale większość mediów po prostu go przemilczała. W tym samym czasie zaczęły się zakulisowe naciski na Fox News. Po półtora dnia zdjęto reportaż Camerona z Internetu. Mimo pytań czytelników odmówiono podania przyczyny. Artykuły umieszczono w serwisie "Free Republic". Ale i stamtąd zniknęły w styczniu 2002 r. Sprawą zainteresował się francuski "Le Monde". Redakcja trzykrotnie kontaktowała się z Fox News, prosząc o kopię reportażu Camerona. Bezskutecznie. 26 lutego nowojorski korespondent "Le Monde" usłyszał od Fox News, że przekazanie reportażu przedstawia "problem". Dziennikarzowi nie ujawniono, na czym ten problem polega. Cóż tak sensacyjnego znajdowało się w reportażach Camerona?
Świat jest mały
W styczniu 2001 r. amerykańska służba kontrwywiadowcza (National Counterintelligence Center, NCC) zaczęła donosić, że w gmachach rządowych notuje się zastanawiający wzrost najść podejrzanych osobników. Dwumiesięczny raport tej instytucji z marca 2001 r. precyzował, że są to studenci sztuk pięknych, usiłujący sforsować systemy bezpieczeństwa pod pretekstem zaprezentowania pracownikom budynków swoich dzieł. Zanotowano co najmniej 36 przypadków wejścia "studentów" do budynków Departamentu Obrony. W Dallas złapano jednego ze studentów z planem piętra w ręku.
Do walki ze studentami utworzono specjalną jednostkę, w skład której wchodzili pracownicy służb narkotykowych (dlaczego?!) oraz imigracyjnych: DEA (Drug Enforcement Administration) i INS (Immigration and Naturalization Service).
W czerwcu 2001 r. siatka została rozbita. Jak się okazało, "studenci" to prawie wyłącznie obywatele Izraela. Zorganizowani w grupy 4-6-osobowe, mieszkali w Dallas, St Louis, Kansas, Atlancie, Nowym Jorku. Łącznie w 42 miastach.
Nie było wątpliwości, że Żydzi są szpiegami. Co najmniej 120 "studentów" aresztowano jeszcze przed 11 września 2001 r. (może było ich nawet 200). Kilkudziesięciu później. Ostatni wpadli na początku grudnia 2001 roku. Zazwyczaj odsyłano ich do Izraela pod pretekstem naruszenia przepisów wizowych, ponieważ (tak przypuszczam) nie znaleziono na nich nic konkretnego.
Co ciekawe, pięciu "studentów" mieszkało w Hollywood, małym miasteczku na Florydzie (25 tys. mieszkańców; nie mylić z ośrodkiem przemysłu filmowego o tej samej nazwie). Cóż za zdumiewający zbieg okoliczności! W tym samym miasteczku mniej więcej w tym samym czasie mieszkali również Mohammed Atta, Abdulaziz Al-Omari, Walid Waďl Al-Shehri i Marwan Al-Shehhi. Późniejsi porywacze z 11 września...
Jakiż mały jest ten świat: lokalnemu liderowi siatki Żydów, Hananowi Serfati, najwyraźniej nie wystarczało mieszkanie w tym samym mieście i wybrał sobie apartament tuż obok lidera siatki islamistów Mohammeda Atty. Ciekaw jestem, jak się witali, kiedy wpadali na siebie przy drzwiach...
Dwóch innych "studentów" terminowało w Fort Lauderdale. Nieco na północ od tego miasteczka leży Delray Beach, gdzie przebywali Ahmed Fayez, Ahmed i Hamza Al-Ghamdi, Mohand Al-Shehri, Saďd Al-Ghamdi, Ahmed Al-Haznawi, Ahmed Al-Nami i Nawaq Al-Hamzi. Kolejni porywacze z 11 września!
Z reportażu Camerona płynął wniosek, że wywiad Izraela prowadził w Stanach Zjednoczonych operację na wielką skalę. Dzięki niej miał dosyć dokładną wiedzę o przyszłych atakach, ale nie podzielił się nią z Waszyngtonem. Przekazał pewne informacje, ale mniej dokładne niż te, które posiadał.
Można przypuszczać, że Izrael przekazał mętne informacje, aby zapewnić sobie alibi, kiedy amerykańskie służby specjalne były już na tropie żydowskich agentów. Być może wiadomości były tak spreparowane, aby nie wskazać rzeczywistego zagrożenia i nie zapobiec atakowi na WTC, był on bowiem bardzo korzystny dla polityki Izraela wobec Palestyńczyków i innych muzułmanów.
Wiadomość ta układa się w logiczną całość z przypuszczeniem, że niektórzy obywatele Izraela mogli zostać ostrzeżeni przed zamachem.
* * * Być może już na zawsze zostalibyśmy tylko z mętnymi przypuszczeniami na temat "studentów", gdyby nie libertariański dziennikarz Justin Raimondo. Współpracuje z "Chronicles", jest adiunktem w Instytucie Ludwika von Misesa oraz autorem trzech książek: An Enemy of the State: The Life of Murray N. Rothbard; The Lost Legacy of te Conservative Movement (ze wstępem samego Patricka J. Buchanana) i Into the Bosnian Quagmire: The Case Against U.S. Intervention in the Balkans. Poza tym jest redaktorem doskonałego portalu internetowego "Antiwar.Com".
Przypuszczam, iż libertarianie nigdy nie wygrają żadnych wyborów, ale jedno jest pewne: w kwestii wolności słowa nie warto z nimi zadzierać.
Sprawa studentów zaczęła regularnie gościć na łamach "Antiwar". W ślad za Raimondo sprawę zaczęły opisywać "antysystemowe" media na całym świecie. Już dłużej nie dało się milczeć.
W marcu 2002 r. publikacje ukazały się w "Independent" i "Le Monde". 5 marca 2002 r. skromną notatkę przedstawiła "Rzeczpospolita", powołując sie na redaktora naczelnego pisma "Intelligence Online" Guillaume'a Dasqui, ale kilka dni później wycofała się ze swoich doniesień. Mała ciekawostka: artykuł ten jest umieszczony w internetowym archiwum "Rzeczpospolitej", ale nie został zindeksowany w wewnętrznej wyszukiwarce. Oznacza to, że czytelnicy, którzy nie wiedzą, czego dokładnie szukać, nie mają szans trafić na ten sensacyjny materiał. Przypadek?
* * * Niestety mass media zdominowały pokrętne tłumaczenia w stylu tych, które w październiku 2002 r. opublikował niemiecki "Die Zeit". Otóż Oliver Schröm sugerował tam, że żydowscy szpiedzy infiltrowali wyłącznie islamistów. W domyśle: usiłowali zapobiec zamachowi, a nierozważne aresztowania zniszczyły misterny plan i doprowadziły do ataku na World Trade Center. Rzekomo już w sierpniu 2001 r. Żydzi przekazali Amerykanom listę podejrzanych. Znajdował się na niej m.in. zamachowiec z 11 września Khalid al-Midhar.
Zdumiewające!
Izrael wysyła do Stanów specjalistów do walki z terroryzmem. Z niewiadomych przyczyn nie informuje o tym władz w Waszyngtonie. W sierpniu 2001 r. żydowscy terror investigators ostrzegają rząd Stanów Zjednoczonych przed zagrożeniem.
I co robi rząd Stanów Zjednoczonych?
Aresztuje 120 izraelskich detektywów i kompletnie ignoruje ostrzeżenia. 60 dalszych "detektywów" z sojuszniczego państwa zostaje zatrzymanych po zamachach, nawet w grudniu 2001 r.
Jak reaguje rząd Izraela na aresztowanie swoich detektywów? Milczy.
Co mówi żydowska opinia publiczna na fakt, że dziesiątki doborowych "specjalistów od walki z terroryzmem" są NIELEGALNIE przetrzymywane przez FBI? Milczy i zakulisowo naciska na media, aby pod żadnym pozorem nie pisały na ten temat. Trudno wymyślić mniej logiczne wytłumaczenie.
I jeszcze jedno: dlaczego tych "specjalistów od walki z terroryzmem" tak ciągnęło do gmachów Departamentu Obrony? Szukali tam islamistów?
Prawda, cała prawda - wciąż czeka na ujawnienie. Źródło: http://www.naszawitryna.pl/przewodnia_sila_19.html więcej na: czerwonykiel.blogspot.com/2011/08/czy-zydzi-wiedzieli-wczesniej.html |