Baliwernie | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
27.08.2011. | |
BaliwernieW Tatrach: ... W pewnej chwili jedna z koleżanek „zawiesiła się” i odmówiła dalszego marszu. Było to w bardzo niekorzystnym miejscu. Kiedy kurczowo zastanawiałam się co robić (nie miałam liny, bo z założenia miałyśmy chodzić tylko turystycznie) usłyszałyśmy z tyłu: „Tu Ochotnicze Seksualne Pogotowie Ratunkowe”. Byli to polscy goprowcy, którzy zorientowawszy się w sytuacji zdecydowali się koleżankę rozśmieszyć. Podziałało- za chwilę piliśmy razem ugotowaną na juwlu kawę
Izabela Falzmann 27.08.2011 Kilka miesięcy temu umieściłam na NE tekst pod tytułem „Opowieści dziwnej treści”. Miałam w tym pewien cel. Mój były uczeń pisze na kulturoznawstwie pracę licencjacką na temat współczesnych mitów i analiza zebranych opowieści miała być jednym z jej rozdziałów. Pewna pani komentator (świetny i szanowany przeze mnie krytyk teatralny) wykryła u mnie przy tej okazji nerwicę natręctw zmuszającą mnie do wypisywania bredni. Wcale mnie to nie zdziwiło. Jeżeli psychiatra był do niedawna w Polsce dowódcą armii, to równie dobrze wojskowy czy krytyk literacki może być psychiatrą. Takie „krążenie elit”, tylko bardziej radykalne, wymyślił – o ile pamiętam - Pol Pot. I rzeczywiście- wiele lat wcześniej zdiagnozował mnie psychiatrycznie pewien wojskowy. Był to kierownik Studium Wojskowego UW. Wykrył u mnie wesołkowatość, która jak to publicznie powiedział, jest osiowym objawem upośledzenia umysłowego. A było to tak. Podczas zajęć z obrony terytorialnej ( dla kobiet i okularników) graliśmy w karty i co gorsza zostaliśmy na tym przyłapani. Mieliśmy za karę odpowiedzieć na pytania dotyczące zlekceważonego wykładu. Zostałam zapytana, co ma robić osoba, którą zaskoczył wybuch jądrowy. Odpowiedziałam, że przykryć się białym prześcieradłem i czołgać w kierunku najbliższego cmentarza. Ten kiepski i od dawna znany dowcip doprowadził mnie i koleżanki do stanu zwanego potocznie „głupawką”. Nie byłyśmy w stanie opanować parkosyzmów śmiechu (ach, te cielęce lata !). Rozjuszony wykładowca wyrzucił nas wszystkich za drzwi. Przez czystą złośliwość przypomnę, że nazwisko tego wojskowego (powiedzmy X) funkcjonowało przez wiele lat na UW jako jednostka inteligencji. A mianowicie: 1X= ¼ nogi stołowej. Wracając do „ opowieści dziwnej treści”. Pierwszą ich kategorię stanowią historie kanoniczne, takie jak historia żyrandola odkręconego przez pomyłkę w rosyjskim hotelu. Jest ona wyrazem wszelkich lęków, jakie nękały turystę w „zaprzyjaźnionym” kraju. Być może jej pierwowzorem było autentyczne wydarzenie, ale nie jest możliwe, żeby powtarzało się ono tyle razy, ile razy słyszeliśmy ją z ust rzekomych naocznych świadków. Do tej samej kategorii należy historia generałów trzymanych pod bronią, na leżąco, w błocie przez wartownika. Jest to prosta projekcja marzeń każdego rekruta. Drugą kategorię stanowią opowieści, które mogły się zdarzyć wielokrotnie, ale i tak funkcjonują jako współczesny mit. Na przykład historia rzekomego cudzoziemca, który przeklinając po polsku wybawia nas od konieczności zdawkowej rozmowy w obcym języku. Zdarzyło mi się to ( naprawdę) w pociągu z Paryża, ale podobną opowieść słyszałam przynajmniej kilkanaście razy. Trzecią kategorię stanowią historie, które zdarzyły się nam osobiście i ku naszemu zdumieniu wróciły do nas po latach, opowiadane przez kogoś innego. Szłam kiedyś z dwiema koleżankami turystycznie do Doliny Staroleśnej przez Czerwoną Ławkę. Jest to ścieżka typu Orlej Perci – zupełnie bez trudności, ale bardzo eksponowana. Miałyśmy dość ciężkie plecaki, bo zamierzałyśmy biwakować kilka dni w kolebie na Strzeleckich Polach. W pewnej chwili jedna z koleżanek „zawiesiła się” i odmówiła dalszego marszu. Było to w bardzo niekorzystnym miejscu. Kiedy kurczowo zastanawiałam się co robić ( nie miałam liny, bo z założenia miałyśmy chodzić tylko turystycznie) usłyszałyśmy z tyłu: „ Tu Ochotnicze Seksualne Pogotowie Ratunkowe”. Byli to polscy goprowcy, którzy zorientowawszy się w sytuacji zdecydowali się koleżankę rozśmieszyć. Podziałało- za chwilę piliśmy razem ugotowaną na juwlu kawę. Słowo daję, że nie zmyślam, zdarzyło się mi to naprawdę. Wielokrotnie słysząc jednak podobną opowieść musiałam przyjąć, że wróciła do mnie w charakterze mitu moja własna historia, albo, że goprowcy notorycznie rozśmieszają w ten sposób panie i panienki. Na koniec prześliczna historia jeździecka przytoczona przez sigmę. Na obozie jeździeckim w PSO w Braniewie dostała do jazdy ogiera imieniem Newton. Wielokrotnie wydawała mu polecenie: „Nastąp się Niuton”, ale koń ani drgnął. Zlitował się nad nią stajenny. Wrzasnął: ”Nastąp się Nefton” i ciężki koń natychmiast odskoczył pod ścianę. Ta historia z całą pewnością wróci do niej po latach zmitologizowana i ubarwiona. Warto dodać, że promotor młodego człowieka, wspomnianego na początku tego tekstu, nakazał mu surowo, aby dokładnie podawał link do strony internetowej, z której czerpał cytowane opowieści i Nick autora. Drodzy komentatorzy- dziękujemy za współpracę. |