Dowody... ruskich fałszerstw
Wpisał: Zenon Baranowski   
31.08.2011.

Dowody... ruskich fałszerstw

Dwa dowody Tomasza Merty

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110831&typ=po&id=po01.txt


Po katastrofie smoleńskiej rodzinie zwrócono nadpalony dowód osobisty Tomasza Merty. Na zdjęciach z czynności oględzin zwłok dokument jest w idealnym stanie. Który jest prawdziwy?


Zenon Baranowski


Wyraźne ślady nadpalenia nosi dowód osobisty należący do wiceministra kultury Tomasza Merty, wydany rodzinie po katastrofie na Siewiernym. Z dokumentacji rosyjskiej, która trafiła do polskiej prokuratury w ostatniej partii materiałów nadesłanych z Rosji, wynika jednak, że ten sam dokument został - UWAGA - zachowany w stanie idealnym. W opinii prawników, sprawa kwalifikuje się do wszczęcia śledztwa. Chodzi o ustalenie, czy nie doszło do fałszerstwa lub niszczenia dowodów.
Przekazany rodzinie Tomasza Merty dowód osobisty nosi ślady nadpalenia. Potwierdza to wdowa po wiceministrze kultury Magdalena Merta. - Odebrałam w Mińsku Mazowieckim od Żandarmerii Wojskowej rzeczy, część rzeczy, bo wartościowe przedmioty zginęły, należących do mojego męża - mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". - Ten dowód jest wyraźnie nadpalony, podobnie jak kilka innych przedmiotów, które znaleziono przy moim mężu - dodaje Magdalena Merta. Przyznaje, że nie budzi to jej wątpliwości z racji okoliczności rozbicia rządowego tupolewa i pożaru na miejscu katastrofy.
Tymczasem jak ustalił "Nasz Dziennik", dokumentacja rosyjska, która została przekazana do Polski, zawiera informację, że dowód osobisty wiceministra zachował się w doskonałym stanie, nie ma śladów zniszczeń.
Pytaliśmy o tę sprawę Magdalenę Mertę. Żona wiceministra kultury zwraca jednak uwagę, że materiał jest objęty tajemnicą śledztwa i w związku z tym nie może wypowiadać się na temat szczegółów. Ale przyznaje, że ma duże wątpliwości co do autentyczności nadesłanej z Rosji dokumentacji.
Szczegółów, ze względu na niejawność materiałów, nie chce podać również jej pełnomocnik mecenas Bartosz Kownacki. Jednak nie ukrywa, że przesyłane z Rosji akta wzbudzają szereg kontrowersji.
- Jest wiele znaków zapytania co do rzetelności dokumentów przekazywanych z Rosji - przyznaje adwokat. Dodaje, że rzeczywiście można mówić o różnicach między rzeczami posiadanymi przez rodzinę Tomasza Merty a dokumentacją spływającą z Rosji.
W związku z tym Kownacki nie wyklucza podjęcia stosownych kroków prawnych. Jakich? Według prawników, taka sytuacja kwalifikuje się do wszczęcia śledztwa. Zachodzi prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa. Działania takie wyczerpują dyspozycję art. 276 kodeksu karnego mówiącego o niszczeniu lub uszkodzeniu dokumentów, którymi okazjonalny dysponent "nie ma prawa wyłącznie rozporządzać", za co grozi do 2 lat więzienia.