Rozwiązywanie problemów TUSKA
Wpisał: Rafał A. Ziemkiewicz   
02.09.2011.

Rozwiązywanie problemów TUSKA

Rafał A. Ziemkiewicz

Premier Tusk w sobotę otworzył nową obwodnicę Wrocławia. Otwierając, zapewnił, że przejazd tą i innymi obwodnicami będzie bezpłatny. Media o fakcie, iż obwodnice będą bezpłatne, skrupulatnie poinformowały obywateli, zarazem informując premiera o satysfakcji, z jaką przyjęły jego decyzję masy.

Po czym we wtorek, po dokonaniu niezbędnych ostatnich prac, z którymi się nie wyrobiono na oficjałkę, obwodnicę faktycznie otwarto i chętni do przejazdu dowiedzieli się, że za przejazd trzeba płacić jak się należy.

A dlaczegóżby się niby płacić nie miało? Mozolnie poustawiane bramki nieszczęsnego systemu "via toll" stoją przecież, nie można ich wyłączyć częściowo, a nawet gdyby można, to na jakiej niby podstawie? Obietnice premiera nie są publikowane w "Dzienniku Ustaw" i takowej podstawy nie stanowią.

Jest to tak oczywiste, że media, które rozkolportowały wiadomość, iż obwodnica jest bezpłatna, nie znalazły powodu, by wracać do "niusa" sprzed kilku dni. Pisowskiej targowicy (copyright by Stefan Niesiołowski, Warszawa-Tworki 2011) z plugawych, lizusowskich gazetek (jw.) które się tematem zainteresowały, wyjaśniono, że premier miał na myśli tylko samochody osobowe. Samochody osobowe zaś mogą jeździć bezpłatnie, wszystko się zgadza. A ciężarówki, TIR-y? Ha, ha, a czy to dotyczy szarego człowieka? Czy szary człowiek jeździ TIR-em? No?

Nie, nie jeździ. To TIR-y jeżdżą po szarym człowieku, to znaczy, jeżdżą mu pod domem, po osiedlowych ulicach, poprzez miasto, rozjeżdżając je kompletnie, żeby uniknąć autostrad, bo przejazd nimi wychodzi niewiele taniej niż bilet na Tanie Linie Kolejowe. Przepraszam, to już nie są Tanie Linie Kolejowe. Po dyskretnej podwyżce niepostrzeżenie zmieniono rozwinięcie tej nazwy na "Twoje Linie Kolejowe". Nawiasem, wypraszam sobie i uprzejmie żądam od pana Grabarczyka polskiej infrastruktury, żeby mnie przestał w ten sposób obrażać: gdyby te linie były moje, to by na nich takiego burdelu nie było na pewno.

Lista polityków, którzy obiecują różne rzeczy, a potem robią coś zupełnie innego, jest długa, ale przyznajmy, że zazwyczaj między obietnicą a pokazaniem wyborcom, gdzie sobie ją mogą wsadzić, mija więcej czasu niż od soboty do wtorku. Nasz Donald nie ma równych sobie. Powiedział po prostu: "traktuję tę sprawę jako załatwioną", i causa finta. Czy ktoś chce być pisowskim lizusem i coś jeszcze dodać?

Ale podwładni Donalda też są nieźli. Pani minister Hall, uparcie dążąca do stanu, w którym świadectwa maturalne będą dla wszystkich, i w wersji obrazkowej, żeby mogli się nimi nacieszyć także ci maturzyści, których zreformowana przez nią szkoła nie nauczyła czytać, rozwiązała problem drogich podręczników. Otóż, oznajmiła, podręczniki będą na pendrajwach. Dzieci będą dostawały tablety, a potem już tylko z klasy do klasy wymieniać będą w tych tabletach pendrajwy, bez żadnych dodatkowych kosztów. Widzę tylko jeden zgrzyt w tym błyskotliwym planie: po co jeszcze dodawać dzieciom darmowe tablety, skoro za tej kadencji dostały już darmowe laptopy? Czy to nie za duży ciężar do dźwigania w tornistrach?

A minister Grad - proszę bardzo, szast prast, jeden podpis, i zamienił stryjek kumpli bratanka w poważnych fachowców od zarządzania spółkami skarbu państwa. Do wczoraj faceci się w ogóle na tych sprawach nie znali, ale zapisali się do PO, spłynęła na nich część zbiorowej mądrości Partii, i już się znają - na cukrze, energetyce, działalności uzdrowiskowej i na czym tam jeszcze trzeba.

A będzie trzeba fachowców od czego innego, to się i na tym będą znać. Jak, nie przymierzając, minister Siemoniak - a to miastem pozarządza, a to telewizją, a to siłami zbrojnymi...

Żeby lepiej nimi zarządzać, nawiasem, minister Siemoniak zasilił się byłym generałem Skrzypczakiem (to się nazywa umacnianie cywilnej kontroli nad armią - się przenosi generałów do cywila, i zatrudnia w MON jako urzędników cywilnych), który parę lat temu obsobaczył ten rząd od najgorszych twierdząc, że całkowicie niszczy siły zbrojne i tkwi w brudnych układach z producentami broni, a potem jeszcze jako członek tzw. Zespołu Ekspertów Niezależnych zmiażdżył postępowanie tego rządu w sprawie tragedii smoleńskiej. A teraz wchodzi do tego samego rządu, który przyjmuje go z otwartymi ramionami i się chwali nowym-starym nabytkiem, który doradzi mu, jak rozwiązać problemy naszej armii.

Doprawdy, rozwiązywanie problemów idzie władzy tak lekko, że dziwię się, iż jeszcze jakiekolwiek zostały. Pewne opracowane przezeń strategie pozwalają na poczekaniu przekonująco zlikwidować każdy nierozwiązywalny z pozoru dylemat, na przykład taki, jak banalne pytanie, skąd wziąć pieniądze. Jest to metoda, którą podręczniki określą niebawem jako metodę "na Rostowskiego".

Jaki tam, proszę publiczność o podrzucenie dowolnego wątku, mamy problem, z którym nikt od dwudziestu lat się nie uporał? Ktoś powiedział KRUS? Proszę bardzo. Problem z KRUS jak wiemy polega na tym, że państwo dopłaca doń 16 miliardów rocznie, i co gorsza, dopłacałoby nawet gdyby KRUS-u nie było, bo te 16 miliardów to po prostu wypłacane za jego pośrednictwem świadczenia dla tych, którzy mieszkają na wsi. Wszyscy mówią, że nic się z tym nie da zrobić, bo prawa nabyte i koalicjant, a proszę, metodą Rostowskiego załatwimy rzecz w minutę osiem. Proszę uważać:

Tworzymy nową instytucję, którą nazwiemy, powiedzmy, Agencją Wspierania Deficytowych Ubezpieczeń i ustawą określamy, że od dziś pieniądze dostaje KRUS już nie z budżetu państwa, tylko z AWDU. To AWDU, aby mogła się wywiązać z tego ustawowego zadania, ubiega się o dotację budżetową.

I teraz myk jest taki: zamiast dotacji państwo daje jej gwarancję na obligacjach, z którymi AWDU idzie po kasę do tzw. rynków finansowych. Pożycza te, powiedzmy, 16 miliardów, to znaczy drukuje obligacji nominalnie na jakieś 25 miliardów, ale do wykupienia dopiero za parę lat, więc na razie się nie musimy tym przejmować. Ale długi AWDU, choć gwarantowane przez państwo, nie są długami budżetu - więc obciążenie budżetu maleje o 16 miliardów! Problem rozwiązany i państwo oszczędza 15, 5 miliarda! Nie, dobrze mówię, 15 i pół, bo jakieś pół miliarda - ale to przecież drobiazg przy takich oszczędnościach - idzie na koszty funkcjonowania AWDU i kilkudziesięciu zatrudnionych w niej działaczy PO. Nie tylko minister Grad ma bratanków, mających kumpli, których trzeba ustawić.

Co, nie podoba się komuś? To niech się dokładniej wczyta w budżet, niech sobie zobaczy, jak załatwił pan minister inne problemy, jak skonstruował układ z OFE... Oczywiście, "pisowskie lizusy" będą zdławionym (Partia robi, co może, by jak najbardziej zdławionym) szeptem rozpowszechniać pseudo-sensacje, że kiedyś wierzyciele się o to wszystko upomną i zlicytują nas do gaci, a może i wraz z gaciami, ale na to wszak jest zawsze odpowiedź miażdżąca: ha, ha, ha, a ruskie mgłę rozpylali, co?

A poza tym pan premier będzie już wtedy na poważnym urzędzie w Komisji Europejskiej - co mu, jak uparcie się powtarza w środowisku dziennikarzy, obiecała pani kanclerz - minister Rostowski u siebie w Londynie.

Mając takich tuzów, możemy się w Polsce w ogóle żadnego problemu nie obawiać. Poza jednym: problemem z kojarzeniem skutków z przyczynami i w ogóle, szerzej mówiąc, z myśleniem. Który, sądząc po sondażach, wciąż dotyczy całkiem sporej grupy ludzi, niestety obdarzonych prawami wyborczymi.

Rafał A. Ziemkiewicz