Strach wraca do dziś: ludobójstwa UPA
Wpisał: Adam Kruczek   
06.09.2011.

Strach wraca do dziś: ludobójstwa UPA

Radni partii Swoboda najechali nocą obóz polskiej ekipy prowadzącej ekshumacje w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej

Adam Kruczek, Ostrówki, Ukraina

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110903&typ=my&id=my14.txt

Po 68 latach ofiary ludobójstwa UPA z Ostrówek i Woli Ostrowieckiej na Wołyniu doczekały się chrześcijańskiego pochówku. Siedem niewielkich, wykonanych z nieheblowanego drewna trumien, po odprawieniu katolickich i prawosławnych obrzędów pogrzebowych, spoczęło na cmentarzu rzymskokatolickim w Ostrówkach. Złożono w nich szczątki ponad 300 osób ekshumowanych z dwóch zbiorowych mogił w lesie pod ukraińską wsią Sokół i z terenu dawnej szkoły w Ostrówkach.

- Nie będę wymieniał wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że możemy dzisiaj być tu spokojnie, bez strachu, bez żadnych problemów - mówił ks. bp Marcjan Trofimiak, ordynariusz łucki, dziękując ukraińskim władzom za umożliwienie godnego pochówku. - Stosunek do zmarłych jest miarą cywilizacji - podkreślił.

Swoboda w natarciu

Niestety, miary tej nie znają działacze rosnącej w siłę probanderowskiej partii Swoboda, którzy wszelkimi sposobami, broniąc fałszywego mitu "bohaterskiej" Ukraińskiej Armii Powstańczej, usiłują zanegować jej zbrodnie na polskiej ludności kresowej, nawet tak doskonale udokumentowane, jak te dokonane w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej. Kwestionują więc nie tylko liczbę ofiar rzezi w Ostrówkach, ale nawet ustaloną przez historyków liczbę mieszkańców tych polskich wsi. Najnowszym przedmiotem ich ataku stały się wyniki prac polskich archeologów i antropologów.
Aktywność działaczy Swobody wzrosła, gdy ekshumacje były już na ukończeniu, a znalezione szczątki przygotowane do pochówku. Szczególnie przykra była wieczorna wizyta radnych Swobody w obozie polskich naukowców w przeddzień uroczystości pogrzebowych. W towarzystwie osoby przedstawiającej się jako lekarz sądowy kazali otworzyć przygotowane już do pochówku trumny, wyciągali z nich i składali na folię kości, usiłując wmówić polskim badaczom, że kości jest mniej, niż było w rzeczywistości, i należą do znacznie mniejszej liczby osób, niż wskazywali polscy archeolodzy i antropolodzy. Według rzeczoznawcy partii Swoboda, dla ustalenia liczby odkopanych zwłok należy policzyć kości udowe i podzielić na dwa. Doliczył się on ok. 140 takich kości, co miało świadczyć o 70 odkopanych zwłokach. Zupełnie nie docierała do niego informacja, że większość ofiar stanowiły dzieci, w tym nawet noworodki, a stan wykopanych kości i ich ubytki są wynikiem warunków, w jakich spoczywały przez prawie 70 lat. - Jestem świadkiem, że ci panowie nie wyjęli z trumien wszystkich kości udowych i nie sprawdzali, czy są to kości prawe czy lewe - mówi zbulwersowana dr Iwona Teul, wybitny antropolog, potrafiąca identyfikować ludzkie szczątki nawet pochodzące z urn. - Ciekawe zresztą, jak wytłumaczą istnienie ponad 200 odkopanych czaszek - dodaje.
Po blisko trzech godzinach dyskusji działacze partii Swoboda głęboką nocą opuścili cmentarz, domagając się przeprowadzenia ekspertyzy kości przez wskazanych przez nich specjalistów, co musiałoby się wiązać z odwołaniem zaplanowanego na następny dzień pogrzebu. Nazajutrz radni Swobody zorganizowali konferencję prasową, w czasie której twierdzili, że polscy naukowcy połamali znalezione kości udowe, aby sztucznie powiększyć liczbę ofiar zamordowanych we wsiach Ostrówki i Wola Ostrowiecka.
Wobec niebezpieczeństwa zakłócenia uroczystości pogrzebowych przez demonstrantów Swobody teren wokół cmentarza został zabezpieczony przez ukraińskie siły porządkowe i do żadnych ekscesów nie doszło.

Niewyobrażalna zbrodnia

Rzeź w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej przeraża nie tylko przekraczającą tysiąc ofiar liczbą zamordowanych, co stawia ją w rzędzie największych banderowskich masakr, ale także szczególnym okrucieństwem, wyrachowaniem i bezwzględnością oprawców. Kilkuset polskich mężczyzn taśmowo zabijano, rozłupując im głowy siekierami i młotami; 250 osób, głównie kobiety i dzieci, spalono w szkole w Ostrówkach bądź zastrzelono w trakcie ucieczki, kilkadziesiąt spalono w jednej ze stodół, około 300, głównie dzieci i ich matki, po kilkukilometrowym marszu śmierci zastrzelono na łące w pobliżu lasu.
W wyniku 30-letnich badań prowadzonych przez dr. Leona Popka z lubelskiego IPN, który w zagładzie Ostrówek i Woli Ostrowieckiej stracił ok. 40 członków bliższej i dalszej rodziny, powstała bogata naukowa dokumentacja tej zbrodni. Do dziś żyją też jej naoczni świadkowie.
Jednym z nich jest 82-letnia pani Zofia Suszko, która na pogrzeb przybyła aż spod Bydgoszczy. W szkole w Woli Ostrowieckiej zostali spaleni jej starsza siostra z dwoma synami - siedmioletnim Bolkiem i dwuletnim Bartkiem. Zamordowany został też jeden z braci pani Zofii - Józek.
Pani Suszko uratowała się, gdyż pędzona przez banderowców na śmierć koło zagrody księdza wraz z mamą i bratem oderwała się od reszty i zaczęła biec w kierunku sadu. Ukraińcy posłali za nimi serię z karabinu maszynowego, która przeszła tuż ponad ich głowami. Upadli na ziemię, a oprawcy uznali, że strzały były celne. - Dzieci, nie ruszajcie się, może nas Matka Boska swoim płaszczem ochroni, szepnęła mama, a my aż wtuliliśmy się w ziemię - opowiada pani Zofia. W ten sposób uniknęli losu ok. 300 kobiet i dzieci, którzy zostali zamordowani w pobliżu wsi Sokół. Udając zabitych, leżeli w pobliżu rodzinnej zagrody, skąd słyszeli tępe odgłosy towarzyszące mordowaniu mężczyzn. To właśnie za domem Suszków banderowcy zorganizowali jedno z kilku miejsc kaźni. Gdy odeszli, pani Zofia widziała dół z zamordowanymi mężczyznami. Niektórzy jeszcze żyli. Zauważyła, że jedna z ofiar, starszy mężczyzna, miała odrąbane stopy. Oznaki życia dawał młody chłopak przywalony innymi ciałami. - Chciał pić i jak mu podawałam rondelek wody, to musiałam stanąć na plecy jakiegoś zabitego mężczyzny. Pamiętam to do dziś - wspomina tragiczne wydarzenia pani Zofia.
Jak większość ocalałych mieszkańców Ostrówek i Woli Ostrowieckiej rodzina Suszków szukała ratunku najpierw w pobliskim Jagodzinie, a potem u rodziny w Lubomlu. - Wielu z tych, którzy się uratowali, Niemcy zakwaterowali w magazynach wojskowych, a po kilku dniach podstawili wagony i wywieźli ich na roboty do Niemiec - twierdzi pani Suszko.
Pani Zofia ponownie ujrzała rodzinne strony w 1992 roku. - Po 49 latach, gdy przyjechałam tutaj i zobaczyłam Ukraińców, to z wrażenia serce waliło mi jak młot - wspomina. - Myślałam, że zaraz nas pobiją. Ten strach wraca do dzisiaj.
Ekipa poszukująca szczątków ofiar przywiozła panią Zofię do Ostrówek w lipcu br., mając nadzieję, że wskaże ona miejsce, gdzie znajdowała się stodoła w jej rodzinnym gospodarstwie, co pomogłoby w ustaleniu zbiorowej mogiły ok. 100 zamordowanych tam mężczyzn. Niestety, po latach nie udało się jej zlokalizować.
- To jedno z kilku miejsc, gdzie musimy wrócić i odszukać szczątki naszych bliskich, aby pochować ich na cmentarzu - zapewnia dr Popek. - Może uda się tego dokonać w przyszłym roku - dodaje.

Kiedy spłacimy dług?


Uratowani z masakry, o ile pozwalają im na to siły, starają się uczestniczyć w corocznej pielgrzymce do rodzinnej wsi. Sędziwy Jan Ulewicz z Woli Ostrowieckiej, który w czasie rzezi miał 17 lat, z 22 dotychczasowych pielgrzymek opuścił tylko dwie. Pamiętnego 30 sierpnia 1943 r. stracił rodziców i siostrę. - Chłopaki, którzy wyskoczyli z podpalonej szkoły w Ostrówkach, widzieli w środku moją mamę, więc pewnie tam się spaliła, a ojca zabili za stodołą u Strażyca. Jego szczątki zostały pochowane na cmentarzu po ekshumacji w 1992 r., a teraz przyszła kolej na mamę i siostrę - mówi ze spokojem w głosie.
Na pytanie, jak sam się uratował, rozkłada ręce i mówi, że to działanie Opatrzności Bożej. Wraz z kolegą ukryli się w stodole nad stajnią, przykrywając suchą koniczyną. Słyszeli, jak tropiący Polaków banderowcy kłuli siano bagnetami i odgrażali się, że jak podpalą stodołę, to Polacy sami powyłażą. - Ale ręka Boska ich powstrzymała i nie podpalili - mówi.
Chłopcy przeczekali w stodole najgorsze i potem uciekli do Jagodzina. Panu Ulewiczowi, gdy opuszczał rodzinną wieś, pozostały w pamięci sterczące kominy spalonych domów. Gdy ponownie przybył tu na początku lat 90., ze wsi nie zostało już nic. - To dziś prawdziwe dzikie pola - mówi z rezygnacją.
Jan Ulewicz sprzeciwia się nazywaniu ludobójczej działalności UPA walką narodowowyzwoleńczą. - Zabijać niewinnych, i to od kolebki do starego dziadka, kto to widział?! - mówi poruszony. - Znałem Ukraińców dobrze, do dziś zrozumieć nie mogę, jak oni mogli to robić.
Dla wielu Kresowian prace ekshumacyjne i przeprowadzone z rozmachem uroczystości pogrzebowe w Ostrówkach stanowiły duże zaskoczenie.
- To dla mnie prawdziwy szok - przyznaje pani Helena Honczaruk, uratowana z rzezi jako półtoraroczne dziecko. - Myślałam, że to będzie normalna pielgrzymka jak co roku, a tu takie wielkie uroczystości, tak zmieniona droga na cmentarz i jego otoczenie.
Panią Helenę uratował ojciec, Jan Szwed, który w przeddzień napadu wywiózł żonę i trzy córki do Jagodzina. Dostał się w ręce banderowców, gdy rano poszedł do swojego gospodarstwa, aby oporządzić inwentarz. Zginął w stodole u Strażyca. - Dowiedziałam się, że ucięli mu głowę siekierą, przytrzymując widłami, żeby się nie wyrwał - mówi kobieta.
Nagłe przyspieszenie i spełnienie nadziei na katolicki pochówek bliskich zaskoczył nawet 90-letnią Helenę Popek, matkę dr. Leona Popka. - Już zaczynałam tracić nadzieję, że Leonowi się uda - wyznaje. - Bo wszystko jakby przycichło, nikt już go nie popierał, a Ukraińcy za wszelką cenę chcieli wyciszyć całą sprawę. Aż tu naraz taka wiadomość. To chyba cud - dodaje.
Przełom w sprawie ekshumacji i upamiętnienia ofiar banderowskiej zbrodni w Ostrówkach i Woli Ostrowieckiej związany jest z polsko-ukraińskimi uzgodnieniami politycznymi na najwyższym szczeblu. Wkrótce na cmentarzu w Ostrówkach Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ma wystawić okazałe upamiętnienie, w odsłonięciu którego wezmą udział prezydenci Polski i Ukrainy. Niejako w rewanżu po stronie polskiej w Sahryniu obaj prezydenci odsłonią pomnik mający upamiętnić cywilne ofiary ataku oddziałów AK i BCh na terroryzujący polskie wsie bastion UPA i policji ukraińskiej w Sahryniu.
Nie wchodząc w całą nieadekwatność tego zestawienia, trudno nie zadać pytania, co dalej z upamiętnieniem dziesiątek tysięcy zbiorowych i pojedynczych ofiar ludobójstwa dokonanego na Polakach przez OUN-UPA na Kresach.
- W czasie dzisiejszego nabożeństwa z jednej strony jak gdyby płacimy dług tym, którzy tak długo czekali na ten dzień, ale przecież to nie wszyscy, jest ich o wiele więcej w nieznanych mogiłach - upomniał się o Polaków leżących w niepoświęconej kresowej ziemi ks. bp Marcjan Trofimiak w czasie pogrzebu w Ostrówkach.