Nauka niemieckiego - "za przodka"
Wpisał: naszdziennik   
09.09.2011.

Nauka niemieckiego -  „za przodka”

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110909&typ=po&id=po03.txt

Czy na rodzicach posyłających dzieci do szkół w rejonach z silnymi wpływami mniejszości niemieckiej wymuszane są deklaracje o chęci nauki niemieckiego jako języka ojczystego?

"Jestem zmuszany do podpisania oświadczenia, że językiem moich przodków jest język niemiecki. Jeśli nie podpiszę, moje dziecko będzie siedzieć na korytarzu w szkole i nie będzie miało szansy na naukę tego języka. Poruszam ten temat, bo patrząc, co robi Litwa z Polakami tam i Niemcy tu, to co będzie dalej?" - taką informację przysłał do redakcji "Naszego Dziennika" jeden z mieszkańców gminy Ujazd na Opolszczyźnie. Jego dziecko uczęszcza do Szkoły Podstawowej w Jaryszowie. W opinii mężczyzny, większość rodziców takie deklaracje podpisuje pod presją ze strony szkoły.

Beata Hornung, dyrektor Szkoły Podstawowej w Jaryszowie, tłumaczy, że nikogo nie dyskryminuje i nie zmusza do podpisywania dokumentów. Jest jednak inny problem. - W tej chwili dostałam z kuratorium oświaty rozporządzenie, według którego te dzieci, które nie złożyły takiej deklaracji, nie mogą uczestniczyć w zajęciach z języka mniejszości narodowych. To jest tylko dla uczniów, którzy zadeklarowali naukę w języku niemieckim - podkreśla dyrektor, która jest równocześnie nauczycielem języka niemieckiego. Michalina Ciapa, dyrektor Gminnego Zarządu Oświaty w Ujeździe, potwierdza, że deklarację należy złożyć, bo takie jest rozporządzenie Ministerstwa Edukacji Narodowej. Chodzi o rozporządzenie w sprawie organizacji kształcenia umożliwiającego podtrzymywanie poczucia tożsamości narodowej, etnicznej i językowej uczniów należących do mniejszości narodowych z 24 marca 1992 roku.
Zdaniem rodzica, sytuacja wygląda trochę inaczej. - Żeby moje dziecko mogło uczyć się języka niemieckiego, zmuszany jestem do podpisywania oświadczenia, że chce się uczyć języka swoich przodków - relacjonuje.
Jaryszów to mała miejscowość w gminie Ujazd w województwie opolskim. Na jej terenie mieszka również wiele osób deklarujących się jako obywatele polscy narodowości niemieckiej. Rodzic, który zgłosił się z tym problemem, chce zachować anonimowość ze względu na siebie i dzieci. - Syn chce się uczyć niemieckiego, ale jeśli tego nie podpiszę, to mu na to nie pozwolą - wskazuje mężczyzna.
- Nie mam świetlicy ani środków na zorganizowanie dodatkowych zajęć, więc te dzieci uczęszczają na zajęcia i nikogo z nich nie wyrzucam. Każdy, kto nie podpisał tej deklaracji, nie powinien być u mnie na lekcji - przyznaje pani dyrektor Hornung. Jak mówi, nikt nie robi żadnych problemów, ale by zorganizować zajęcia z niemieckiego, potrzebuje minimum siedmiu deklaracji. - Nikogo nie zmuszałam do podpisywania tych dokumentów - zapewnia nauczycielka. Dyrektor Gminnego Zarządu Oświaty przyznaje, że na dzieci, które nie złożą deklaracji o chęci nauki języka ojczystego, nie ma specjalnej dotacji. Zastrzega jednak, że nauczyciel nie ma prawa ani wywierać presji, ani namawiać do ich podpisywania. - Kto czuje, że ma niemieckie korzenie, wypełnia tę deklarację na początku nauczania. Ale nikt nie powinien do tego zmuszać i jeśli to prawda, to nie jest to w porządku - dodaje Ciapa, która z racji pełnionej funkcji nadzoruje działalność placówek oświatowych na terenie gminy Ujazd.
Co ciekawe, ojciec ucznia podkreśla, że rodziców z tym problemem jest więcej, deklaracje podpisują trochę z rozpędu, a trochę pod presją, bo tak wypada.
Zdaniem Tomasza Strzałkowskiego, który sprawuje mandat radnego w powiecie opolskim, ciekawe będą z pewnością wyniki tegorocznego spisu powszechnego. - Biologia jest nieubłagana, miejscowości, które były bastionami mniejszości jeszcze w latach 80. i 90., dzisiaj są już podzielone. Ludzie migrują, umierają, przyjeżdżają z innych rejonów Polski i struktura narodowościowa także się zmienia - podkreśla. Podaje jako dobry przykład gminę Szczedrzyk, której nazwa w czasie ostatniej wojny brzmiała Hitlersee. Kilka miesięcy temu przeprowadzono tam konsultacje społeczne w sprawie dwujęzycznej nazwy topograficznej. Okazało się, że nieznacznie mieszkańcy opowiedzieli się za postawieniem obok polskojęzycznej tablicy również nazwy w języku niemieckim. Coś, co było tam oczywiste jeszcze w 1995 roku, zostało zakwestionowane przez prawie połowę obecnych mieszkańców.
- Jeszcze 10 lat temu był to bastion mniejszości niemieckiej. Dzisiaj sprawa ta rozstrzygnęła się minimalnie i tak to prawdopodobnie wygląda na całej Opolszczyźnie - dodaje Strzałkowski. Dlatego być może tak istotne mogą być deklaracje o chęci nauki języka ojczystego do statystycznego utrzymywania pewnego poziomu osób oficjalnie identyfikujących się z mniejszością niemiecką.

Zmieniony ( 09.09.2011. )