Do żłobu, żydomasoni! a do więzień autochtoni! | |
Wpisał: Izabela Brodacka | |
25.09.2011. | |
Do żłobu, żydomasoni! a do więzień autochtoni! Ten ironiczny tytuł to fragment wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Rok polski” z 1938 roku. Izabela Brodacka
Na jednym z licznych spotkań, na które zostałam ostatnio zaproszona padła propozycja żeby przy dobieraniu nowych członków pewnego stowarzyszenia stosować kryterium narodowe czy wręcz rasowe. „Do ilu pokoleń wstecz chcą panowie badać czystość rasową i jakie metody badawcze proponują?”- zapytałam uprzejmie. „Są pewne, sprawdzone metody”- zażartował z obleśnym uśmiechem jeden ze starszych panów. „W porządku, zatem zaczynamy od siebie, panowie zdejmują spodnie, a ja sprawdzam”- odparłam. Byłam w tym gronie jedyną kobietą.
Konsternacja malująca się na obliczach obecnych przekonała mnie dowodnie, że z racji wieku traktowana jestem jako istota bezpłciowa, coś w rodzaju księdza, który powinien udawać, że nie słyszał albo nie rozumie tego, co zostało powiedziane. Nie muszę dodawać, że panowie nie skorzystali z mojej propozycji udowodnienia, że są prawdziwymi Polakami, a ja nie skorzystałam z zaproszenia do ich patriotycznego zgromadzenia.
W poprzedni weekend w Serocku odbyło się bardzo ciekawe spotkanie stowarzyszenia „Twórcy dla Rzeczpospolitej”, w którym to stowarzyszeniu mam zaszczyt być członkiem komisji rewizyjnej (wraz z księdzem, taki już los istot bezpłciowych).
Podczas jednej z dyskusji padło nazwisko Zygmunta Baumana. Kilka osób gorąco zaprotestowało przeciwko wymienianiu tego nazwiska w jakimkolwiek kontekście. Mamy swoich filozofów i socjologów, po co mamy się zajmować tym agentem i aparatczykiem – argumentowali.
Jak widać osoby te akceptują fakt, że społeczeństwo dzieli się na grupy monadyczne, wzajemnie się z sobą niekomunikujące. My mamy swoją piaskownicę i swoje zabawki- oni swoje. My będziemy udawać, że takiego zwierzęcia jak Bauman nie ma. Oni nierównie skuteczniej udają, że nie ma nas wszystkich.
Znam szkołę katolicką, w której wykreślono z lektur „Szatana z 7 klasy”, gdyż szatan nie powinien się dzieciom pozytywnie kojarzyć. W tej szkole nie mówi się również na przykład o Sokratesie. Historię filozofii sprowadza się do historii myśli katolickiej.
Wprawdzie Baumanowi bardzo daleko do Sokratesa, ale nie da się udawać, że takiego zwierzęcia nie ma. Choćby dlatego, że jest znany na całym świecie jako socjolog polskiego pochodzenia. Oraz dlatego, że nie sposób mówić o postmodernizmie nie podając jego nazwiska.
Nikt mi nie musi przypominać o negatywnej roli, jaką odegrał Bauman w polskiej polityce i nauce. Bardzo chętnie przeczytałabym jego szczegółowy, niezakłamany życiorys. Jeszcze chętniej przeczytałabym polską monografie krytyczną wobec tego nurtu socjologicznego i filozoficznego, jakim jest postmodernizm. Nie satysfakcjonuje mnie monografia Bogdana Barana ( drażnią mnie choćby jego „pis” i „czyt”) a nawet teksty profesora Legutko.
Bauman jest tu zresztą zupełnie nieistotny. Chodzi mi tylko o to, że społeczeństwo polskie zamiast się integrować, dzieli się w zastraszającym tempie. I w zastraszającym tempie rośnie w naszych głowach liczba potencjalnych wykluczonych z prawa do reprezentowania nas wszystkich w parlamencie. Wykluczanie kogokolwiek ze społeczności ludzkiej to- jak uczy historia- niebezpieczny proceder. Po Żydach, Cyganach przychodzi czas na Polaków. Po nieuleczalnie chorych, nienormalnych, przestępcach - przychodzi czas na rudych, łysych, grubych.
Między innymi, dlatego jestem zwolenniczką JOW. Każdy może po cichu dopuścić do głosu swoje animozje. Można - jak się chce - nie głosować na rudych, łysych, grubych, Niemców, Polaków, Romów. Ale nie można wykluczenia uczynić podstawą ordynacji wyborczej. W obecnej ordynacji praktycznie wykluczeni są wszyscy bezpartyjni. Nie mogą zrealizować biernego prawa wyborczego. Dlatego trzeba ją zmienić.
Mam głęboką nadzieję, że obywatele naszego kraju będą kiedyś w ordynacji JOW głosować na mądrych, uczciwych, sprawdzonych. Że wykluczenie nie stanie się ich podstawowym kryterium wyboru.
PS. Ten ironiczny tytuł to fragment wiersza Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Rok polski” z 1938 roku. |
|
Zmieniony ( 25.09.2011. ) |