Kardynałowie bez wiary | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
27.02.2008. | |
[Po moim niedawnym tekście „Dzięki Bogu, Kard. Kasper odchodzi” (przepisanym!) dostałem list, w którym Autor sugerował, że za ostro traktujemy Kardynałów- emerytów. Oto artykuł z roku 2001 (SiSiNoNo) poważnie analizujący tę sprawę. Odnośniki może czytelnik znaleźć w „Zawsze wierni” nr 47 z lipca 2002. Jest w internecie, link zaś u mnie. – Adm.] Kardynałowie bez wiary Niedawno papież Jan Paweł II wręczył kapelusze kardynalskie dwóm niemieckim biskupom, Walterowi Kasperowi i Karolowi Lehmannowi. Czym sobie na to zasłużyli? Pisaliśmy już o tym, ale ponieważ upłynęło nieco czasu, dobrze będzie przypomnieć informacje, aby lepiej zrozumieć wagę tych nominacji na tle faktów. Dla kard. Waltera Kaspera cuda opisywane w Ewangeliach nie są historycznymi wydarzeniami, przedstawionymi przez dwóch naocznych świadków oraz przez dwóch uczniów Apostołów, którzy poznali je z ustnych relacji, nie są też pewnymi oznakami boskości naszego Pana, Jezusa Chrystusa, jak je zdefiniował Sobór Watykański I. Są one raczej "problemem, który udziwnia działalność Jezusa i utrudnia jej zrozumienie przez współczesnego człowieka". W hołdzie zatem "współczesnemu człowiekowi", albo, mówiąc bardziej precyzyjnie, pełnemu pychy człowiekowi, którzy wierzy tylko w samego siebie, kard. Kasper uważa się za upoważnionego do relatywizowania "niepodważalnej tradycji, która przekazała nam świadectwo tych cudów". Pominiemy tu sposób myślenia Kardynała, gdyż już go kiedyś analizowaliśmy", a także ponieważ jest to po prostu mechaniczne powtórzenie nie mających żadnego uzasadnienia twierdzeń "racjonalistów" protestanckich najgorszego gatunku. Zamiast tego przejdźmy do wniosków: czym są dla nowo mianowanego kardynała cuda zdziałane przez Chrystusa? "Te niehistoryczne opowieści - pisze on - to wyznanie wiary w zbawcze znaczenie przesłania i osoby Jezusa"s. Krótko mówiąc, według kard. Kaspera, Pan Jezus nigdy nie wskrzesił córki Jaira ani syna wdowy z Naim, ani nawet ?azarza. Nie uspokoił On żadnej burzy, nie rozmnożył chleba, nie kroczył po wodzie etc. Zgodnie z wersją kard. Kaspera, Ewangeliści wymyślili te "niehistoryczne opowieści" w ten sam sposób, jak nasze babki wymyślały bajki, siedząc przy kominkach - w czasach, kiedy nie było jeszcze psującej dzieci telewizji. Podobnie jak bajki naszych babek miały za zadanie wpajanie morału, także "opowieści" Ewangelistów o cudach naszego Zbawiciela "nie miały zamiaru przedstawiać Jezusa jako Pana życia i śmierci". W każdym bądź razie kard. Kasper nie tylko, jak wszyscy "nowi teologowie", wątpi w realność cudów zdziałanych przez Pana Jezusa, ale uważa także, że nie mógł On ich sprawić, ponieważ nie był Bogiem. Pan Jezus, zdaniem Kardynała, nigdy nie wygłaszał takich "roszczeń", a w Cezarei Filipowej św. Piotr wyznał zaledwie "Ty jesteś Mesjaszem" i to samo potwierdził Pan Jezus przed Sanhedrynem. Kiedy jednak pierwsza wspólnota chrześcijańska wyznała wiarę w Boże Synostwo Pana Jezusa, nie miała na myśli faktu, że jest On Synem Bożym, ale pragnęła jedynie "wyrazić myśl, że Pan Bóg objawia się i udziela w sposób absolutny i ostateczny w historii Jezusa". Koniec, kropka. Pierwsza wspólnota chrześcijańska nie zamierzała "przyznawać Mu godności, która popierałaby jego roszczenia", natomiast oczywiście popierali je św. Paweł i św. Jan. W naszych czasach jesteśmy na szczęście w posiadaniu Katechizmu holenderskiego, co ułatwia wyrobienie sobie opinii w tej materii. Kard. Kasper ma udział w herezjach tego katechizmu, głosząc, iż "doktryna boskości i człowieczeństwa Jezusa stanowi rozwój pierwotnego przekonania, iż ten człowiek jest naszym boskim zbawieniem ". Tak, przeczytaliście to poprawnie: zbawienie jest "boskie", ale Pan Jezus jest tylko "tym człowiekiem"! I właśnie taka miałaby być "pierwotna wiara"; zaiste pierwotna wiara Kościoła! Moglibyśmy na tym poprzestać, ponieważ nie możemy sobie wyobrazić, jak może nadal wypełniać swoje funkcje kapłańskie, przyjąć święcenia biskupie, a dzisiaj nawet być mianowany kardynałem ktoś, kto w swoich pismach neguje fundamentalną doktrynę chrześcijaństwa, tzn. boskość Jezusa Chrystusa, co nazwać należy nie tyle nawet herezją, ale apostazją. Jeśli Pan Jezus nie jest Bogiem, ale został zań ogłoszony przez swoich uczniów, to -logicznie rzecz biorąc - nie może być mowy o Zmartwychwstaniu. I rzeczywiście, kard. Walter Kasper neguje Zmartwychwstanie. Dla niego "pusty grób przedstawia sobą wieloznaczny fenomen, otwarty na różne interpretacje”, natomiast interpretacje Zmartwychwstania to "wierzenia i świadectwa przekazane przez ludzi, którzy w nie wierzyli" i którzy, według dziwacznej logiki "nowej teologii", z pewnością kłamali, po prostu potwierdzając wszystkie fakty, do wiary w które zostali skłonieni. Niewątpliwie - kontynuuje Kardynał - pewien "z gruntu fałszywy rodzaj twierdzenia, jakoby Pan Jezus był dotykany ich rękami oraz jadł przy stole wraz ze swymi uczniami (...) prowadzi do ryzyka przyjęcia zbyt topornej wiary paschalnej". Szczęśliwie jednak dla uduchowienia tej "zbyt topornej" wiary, która przez dwa tysiące lat pozostawała wiarą Kościoła, mamy kard. Waltera Kaspera, który może nas poinformować, że spotkania Apostołów ze zmartwychwstałym Mesjaszem nie były niczym więcej niż "spotkaniami Z Chrystusem obecnym w Duchu". Wszystko jasne, prawda? Tak więc dla kard. Kaspera nasz Pan Jezus Chrystus nie był Bogiem, nie czynił cudów, nie zmartwychwstał, a zatem i nie wniebowstąpił. Zgodnie z nieuchronną "logiką" błędu nie było również Niepokalanego Poczęcia ani Boskiego Macierzyństwa. Konsekwentnie rzecz ujmując, kard. Kasper ukrywa za swą nauką rehabilitację Nestoriusza. Czyż i to nie jest logiczne? Jeśli według kard. Kaspera Pan Jezus nie jest Bogiem, zatem Nestoriusz został niesłusznie potępiony za twierdzenie, iż Maryja nie powinna być tytułowana Matką Bożą. W "logice" nowego kardynała wszystko się zgadza: jaka szkoda, że jest to logika apostazji i całkowitego odrzucenia Prawdy Objawionej! Karol Lehmann to kolejny nowo mianowany kardynał. Dał on przykład swojej "wiary" w dokumencie ........... .......Grupy Roboczej ds. Usprawiedliwienia i Posługi Kapłańskiej (Fryburg, Br.-Goettingen, 1986), którą kierował wespół z protestantem Pannenbergiem. Również w jego przypadku ograniczymy nasze analizy do minimum, odsyłając czytelnika do długiego artykułu opublikowanego 15 IX 1987 r. w "SiSiNoNo" , zatytułowanego Niemcy: odrażający dokument ekumenicznej zdrady. Kard. Lehmann jawi się jako główny pomysłodawca, a przynajmniej gorący orędownik haniebnej Wspólnej Deklaracji w Sprawie Nauki o Usprawiedliwieniu, podpisanej dwa lata temu przez katolików i protestantów.Dla kard. Lehmanna anatemy Sobory Trydenckiego nie mają żadnej wartości, gdyż, jak mówi on i jego "odłączeni bracia", Sobór osądził i potępił "wczesnego" Lutra. Być może "późny" Luter mógłby zostać, po dokonaniu drobnych poprawek, zaakceptowany! Deklaracja katolicko-luterańska z satysfakcją podkreśla, że Kościół katolicki "odszedł od Trydentu". Rzecz jasna kard. Lehmann myli tu Kościół z "nową teologią", która jest filoprotestancka i heretycka - dlatego możemy zrozumieć, czemu mówi, że "to, co jest decydujące w koncepcji wiary u reformatorów" już nie stwarza "żadnych problemów dla współczesnej teologii katolickiej". Według kard. Lehmanna współczesne koncepcje protestanckie, o których nie można wszakże powiedzieć, żeby "oddaliły się" od tez Lutra, nie podpadają pod ekskomuniki Soboru Trydenckiego. Nie mają one już zresztą żadnego znaczenia, uwzględniając fakt, że Kardynał uważa ten dogmatyczny sobór za pozbawiony znaczenia. W tym samym dokumencie protestanckie herezje zostały zuchwale i bluźnierczo zrównane z nieomylnymi definicjami Soboru Trydenckiego, a pochodzące od ludzi, heretyckie "tradycje" sekt protestanckich z Boską i Apostolską Tradycją Kościoła. Nie jest zatem zaskakujące, że podobnie jak kard. Karol M. Martini SI chciał wysłać nas do żydowskich szkół, abyśmy mogli zrozumieć Pismo św, tak i kard. Lehmann wysyła nas do szkół protestanckich, "abyśmy pełniej zrozumieli nauczanie Kościoła i poznali jego korzenie". Co się tyczy tego "pełniejszego zrozumienia", Kardynał przedstawia dowód złożony z wielu starych herezji protestanckich, w tym i sola Scriptura, a który nie ma nic wspólnego ani z Tradycją, ani z Magisterium, będąc za to zgodą na prywatną interpretację [Pisma św.]; Kardynał promuje również relatywizm dogmatyczny, wedle którego dogmat może być [jednocześnie] prawdziwy dla katolików i fałszywy dla protestantów - i vice versa. Głosi także, że istnieją tylko różnorodne "tradycje" wyznaniowe, wszystkie godne szacunku - pomimo zasady niesprzeczności. Żywiąc nadzieję, że katolicy wreszcie przyjmą pouczenia ze strony protestantów, kard. Lehmann cieszy się, że "w gruncie rzeczy praktyka egzegetyczna obu Kościołów stała się w dużym stopniu podobna do siebie" - i niewielkie znaczenie ma dlań fakt, że to "katoliccy" egzegeci upodobnili się do protestantów, a nie na odwrót. Kard. Lehmann mówi o wielości Kościołów, ale w rzeczywistości głosi herezję „podzielonego Kościoła", którego jedność miałaby być zniweczona przez schizmy - wbrew Pismu św. i Tradycji, które, wiernie przekazane przez Magisterium, uczą, iż schizmy nie naruszają jedności Kościoła, podobnie jak sucha gałąź, która odpada od drzewa lub zostaje pozbawiona liści, pozostawia nietkniętą jedność drzewa. Kard. Lehmann nie tylko jednoczy się z "odłączonymi braćmi" w wychwalaniu Lutra, ale również w oczernianiu Kościoła katolickiego, jego nauki i jego "bardzo często nieoświeconych praktyk". Jeśli zaś spojrzymy na treść dokumentu odnośnie do nauki o usprawiedliwieniu, zasługach i sakramentach, obraz staje się jeszcze bardziej niepokojący: albo kard. Lehmann nie zna nauki katolickiej, albo chce ją poświęcić na rzecz iluzorycznego konsensusu z uszczerbkiem dla Bożego Objawienia. Oto jeden przykład: Luter zmniejszył tradycyjną liczbę siedmiu sakramentów do dwóch; kard. Lehmann stwierdza, że odnośne potępienie dokonane na Soborze Trydenckim "ma dzisiaj ograniczone znaczenie". Zapytajmy więc: czy kard. SI Lehmann uznaje siedem, czy dwa sakramenty? Albo jeszcze inaczej: czy uważa je on, że sakramenty są pochodzenia Boskiego, czy ludzkiego? Kard. Lehmann głosi również, że protestancka krytyka odnośnie do "tez dotyczących ofiarniczego charakteru kanonów Mszy Rzymskiej" jest "zrozumiała"! Pytamy: czy dla kard. Lehmanna Msza św. jest rzeczywistą Ofiarą, jak głosi wiara katolicka zdefiniowana na Soborze Trydenckim, czy też jest tylko pamiątką, jak chcieliby jego "bracia odłączeni"? Kolejny przykład sprytnej manipulacji: dzisiejszych protestantów nie dotyczy już ekskomunika Soboru Trydenckiego tylko dlatego, że - żonglując słowami - mówią oni o "Rzeczywistej Obecności" w Eucharystii, rozumiejąc przez to obecność "personalną", duchową, ale bynajmniej nie cielesną naszego Pana Jezusa Chrystusa. W tekstach Vaticanum II nieobecność pojęcia "transsubstancjacji" była uważa za rozważne dystansowanie się, oczywiście - od nauki katolickiej. Nie ma żadnego znaczenia, że sam Paweł VI, w encyklice Mysterium Fidei uznał za konieczne naprawić ten brak. Kard. Lehmann uważa "pobożność przed Tabernakulum" oraz procesje na Boże Ciało za "formy ciągle zachowywanych średniowiecznych nabożeństw". Popiera on obowiązującą w reformie liturgicznej tendencję do desakralizacji, tym samym potwierdzając fakt protestantyzacji liturgii katolickiej, opisany przez kardynałów Ottavianiego i Bacciego w przedstawionej Pawłowi VI Krótkiej analizie krytycznej. Zbliża się również do teologii protestanckiej w jej poglądach na czyściec, który - wedle protestantów - nie istnieje; na Komunię, która według protestantów jest środkiem odpuszczenia grzechów ciężkich; na bierzmowanie, namaszczenie chorych, małżeństwo i kapłaństwo. Wyraża się dwuznacznie używając słowa "sakrament", które protestanci wprawdzie sobie przyswoili, ale rozumieją przez nie coś zupełnie innego niż wiara katolicka. Mamy tu do czynienia albo z poważną ignorancją, albo ze zdradą, zaś obie te możliwości są niewybaczalne w przypadku sługi Kościoła, kapłana, który nigdy nie powinien zostaćbiskupem, a jednak jest teraz kardynałem. Jeśli taka jest wiara Kaspera i Lehmanna, to nietrudno sobie wyobrazić, jaka jest ich moralność: aborcja, rozwody, antykoncepcja, zniesienie celibatu dla księży etc. Co do "poślubionych rozwodników", to podkreślmy, że obaj Kardynałowie chcą zezwolić im na przyjmowanie Komunii św., nawet bez rozgrzeszenia i wyrażenia skruchy, "po zbadaniu sumienia" i "spotkaniu z rozważnym kapłanem-ekspertem". Ta wypowiedz spowodowała interwencję Kongregacji Nauki Wiary. Nie trzeba dodawać, że kardynałowie Kasper i Lehmann są wrogami prymatu biskupa Rzymu. Czy jest możliwe, aby Jan Paweł II nie zdawał sobie sprawy z faktów, które tu przedstawiliśmy? Niestety, papież wie o wszystkim. W przypadku kard. Kaspera - Papież wypowiedział się o jednej z jego książek, która przez lata krążyła bez przeszkód po Włoszech. W przypadku kard. Lehmanna - został on napiętnowany w oficjalnym dokumencie nt. "dialogu ekumenicznego" w Niemczech. W każdym razie, aby przekonać nas, że Jan Paweł II był wystarczająco dobrze poinformowany, powinien wystarczyć list, monitum, który został wysłany do niemieckich kardynałów podczas ostatniego konsystorza. Pierwsze doniesienia na temat tego listu pojawiły się 12 marca 2001 r. w dzienniku "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Zamieścił on informację, że w liście z 22 lutego Papież pisał o "zamieszaniu i nadużyciach" oraz o "upadku ludzkich i chrześcijańskich wartości w Niemczech". Ubolewał, iż w liturgii, kazaniach, katechezie i pasterzowaniu narasta fala praktyk niezgodnych z nauką i dyscypliną Kościoła. W odniesieniu do ekumenizmu, niemieccy biskupi zostali wezwani do przestrzegania wytycznych przedstawionych w ostatnim czasie w deklaracji Dominus Iesus. Chwaląc "solidną strukturę organizacyjną" Kościoła w Niemczech, Jan Paweł II ostrzegł przed ryzykiem "wydrążenia Kościoła od wewnątrz poprzez środki, które z zewnątrz wydają się mocne, ale wewnętrznie zawsze powodowały, że Kościół tracił jeszcze więcej siły i wiarygodności". 16 maja Radio Watykańskie potwierdziło treść listu papieskiego, który został szeroko nagłośniony przez niemieckie masmedia, a następnie powtórzyły przez agencję Ansa. Radio Watykańskie poinformowało, że Papież odesłał nowych niemieckich kardynałów do nauczania Humanae vitae oraz listu Kongregacji Nauki Wiary o pozbawieniu "powtórnie zaślubionych" możliwości otrzymywania Komunii św.; dodało też, że Papież ubolewał nad "zamieszaniem i nadużyciami", "zwłaszcza w dziedzinie interkomunii z protestantami". Jan Paweł II zatem wiedział o wielu sprawach - i wyrażał swój sprzeciw. Jaki zatem sens miało wynoszenie biskupów Kaspera i Lehmanna do godności kardynalskiej, jaki sens miało ostrzeganie ich prawie w tym samym czasie, kiedy zostali mianowani książętami Kościoła? W swoim przemówieniu Papież powiedział nowym kardynałom: "Czyż kolor ten bowiem nie jest symbolem gorącej miłości do Chrystusa? Czyż ta płomienna czerwień nie jest obrazem gorejącego ognia miłości do Kościoła, która winna podsycać w was gotowość do złożenia jeśli będzie taka potrzeba - nawet najwyższego świadectwa krwi?". Jak jednak ktoś może kochać wiarę, i to kochać ją usque ad effusionem sanguinem, jeśli ów ktoś nie ma wiary? I czy purpurowe birety kardynalskie mogą sprawić cud przemienienia "biskupów bez wiary" w kardynałów płonących wiarą aż do śmierci męczeńskiej? Czyż ich mianowanie nie będzie miało tylko jednego, za to straszliwego efektu - umożliwienia im przynoszenia wielkich szkód Kościołowi, i to nie tylko w Niemczech? "SiSiNoNo" nr 43, [w:] "The Angelus" z listopada 2001 r. Tłumaczył z jęz. angielskiego Przemysław Jackowski. Teksty Kard. Kaspera wg.: Walter Kasper Gesu Cristo, Queriniana, 6. wyd. l, reszta odnośników w „Zawsze wierni” nr 47 z lipca 2002 „Chwatit, towariszczi??” – Adm. |
|
Zmieniony ( 27.02.2008. ) |