Polska gospodarka na tle świata | |
Wpisał: Marek Langalis | |
27.09.2011. | |
Polska gospodarka na tle świataPolska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska”.
Marek Langalis »26/09/2011 nczas.home Wolnorynkowy think tank Instytut Globalizacji przygotował ranking najszybciej rozwijających się gospodarek świata. Sytuacja Polski, wbrew propagandzie rządowej, nie jawi się tak różowo, jakbyśmy chcieli (na nczas.com pisaliśmy na ten temat m.in. tutaj). Ranking obejmuje 50 gospodarek świata i bada osiem obiektywnie mierzalnych wskaźników (wzrost lub spadek produktu krajowego brutto na osobę, inflację, wartość eksportu i importu, napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, bezrobocie oraz finanse państwa), na podstawie których powstaje zestawienie. Im państwo ma niższą inflację i bezrobocie, tym lepiej. Z kolei najwięcej punktów można dostać za największy handel zagraniczny, napływ inwestycji, nadwyżkę budżetową, najszybszy wzrost gospodarczy oraz najwyższy PKB w przeliczeniu na osobę. Środek stawki Polska w dotychczasowej historii rankingu przeważnie lokowała się w środku stawki. Najnowszy ranking okazał się jednak druzgocący – Polska zajęła najniższą pozycję w dotychczasowej historii – 29. (chociaż w zeszłym roku było to jeszcze miejsce 26.). Na taki wynik Polski złożył się spadek w wielu kategoriach. Pod względem wzrostu gospodarczego w 2009 roku Polska znajdowała się na szóstym miejscu, a tylko 10 państw nie miało spadku PKB. Minął rok chwalenia się „zieloną wyspą”, wzrost gospodarczy w Polsce nawet przyspieszył do 3,8%, tylko że… innym przyspieszył bardziej. Z jednej strony to zrozumiałe, że po spadku część państw wróciła na szybszą ścieżkę rozwoju, a z drugiej nie wszystkie wróciły na umiarkowanie średnią ścieżkę wzrostu, jak Polska. Jak blado wypada 3,8% wzrost Polski na tle 14,5% w Singapurze, 10,8% na Tajwanie, czy nawet 9,2% w Argentynie (nie wspominając, że po raz kolejny Chiny osiągnęły dwucyfrowy wzrost gospodarczy). Czy jest się ciągle czym chwalić i podniecać? Może na tle skostniałej Unii Europejskiej (żadnego państwa w pierwszej dziesiątce, a największy wzrost gospodarczy zanotowała… Szwecja – 5,6%) Polska nie wypada tak najgorzej, z trzecim najlepszym wynikiem (wyprzedza nas jeszcze Słowacja), ale na dzień dzisiejszy Unia Europejska to gospodarczy trup. Państwa najbogatsze starają się chronić przed napływem nuworyszów, takich jak Polska, narzucając im standardy prawne i socjalne stosowane u siebie. A nie wiedzieć czemu nasi politycy wierzą, że jeśli przejmą ustawodawstwo Zachodu, to od razu i nasz dobrobyt dorówna do tego poziomu. Ale jak powiedział kiedyś noblista z ekonomii Milton Friedman: „Polska nie powinna naśladować bogatych krajów zachodnich, bo nie jest bogatym krajem zachodnim. Polska powinna naśladować rozwiązania, które kraje zachodnie stosowały, gdy były tak biedne, jak Polska”. Na dzień dzisiejszy Polska naśladuje głównie współczesne kraje zachodnie o socjalnym nastawieniu. A wystarczy spojrzeć na to, co w przeszłości robiły takie państwa jak Korea Południowa czy Singapur. Nawet warto spojrzeć na bliższe nam kulturowo Niemcy lat 50. XX wieku (z poziomem życia porównywalnym do współczesnego u nas). Wszystkie te państwa w większym lub mniejszym stopniu postawiły na wolny rynek, rozumiany jako niskie podatki, poszanowanie własności (w Polsce o szacunku dla własności niech świadczy fakt, że wg Banku Światowego czas uzyskania pozwolenia na budowę plasuje nas na 164. miejscu na świecie na 183 badane państwa) oraz przede wszystkim sprawny system wymiaru sprawiedliwości, a nie taki, który wydaje prawomocne wyroki nawet 10 lat pod zdarzeniu (ze średnią długością rozprawy ok. tysiąca dni). Pomimo wielu utrudnień, jakie na każdym kroku spotykają przeciętnego Polaka chcącego utrzymać siebie i swoją rodzinę, Polska wcale nie radzi sobie aż tak źle, jak chcieliby nasi politycy. Gdyby jednak do takiego kraju nagle przenieść 10 milionów Francuzów czy Niemców to prawdopodobnie umarliby z głodu, a w najlepszym razie spaliby pod mostem (bo przecież trzeba poczekać prawie rok czasu na pozwolenie na budowę). Mimo to jednak Polska wcale źle się nie rozwija, ale – jak już wspomniałem – jest to głównie sukces Polaków, chcących jak najszybciej dogonić swoich zachodnich sąsiadów. Tylko że inne bliskie kraje robią to jakby szybciej. Przykładowo: w 2010 roku do 38-milionowej Polski napłynęło bezpośrednich inwestycji zagranicznych na 10 miliardów dolarów, podczas gdy do 10-milionowych Węgier, na których czele stoi przecież „faszysta” Viktor Orbán – na 7,3 miliarda dolarów. Najgorzej na tle pozostałych państw Polska wypada (42. miejsce) pod względem deficytu finansów publicznych. Ale to również efekt pewnej polityki inwestycyjnej, w którą wierzy obecny rząd (jakby z państwowych inwestycji kiedykolwiek wyszło coś dobrego). Dziwne, że również wykorzystująca fundusze europejskie do inwestowania Estonia potrafi wypracować nadwyżkę w finansach publicznych. Ale być może Estonia nie znajduje się na celowniku międzynarodówki finansowej. W końcu 300 miliardów długu, jakie naprodukował Donald Tusk z Janem Vincent-Rostowskim, to rokroczny haracz wynikający z odsetek na sumę ok. 15 miliardów złotych z naszych podatków. Co tam taka Estonia mogłaby zapłacić – nie starczyłoby nawet na pensje zarządu w takim Goldman Sachsie. Singapur przed Niemcami Biorąc pod uwagę wszystkie państwa i ich dokonania za 2010 rok, najlepiej wypadł Singapur (41,25 punktu na 50 maksymalnie możliwych). Nie jest to zbyt duże zaskoczenie. Państwo jest bogate, ma dość duży (jak na liczbę ludności) handel zagraniczny, nieprawdopodobny (14,5%) wzrost gospodarczy, wysoką nadwyżkę budżetową (przy takim wzroście to nawet Tusk nie zdążyłby wydać wszystkich pieniędzy), niskie bezrobocie. Zaskakujące może być w rankingu drugie miejsce Niemiec. Ale poprzedni rok był nad Renem bardzo udany. Wysoki, jak na Niemcy, 3,5-procentowy wzrost gospodarczy, bardzo niska inflacja, jak zwykle gigantyczne obroty handlu zagranicznego, spadające bezrobocie oraz deficyt budżetowy. Wbrew pozorom, jeśli Niemcy nie dadzą się wciągnąć w dalsze bezsensowne ratowanie za wszelką cenę strefy euro, państwo to może nadać nowy asumpt do wzrostu w całej Europie. Odważne reformy (między innymi wpisanie do konstytucji zakazu zadłużania państwa od 2014 r.), które przeprowadziła Angela Merkel, powinny być wskazówką na zapatrzonego w nią przyjaciela zza wschodniej granicy. Trzecie miejsce w rankingu, co nie powinno być niespodzianką, przypadło kolejnemu azjatyckiemu tygrysowi (Hongkong). Właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by w przyszłym roku Hongkong zamienił się miejscami z Singapurem. Czwarte miejsce to z kolei zeszłoroczny lider – Chiny. Po raz kolejny dwucyfrowy wzrost gospodarczy powoduje, że różnice w dochodach w stosunku do reszty świata coraz szybciej znikają. Jednak ciągle jest wiele do nadrobienia – PKB na osobę to ok. 7,5 tys. dolarów, przy polskim ok. 19 tys. czy singapurskim 56,5 tysiąca. Najgorzej w rankingu, co nie powinno być dużym zaskoczeniem, wypadła Grecja. Recesja w tym kraju jest niezaprzeczalnym faktem – PKB zmalał o 4,5%, a przykładowo deficyt budżetowy wyniósł prawie 10% PKB. Nie wiadomo, czy kłopoty Grecji nie rozsadzą całej strefy euro, słusznie posyłając wspólną walutę na śmietnik historii. Przykre, że polscy politycy nie próbują swoją wyobraźnią sięgać trochę dalej niż do państw Unii Europejskiej. Gdyby pokazać im możliwość wzrostu gospodarczego przekraczającego 10%, puknęliby się w głowę. A są państwa, które osiągają takie wyniki. Nie ma jednak nic za darmo – albo wolny rynek, albo etatyzm i bogactwo dla wybranych. Sądząc po sondażach przed zbliżającymi się wyborami, czeka nas jeszcze co najmniej cztery lata umacniania myśli pro-urzędniczej. |