Koniec narodu? | |
Wpisał: Marian Piłka | |
01.10.2011. | |
Koniec narodu?Już dziś ZUS nie jest w stanie zapewnić świadczeń emerytalnych. Jest on każdego roku dofinansowany z budżetu państwa.
Marian Piłka 29.09.2011
Na marginesie kampanii wyborczej pojawiła się tematyka polityki rodzinnej, a nawet spór , pomiędzy PJN, a PIS o to kto jest "prawdziwszym' reprezentantem polskich rodzin. PJN zarzucił PiSowi 'ukradzenie' tej tematyki, pomimo, że wcześniej sam wzywał inne partie do wypowiedzenia się w tej sprawie. Spór jest o tyle kuriozalny, że zarówno PIS, jak i obecni posłowie PJN w 2007 roku zgodnie głosowali przeciwko projektowi dużej ulgi podatkowej zaproponowanej przez Prawicę Rzeczpospolitej. Także, co warto przypomnieć , rząd PISu zablokował radykalne wydłużenie urlopów macierzyńskich i projekt ochrony pracy kobiet wracających do pracy po urlopach macierzyńskim i wychowawczym. Także PIS wyrzucił do kosza własny program z 2005 roku przewidujący m.in. 400 złotowe dopłaty na każde dziecko. Jarosław Kaczyński ma więc już pewne doświadczenie w używaniu obietnic prorodzinnych w kampanii wyborczej .A PJN pomysł dopłat do dzieci w takiej samej wysokości zaczerpnął właśnie z tego programu przygotowanego przez dr Cezarego Mecha. Także Donald Tusk w swoim wizjonerstwie zaproponował, aby polskie rodziny miały dwójkę dzieci. Chyba na to konto wszystkie partie parlamentarne, na wniosek rządu, kilka miesięcy temu przegłosowały projekt umożliwiający zwiększenie opłat za przedszkola. Zgłaszane propozycje, wynikają wyłącznie z potrzeb kampanii, bo jak słusznie zauważyli PJN-owcy, w propozycjach podatkowych PISu prezentowanych w Krynicy, nie było ani słowa o możliwości wspólnego opodatkowania się rodziców z dziećmi, a projekt rozwiązań analogiczny do Karty Dużych Rodzin zaprezentowany przez niniejszego autora w 2007 roku został przez rząd Kaczyńskiego wzniośle zignorowany. A sprawa jest poważna, znacznie poważniejsza, niż wyborcze przepychanki. Stoimy bowiem w obliczu już nie kryzysu demograficznego, a katastrofy demograficznej. Kryzys demograficzny mamy już od początku obecnej niepodległości, bo pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców. Pokolenie dzieci w ostatnich latach, było średnio mniejsze od pokolenia rodziców o około 40%. Nieznacznie się sytuacja poprawiła w ostatnich trzech latach, po wprowadzeniu dużej ulgi podatkowej na dzieci, ale już w roku ubiegłym zaznaczył się spadek urodzeń, a w tym, liczba zgonów przekroczyła znowu liczbę urodzeń. Rozpoczął się proces wymierania Polaków. Wskaźnik przyrostu naturalnego jest zwodniczy. Znacznie precyzyjniejszym miernikiem sytuacji demograficznej jest współczynnik reprodukcji prostej. W ostatnich trzech latach wynosił on 1,4, a w latach poprzednich tylko 1,2 . Do prostej zstępowalności pokoleń współczynnik ten musi wynosić, co najmniej 2,1. Ten współczynnik w Polsce należy do najniższych w Europie. Tak więc już ponad 20 lat pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców. Ma to swoje konsekwencje. Państwo wydaje mniej na szkolnictwo i na opiekę zdrowotną na dzieci, zwłaszcza, gdy porównamy poziom urodzeń w 1983 roku, kiedy urodziło sie 720 tysięcy dzieci i 351 tysięcy w 2003 roku. Ale ten spadek urodzeń powoduje dramatyczne przyspieszenie procesu starzenia się polskiego społeczeństwa. Zwłaszcza groźnego, bo pokolenie wyżu demograficznego końca lat 40-tych i 50-tych wkracza w wiek emerytalny. Do roku 2030 liczba emerytów wzrośnie o 50%. Oznacza to wzrost wydatków (przy obecnym poziomie świadczeń) emerytalnych o 89 mld złotych i o ok mld złotych na świadczenia zdrowotne. Ten wzrost wydatków będzie miał miejsce przy wchodzeniu w okres produkcyjny pokolenia niżu demograficznego. Już za kilka lat w Polsce zniknie bezrobocie i pojawi nie deficyt siły roboczej. Do roku 2030 liczba ludności w wieku produkcyjnym spadnie o 5,5 mln osób, a do 2050 o dalsze 5 mln. Gdy w 2008 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym było 41 osób w wieku emerytalnym, to w 2060 będzie przypadać już 91, i to przy założeniu, że poziom urodzeń wzrośnie. A trzeba pamiętać, że nie wszyscy w wieku produkcyjnym pracują. Spadek o 10,5 mln osób w wieku produkcyjnym wynika jedynie z różnicy pomiędzy poziomem urodzeń i zgonów. Ta prognoza nie bierze pod uwagę emigracji, która znacznie pogorszy te wskaźniki. Dziś jeszcze w okresie reprodukcyjnym jest pokolenie mini-wyżu przełomu lat 70 i 80-tych. Ale za 4- 5 lat to pokolenie wyjdzie z okresu największej dzietności. A odwrócenie demograficznych tendencji później będzie juz niemożliwe. Już dziś ZUS nie jest w stanie zapewnić świadczeń emerytalnych. Jest on każdego roku dofinansowany z budżetu państwa. Ponad to, obecny rząd dokonał transferów środków z funduszu rezerwy demograficznej pierwotnie przeznaczonej na zasilenie systemu emerytalnego, po roku 2020. Z każdym rokiem transfery z budżetu będą rosły, dlatego jedynym rozwiązaniem będzie systematyczny wzrost podatków. Ten proces, już Donald Tusk zapoczątkował. Obciążenia podatkowe polskiej gospodarki będą systematycznie rosnąć powodując wzrost emigracji młodego pokolenia, niechętnego ponoszeniu radykalnie większych ekonomicznych konsekwencji utrzymania systemu emerytalnego. W rezultacie podnoszenia podatków zwolni rozwój gospodarczy, pogłębiony jeszcze bardziej poprzez wzrost emigracji ludzi młodych. Po prostu na nasze emerytury nie będzie komu pracować. Oczywiście będą podejmowane różne półśrodki mające na celu utrzymanie wypłacalności systemu emerytalnego. Zostanie podniesiony wiek emerytalny, zrówna się wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, zlikwiduje przywileje emerytalne, realnie obniży się wysokość świadczeń . Ale są to wszystko półśrodki. System emerytalny nie obroni się przed demograficznym tsunami. W perspektywie dwudziestu, dwudziestu kilku lat system emerytalny padnie ze wszystkimi społecznymi i ekonomicznymi konsekwencjami tego faktu. A oznacza to nie tylko brak emerytur, ale także głęboką recesję gospodarczą. Rynek wewnętrzny bowiem ulegnie radykalnemu zmniejszeniu, a wszystkie trwałe aktywa , w tym nieruchomości, radykalnej przecenie. Budowane zaś dziś , tak dużym sumptem orliki, będą zarastać krzakami, tak jak dziś popadają w ruinę wiejskie szkoły, których około 3 tys zamknięto od początku obecnej niepodległości. Warto także zauważyć, że w ostatnim dwudziestoleciu poziom urodzeń był na poziomie 350-400 tyś. Dzieci tego pokolenia przy utrzymaniu się obecnego współczynnika reprodukcji prostej będą liczyć około 200 tys rocznie. Zaś ich wnuki około 100 tys rocznie. I jest to założenie optymistyczne, bo katastrofa demograficzna przełoży sie na katastrofę gospodarczą powodując przyspieszenie emigracji i rozpłyniecie sie pozostałych Polaków obcej etnicznie masie. Jedyną metodą zapobieżenia katastrofie demograficznej, bo na zapobieżenie skutkom kryzysu demograficznego jest juz za późno, jest radykalny wzrost urodzeń. Badania postaw rodzicielskich z lat 90-tych , wskazują że Polacy chcą mieć więcej dzieci, ale jest bariera ekonomiczna. Także ponad dwukrotnie wyższy poziom urodzeń Polek zamieszkałych w Wlk Brytanii potwierdza tą diagnozę. Dziś najuboższymi grupami społecznymi są, nie emeryci, a młode oraz wielodzietne rodziny. To właśnie w tych rodzinach jest największa ekonomiczna bariera przed posiadaniem więcej dzieci. Bez likwidacji tej bariery nie ma możliwości wzrostu urodzeń w Polsce. Materialne wsparcie powinno mieć wieloraki charakter, od rocznych płatnych urlopów macierzyńskich, realnego zwiększenia ulg podatkowych, materialnego wsparcia procesu wychowawczego i edukacyjnego, po różnorakie preferencje materialne rodzin wielodzietnych. Bo to właśnie te dzieci będą pracować na nasze emerytury i zapewnią rozwój gospodatczy Polski. Polska w Unii Europejskiej jest na samym końcu, jeżeli chodzi o wsparcie rodziń. Co więcej wśród tzw. klasy politycznej nie ma zrozumienia dla polityki prorodzinnej. W okresie AWS, Leszek Balcerowicz skutecznie blokował różne inicjatywy w tym zakresie, a zwłaszcza projekt wydłużenia urlopów macierzyńskich. Rząd Leszka Milera zlikwidował nieliczne instrumenty polityki prorodzinnej wprowadzone za rządów AWS. Rządy PISu i PO jedynie pozorowały wsparcie rodziń. Jedyne realne wparcie w postaci dużej ulgi podatkowej, zaproponowanej przez Prawicę Rzeczpospolitej, zostało przegłosowane w Sejmie wbrew rządowi PIS. Symbolicznym wyrazem postaw obecnych partii parlamentarnych, wobec rodzin stała sie jednogłośnie uchwalona ustawa przedszkolna podwyższająca koszty utrzymania dzieci. Jedyna partią, która ma konsekwentny program polityki prorodzinnej jest dziś poza-paramentarna Prawica Rzeczpospolitej. Z tego środowiska , które utworzyło PR, w ostatnim dziesięcioleciu wychodziło najwięcej projektów polityki prorodzinnej. Natomiast dominujące na polskiej scenie partie polityczne zaabsorbowane wzajemnym konfliktem nie były w stanie nie tylko opracować programu polityki rodzinnej, ale nawet nie były w stanie dostrzec tego najgroźniejszego wyzwania jakim od dwu dekad jest kryzys demograficzny i i groźba demograficznej katastrofy. Zarówno Kaczyński, jak i Tusk nie maja intelektualnych i politycznych kwalifikacji do narodowego przywództwa. Bo narodowe przywództwo, to nie okupowanie ministerialnych stołków, ale zdolność do zdefiniowania najważniejszych narodowych wyzwań. Do zdefiniowania szans, ale i zagrożeń i wypracowanie scenariuszy maksymalizujących szanse i minimalizujących zagrożenia. Do zmobilizowania narodowego wysiłku w celu uniknięcia degradacji naszego narodu i wzmocnienia jego możliwości. Nic z takim nie mamy do czynienia w polskiej polityce. Mamy zaś do czynienia z nieustającym i zupełnie bezproduktywnym konfliktem o jedynie partyjne interesy. PIS i PO to nie jest żadna propozycja narodowego przywództwa, to jedynie propozycja wzajemnego mordobicia. Igrzysk dla narodu, traktowanego jako podniecony motłoch, żądny emocji i wyżywający sie w kibicowaniu swoim drużynom. Bezmyślność polityki obu partii, to śmiertelne zagrożenie przyszłości naszego narodu. Obie partie swoją bezmyślną bezczynnością popychają nasz naród ku demograficznej katastrofie. Pozostał tylko krótki czas na zapobieżenie tej katastrofie, ale wymaga to całkowitej reorientacji polskiej polityki, do której parlamentarne partie nie są zdolne. |