"Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary"
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
16.10.2011.

„Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary”

Nowojorski oryginał i warszawska imitacja

Stanisław Michalkiewicz dla NE:  dziennikarze.nowyekran

 

„Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech będzie szabat i ustanie praca! Dzysz Michalkiewicz do Ojczyzny wraca!”

Taki piękny wiersz z okazji powrotu do Polski z amerykańskiej podróży nadesłał mi mój Czytelnik Paweł G. Tym piękniejszy, że stanowi parafrazę przedwojennego jeszcze wierszyka, którego anonimowy autor dawał wyraz swej radości z powodu imienin pana prezydenta: „Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Zleczcze sze orły i orlęta! Dzysz imieniny Pana Prezydenta!”

I rzeczywiście - ledwo tylko powrócę na Ojczyzny łono, a już 18 października w Sali 212 Sądu Okręgowego w Warszawie przy Al. Solidarności o godzinie 9.30 czeka mnie rozprawa przed niezawisłym sądem z powództwa TVN, która poczuła się urażona – dokładnie nie wiem czym, ale przypuszczam, że sformułowaniem: „telewizyjna ekspozytura Wojskowych Służb Informacyjnych”. Zainteresowanych tematem zapraszam, a tymczasem chciałbym podzielić się refleksjami z Wall Street w Nowym Jorku, która jest całkowicie zablokowana nawet dla ruchu pieszego przez policję pieszą i konną, podobnie jak kilka ulic okolicznych, między innymi równoległej do Wall Street, gdzie stoi okazałe, ponure gmaszysko Rezerwy Federalnej, skrywające mnóstwo sekretów finansowych grandziarzy.

Jak powiadają, System Rezerwy Federalnej nigdy nie poddał się audytowi, więc tak naprawdę trudno powiedzieć, co tam sie dzieje. Żyją jeszcze na przykład ludzie pamiętający Alana Greenspana, który obcmokiwany był za Wunderkinda - cadyka prawie takiego samego, jak u nas pan red. Adam Michnik i cieszył się reputacją człowieka, co to światową gospodarkę ma w małym palcu. Aliści kiedy przyszło do kryzysu finansowego, to przesłuchiwany przed komisją Alan Greenspan sprawiał wrażenie, jakby nie potrafił zliczyć do trzech – podobnie jak bohater przedwojennego skeczu o procesie cyrkowców. Zeznając przed niezawisłym sądem jako świadek przedstawił się grobowym głosem jako „fakir Ben Buja Nago Bramaputra, który stawiał horoskopy i zdrowoskopy na dworze króla Wigwama Starego” – ale gdy zirytowany sędzia  zagroził mu grzywną, natychmiast spokorniał i zeznał, że nazywa się Myrdzik Antoni, a mieszka przy ulicy Solec. Żeby było śmieszniej, tenże Greenspan powiedział niedawno, że nie rozumie, o co tyle hałasu z tym całym finansowym kryzysem, bo jeśli komu brakuje pieniędzy, to Rezerwa Federalna może przecież w każdej chwili dodrukować, ile tylko będzie trzeba.

Taką to ci mądrością Wunderkindów rządzony jest ten świat, więc nic dziwnego, że co bardziej spostrzegawczy ludzie zorientowali się, iż ktoś ich tutaj robi w konia i postanowili rozbić miasteczko namiotowe właśnie na Wall Street, gdzie grandziarze schodzą się na swoje schadzki, niczym w słynnym wierszyku Juliana Tuwima „Bank”, w którym czytamy, że

„Jak czarne włochate kulki,

po banku toczą sie srulki.

Skaczą, skaczą nad biurkiem;

targuje się srulek ze srulkiem.

Srulek srulkowi uległ 

i biegnie do kasy srulek.

Liczy drżącymi palcami

i zmyka przed srulkami.

W klubzeslach, z dala od kasy,

siedzą srule grubasy.

Srulki z uśmiechem lubym

kłaniają sie srulom grubym.

A w głębi, w ciszy, wielki jak król,

duma sam główny Srul”.

Żeby tedy ani srulkom, ani srulom grubym, a zwłaszcza - samemu głównemu Srulowi nie zakłócać dumania o kolejnych przewałach, jakie zrobi na szkodę znękanej ludzkości, nowojorska policja zamknęła Wall Street dla ruchu pieszego – bo wcześniej pozakładane zostały tam obite mosiężną blachą eleganckie zapory przeciwczołgowe na wypadek, gdyby na Wall Street wylądowali afgańscy talibowie ze swoimi czołgami. W takiej sytuacji grupa osób zaniepokojonych możliwością, że są robione w bambuko przez finansowych grandziarzy, rozbiła miasteczko namiotowe w pobliskim prywatnym, acz udostępnionym do użytku publicznego parku. Na ulicy koczują telewizje, a wokół krążą policjanci, którzy licznym gapiom każą przechodzić, żeby uniknąć wrażenia, że wokół parku gromadzi się jakiś tłum.

Również i nam policjant najpierw kazał „przechodzić”, ale kiedy zobaczył kamerę, do której właśnie miałem wygłaszać komentarz, trochę się zacukał i nawet uchylił barierki, żebyśmy mogli spokojnie wejść na teren demonstracji i robić swoja robotę. Pewnie i on miał jakieś zaległe raty w banku do spłacenia, więc wprawdzie oficjalnie reprezentował surową rękę sprawiedliwości ludowej, ale prywatnie myślami mógł być po zupełnie innej stronie Mocy. Inni jednak – jak mi opowiadano – takich rozterek pewnie nie mieli, bo podczas próby sforsowania przez demonstrantów pobliskiego mostu, pałowali ich, niczym ZOMO pilnujące surowych praw stanu wojennego. 

Jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć, jak NATO weźmie tych pokojowych demonstrantów pod swoją obronę i – no właśnie, co zrobi? W Libii sytuacja była jasna; zbombardowało pozycje marionetkowych sił reżymu Muammara Kaddafiego, no ale co tu bombardować na Wall Street w Nowym Jorku? Czy dajmy na to, gdyby tak premier Tusk, w ramach strategii „za wolność naszą i waszą”, oczywiście w porozumieniu z Naszą Złotą Panią Anielą, wysłał na Wall Street wszystkie dwa samoloty F-16, to jaki rozkaz bojowy wydałby pilotom? To nie jest prosta sprawa, bo na przykład ze szkolenia wojskowego na Studium Wojskowym przy UMCS w Lublinie zapamiętałem rozkaz, jaki szkolący nas major przekazał koledze L. wyznaczonemu na łącznika: „Szeregowiec L – jesteście łącznikiem!” Na takie dictum wyznaczony żołnierz powinien do swego dowódcy przybiec w tzw. podskokach, a tymczasem szeregowiec L. wlókł się niczym za pogrzebem. W tej sytuacji major w mgnieniu oka zmienił pierwotny rozkaz bojowy dla łącznika w pierwsze poważne ostrzeżenie: „ja sie z wami p...lił nie bedę!” Dzisiaj takie ostrzeżenie mogłoby zostać uznane przez przywódcę polskich sodomitów Roberta Biedronia za karygodną „mowę nienawiści” do czynności uprawianych przez kochających inaczej, ale wtedy, zwłaszcza w kołach wojskowych, podchodzono do tych spraw raczej tradycyjnie.

   Zresztą może taka próba zostanie premieru Tusku oszczędzona, bo zachęcona przykładem protestujących przeciwko Wall Street pani dyrektor Blumsztajnowa z Warszawy w porozumieniu ze środowiskiem „Krytyki Politycznej” zainspirowała uczniów Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia, gdzie naucza się również języka hebrajskiego, żeby też zademonstrowali przeciwko kryzysowi jako „Ruch Oburzonych”, czy jakoś tak. I jak pięknie demonstrowali, aż przyjemnie było popatrzeć!  Pojawiły się hasła: „stop tyranii rynku!” oraz „my płacimy za wasz kryzys!” Znaczy się kryzys spowodowali nie żadni tam grandziarze, ani – tym bardziej – sam główny Srul - tylko „tyrania rynku” No a gdzie jest siedziba „tyranii rynku”? Ha – tego nikt na razie nie wie! W kazdym razie na pewno nie na Wall Street, to chyba jasne?

Obecność pana posła Ryszarda Kalisza wśród oburzonych kryzysem i panoszeniem się „tyranii rynku” demonstrantów dodawała wszystkiemu nie tylko odpowiedniego ciężaru gatunkowego, ale i pikanterii. Najwyraźniej pogłoski, jakoby jeden z największych finansowych grandziarzy na świecie, czyli słynny „filantrop”, podjął próbę skanalizowania ruchu protestu przeciwko finansowym grandziarzom poprzez stanięcie za pośrednictwem osób podstawionych na jego czele i zwekslowanie go w kierunku kolejnej edycji żydokomuny, wcale nie muszą być pozbawione podstaw. W takim razie sam główny Srul może spokojnie planować kolejne przewały na skalę światową, bo już tam poseł Ryszard Kalisz, ani – tym bardziej – uczniowie i absolwenci wspomnianego warszawskiego chederu, żadnej krzywdy mu nie zrobią, a tylko młodym ludziom, których przyszłe dochody rząd premiera Tuska już na całe dziesięciolecia zastawił u finansowych grandziarzy i którzy na wezwanie red. Michnika jak gdyby nigdy nic, na niego głosowali, dostarczą namiastki uczestnictwa w tak zwanym tworzeniu historii.

 

Zatem – Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech całe oszwiate zapamięta! Dzysz w Warszawie demonstrują filantropięta!                 

Zmieniony ( 16.10.2011. )