Kto naprawdę rządzi Rosją? | |
Wpisał: Prof. Włodzimierz Marciniak | |
19.10.2011. | |
Kto naprawdę rządzi Rosją?17.10.2011 http://rebelya.pl/post/155/kto-naprawde-rzadzi-rosja Co wiemy dzisiaj o rosyjskich oligarchach, a czego możemy się dowiedzieć dzięki londyńskiemu procesowi Borisa Bieriezowskiego z Romanem Abramowiczem? Kto naprawdę rządzi Rosją? Rozmawiamy o tym z prof. Włodzimierzem Marciniakiem. Rebelya.pl : Walka rosyjskich buldogów przenosi się spod dywanu na otwartą arenę. Konkretnie na neutralny grunt londyńskiej sali sądowej. Co proces Boris Bieriezowski vs. Roman Abramowicz mówi o rosyjskim systemie władzy i jaką rolę pełnią w tym systemie oligarchowie? Prof. Włodzimierz Marciniak: Ten proces przenosi nas w końcowe lata 90., dokładnie przełom roku 1999/2000, kiedy Władimir Putin obejmował po Borysie Jelcynie stanowisko prezydenta. Bieriezowski był "ojcem chrzestnym" Abramowicza , ale z jego wsparcia korzystał również – jak się okazało skutecznie – Putin. Na czym polegała ówczesna wyjątkowa pozycja Bieriezowskiego, czym ją zdobywał? Jego wyjątkowa pozycja możliwa była przede wszystkim dzięki zakulisowym kontaktom. Nie wynikała ona z posiadanego majątku, ale z tego, że zarządzał on własnością państwową. Oczywiście "w imieniu" sprawujących rządy. Np. telewizja ORT była połączeniem kapitału prywatnego, który wprowadził tam Bieriezowski i kapitału państwowego. Oligarcha zarządzał połączonym pakietem akcji prywatnych i państwowych. Gdy w 2001 r musiał uciekać za granicę, najprawdopodobniej sprzedał swój pakiet akcji państwu albo Abramowiczowi. Sprawa nie jest jasna. Można go więc nazwać - pośrednikiem, nieco staroświecko – zarządcą, a tak naprawdę był po prostu – "biznesowym macherem". Ten pośrednik-zarządca operował na styku państwa i własności prywatnej, mając również w ręku media. Weźmy inny przykład. Początkowo koncern Sibnieft został wydzielony z państwowej kompanii Rosnieft po to, aby finansować programy specjalne administracji prezydenta. Potem trafił w ręce prywatne, najprawdopodobniej Bieriezowskiego. Spór z Abramowiczem dotyczy także tego, kto tak naprawdę był właścicielem akcji tego koncernu. Pozycję Bieriezowskiego pod koniec lat dziewięćdziesiątych utrwalało i wzmacniało powszechne przekonanie o jego niebywałych możliwościach, sprawności oraz skuteczności. Przez długi czas chyba tak było. Owszem, nie było to przekonanie całkiem bezpodstawne. Bieriezowski potrafił łączyć ze sobą pozornie sprzeczne interesy. Jedną z jego takich zakulisowych misji było "urabianie" komunistów w Dumie w imieniu prezydenta. "Urabianie" oznaczało w tym przypadku "kupowanie". Warto podkreślić, że to właśnie Bieriezowski był łącznikiem z Czeczeńcami. Najprawdopodobniej bardzo dobrze zna kulisy wojny czeczeńskiej. Przynajmniej do 1999 roku. Według niektórych reporterów, komentatorów, to Bieriezowksi okazał się największym dobroczyńcą oficera FSB Aleksandra Litwinienki, zabitego później polonem w Anglii. Te historie są niestety bardzo mętne i doradzałbym w analizowaniu tej sprawy daleko idący sceptycyzm i krytycyzm jeśli chodzi o informacje. I Bieriezowski i Litwinienko z bliska widzieli brud wojny czeczeńskiej, gdzie czasami zacierały się granice między obiema stronami konfliktu. Wydaje mi się też, że zabójca Litwinienki o nazwisku Ługowoj, przez pewien czas był ochroniarzem Bieriezowskiego. W końcu "macher" musiał emigrować z Rosji. Bieriezowski najwyraźniej był przekonany, że za prezydenta Putina dalej będzie robił to, co za prezydenta Jelcyna, a nawet, że jego rola wzrośnie i będzie z ukrycia "kierował" Putinem. Musiał się jednak pożegnać z tymi planami i skorzystać z furtki, jaką mu pozostawiono. Mógł zachować część majątku i uciec za granicę. Większość swoich udziałów w niejasny sposób przekazał Romanowi Abramowiczowi. Opisując świat rosyjskich oligarchów mówi się o "środowisku Bieriezowskiego". Kto jeszcze do niego należy? Ludzie odgrywający dużą rolę na rosyjskiej scenie politycznej. Wystarczy wymienić dwa nazwiska. Wicepremiera Igora Szuwałowa oraz byłego szefa administracji prezydenta, najpierw Jelcyna, a potem Putina – Aleksandra Wołoszyna. Najbliższym współpracownikiem biznesowym Bieriezowskiego był Badri Patarkaciszwili, zmarły już przeciwnik prezydenta Saakaszwilego. Skąd w ogóle w debacie publicznej wziął się termin "oligarchowie"? Wprowadził go do użycia Bieriezowski, a w drugiej połowie lat 90. zaczął tak określać siebie samego. Słówko to zaczerpnął najprawdopodobniej z broszury Włodzimierza Ilijcza Lenina "Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu". Lenin twierdzi tam, że w ostatniej fazie kapitalizmu najistotniejszą rolę odgrywa oligarchia finansowa. Zajmuje ona niezależna pozycję wobec władz państwowych. Przy czym w Rosji rozumie się ten termin na sposób "policyjny", jako listę nazwisk i na sposób "numerologiczny", jako ściśle określoną liczbę – 15, 20, 100 oligarchów. Odbiega to od klasycznego rozumienia terminu przez Arystotelesa lub Platona, którzy oligarchię w skrócie określali jako rządy bogatych, przyjaciół bogatych lub w interesie bogatych. A czy może Pan podać przykład rosyjskiego "oligarchy w czystej postaci"? (Śmiech) Były mer Moskwy Jurij Łużkow. To niemal podręcznikowy przykład. On sam rządził długie lata w stolicy, a żona budowała w mieście, realizując szereg inwestycji. Podoba mi się to "policyjne" rozumienie oligarchii. Gdyby się na nim zatrzymać, czy może konkretnie powiedzieć, kto jest oligarchą w Rosji 2011 roku? Przede wszystkim Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew. Pytanie, czy są już wystarczająco bogaci, by stać na czele rosyjskiej oligarchii, czy może są jeszcze przyjaciółmi tych najbogatszych. Dlatego biorąc to pod uwagę można powiedzieć, że cały system sprawowania władzy w Rosji jest oligarchiczny. Czyli na niejasnych do końca zasadach współdziałają ze sobą i wzajemnie się przenikają władza polityczna z władzą ekonomiczną. Ciekawe, że to "policyjne" znaczenie jest bardzo korzystne dla rządzących, czyli oligarchów prawdziwych. Nazywając kogoś oligarchą sugeruje się, że to ktoś zły, prowadzący nie do końca jasne interesy. Najczęściej nazywano tak Michaiła Chodorkowskiego. Posługując się dużą ironią można powiedzieć, że to co spotkało Chodorkowskiego wyraźnie pokazało, że oligarchą jednak nie był. Oligarchą był za to Władimir Gusiński. On uciekał i to jako jeden z pierwszych. Uciekał też Bieriezowski. I ucieczkę w tych dwóch przypadkach poprzedzała cicha ugoda. Umowa, na mocy której przedsiębiorca był załatwiany w ten sposób, że pozwolono mu zachować część majątku, ale musiał wyjeżdżać z kraju. Ciekawe, że do Bieriezowskiego z propozycją ugody i wyjazdu przyszedł Abramowicz. Uczeń pokonał mistrza? Być może trwający w Londynie proces pozwoli nam dowiedzieć się, jaka w istocie była umowa między nimi. Faktem jest, że w pewnym momencie to Abramowicz przejął rolę, którą z powodzeniem pełnił kiedyś Bieriezowski. Warto zwrócić uwagę, że kłopoty Chodorkowskiego zaczęły się wówczas, gdy Jukos miał połączyć się z Sibnieftem, czyli firmą należącą do właściciela piłkarskiego klubu Chelsea Londyn. Abramowicz zarobił duże pieniądze. Sprzedał akcje i korzystał na wahaniach kursów. Można go nazwać beneficjentem pewnego złożonego, zespolonego ze sobą ekonomicznego i politycznego układu władzy. Powstaje pytanie, czy Abramowicz jest realnym właścicielem, tzn. czy działa w swoim imieniu. Czy pracującym dla kogoś macherem? Niestety nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zarabiają bogaci i ich przyjaciele. Ale czy wiadomo na przykład o transferowaniu pieniędzy za granicę? Co jakiś czas pojawiają się w mediach pogłoski o szwajcarskich kontach Putina. Przede wszystkim część państwowych firm jest zarejestrowana za granicą. Politolog Stanisław Biełkowskij mówił niemieckiemu dziennikowi "Die Welt", że w firmie "Gunvor" handlującej ropą naftową, Putin za pośrednictwem swojego przedstawiciela Giennadija Timczenko, posiada 50 proc. akcji. Firma "Gunvor" jest głównym eksporterem ropy naftowej do Polski, a kilka lat temu wyeliminowała innych pośredników. Innym śladem wiodącym w tamtym kierunku są biznesmeni z Petersburga, powiązani z Putinem, w czasie gdy pracował on we władzach tego miasta. Wszystko zaczęło się od operacji "Żywność za metale", prowadzonej na przełomie 1991/1992. Władze miast uzyskały od rządu prawo wydawania licencji na eksport metali rzadkich. W urzędzie miasta Petersburga za kontakty zagraniczne odpowiadał Władimir Putin, który nadzorował całą operację. Rejestrowane w tym celu firmy miały sprzedawać za granicą metale rzadkie i za uzyskane pieniądze kupować żywność, np. odżywki dla dzieci. Jednak po pierwszej części operacji okazało się, że te firmy upadały. W Rosji był nawet z tego powodu duży skandal. Samemu Putinowi wypomniano tę historię ponownie w 2000 roku. Specjalnie to jednak nie zaszkodziło jego wizerunkowi. Ale wtedy świat bardzo chciał go jako prezydenta Rosji, nic więc nie zostało z tym zrobione. Wszystko wskazuje na to, że chcąc zdefiniować trzon rosyjskiej oligarchii dochodzimy do Władimira Putina i kilku skupionych wokół niego osób. Często wskazuje się na udziałowców spółdzielni domków jednorodzinnych "Jezioro". W modnej pod-petersburskiej miejscowości Prioziorsk dacze kupili sobie Putin, Jurij i Michaił Kowalczukowie (bank i atomistyka), bracia Fursienko (nauka i edukacja), Timczenko (ropa naftowa), Władimir Jakunin (koleje) i Wiktor Zubkow - pierwszy wicepremier w rządzie Putina, a kiedyś sekretarz organizacji partyjnej w Prioziorsku. Badając genezę oligarchii pamiętać należy także o innych etapach życia Putina. Dobrym przykładem funkcjonalności związków zadzierzgniętych jeszcze w rezydenturze w Dreźnie jest postać Siergieja Czemiezowa. To były agent KGB, który od 1983 do 1988 r. pracował "pod przykrywką" w NRD, mieszkając po sąsiedzku z Władimirem Putinem. W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych był on podwładnym Putina w zarządzie gospodarczym administracji prezydenta, gdy prywatyzowano wiele obiektów należących kiedyś do partii komunistycznej. W 2000 r Czemiezow został szefem firmy Rosoboronexport, monopolizującej cały handel rosyjską bronią, a obecnie kieruje państwową korporacją Rostechnologie. Czasami można się spotkać z tezą, że to właśnie ten krąg osób rządzi Rosją. W interesie ludzi bogatych. Rozmawiał Mariusz Majewski |