Donaldzie, proszę, wyjdź naszdziennik Gdy Polska przygotowywała się do objęcia przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej, premier Donald Tusk zapowiadał, że podczas półrocznej prezydencji nasz rząd będzie chciał uczestniczyć w spotkaniach strefy euro. Premier nie przejmował się zastrzeżeniami krajów mających wspólną walutę i twierdził, że minister finansów Jacek Rostowski weźmie udział w spotkaniach euro-grupy. Ale jak to często z deklaracjami Tuska bywa, na obietnicach się skończyło i Polska nie została zaproszona na żaden ze szczytów euro-strefy, na których dyskutuje się o kryzysie unijnej waluty i o pomocy dla zagrożonych bankructwem państw. Stało się tak, bo kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Nicolas Sarkozy nie życzą sobie obecności na takich spotkaniach jakiegokolwiek kraju spoza strefy euro, a ponieważ to oni podejmują kluczowe decyzje wiążące dla innych państw euro-landu, sprawa została przesądzona. Dla Berlina i Paryża nie ma żadnego znaczenia fakt, że Polska akurat przewodniczy Unii Europejskiej. Oczywiście euro-grupa z chęcią przyjmie każde finansowe zaangażowanie Polski w ratowanie wspólnej waluty, ale do procesu decyzyjnego nas nie dopuści. Nie mamy nawet szans na to, aby pełnić rolę obserwatora, choć i o to długo zabiegał polski premier. Dlatego nie ma się co dziwić, że Donalda Tuska nie będzie również na najbliższym niedzielnym spotkaniu szefów rządów krajów strefy euro. W Brukseli ma najpierw nastąpić unijny szczyt z udziałem wszystkich krajów członkowskich, ale potem na sali zostanie tylko "17". Także Donalda Tuska delikatnie, acz stanowczo wyproszą z euro-spotkania Merkel i Sarkozy, bo polski premier nie ma tam nic do roboty. Nasz status mimo prezydencji się nie zmienił, ponieważ także przy okazji poprzednich spotkań, kiedy UE dyskutowała np. o sytuacji w Libii, Tusk był na rozmowach, ale po południu, gdy poruszano temat kryzysu finansowego, szefa polskiego rządu przy stole obrad już nie było. To najlepiej pokazuje, czym jest polska prezydencja w Unii, której poza szefem Platformy Obywatelskiej i jego współpracownikami nikt nie traktuje poważnie. A na pewno nikt znaczący w Unii Europejskiej. Prezydencja to tylko wygodny pretekst dla Donalda Tuska, aby przeciągać powołanie nowego rządu, żeby mieć więcej czasu również na zrobienie porządków w PO. Bo jakąż to ważną dla Polski i innych państw naszego regionu sprawę przepchnęliśmy w trakcie prezydencji? Nie jesteśmy w stanie nawet zorganizować u nas, w Warszawie, spotkania 27 państw na temat budżetu UE na lata 2014-2020, a o udziale w szczytach euro-grupy nie ma co nawet marzyć.
|