Epitafium dla Kaddafiego: Ceny a Koszty
Wpisał: Anthony Sampson   
23.10.2011.

Epitafium dla Kaddafiego: Ceny a Koszty

 

Libijczycy przetrwali pięć tysięcy lat bez ropy i w przeciwieństwie do kompanii cał­kiem dobrze mogą się bez niej obejść

 

Anthony Sampson ujawnia, że KOSZT WYDOBYCIA w Arabii Saudyjskiej wynosił wtedy 7-10 centów za baryłkę. Pułkownicy, szejkowie i „Siostry” kłócili się o jednego centa na poziomie 3.30 dolara. Obecnie, w dniu „autopsji” ciała Kaddafiego (22.X. 2011), cena baryłki wynosi około 110 dolarów.

 

Z książki „Siedem Sióstr”, Anthony Sampson, Książka i Wiedza, 1981, str. 336

 

[Sytuacja po przejęciu władzy przez płk. Kaddafiego, a przed powstaniem kartelu OPEC i przed embargiem naftowym roku 1973. Proszę zwrócić uwagę na negocjowane ceny za baryłkę (160 l) - i styl rozmów. MD]

 

 

Pułkownik Kaddafi szybko stanął do konfrontacji z kon­cernami naftowymi. Oświadczył 21 firmom, że jeśli nie podniosą cen, to podejmie jednostronne kroki. Aby udo­wodnić, że nie żartuje, nowy rząd wkrótce przeprowadził rozmowy w Moskwie, badając możliwości otwarcia wscho­dnich rynków dla libijskiej ropy. Zaczął także rozmawiać z poszczególnymi firmami naftowymi. (str. 315)

Domek z kart

 

Rozmowy w Trypolisie rozpoczęły się w cztery dni po zawarciu porozumienia w Teheranie [pierwsze porozumienie cenowe serio MD]. Libijczycy byli zdecydowani nie pertraktować z połączonym blokiem firm. George Piercy z Exxonu przybył trzy tygodnie wcześniej, aby przewodniczyć ekipie koncernów, lecz Libijczycy ignorowali go, zamierzając rozmawiać z każdą kompanią z osobna. Popierały ich wszystkie naftowe kraje rejonu śródziemnomorskiego - Algieria, Irak i Arabia Saudyj­ska - które wkrótce zagroziły ustanowieniem embarga, gdyby koncerny nie wyraziły zgody na warunki stawiane przez Libię. Dwa z nich, Irak i Arabia Saudyjska, były także producentami w rejonie Zatoki. Saudyjczycy, którzy, uprzednio odnosili się przychylnie' do koncernów, byli obecnie zaniepokojeni niebezpieczeństwem wysadzenia ich rurociągu w powietrze przez palestyńskich partyzan­tów, gdyby nie przyłączyli się. do zwolenników embarga. Jedność umacniana była przez wrogość do Izraela.

Na czele ekipy libijskiej stał major Abdul Salaam Dżallud, którego tłumaczem był wytrawny dyplomata Ali Mabruk. Podkreślali oni, że Libijczycy przetrwali pięć tysięcy lat bez ropy i w przeciwieństwie do kompanii cał­kiem dobrze mogą się bez niej obejść. Następnie zaprosili kolejno przedstawicieli firm na osobne rokowania, co oznaczało długotrwałe czekanie, po którym następowały afronty i perorowanie. Gdy przedstawiciele Socalu i Texa­co zjawili się ze swymi ofertami, Libijczycy dosłownie rzucili je na podłogę. Nafciarze jak niepyszni podnieśli je - był to symboliczny hołd złożony przez "straszliwych bliźniaków". Rozbieżności między wielkimi koncernami, które najważniejsze interesy prowadziły poza Libią, a "niezależnymi", rozpaczliwie dążącymi do utrzymania niskiej ceny libijskiej ropy, stały się widoczne. Wielu "niezależnych" podejrzewało, że ich ciężka sytuacja nie martwi zbytnio wielkich koncernów.

W marcu 1971 r. firmy zaproponowały 3,30 dol. za ba­ryłkę jako katalogową cenę dla ropy libijskiej - stano­wiło to wzrost o 76 centów, do którego dochodziły inne uboczne korzyści. Śródziemnomorscy ministrowie ds. naf­ty nalegali na 3,75 dol., grożąc wstrzymaniem wszelkich dostaw. OPEC wystąpiła z demonstracją solidarności,­ wicepremier Syrii udał się do Trypolisu, Nigeria zapowie­działa przyłączenie się do OPEC, a w końcu przybył do Libii Jamani.

 

Libijscy ministrowie Dżallud i Mabruk zaproponowali w końcu przedstawicielowi Gelsenburga, Enno Schuber­towi, podjęcie rokowań w imieniu wszystkich firm. Przy­puszczalnie spodziewali się, że będzie on czuł się szczegól­nie uzależniony od Libii. Schubert poprosił, aby towa­rzyszył mu reprezentant Mobilu, Andrew Ensor, cierpliwy były dyplomata z długoletnim doświadczeniem w polityce naftowej. Spędzili oni siedem godzin na maratońskich przetargach z dwoma Libijczykami, w toku których En­sor wczuł się w swoją rolę.

Wreszcie klasyczny dialog doprowadził do zawężenia dzielącej ich różnicy do dwóch centów:

"Mabruk: Major [Dżallud] naprawdę docenia wyłożenie przez pana kart na stół.

Ensor: Rzeczywiście zrobiłem to. Jest wielce frustrujące różnić się jedynie o dwa centy - jeden stały, jeden tym­czasowy.

Dżallud: No cóż, posunę się do mojej ostatecznej, osta­tecznej ostateczności. Mogę zginąć, ale zgadzam się, aby oba centy były tymczasowe.

Ensor (po dalszej chwili namysłu): Majorze, poszedł nam pan nadzwyczajnie na rękę. Zna pan naszą sytuację. Prze­kroczyliśmy już o półtora centa to. czym dysponujemy. Niemniej jednak był pan tak pomocny, że musimy podjąć ostatni wysiłek. aby usunąć rozbieżności. Jeżeli może pan, tutaj i teraz, podzielić między nas różnicę na poziomie 3.29 dolara, to my pójdziemy na to. Mogę dostać wymó­wienie tylko raz. Jeżeli zostałbym zwolniony za półtora centa, to niech już będzie, że zaryzykuję to za dwa i pół centa.

Dżallud: Był pan bardzo szczery. Ja także będę szczery. Absolutnie nie mogę zejść poniżej 3,30 dolara. Powiedzia­łem Radzie Rewolucyjnej. że dostaniemy 3,45, i mogę ich przekonać, iż konieczne jest zejście poniżej tego, ale ab­solutnie nie poniżej 3.30. Musi pan zrozumieć, że to jest sprawa psychologiczna; 3,29 wydaje się kwotą o wiele niższą niż 3,30. Tak więc doceniam pańską ofertę. ale nie mogę jej przyjąć. Zginąłbym.

Ensor: Żałuję. ale rozumiem. Muszę wycofać swoją ofertę i pozostajemy przy różnicy dwóch centów ceny tymcza­sowej. Gdyby mógł pan wyrazić zgodę na około godzinną przerwę. zalecalibyśmy to. Powiemy im, jak bardzo sta­rał się pan iść nam na rękę, i mamy nadzieję wrócić z ty­mi dwoma centami.

Dżallud: Doskonale. Zejście niżej oznaczałoby więzienie, przynajmniej dla mnie..."

Nastąpiła przerwa na posiłek, po czym rozmowy trwa­ły dalej do pierwszej nad ranem. Uzgodniono cenę kata­logową 3,30 dol. z premiami podnoszącymi ją do 3,45 dol.

 

2 kwietnia, w sześć tygodni po porozumieniu teherań­skim, rząd libijski podpisał w Trypolisie pięcioletnie po­rozumienie z 15 kompaniami. W ciągu następnych tygod­ni zawarto porozumienie z Nigerią, Irakiem oraz (jak zwykle ostatnią) Arabią Saudyjską.

Porozumienia z Teheranem i Trypolisem miały zacho­wać ważność przez pięć lat. Przetrwały dwa lata, lecz od początku widoczna była ich słabość. Szach był oburzony, gdy usłyszał o warunkach libijskich, zdając sobie sprawę, że również mógł uzyskać więcej. Wkrótce też dostał do­datkową premię za koszty portowe. Drzwi zaczęły się uchylać w drugą stronę.

W Teheranie i Trypolisie koncerny ujawniły swą pod­stawową słabość - nie były w stanie współpracować ani ze sobą, ani ze swymi rządami. Załamanie wspólnego frontu zaakcentowało ich niemoc, a OPEC przekonała się, że blefują, i na nowo nabrała pewności siebie. Istniała ponadto poważna możliwość światowego niedoboru lub przynajmniej braku nadmiernej podaży: projekty poza OPEC - na Alasce i Morzu Północnym - nie były reali­zowane wystarczająco szybko, aby zaspokoić głód ropy na Zachodzie. Jak ostrzegał Piercy'ego Jamani, koncerny nie byłyby w stanie wytrzymać wstrzymania dostaw przez kluczowego eksportera.

Bardziej dalekowzroczni nafciarze zdawali sobie spra­wę, że zawarte porozumienia były bardzo kruche, że­ mówiąc słowami Johna Rockefellera I - były "sznurami z piasku". Jak powiedział jeden z delegatów, porozumie­nie teherańskie to "domek z kart", który czeka na prze­wrócenie przez następny mocniejszy podmuch wiatru. Nowojorski konsultant naftowy Walter Levy ostrzegał, że przemysł naftowy stoi w obliczu "huraganu zmian". Po­rozumienia dały czas zarówno koncernom, jak i rządom krajów  konsumentów na przygotowanie się do następne­go kryzysu. Ale nie uczyniono niemal nic. Koncerny o szerszych horyzontach, zwłaszcza Shell i Mobil, próbowały ostrzegać swe rządy i społeczeństwa. Większość wolała jednak przedstawiać się w roli panów sytuacji. Koncerny nadal grały rolę Atlasa dźwigającego świat na swych bar­kach, lecz w cichości podejrzewały, że świat ten jest już poza ich kontrolą

 

Zdaniem niektórych przedstawicieli firm wina leżała raczej po stronie rządów zachodnich, które były najwyraźniej nie przy­gotowane do przejęcia odpowiedzialności za rozwój wydarzeń. Oto spostrzeżenia jednego z negocjatorów z ramienia firm:

Rządy krajów-konsumentów wolały załamywać ręce, potwier­dzać brak odpowiedniego personelu do tego rodzaju rokowań i swe pragnienie "nie mieszania tych spraw z polityką", spierać się ze sobą oraz rozpatrywać wymierzone przeciwko sobie posunięcia w myśl zasady: ,,Ratuj się, kto może". Włosi, Francuzi i Japoń­czycy dostrzegali słabość kompanii i planowali odrębne inicjaty­wy wobec OPEC. Amerykanie, Brytyjczycy, Niemcy zachodni i Holendrzy woleli liczyć na to. że huragan przeminie, nie powodując zbyt wielkich szkód.         .

Nikt spośród nich nie dostrzegał jednak tego, co było naprawdę potrzebne jako praktyczny cel polityczny - a tym czymś była so­lidarność. Francuzi byli zbyt antyamerykańscy, Brytyjczycy zbyt oszołomieni swym długiem wobec Pompidou, Włosi zbyt pod wra­żeniem pozostałej po Matteim [właśnie zginął w „wypadku lotniczym” z całą ekipa nafciarzy włoskich MD] spuścizny niechęci wobec Siedmiu Sióstr, a Japończycy byli zbyt przestraszeni reakcją OPEC, aby można było rozpocząć jakąkolwiek dyskusję na temat tego, co na­leżało zrobić.

Wszystkim tym rządom, brakowało rozeznania co do skali ka­tastrofy, na jaką narażały się brakiem inicjatywy i solidarności. W tym klimacie koncerny nie widziały żadnych innych rozsąd­nych rozwiązań. Wyglądało na to, że zostaną potępione, jeśli coś zrobią i jeśli nic nie zrobią. Pewne jest, że publiczne zwrócenie uwagi na własną słabość, co według obecnych twierdzeń niektó­rych krytyków należało zrobić, byłoby nie tylko wbrew naturze (nikt nie przyznaje się chętnie, że jest podciętym kłosem), lecz­ co ważniejsze - mogło jedynie przyspieszyć katastrofę. Byłoby to dla OPEC publicznym zaproszeniem do posuwania się. dalej i szyb­ciej.

=================================

Anthony Sampson ujawnia, że KOSZT WYDOBYCIA w Arabii Saudyjskiej wynosił wtedy 7-10 centów za baryłkę. Pułkownicy, szejkowie i „Siostry” kłóciły się o jednego centa na poziomie 3.30 dolara. Obecnie, w dniu „autopsji” ciała Kaddafiego, cena baryłki wynosi około 110 dolarów.

 

W artykule Libia delenda est. Dlaczego? Autor przypomina, że za okrutnego reżimu Kaddafiego benzyna dla ludzi była tańsza od wody - 0,14 dolara za litr. Obecnie o cenie w Tripolisie nie można mówić - są „chwilowe przerwy w dostawach”. Ale ustabilizują się wkrótce - zapewne na poziomie „międzynarodowym”.