Demograficzne samobójstwo Europy ...na 223 kraje świata zajmujemy (POLSKA) 209. miejsce pod względem liczby rodzących się dzieci i wspieramy emigrację młodzieży Dr Cezary Mech ekonomista naszdziennik Pod koniec października ONZ świętowało narodzenie 7-miliardowego obywatela Ziemi. Była to okazja do kolejnych artykułów mówiących o przeludnieniu świata czy o "demograficznej bombie". Wylewane są krokodyle łzy nad biedą w Afryce, brakiem surowców i anomaliami klimatycznymi. Choć wciąż akcentowany jest fakt, iż co roku przybywa na świecie 76 milionów ludzi, a w roku 2050 ogólna liczba ludności przekroczy 9 miliardów, to kluczową sprawą jest występowanie w globalnej populacji zjawiska nierównowagi demograficznej w aspekcie zarówno geograficznym, jak i wiekowym. W krajach wysoko rozwiniętych udział osób w wieku produkcyjnym w społeczeństwie już spada, a w szerszej perspektywie, poczynając od 2015 r., cały świat będzie się starzał i proporcja ludzi w wieku 15- 64 lata do całości populacji na świecie będzie również się zmniejszać. Patrząc w przyszłość, możemy być pewni, że zarówno Europa, jak i Rosja, Japonia czy USA będą borykały się z jednej strony ze słabnącym dopływem młodego pokolenia, z drugiej zaś z rosnącą armią starszych ludzi wymagających środków na emerytury i opiekę medyczną. Sytuacja ta z pewnością wpłynie na ograniczenie innowacyjności ich gospodarek i spowolnienie wzrostu gospodarczego na wzór tego przepowiadanego na początku lat 90. przez Billa Emmott´a dla Japonii w książce "The Sun Also Sets". Przyspieszony proces starzenia się społeczeństw, w ujęciu globalnym, podwoi w populacji liczbę emerytów. Obecnie osoby w wieku powyżej 65 lat stanowią 8 proc. światowej populacji, ale już w 2050 r. będzie ich 16 procent (w Japonii aż 42 proc.). Charakterystyczny jest fakt, że o ile Unia Europejska liczyła w 2008 r. 495,4 mln mieszkańców, o tyle w 2060 r. będzie ją zamieszkiwać 505,7 mln mieszkańców, a więc zaledwie o 2,6 proc. więcej. Będzie to efektem spadku przyrostu naturalnego w Unii. W 2008 r. wyniósł on 366 tys., ale już w 2015 r. przyrost ten będzie ujemny. Skala tego zjawiska nasili się i przekroczy 0,5 mln w 2023 r., aż dojdzie do spadku o 2 mln mieszkańców rocznie. Spadek bezwzględny nie wystąpi tylko dlatego, że UE planuje przyjęcie do 2060 r. 59 mln nowych mieszkańców, zwiększy się też liczba urodzin dzieci emigrantów - w sumie o ok. 36 mln osób. Katastrofalne prognozy dla Polski Zakładają one, że we wspomnianym okresie ubędzie aż 18 proc. ludności naszego kraju i to mimo założeń, że w tym czasie przybędzie do nas milionowa rzesza imigrantów, a dzietność w polskich rodzinach znacząco się powiększy. Niezależnie od spadku liczby ludności o 7 mln nastąpi jednoczesne bardzo szybkie starzenie się naszego społeczeństwa. O ile obecnie grupa osób w wieku powyżej 80 lat, czyli osób najstarszych, wymagających najwyższych nakładów na ochronę zdrowia, wynosi 3 proc. społeczeństwa, o tyle w badanym okresie ich udział wzrośnie aż o 10 pkt proc., czyli do 13,1 proc. ogółu ludności, i będzie wynosił 4,1 mln osób. Gdy chodzi o Europę, to zgodnie z wyliczeniami Dexia Asset Management stosunek emerytów do pracowników ulegnie podwojeniu do 2050 roku. Kluczowy jest zatem fakt spadku liczby osób w wieku produkcyjnym. Według przewidywań największe negatywne zmiany w Unii Europejskiej wystąpią w Polsce i na Słowacji. W tym czasie w strukturze ludności w Polsce udział grupy osób w przedziale wiekowym 15-64 lata będzie mniejszy aż o 18,6 proc. w porównaniu do 2008 roku. O ile obecnie liczba osób w tym wieku liczy 27 mln, o tyle według prognoz liczba ta spadnie o ponad 10 mln do poziomu 16,3 mln w 2060 roku. W Wielkiej Brytanii liczba osób powyżej 70. roku życia wzrośnie o ponad 40 proc. i to w okresie do 2030 roku. W efekcie stosunek osób w wieku produkcyjnym do osób w zaawansowanym wieku (powyżej 70 lat) spadnie z 5,3:1 do 3,7:1 w 2030 roku. W Polsce łączne obciążenie demograficzne do 2015 r. utrzyma się na poziomie 41 osób, później zwiększy się do poziomu ponad dwukrotnie wyższego - 91 osób w 2060 roku. Konsekwencje finansowo-społeczne tych zmian odczują wszystkie grupy ludności. Przykład Japonii jako ostrzeżenie Interesujący jest fakt, że Japonia, podawana jako laboratorium starzenia się i przestroga dla świata, ma wyższe stopy zastąpienia niż Polska. Najniższy poziom dzietności Japonek przypadł na 2005 rok i wynosił 1,26 (poziom dzietności Polek na początku wieku wynosił 1,22), a i obecnie wynosi więcej niż w Polsce bo 1,39, przy czym Japończycy, wzmacniając wsparcie finansowe dla rodzin, liczą, że wzrośnie ono do 1,75. W Polsce dzietność rodzin uległa tragicznemu zmniejszeniu do 1,38 dziecka na kobietę, we wszystkich typach rodzin. W porównaniu z 1980 r. spadek urodzin pierwszego dziecka wynosi prawie 30 proc., liczba urodzeń drugiego dziecka spadła prawie o połowę w porównaniu z 1983 r., a o 2/3 spadła liczba urodzeń trzeciego dziecka. Przykład Japonii jest również ostrzeżeniem dla innych. W sytuacji wzrastającej obecnie liczby osób starszych w społeczeństwie i zwiększającej się przeciętnej długości życia przyszły spadek nakładów na zdrowie w połączeniu z redukcją emerytur może dać podobny efekt jak ostatnie tsunami w Japonii (ponad 60 proc. ofiar tsunami było w wieku powyżej 60 lat). Z kolei nakłady państwa na świadczenia społeczne, które wzrosną do 2015 r. aż o 40 proc., przyczyniając się do gigantycznego 200 proc. PKB zadłużenia Japonii, będą zredukowane, i to mimo wzrostu potrzeb społecznych. Jak ocenia David Bloom z Uniwersytetu Harvarda, utrzymanie świadczeń społecznych na dotychczasowym poziomie wymagałoby w przypadku Unii Europejskiej, liczącej 500 mln obywateli, przyjęcia i produktywnego zagospodarowania 1,3 mld imigrantów w ciągu najbliższych 40 lat. Tymczasem Polska stoi na krawędzi załamania finansów publicznych spowodowanych faktem, że na 223 kraje świata zajmujemy 209. miejsce pod względem liczby rodzących się dzieci i wspieramy emigrację młodzieży. Bez podjęcia konkretnych rozwiązań prorodzinnych w ciągu najbliższych trzech lat to właśnie Komisja Europejska wymusi na Polsce wprowadzanie polityki prorodzinnej i otwarcie się na imigrantów, którzy przyjadą tu ze swoimi dziećmi. Niestety, będzie to proces dla Polski kosztowny, bo wydatki na edukację i dostosowanie imigrantów do warunków pracy będą wyższe, niż gdyby dotyczyły Polaków. Autor jest absolwentem IESE, byłym prezesem UNFE, podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów i zastępcą szefa Kancelarii Sejmu, autorem programu gospodarczego PiS z 2005 roku.
|