Tolerancja totalitarna a demokracja socjalistyczna
Wpisał: Mirosław Dakowski   
07.11.2011.

Tolerancja totalitarna a demokracja socjalistyczna

Powódź pustki. O mocy sloganów

 

Z cyklu: odzyskane z Kotłowni.

Przy rozpalaniu pieca wpadła mi w rękę broszurka z 2003 roku z referatami z konferencji „Jedna czy dwie Europy?”

 

Ogromne, pracowicie ukrywane (nawet przed sobą) poczucie beznadziei budzi wśród ludzi myślących fakt, że niespodzianie wielki procent ludzi mających się za myślących wiąże swe nadzieje na świetlaną przyszłość, zwaną obecnie na przykład nieuniknionym postępem - z integracją i tolerancją w ramach Unii Europejskiej.

Nie chcą wiedzieć ani przyznać, nieszczęśni, że naprawdę tolerować (czyli: tak brzmi poprawne znaczenie pojęcia tolerancja) można coś złego, na usunięcie czego nie mamy sił ani sposobu. Tolerować nie znaczy akceptować! Panowie i niektóre panie (bo panie mają często więcej realizmu, niż poputcziki -samczyki).

Przy rozpalaniu pieca wpadła mi w rękę broszurka z 2003 roku z referatami z konferencji Jedna czy dwie Europy? Rola Kościoła Katolickiego w procesie integracji europejskiej”. Oczywiście - „sfinansowane ze środków przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce”.

Organizatorzy dziękują Ks. Arcybiskupowi Stanisławowi Dziwiszowi (jeszcze nie był kardynałem) za inspirację i cenne wskazówki i udzieloną pomoc.

Zapachniało mi podobnymi inwokacjami do Generalissimusa Józefa Stalina sprzed lat 60-ciu.

I rzeczywiście:

Rozpoczyna referat ”prof.” Władysława Bartoszewskiego „Wczoraj, dziś i jutro Europy”. Jak ten, stary przecież, człowiek, nie wstydzi się przypisywania sobie tego tytułu? Niepojęte.

Przytoczę parę złotych myśli pana Bartoszewskiego:

 

...dziedzictwa cywilizacyjnego. To wła­śnie to dziedzictwo oraz jego akceptacja powinny decydować o przynależności zarówno do wspólnej Europy, jak i do określających jej tożsamość instytucji europejskich.

Papież Jan Paweł II porównał w jednym ze swoich znanych sformu­łowań Europę po II wojnie światowej z człowiekiem, któremu brak jednego płuca. Oczywiście nie jest wykluczone, iż w takim stanie mógłby ów człowiek przeżyć. Na dłuższą metę wydaje mi się taka kondycja wielce niewygodna, nie mówiąc już o jakichkolwiek osiągnię­ciach sportowych. Proces globalizacji domaga się jednak wybitnych osią­gnięć. I dlatego właśnie Europa powin­na, po to aby nie wypaść z formy, dys­ponować dwoma płucami. Tylko młoda na ciele i na duchu będzie zdolna do zdobywania medali na gospodarczej arenie rywalizacji.

Pan Bartoszewski nie precyzuje, o jakie „płuca”, z jakiej dziedziny, chodziło papieżowi, a o jakie samemu panu Bartoszewskiemu. Dalej mówi:

 

Wspólnota Europejska a europejska wspólnota ducha

W toku tych wszystkich koniecz­nych dyskusji o kwestiach natury poli­tycznej i gospodarczej, które zajmują nas w ostatnich latach, miesiącach i ty­godniach, a które bezpośrednio są związane ze zbliżającym się rozszerze­niem Unii Europejskiej, nie możemy jednak zapominać, iż obok wspólnoty europejskiej istnieje coś takiego jak europejska wspólnota ducha, myślenia *), wspólnota nauki, kultury i sztuki, która przetrwała już wiele systemów poli­tycznych, gospodarczych i społecznych, również czas podziału Europy między 1945 a 1990 rokiem. To właśnie ona tworzy właściwą podstawę silnej jedno­ści, jest fundamentem zbudowanym na trwałych powiązaniach kulturowych. I żadne sztuczne linie podziału, żadne podziały polityczne nie zdołały bez udziału ludzkiej woli zniszczyć wspól­nej, głęboko zakorzenionej hierarchii wartości - czego dowodem były "żela­zna kurtyna" i mur berliński. W chwili obecnej my, jako chrześcijanie i po prostu jako ludzie myślący, jesteśmy zobowiązani w każdy możliwy sposób znieść istniejące jeszcze gdzieniegdzie podziały i zniszczyć pozostałości nale­żącej już do przeszłości "żelaznej kur­tyny".

W momencie, kiedy zabraknie świadomości przynależności do wspól­nych europejskich korzeni, świadomo­ści kulturowego fundamentu, na którym ma być zbudowany wspólny dom Euro­pa, wówczas wszystkie dążenia mające na celu jedność Europy mogą zostać pogrzebane, a ambitne przedsięwzięcie o imieniu "Europa" może szybko zostać zdeklasowane do roli rynku obrotu towarów i usług. Jak to określił Jan Paweł II podczas ceremonii z okazji rocznicy śmierci św. Wojciecha w Gnieź­nie w 1997 roku: "W Europie nie będzie jedności, dopóki nie będzie się ona opie­rać na jedności ducha".

-------------

*) Cóż za „wspólnota ducha, myślenia” łączy nas z niemieckim ministrem – zdeklarowanym pederastą czy z francusko-języcznym , ale międzynarodowym oszustem, bankierem i seks-maniakiem?

--------------------

         Dalej więc - o jedności ducha. To a-cywilizacyjny zlepek zdań (wg. definicji Feliksa Konecznego), bez sprecyzowania pojęć, a są to ewidentnie pojęcia celowo rozmyte, ale inne od normalnie przyjętych.

         Tu naszła mnie myśl-koszmar: A może, przypadkowo zaplątany wśród czytających leming, lub młody, wykształcony nie będzie rozumiał, czemu wyśmiewam takie piękne myśli?

 

Duchowe fundamenty integracji jako wartości pierwszoplanowe

 

Nie bez przyczyny coraz częściej, szczególnie po układzie w Nicei z 2000 roku, na pierwszy plan wysuwa się kwestia duchowych fundamentów roz­szerzonej Unii Europejskiej. Unia Eu­ropejska nie jest - jak zdefiniował to arcybiskup gnieźnieński Henryk Mu­szyński - "ani pojęciem czysto geogra­ficznym, ani unią gospodarczą i walu­tową; jest ona wspólnym systemem wartości i historii. Ta definicja powinna jednak równocześnie znaleźć swoje odbicie w ustawodawstwie europejskim oraz jednoznacznym określeniu warto­ści fundamentalnych, zarówno etycz­nych, jak i religijnych. Im większe po­jawiają się różnice na płaszczyźnie kulturalnej, religijnej czy etnicznej, tym silniejsza staje się potrzeba duchowej jedności. W chwili, kiedy nie uda się osiągnąć nawet minimum duchowej jedności, może dojść do napięć i kon­fliktów. Nie da się zatem w procesie budowania Europy, również jako wspólnoty ducha, pominąć postulatu wspólnych wartości. [...] Powrót do korzeni oraz inspiracji chrześcijańskiej nie oznacza jednak chęci narzucenia czegoś czy próby odwrócenia biegu historii. Jest to, o czym przypomina Papież, ogromne bogactwo, które po­zwala nam zbudować silną jedność Europy."

W powyższym zestawie zdań nawet nie wiadomo, które z nich pochodzą od arcybiskupa Muszyńskiego, a które od pana Bartoszewskiego.

Jeszcze perełka precyzji:

 

Wspólna hierarchia pojęć

Bogactwo to przejawia się przede wszystkim w ukształtowanej na prze­strzeni wieków wspólnej dla wszystkich Europejczyków hierarchii pojęć, która to hierarchia, jako instancja o charakte­rze łączącym, zbliża ludzi, wykraczając poza granice języka, różnice narodowe czy państwowe. Myślę tutaj o tym, co było wspólne dla milionów Europej­czyków...

 

         Pod koniec jest jeszcze rozdział: „Garść proroczych słów . Czytelnikowi daruję. Referat pełen takich (i gorszych, czyli mniej precyczyjnych) sloganów – pusty obłok.

 

A zaraz za nim - pod tym samym tytułem „Wczoraj, dziś i jutro Europy” tekst dr-a Helmuta Kohla, zaczynający się od :

Niech będzie mi najpierw wolno skierować serdeczne słowa podzięko­wania do mojego dobrego przyjaciela, Władysława Bartoszewskiego, który wykazał duzo dobrej woli, wygłaszając swe przemówienie w języku niemiec­kim. To gest, który potrafię docenić, choć nie umiem go odwzajemnić. Sama myśl o tym, ze musiałbym nauczyć się języka polskiego, juz mnie nieco prze­rasta. Chciałbym podziękować panu Bartoszewskiemu za to dzisiejsze wy­stąpienie. A właściwie nie tyle za wy­stąpienie, co sposób, w jaki je wygłosił; nic tylko za to, co zostało ubrane w słowa, ale przede wszystkim za to, co usłyszeliśmy gdzieś między wierszami.

 

Też pełen sloganów, choć... z pozycji Władcy Europy. Ale w tekście tym przecież to, co między wierszami, jest najważniejsze.

 

Dalej kardynał Angelo Scola „Europa jako projekt międzykulturowy”:

 

Nowa rola społeczna dla religii Europy

 

Jakie mogłoby być zatem nowe oblicze religii w Europie, najbardziej pożądane w aktualnym momencie hi­storycznym? Niektórzy autorzy postu­lują w tym względzie konieczność uznania pluralistycznej i religijnie kwa­lifikowanej sfery publicznej, w której religie odgrywałyby rolę podmiotu pu­blicznego, oddzielonego zarówno od społeczności politycznej, jak i cywilnej.

Ze strony władzy politycznej cho­dziłoby o przezwyciężenie stanowiska pasywnej tolerancji wobec religii i przy­jęcie postawy "aktywnego otwarcia" , która nie sprowadzałaby publicznego znaczenia religii tylko do uznanej przez państwo przestrzeni konkordatowej. Ze strony religii należałoby odrzucić au­tointerpretacje o charakterze czysto pry­watnym czy fundamentalistycznym, aby stworzyć teren bezpośredniej wzajemnej wymiany z innymi religiami oraz innymi kulturami; przestrzeń dialogu, w której religie mogłyby stanowić publiczny punkt odniesienia w kwestii wartości cywilizacyjnych oraz wyrażać swój historyczny osąd.

Ujmując rzecz syntetycznie: sfera publiczna kwalifikowana religijnie jest tą sferą społeczeństwa obywatelskiego, którą określa się jako przestrzeń spot­kania pomiędzy wchodzącymi w relacje społeczne (wymiana rynkowa oraz integracja społeczna) podmiotami nie pozbawionymi własnej przynależności religijnej, lecz przeciwnie, kwalifiko­wanymi ze względu na taką przynależ­ność. Podmioty takie współdziałają ze sobą, dowartościowując ową przyna­leżność w kontekście politycznej de­mokracji, regulującej współobecność różnych religii poprzez takie sfery wy­miany. Mamy zatem do czynienia z prze­strzenią relacji obywatelskich wypra­cowaną przez same religie w chwili, kiedy działają na zewnątrz samych siebie..

     Takie mętne, rozmyte w znaczeniach poglądy wydaje z siebie kardynał, a więc zapewne ksiądz katolicki. Nie nauczono go w seminarium niczego z logiki, precyzji myślenia i formułowania tych myśli według św. Tomasza z Akwinu?

 

I jeszcze poglądy lansowane przez euro-deputowanego Jaques Santer :

 

Parlament Europejski przed i po rozszerzeniu

To właśnie ta wizja zjednoczenia Europy „jednej i wolnej" jest zasadą inspirującą rozszerzenie. Dla urzeczy­wistnienia tej wizji Komisja Europejska po długich badaniach zdefiniowała strategię rozszerzenia w Agendzie 2000, którą zaprezentowała przed Parlamen­tem Europejskim w lipcu 1997 roku.

Dziś już nikt nie podaje w wątpli­wość, że kraje kandydujące potrafiły oprzeć swoje instytucje na trwałych zasadach demokratycznych, gwarantu­jących funkcjonowanie państwa prawa i poszanowanie praw człowieka. Dzięki paktowi stabilizacyjnemu, który po­wstał z inicjatywy ówczesnego premie­ra Francji Edouarda Balladura, wszyst­kie kraje kandydujące rozwiązały pro­blemy mniejszości, które występowały niemal wszędzie. Jest to sprawa bardzo delikatna, od rozwiązania której zależy. moim zdaniem, stopień akceptacji rozszerzenia przez szerokie warstwy ludności w krajach członkowskich. Szybki wzrost wymiany handlowej stworzył nowe rynki i możliwości inwestycji dla członków Unii Europejskiej: kierunki wymiany handlowej...

 

Jak szyderstwo brzmią w 2011 następujące stwierdzenia: (Santer):

 

...prawo do przystąpienia w 1985 roku, po siedmiu latach intensywnych negocja­cji. Ale trzeba było blisko dwudziestu lat, by nowi członkowie dorównali dawnym.

W tamtych czasach pod adresem tych krajów kandydujących, zbyt zaco­fanych gospodarczo, o innej mentalno­ści, padały te same słowa krytyki: ryzy­ko rozchwiania rynków pracy już i tak cierpiących z powodu rosnącego bezro­bocia, przeogromne koszty budżetowe, i tak dalej, i tak dalej. Czyż dziś nie słyszy się tych samych kasandrycznych głosów lamentujących nad losem Euro­py wspólnotowej? A jednak po dwu­dziestu latach wielkich wysiłków Por­tugalia i Hiszpania, które wcześniej sprowadzano do roli zaplecza tury­stycznego i rekreacyjnego Europy, potrafiły rozwinąć dynamiczną gospodarkę, której stopa wzrostu zdecydowanie przekraczała wzrost gospodarczy krajów założycielskich i, co godne podkreślenia, udało im się wypełnić kryteria z Maastricht, dzięki którym znalazły się w pierwszej fali krajów, które przyjęły euro, naszą wspólną walutę. Ale pewne jest, że władze nie popuszczały cugli.

Ten przykład pokazuje nam dobit­nie, że powodzenie rozszerzenia wyma­ga wytrwałości w działaniu i zjedno­czenia wysiłków wszystkich podmio­tów życia politycznego, gospodarczego i społecznego kraju. Już teraz musimy przede wszystkim zorientować wszyst­kie nasze wysiłki i nasze działania na sukces największego dzieła polityczne­go początku XXI wieku. Już teraz chciałbym przestrzec przed roztacza­niem wizji kolejnego rozszerzenia,

 

Dalej przekazuje swe rozważania Hanna Suchocka, wieczna ambasadorka tutejszej władzy przy Watykanie, mówiąca jednak jakby w imieniu Stolicy Apostolskiej, cytuję:

 

Stolica Apostolska jako promotor wartości w polityce europejskiej

 

Analiza dokumentów Stolicy Apo­stolskiej pozwala na stwierdzenie, że samo tworzenie zjednoczonej Europy nie było nigdy postrzegane przez Waty­kan w kategoriach zagrożenia. Wręcz przeciwnie, w kolejnych etapach tego jednoczenia widziano szansę dla prze­łamania pewnych tradycyjnych uprze­dzeń i barier pomiędzy narodami euro­pejskimi. Równocześnie jednak stale obecne było w myśleniu i działaniu Stolicy Apostolskiej przypominanie, aby w trakcie procesu poszerzania, czy coraz głębszego integrowania, nie za­pominać o zasadniczych aksjologicz­nych warunkach tego poszerzania. Tę przestrogę znajdujemy w wielu wystą­pieniach zarówno Papieża, jak i innych przedstawicieli Stolicy Apostolskiej. Przestrzegano przed nadmierną mer­kantylizacją całego procesu jednocze­nia. Przypominał to niedawno kardynał G. B. Re stwierdzając: W myśleniu Papieża proces jednoczenia Europy winien wykraczać poza logikę unii mo­netarnej i ekonomicznej, a powinien zmierzać do tworzenia prawdziwej Europy obywateli i osób, w której nie­zwykle ważny jest wymiar edukacyjny, kulturowy i polityczny.

W całej swojej działalności od po­czątku pontyfikatu Jan Paweł II konse­kwentnie powtarza cztery zasady klu­czowe, które stanowić winny podstawę działalności każdej społeczności, w tym także zjednoczonej Europy. Stanowią one jakby osnowę każdego wystąpienia Ojca Świętego. Są też zarazem funda­mentami polityki zagranicznej Stolicy Apostolskiej. Te cztery zasady to: po­kój, wolność, sprawiedliwość, solidar­ność. Skomentował je trafnie kardynał Re, pisząc: W myśleniu Ojca Świętego jest stale obecne myślenie o pozbieraniu kamieni z rozbitych murów i zbudowa­nie razem wspólnego domu, dając życie humanizmowi opartemu na respekto­waniu każdej osoby ludzkiej i jej praw, na solidarności, sprawiedliwości, po­koju j wolności.

Punktem centralnym wszystkich od­niesień jest osoba ludzka. Jan Paweł II w szczególny sposób podkreśla jej znaczenie. Stała się ona wyznacznikiem i to nie tylko w kwestiach społecznych, ale także w kwestii polityki zagranicz­nej.

 

Nic u Suchockiej (ani u Kardynała!) o Bogu w Trójcy Jedynym, nic o Chrystusie - Prawdzie, jako źródle władzy świeckiej... „Za to” jednoznacznie wkłada pani ambasador w usta papieża kierowanie się alchemiczną zasadą solve et coagula, będącą podstawą wszelkich masońskich desek lożowych i planów globalistycznych. I wiele z dogmatów nowej religii, świeckiego humanizmu.

 

Wszystkie występy pełne są górnolotnych a niejednoznacznych sformułowań, zasad, stwierdzeń. A pozbawione są stwierdzeń typu: TAK, TAK, nie, nie. Pozbawione są istotnych treści.

Ta redefinicja i jednoczesne rozmywanie pojęć przypomina anegdotkę:

 

Jak wiadomo od co najmniej pół wieku, różnica między demokracją a demokracją socjalistyczną jest taka, jak między krzesłem a krzesłem elektrycznym.

 

Powstrzymałem się jednak przed wrzuceniem tej makulatury do pieca, by pokazać - i mieć dowód, że powtarzanie takich mętnych sloganów ma realny cel - i skutek:

Przekonanie wspomnianych na początku owieczek o nieuniknionej, dziejowej konieczności pójścia za nowymi dogmatami. wymuszenie zapomnienia, że te czy takie slogany słyszeli i wykrzykiwali już ...dziesiąt lat temu. Znów, jak za Marksa- Engelsa- Lenina- Stalina wymuszenie akceptacji wymyślonych gdzieś planów i sloganów. „Kocham Wielkiego Brata!” wykrzykują w pełni spontanicznie. I pędzą za baranem ze złoconymi rogami - do rzeźni. Oczywiście już nie widza., że pod drzwiami RAJU baran zostaje odprowadzony na bok – by stanął na czele następnego stada.

I taki Profesor, Doktor, Kardynał czy Ambasador i ich slogany zupełnie wystarczają masom wykształciuchów mających się za myślących.

Z punktu widzenia księgowych UE pieniądze wydane na takie konferencje nie są więc zmarnowane. Indoktrynują tanio - i skutecznie.

Zmieniony ( 07.11.2011. )