Początek końca Unii, jaką znamy
Wpisał: Jacek Przybylski   
09.11.2011.

Początek końca Unii, jaką znamy

...powinniśmy mieć się na baczności przed potencjalną rosyjską agresją na jej najbliższe terytoria w Europie Środkowo-Wschodniej

 

Jacek Przybylski 09-11-2011, http://www.rp.pl/artykul/9157,749079-Poczatek-konca-Unii--jaka-znamy.html?p=2

Deficyt demokracji wewnątrz Unii Europejskiej jest jednym z kluczowych powodów jej osłabienia – przekonuje Nile Gardiner, dyrektor waszyngtońskiego Margaret Thatcher Center for Freedom 

Rz: Unia Europejska przeżywa bodaj największy kryzys w swojej historii. Czy to już koniec marzeń o stworzeniu Stanów Zjednoczonych Europy?

Sądzę, że jesteśmy świadkami początku końca wielkiego projektu, jakim miało być stworzenie zjednoczonej Europy i jednolitej europejskiej waluty. Kryzys finansowy, który rozprzestrzenia się na kolejne kraje Unii Europejskiej, jest ogromnym ciosem dla pomysłodawców tej idei. Zresztą od początku była ona mrzonką, iluzją, o której marzyli europejscy politycy. Jeśli bowiem ma się do czynienia z 27 suwerennymi państwami, o różnych interesach narodowych, językach i różnym stopniu rozwoju gospodarczego, to nie sposób sztucznie stworzyć sprawnie działającą unię na wzór Stanów Zjednoczonych. Margaret Thatcher już na początku XXI wieku ostrzegała przed pomysłem budowania Unii Europejskiej jako super-państwa. Mówiła, że przyszłość pokaże, iż to przypuszczalnie największe szaleństwo współczesnych czasów. Wystarczyło niecałe dziesięć lat, żeby historia przyznała jej rację. Trafnie przewidziała również upadek euro.

No dobrze. Ale co dalej?

W ciągu najbliższego roku spodziewam się znaczącego zmniejszenia liczby krajów członkowskich strefy euro. W bardzo niedalekiej przyszłości będą musieli z niej wyjść Grecy. A za nimi ze wspólną europejską walutą mogą pożegnać się również Włosi, Hiszpanie i Portugalczycy.

A może będzie odwrotnie? Po wyjściu Greków rządy pozostałych państw strefy euro zaczną jeszcze bliżej ze sobą współpracować, aby stać się silniejszymi?

Bardzo prawdopodobny jest scenariusz, w którym rządy w Berlinie i w Paryżu będą próbowały utrzymać wspólną walutę i utworzyć grupę państw stanowiących rdzeń strefy euro. Nie będzie to jednak na pewno grupa 17 państw.

Wtedy euro bezpowrotnie straci szanse na to, aby stać się nowym dolarem.

Już teraz obserwujemy przecież upadek jednolitej waluty europejskiej. Sądzę, że dolar znacznie przeżyje euro.

Wracając do Grecji. Zarówno ekonomiczna, jak i polityczna sytuacja w tym kraju jest podobna do tej, którą obserwowaliśmy w Argentynie pod koniec 2001 roku. Ponadto ostatnie wydarzenia pokazują, że próby większego zaciskania pasa wywołują w Grecji coraz bardziej gwałtowne protesty. Czy greckie władze zdecydują się w końcu ogłosić bankructwo?

Jestem przekonany, że niezależnie od liczby i wartości kolejnych transz pomocowych Unia Europejska nie jest w stanie uratować Grecji. Mogliby to zrobić jedynie sami Grecy, radykalnie tnąc wydatki, przeprowadzając znaczną redukcję zatrudnienia w sektorze publicznym i wprowadzając niezbędne do przetrwania ich kraju reformy. To, czy się na to zdecydują, zależy jednak tylko od nich.

Upadek Grecji nie byłby jednak aż tak poważny, ponieważ to stosunkowo niewielka gospodarka. Bardziej niepokojąco wygląda sytuacja we Włoszech.

Rzeczywiście Włosi idą śladem Greków. Sądzę, że następnych sześć miesięcy będzie przełomowych dla włoskiej gospodarki. Rzecz w tym, że to trzecia gospodarka w Unii Europejskiej. Nie ma więc żadnych szans, by UE mogła ją uratować. Jednocześnie wątpię, by Włochy miały dziś politycznych przywódców, którzy poradziliby sobie z tym zadaniem. Nie widzę również żadnej osoby ani partii, która mogłaby zastąpić ekipę Silvia Berlusconiego, znaleźć skuteczny sposób na kryzys i szybko wprowadzić reformy budżetowe oraz sektora bankowego. Włosi lepiej poradziliby sobie z kryzysem, będąc już poza strefą euro, ponieważ wtedy odzyskaliby kontrolę nad mechanizmami dostosowawczymi. Mogliby chociażby samodzielnie ustalać wysokość własnych stóp procentowych. To samo dotyczy Portugalii czy Hiszpanii.

Skąd się w ogóle wzięły te kłopoty?

Kłopoty tych państw są odzwierciedleniem niedemokratycznego podejścia liderów strefy euro, którzy decydowali się na przeprowadzanie niebezpiecznych eksperymentów gospodarczych, nie pytając w ogóle o zgodę swoich mieszkańców. Ten swoisty deficyt demokracji wewnątrz Unii Europejskiej jest jednym z kluczowych powodów jej obecnego osłabienia. Żadna organizacja nie może bowiem przetrwać w dzisiejszym świecie, jeżeli nie jest odpowiedzialna przed zwykłymi ludźmi.

A Unia Europejska w obecnym kształcie nie odpowiada za swoje czyny przed zwykłymi Europejczykami. W połączeniu z całymi dziesięcioleciami, podczas których wprowadzano pomysły gospodarcze w socjalistycznym stylu: nadmierne regulacje w biznesie, wysokie stawki podatkowe, ogromne wydatki na opiekę społeczną oraz protekcjonistyczna polityka, ten deficyt demokracji rzucił Europę na kolana. Sondaże pokazują, że nawet większość ankietowanych Niemców straciła wiarę w powodzenie wielkiego projektu, jakim miała być jednolita europejska waluta. A to najlepiej oddaje obecny obraz sytuacji w Unii Europejskiej.

Sądzi pan, że skutkiem będzie rozpad Unii?

Nie. Spodziewam się jednak końca Unii Europejskiej w takiej formie, jaką znamy obecnie, odejścia od pomysłu Unii jako federacji i powrotu do zdecentralizowanej Europy, składającej się z państw narodowych, które będą mogły samodzielnie decydować o swoich losach i które będą miały do tego mandat od swoich własnych obywateli. Europa potrzebuje większej swobody gospodarczej i ekonomicznej, więcej demokracji. Unia Europejska ma jednak – moim zdaniem – ciągle przyszłość jako strefa wolnego handlu.

Wspólna waluta podobnie jak polityczne instytucje miała też za zadanie doprowadzić do większego zjednoczenia państw europejskich.

Zdaniem części polityków – takich jak kanclerz Niemiec Angela Merkel czy polski minister finansów Jacek Rostowski – upadek euro może doprowadzić do końca pokoju w Europie. Przekonują pana wizje nowej pożogi wojennej na Starym Kontynencie?

Nie. Nie spodziewam się wojny między państwami tworzącymi Unię Europejską choćby dlatego, że utraciły one już niemal militarną zdolność do prowadzenia walki ze sobą. Możliwy jest jednak wzrost wzajemnych napięć. Prawdziwe zagrożenie wojną w Europie istnieje i może nadejść od strony Rosji. Moskwa może spróbować wykorzystać fakt, że kraje europejskie pogrążone są w kryzysie. Dlatego myślę, że powinniśmy mieć się na baczności przed potencjalną rosyjską agresją na jej najbliższe terytoria w Europie Środkowo-Wschodniej, pamiętając o tym, co przed trzema laty stało się w Gruzji. Rosyjskie działania mogą zagrozić na przykład krajom bałtyckim. Sądzę, że władze w Moskwie mogą też spróbować poddać próbie stanowczość NATO.

Dr Nile Gardiner jest brytyjskim ekspertem Fundacji Heritage i dyrektorem Margaret Thatcher Center for Freedom w Waszyngtonie. Ukończył historię na Oxford University, doktorat obronił na Yale. Częsty komentator wydarzeń politycznych m.in. w Fox News, CNN, BBC, Sky News, NPR, a także na łamach „The Wall Street Journal", „USA Today", „Daily Telegraph" czy „Financial Times"