| |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
18.03.2008. | |
Mirosław Dakowski „Zaufanie do paradygmatów” czyli wiara wbrew faktom O „ewolucjonizmach”motto: Za czasów dyktatury marksizmu któremuś z rządowych intelektualistów (Iwaszkiewicz?) przypisywano następujący dialog z dziennikarzem reżimowym:„Mistrzu, czy Pan jest chrześcijaninem? Tak, wierzącym ale niepraktykującym. A marksistą? Tak, praktykującym ale niewierzącym..” A. Podstawy metodologiczne czy więzy światopoglądowe Istnieją różne poziomy i sposoby reagowania na rzeczywistość i przekonywania ludzi do swych poglądów. Rozpatrzmy to na przykładzie „ewolucjonizmu”. (1) O „ewolucji” pisze się w oparciu o argumenty doświadczalne, wynikające z obserwacji i praktyk biologów doświadczalnych. Tu dyskusja naukowa jest możliwa i konieczna. Od strony filozoficznej badania te oparte są o realizm, którego ojcem i kodyfikatorem jest św. Tomasz z Akwinu. Realizm tomistyczny daje pewność, że świat materialny realnie i bez wątpliwości istnieje. Jest to podstawa nauk ścisłych i ich rozwoju. I podstawa cywilizacji technicznej. (2) Przedstawia się też tę sprawę (w prasie „poprawnej” - głównie!) w oparciu o inne założenia filozoficzne – szczególnie o wiarę w nie-istnienie Boga Stwórcy, o poglądy ateistyczne. Tu dyskusja merytoryczna jest niemożliwa – strona ateistyczna upiera się przy założeniach materialistycznych. Jako teza badań jest to podejście ciekawe i może być twórcze. Jako założenie zaś, jest nienaukowe. Nie jest to jednak upór naukowca; de gustibus non est disputandum.. Będę wobec tych ludzi używał wymiennie określeń: ewolucjonista materialistyczny i neo-darwinista. Ci ludzie, pełni pychy, parafrazują zdanie Laplace’a wygłoszone do Napoleona przy okazji prezentacji modelu Układu Słonecznego: „Sire, ta hipoteza (Stwórcy) nie jest mi potrzebna”. Obecnie już ośmielają się mówić o wiele więcej: „Przyjęcie hipotezy Stwórcy jest nienaukowe”. Model Laplace’a dawno się zestarzał. To samo coraz bardziej dotyczy neo-darwinizmu. A jego zwolennicy dalej weń wierzą, mimo, że fakty doświadczalne tej wiary nie potwierdzają. I swoje założenia, czy wierzenia, a może nawet fobie, definiują sobie (i niestety – narzucają innym) jako podstawę nauki. Jest to błąd metodologiczny. (3) Kreacjonizm pojęty w sensie wąskim – przyjmuje dosłownie zapis Biblii (Genezis) i wylicza stąd wiek Wszechświata na ok. 6 tys. lat. Większość faktów znanych z fizyki, geologii, astronomii i kosmologii itp przypisuje więc złudzeniom zbudowanym dla nas przez Stwórcę. Naukowcy uprzejmie czekają na dowody, że są to rzeczywiście złudzenia. (4) Na obrzeżach filozofii zawsze istniały nurty myślicieli wątpiących, negujących realizm istnienia świata. W ostatnich dziesięcioleciach skupiły się one w okolicy post-modernizmu. Ponieważ uznają oni „wielość prawd”, czy subiektywność pojęcia prawdy, wnoszą w nauki ścisłe zamieszanie i niemoc. Wiele osób piszących w tych nurtach podaje w wątpliwość realność Wszechświata, czy też rozważa „ewolucję” kolejnych praw fizyki czy stałych fizycznych. Doświadczenie, jak dotąd, nigdy takich hipotez nie potwierdziło. U nas tego rodzaju ciekawostki około-naukowe popularyzuje ks. prof. Michał Heller z partnerem (prof. J. Życiński, biskup). Powstające przy podobnych założeniach modele wszechświata, czy świata ożywionego na Ziemi, bardziej przypominają pisarstwo scientific fiction niż science. Mamy więc wszechświaty - matki, wszechświaty - dzieci „rodzące się” hipotetycznie w czarnych dziurach, czy w konwencji naukowej podane rozważania o tunelach w czasie. W dziedzinie badań powstania i rozwoju życia, ludzie ci ignorują wiele niewygodnych dla ich tez danych doświadczalnych. Ignorują też dowody matematyczne przeczące ich (zwykle milczącym, a nie podawanym explicite) założeniom. Ci elokwentni a pokrętnie piszący „wątpiący” są większym niebezpieczeństwem dla rozwoju i oczyszczenia nauki, niż bardziej prostoduszni idealiści (w sensie św. Tomasza, nie Marksa), solipsyści czy ateiści. (5) Od dziesięcioleci istnieje jednak Matematyka Ewolucji. Dział ścisły, weryfikowalny według wszelkich zasad naukowych. Przypomnę prace R. Fishera, Kimury i Wright’a czy wreszcie wielkie prace Freda Hoyle zebrane tuż przed jego śmiercią w książce „Matematyka Ewolucji”. Jest wydanie polskie (Wyd. Megas 2003). Ta ostatnia książka udowadnia od strony ścisłej, matematycznej, że przy założeniach ewolucjonizmu materialistycznego, czyli neo-darwinizmu niemożliwe jest akumulowanie zmian korzystnych, tak dla życia opartego o podział komórki (bakterie itp.), jak i życia opartego o wymianę genów w zygocie (cross-over), czyli zbudowanego z dwóch płci. Założenia neodarwinizmu, przypomnę, to ewolucja oparta na mutacjach przypadkowych, ślepych, bez-celowych – i akumulacja t.zw. zmian korzystnych. Definicja cech korzystnych też obarczona jest wadą błędnego koła, ale o tym osobno. U Hoyle’a poznajemy piękne i proste rozumowania, jasny wywód matematyczny, klarowne porównanie różnic i podobieństw modeli z poprzednimi publikacjami. Jest to matematyczne unicestwienie ikon (czyli symboli), a również dogmatu ewolucjonistów. W dostępnej mi literaturze nie znalazłem kontr-argumentów ze strony wierzących lub praktykujących ewolucjonistów (tych materialistycznych w wierze). Gdyby ktoś z Czytelników znalazł poważną polemikę z książką Freda Hoyle, czy chociażby z mym artykułem przeglądowym „Czy ewolucjonizm jest nauką?” (opublikowany w kilku czasopismach, m.inn. w „Problemach genezy” t.XIV, nr. 203-204, 2006, dostępny na stronie Dakowski.pl , pod Ewolucjonizm), proszę o przesłanie mi tej polemiki, lub choć o sygnał, gdzie można tę krytykę znaleźć. O upadku krytycyzmu w nauce - lub - bardziej elegancko i optymistycznie - o tym, że ewolucjonizm materialistyczny sam się z dziedziny nauki wykluczył, świadczyłby fakt braku rzeczowych dyskusji z przedstawionymi wyżej pracami i innymi pracami zawierającymi wysoki poziom krytycyzmu wobec neo-darwinizmu. B. Ilu ewolucjonistów mogło zrozumieć matematykę Hoyle’a? B.1. Przypuszczenia Przyszły mi do głowy dwa - wredne, przyznaję, przypuszczenia – i możność ich sprawdzenia: Przypuszczenia: że 1) nikt z ewolucjonistów Hoyle’a nie zrozumiał – albo 2) nie przeczytał (w każdym razie - w Polsce). A możliwość sprawdzenia: 1) Policzyć, ocenić, ilu w Polsce jest wierzących ewolucjonistów, 2) Policzyć, ocenić, ilu ewolucjonistów przeczytało, a ilu zrozumiało prace Hoyle’a. Bo biologów przyznających się oficjalnie do wiary w neo-darwinizm jest większość, chyba dziesiątki tysięcy. O przyczynach tego stanu poniżej, oddzielnie. W naszych ocenach pomijamy oczywiście propagandystów „ewolucjonizmu materialistycznego” w rodzaju Karola Sabatha, bo poza pisaniem płaskich sloganów zajmuje się on jedynie utrącaniem poważnych artykułów krytycznych w – oczywiście postępowych - pismach wielkonakładowych B.2. O błędach milczących założeń Ta część ewolucjonistów, która wierzy w nie-istnienie Stwórcy, argumentuje „Przecież życie na Ziemi istnieje, więc prawdopodobieństwo jego powstania jest jeden (1) , nie zaś - te nieskończenie bliskie zera ułamki”. Milcząco przyjmują więc założenie, że życie powstało samo, bez Stwórcy. To z tego założenia wychodzi im powyższe prawdopodobieństwo równe jedynce. Powtarzam: Dla celów tej pracy używam wymiennie pojęć neo-darwinizm i ewolucjonizm materialistyczny, bo tu chodzi o ikony, symbole. W rzeczywistości są to pojęcia znacznie odróżniające się, należałoby je, przy dyskusji bardziej szczegółowej, jednoznacznie porządnie zdefiniować. Właśnie przy rozważaniu tych spraw przyszła mi do głowy przerażająca możliwość: że NIKT z ewolucjonistów nie może zrozumieć argumentów Hoyle’a. B.3. Oceńmy. Podzielimy te oceny na dwie części: - Ile osób z ewolucjonistów potrafiłoby te rachunki zrozumieć - Ile zaś odrzuciło je przed czytaniem ze względów na: a) „Imprinting” czyli wdrukowanie, np. ze szkoły czy uczelni? b) bezkrytyczny , niewolniczy stosunek do obowiązujących paradygmatów, c) lenistwo czy może zapracowanie w swej, węższej dziedzinie, d) strach przed utratą etatu czy grantu [ czy (d) jest skutkiem (b) ?] - A ile przejrzało niechętnie, bez analizy. Oszacujmy: Matematyki na poziomie używanym przez Hoyle’a (choć powstała ok. 60 lat temu) uczy się w Polsce najwyżej ze 150-200 osób rocznie (najstarsze lata fizyki teoretycznej, matematyki zwanej obecnie teoretyczną, trochę astronomów, może i parę osób ze studiów międzywydziałowych; to chyba wszyscy). Ok. 30% (max) z nich potrafi jej używać. Czy choćby jeden z nich trafi na etat do biologów? Wątpię. Dyrektor Instytutu Biologii woli, jak sądzę przyjąć obiecującego biologa. O bolesnych trudnościach niech świadczy następująca obserwacja: Na seminarium magisterskim dla V roku matematyki (prawdziwej, nie informatycznej!) studentki (dobre) referujące różne działy prac Hoyle’a poruszały się jak po polu minowym (mimo uprzednich konsultacji): Oby profesor, a i uczestnicy seminarium, nie zauważyli, że wyuczyłam się formuł i „przejść” na pamięć – ale broń Boże pytania pobocznego, wyjaśniającego.. A to jeszcze byli studenci sprzed reform - tej katastrofy w programach fizyki i matematyki w szkołach średnich, jaką nam sprawiono (i sprawiają dalej) po roku 2000-nym. Moje, nasze (z przyjaciółmi matematykami i fizykami) oceny całkowitej ilości osób pracujących w Polsce w biologii ewolucyjnej, a potrafiących zrozumieć aparat matematyczny F. Hoyle’a waha się między zero a pięć (to bardzo optymistyczna granica górna) Inne wymienione wyżej przyczyny: poddanie się paradygmatowi naukowości ewolucjonizmu, zapracowanie itp. redukują znacznie tę ilość osób, co najmniej stukrotnie. Czyli do wielkości między zero a 0.05 osoby... B.4. Istnieje też dowód eksperymentalny: Brak rzeczowej polemiki z danymi matematyków (patrz apel w B.1.). To jednak nie klęska: Założenia wstępne przy każdym kolejnym problemie liczonym przez Hoyle’a są podawane jasno. Wystarczy więc poddać krytyce założenia. Niestety, dotąd słyszałem od Luminarzy Ewolucjonizmu jedynie zdania w rodzaju: Hoyle? czytałem, oczywiście, znam, to ten od samolotu powstającego w składnicy złomu pod wpływem wichury.. To przecież niepoważne... To typowy unik osób poddanych imprintingowi (chyba tak się nazywa tresura we współczesnej socjologii??) tych nieszczęsnych paradygmatów. Jak to parę wyuczonych słów może zmieniać zachowania homo sapiens (czyżby na długo?) Od czołowych ewolucjonistów słyszę również: 1) „Niech fizycy i matematycy zajmują się swoją dziedziną”. Zapominają oni, że matematyka i logika to królowe nauk. Wszystkich. A fizycy muszą ich używać. Więc przywykli. 2) Argument użyty w stosunku do mych dowodów matematycznych i doświadczalnych przez Luminarza Ewolucjonizmu przed ośmiu laty (w 2000 r), jest stosowany jednak ciągle od 60-ciu, 40-tu, itd. lat: „Co pan mówi, zapewniam pana, że życie już stwarzamy, stworzymy je w laboratorium w ciągu roku-dwóch”.
Jest tu – poza pychą i nieuctwem - błąd logiczny podobny do poniższego: Przypuśćmy, że genialny uczony stworzył np. krówkę pasącą się na łące, lub stworka czytającego z przyjemnością sonety Szekspira. Otóż triumfującym niewierzącym można od razu odpowiedzieć: przecież widać od razu stwórcę tych istot, widać też jego plan. A istniejąca tu celowość jest sprzeczna z waszym dogmatem. Już nawet uzyskiwanie od 60-ciu lat (wg. doświadczeń Urey’a i Millera) paru aminokwasów w laboratorium oparte jest na błędnym założeniach: Zakłada się pierwotną atmosferę Ziemi redukującą (H2, CH4, para wodna, NH3). Tymczasem wykazano, że najpewniej była ona utleniająca, a wodór, także ten z foto-rozpadu wody, od razu uciekł w przestrzeń między-planetarną. Dalej: od paru aminokwasów do żywej komórki to - matematycznie – nieskończona odległość. Gdzie tu miejsce na ślepego zegarmistrza? C. Argumenty o mito-manii dostępne dla KAŻDEGO Stan obecnej teraz w nauce rozwiązłości umysłów ułatwia powielanie jako dowodów - albo oszustw, albo nieuzasadnionych hipotez. Więcej o tym w pięknej książce Jonathana Wells’a C.1. „Ikony ewolucji. Nauka czy mit?” Jonathan Wells w sposób systematyczny bada 10 klasycznych „przykładów” ewolucji Darwina (prebiotyczna zupa, ćmy krępaka nabrzozaka, struktury homologiczne, archeopteryks, rysunki zarodków Haeckla, eksperyment Millera-Ureya i inne) Wells wykazuje, że szablonowe argumenty znajdujące się w większości podręczników szkolnych na potwierdzenie teorii ewolucji są w rzeczywistości nie tylko w sposób oczywisty fałszywe, ale, co gorsza, ciągle przytacza się je jako „dowody”, mimo iż wiadomo, że są fałszywe. Książka w szokujący sposób obnaża niezwykle słabe podstawy naukowe teorii ewolucji i wzbudza pytanie: „Skoro te wszystkie ikony ewolucji są nieprawdziwe, to gdzie są prawdziwe naukowe argumenty przemawiające za ewolucją?” Oto parę cytatów z tej książki - dostępnej dla wszystkich: C.2. „Dowody ewolucji” Większość ludzi - łącznie z biologami - poproszona o przedstawienie dowodów ewolucji darwinowskiej podaje ten sam zestaw przykładów, ponieważ wszyscy uczyli się biologii z tych samych podręczników. Najczęściej podawane przykłady to: · kolba laboratoryjna z symulowaną atmosferą pierwotnej Ziemi, w której wyładowania elektryczne powodują powstanie związków chemicznych będących składnikami żywych komórek; · ewolucyjne drzewo życia, odtworzone na podstawie olbrzymiej ilości ciągle odkrywanych skamieniałości i faktów z zakresu biologii molekularnej; · podobna struktura kostna skrzydła nietoperza, płetwy żółwia, nogi konia i ludzkiej ręki, która wskazuje na ewolucyjne pochodzenie od wspólnego przodka; · rysunki podobnych do siebie embrionów ukazujące, że płazy, gady, ptaki i ludzie wywodzą się od przypominających ryby zwierząt; · archeopteryks, skamielina ptaka z zębami na dziobie i pazurami na skrzydłach, brakujące ogniwo między dawnymi gadami a współczesnymi ptakami; · ćmy krępaka nabrzozaka na pniach drzew ukazujące, w jaki sposób kamuflaż i ptaki drapieżne doprowadziły do powstania najsłynniejszego przykładu ewolucji przez dobór naturalny; · zięby Darwina na wyspach Galapagos, trzynaście odrębnych gatunków, które powstały z jednego gatunku na skutek dywergencji, gdy proces doboru naturalnego doprowadził do zróżnicowania dziobów; zainspirowały Darwina do sformułowania teorii ewolucji; · przypominający drzewo schemat skamieniałości konia, który obala staroświecką ideę, że ewolucja była ukierunkowana oraz · rysunki przypominających małpy istot ewoluujących w ludzi, ukazujące, że jesteśmy tylko zwierzętami i że nasze istnienie jest jedynie produktem ubocznym niecelowych procesów naturalnych. Przykłady te są tak często używane jako dowody popierające teorię Darwina, że większość z nich została nazwana "ikonami" ewolucji. A jednak każda z nich w jakiś sposób przeinacza prawdę. C.3. Nauka czy mit? Niektóre z ikon ewolucji przedstawiają przypuszczenia albo hipotezy tak, jakby były faktami; są one, że użyję słów Stephena Jaya Goulda, "wcieleniem pojęć udającymi naturalne opisy przyrody". Inne ukrywają zażarte spory między biologami, które mają poważne implikacje dla teorii ewolucji. Ale co najgorsze, część z nich jest całkowicie sprzeczna z powszechnie uznanymi dowodami naukowymi. Większość biologów nie zdaje sobie z tego sprawy. Prawdę mówiąc, większość biologów zajmuje się dziedzinami bardzo odległymi od biologii ewolucyjnej. Znaczna część ich wiedzy o ewolucji pochodzi z podręczników biologii oraz tych samych artykułów prasowych i dokumentalnych programów telewizyjnych, które czyta i ogląda ogół społeczeństwa. A z kolei podręczniki i popularne prezentacje opierają się przede wszystkim na ikonach ewolucji, tak więc dla wielu biologów ikony stanowią dowody istnienia ewolucji. Niektórzy biolodzy dostrzegają nieścisłości dotyczące konkretnych ikon, ponieważ wypaczają one badania z ich własnej dziedziny. Czytając specjalistyczną literaturę z własnej dziedziny, zauważają, że ikona jest myląca lub wręcz fałszywa. Ale mogą odnieść wrażenie, że jest to odosobniony problem – zwłaszcza jeśli są przekonani, że teorię Darwina potwierdzają przytłaczające jakością dowody z innych dziedzin. Jeśli uznają bez wątpliwości zasadniczą poprawność teorii, mogą odkładać na bok zastrzeżenia dotyczące ikony, na temat której wiedzą coś więcej. Z drugiej strony, gdy wyrażają swoje wątpliwości, trudno im zyskać posłuch wśród kolegów, ponieważ krytykowanie teorii Darwina jest wyjątkowo niepopularne wśród anglojęzycznych biologów. Może dlatego problem z ikonami ewolucji nie jest szerzej znany. Wielu biologów będzie równie zaskoczonych jak ogół społeczeństwa, dowiadując się, jak poważne i rozpowszechnione są to wątpliwości. W następnych rozdziałach porównamy ikony ewolucji z opublikowanymi faktami naukowymi i ujawnimy, że znaczna część tego, czego nauczamy na temat ewolucji, jest błędna. Fakt ten wzbudza niepokojące pytanie dotyczące statusu teorii Darwina. Jeśli ikony ewolucji mają być najlepszymi dowodami na poparcie teorii Darwina, a są fałszywe albo wprowadzają w błąd, jak to świadczy o teorii? Czy jest to nauka, czy mit? Tyle wyjątków z Ikon Ewolucji Wellsa. Autor uzyskał dwa doktoraty: jeden z biologii molekularnej i komórkowej Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (1994 r.) oraz z religioznawstwa Uniwersytetu Yale (1986 r.) Książkę można nabyć na stronie internetowej www.wwylomie.com, pisząc na adres wwylomie@wwylomie.com albo dzwoniąc pod numer 095 720 89 01. D. Koniec ! Czy wojujący ewolucjoniści-materialiści i post-moderniści zdołają jeszcze argumenty z książek Hoyle‘a, Behe’go, Wellsa przemilczeć, jak usiłują przemilczeć np. „Sąd nad Darwinem” Paula Johnsona? I tyle wcześniejszych książek, artykułów, obserwacji i argumentów? Wstyd byłby dla nauk ścisłych, gdyby poruszone tu kwestie nie zostały w bliskim czasie przez uczonych wyjaśnione. Teraz - wstydzić się powinni naukawcy. Czy biolodzy zabiorą głos? A może potraktowanie bez atencji samozwańczych luminarzy post-modernizmu spowoduje wreszcie, że zabiorą głos rzeczowo i merytorycznie? |
|
Zmieniony ( 27.03.2008. ) |