JOW po rumuńsku
Wpisał: Mirosław Dakowski   
19.03.2008.

Jerzy Przystawa

JOW po rumuńsku

[skrót – całość zob. http://www.jow.pl  ]

            Podsumowując rządową studniówkę Donald Tusk zapowiedział, że nie spocznie dopóki Polacy nie będą mogli wybierać swoich posłów w okręgach  jednomandatowych.[....JAK???...adm.]. ...Z ust różnych polityków partii Pana Premiera, możemy się dowiedzieć, że – najprawdopodobniej – te jednomandatowe okręgi wyborcze (JOW) nie będą wcale przypominały procedur, jakie stosują u siebie Anglicy, Kanadyjczycy czy Amerykanie! Raczej będą to twórcze udoskonalenia tych procedur, których najróżniejsze warianty zastosowali już u siebie Rosjanie, Ukraińcy, Litwini, ?otysze… a imię ich Legion.

            Przykładu tej twórczości dostarczyła nam właśnie Rumunia, której Parlament, 4 marca 2008, stosunkiem głosów 231 do 11, przy 18 nieobecnych, zatwierdził nową ordynację wyborczą i wprowadził oczekiwane przez społeczeństwo votul uninominal, czyli głosowanie w JOW. W ubiegłym tygodniu Prezydent Basescu ustawę podpisał. Tak się jednak składa, że uchwalona procedura wyborcza różni się od brytyjskiego JOW tak, jak nie przymierzając, skwaśniały żurek od ukraińskiego barszczu. Doskonale natomiast pasuje do tej rosyjsko- ukraińsko- litewsko-…-łotewskiej potrawy, którą z takim niesmakiem spożywać muszą (lub musiały) narody naszych sąsiadów. Okazuje się więc, że tak jak przedtem twórczo wspólnie transformowaliśmy demokrację w demokrację ludową, tak po upadku Związku Sowieckiego, najlepsze co można nam zaserwować, to JOW a la Putin czy a la Jelcyn.

            Rumuńska procedura ma wyglądać, mniej więcej, tak: kraj zostanie podzielony na okręgi liczące ok. 145 tysięcy wyborców, którzy wybiorą 290. osobowy sejm. Każdy wyborca będzie miał jeden głos i będzie głosował na jednego kandydata z okręgu. Mandaty uzyskają przedstawiciele tylko tych partii, które przekroczą 5% próg wyborczy w skali całego kraju. W okręgu wygrywa tylko jeden kandydat, ale niekoniecznie ten, który otrzyma najwięcej głosów, bo tak będzie tylko w przypadku kandydatów partii, które przekroczyły próg. Resztę mandatów podzieli się między partie polityczne, według metody proporcjonalności, wydaje się, że będzie to metoda Hare. Na dodatek, żeby było jeszcze bardziej demokratycznie, 18 mandatów jest zarezerwowanych dla przedstawicieli różnych mniejszości narodowych, których – poza Węgrami – jest chyba akurat tyle.

            Taką oto potrawę oferuje Rumunom ich klasa polityczna po listopadowym referendum, w którym ponad 80% głosujących opowiedziało się za wyborami w JOW. A z wypowiedzi polityków Platformy możemy się domyślić, że popłuczyny po tej polewce zostaną niebawem wprowadzone w Polsce.

            Nie potrzeba wielkiej przenikliwości politycznej, żeby od razu zgadnąć, że potrawa ta będzie w takim samym stopniu niestrawna dla obywateli, jak wszystkie te warianty proporcjonalności, jakie nam do tej pory serwowano. Podstawowym elementem tej niestrawności jest stały kłopot z powołaniem stabilnego rządu, bez czego trudno mówić o jakiejś sensownej, samodzielnej, polityce państwa w jakiejkolwiek dziedzinie. Premier Tusk jest wprawdzie tylko 14. premierem od 1989 roku, ale już p. Katarzyna Hall jest 17. ministrem edukacji, p. Marek Sawicki 24. ministrem rolnictwa, a p. Ewa Kopacz 21. ministrem zdrowia! W innych resortach jest podobnie.

            Nie inaczej przedstawia się sprawa we wszystkich krajach z JOW w stylu jelcynowsko-putinowskim. Pani Julia Tymoszenko jest 18 premierem Ukrainy od 1991 roku; p. Gediminas Kirkilas 17. premierem Litwy; p. Ivars Godmanis 15. premierem Estonii; p. Calin Popescu Tariceanu 11. premierem Rumunii itd., itp. Chwała Bogu, że Unia Europejska zgodziła się wziąć nasze kraje pod swoją kuratelę, bo bez niej płynęlibyśmy, niebożątka, w nieznanym kierunku i najpewniej, prędzej czy później, rosyjski niedźwiedź byłby jeszcze raz zmuszony nas adoptować!

            ...Prezydent Rumunii Traian Basescu [...] zażądał zmiany systemu wyborczego na taki, który wprowadziłby odpowiedzialność indywidualną do życia publicznego i umożliwił wyłonienie stabilnego rządu. Niestety, klasa polityczna, jaką Rumunia odziedziczyła po przednim ustroju, skutecznie mu to uniemożliwiła. Brytyjski politolog z Uniwersytetu Londyńskiego, Sean Hanley, komentując tę zmianę procedur wyborczych, przewiduje, że jej skutkiem będzie osłabienie struktur partyjnych, wzrost znaczenia partyjnych liderów oraz wzrost klientyzmu i korupcji all in the best Romanian and South European tradition – wszystko zgodnie z najlepszą rumuńską i południowo-europejską tradycją.

            Progi wyborcze, listy partyjne, przywileje dla mniejszości – to wszystko działa w JOW jak muchomor ugotowany w barszczu: zatruwa i degeneruje życie społeczne i obywatelskie, czyniąc państwo nie sterownym i dryfującym w nieznanym kierunku. Egoistyczna, zachłanna, niezlustrowana klasa polityczna traktuje mandaty poselskie i senatorskie jako premie za usługi wobec liderów partii, a posady ministerialne jako nagrody dla szczególnie zasłużonych. Zostaje się ministrem na kilka miesięcy, potem półroczna odprawa i apanaże i trzeba zwolnić miejsce dla kolejnego zasłużonego – kadencja parlamentarna i żywot rządu jest krótki, nie starczy czasu i pieniędzy, żeby wszystkich obdzielić. A po nas choćby potop!

            Miejmy nadzieję, że Premier, w swojej deklaracji, oferuje nam inne JOW, bardziej przypominające system brytyjski. Bo jeśli to ma być kolejny wariant JOW w stylu Jelcyna-Putina, to lepiej, żeby się tak nie trudził i raczej pojechał gdzieś na narty albo poserfował na wietrze po jakimś ciepłym morzu.