Nie wierzę w samouprowadzenie
Wpisał: Mariusz Kamiński   
22.11.2011.

Nie wierzę w samouprowadzenie

 

obaj skazani, a także osadzony w charakterze podejrzanego Wojciech Franiewski popełnili w więzieniach samobójstwa. Do dziś również ich śmierć nie jest wyjaśniona.

 

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111122&typ=po&id=po15.txt

 

Z Mariuszem Kamińskim, posłem PiS i członkiem sejmowej komisji śledczej badającej okoliczności uprowadzenia i śmierci Krzysztofa Olewnika, rozmawia Maciej Walaszczyk

Jak zareagował Pan na wiadomość, że w domach rodziny Olewników policja prowadziła intensywne przeszukania?
- Było to dla mnie ogromne zaskoczenie, bo całe moje doświadczenie z prac komisji śledczej oraz materiał, z którym mogłem się dzięki temu zapoznać, nie wskazywał na to, że mogło to być samouprowadzenie.

Zgromadzone dowody przekonały Państwa, by z całą pewnością stwierdzić, że przyjęta na początku śledztwa teza o samouprowadzeniu była nieprawdziwa. Były tak mocne, by wykluczyć powrót śledztwa do tego wątku?
- Moim zdaniem, policja i prokuratura popełniały duży błąd, koncentrując się na początku śledztwa na wątku samouprowadzenia. Gdyby z taką samą determinacją badały wątki kryminalne, być może Krzysztof Olewnik byłby dzisiaj wśród żywych.

To skąd mógł wziąć się tak zupełnie nieoczekiwanie, po 10 latach od uprowadzenia, nowy dowód w postaci nagrania jednej z rozmów telefonicznych, na której Krzysztof Olewnik miał instruować porywaczy, w jaki sposób mają rozmawiać z rodziną w sprawie okupu? Nagranie to było w materiale dowodowym, do którego miała dostęp sejmowa komisja śledcza?
- Porywacze kontaktowali się z rodziną tylko i wyłącznie za pośrednictwem Krzysztofa, poprzez pisane przez niego listy czy nagrywając jego głos, który był potem puszczany przez telefon. Z tym że uprowadzony mówił dokładnie tylko to, co porywacze mu dyktowali i kazali odczytywać. Należy również pamiętać, że Krzysztof Olewnik był przetrzymywany w skrajnych warunkach, skuty łańcuchami w wielkim stresie, był traktowany bardzo brutalnie. Był po prostu gotów zrobić wszystko, by się stamtąd wydostać. Nie podejrzewam jednak, by świadomie współpracował z przestępcami. Powiem więcej: nie wierzę w wątek samouprowadzenia.

To dlaczego w Pana opinii gdańska prokuratura z takim uporem do tego wraca? Czy to jest po prostu jakiś wygodny sposób na zamknięcie tej sprawy, a więc w momencie, gdy od lat ta zagadka jest nie do końca wyjaśniona i owiana tajemnicą?
- Raz jeszcze podkreślę: według mojej wiedzy jakikolwiek udział rodziny w samouprowadzeniu jest niemożliwy. Rodzina Olewników wielokrotnie przechodziła bardzo trudne chwile. Wiele razy próbowano ją skompromitować. Wszystko po to, by milczeli i nie dochodzili sprawiedliwości. Jednak zawsze wychodzili z tych ataków obronną ręką i z pełną determinacją dalej walczyli o prawdę o porwaniu i śmierci Krzysztofa Olewnika. Podobnie dziś pojawiające się w mediach informacje stawiają ją w niekorzystnym świetle. Zasadniczo wszystkim, którzy chcą teraz zabierać w tej sprawie głos, zalecam powściągliwość i podchodzenie do wszystkiego ze sporym dystansem. Tym bardziej że przez ostatnie lata wokół sprawy śmierci Krzysztofa Olewnika wybuchały różnego rodzaju bomby medialne, które później okazywały się zwykłym blefem.

Dziwne jest jeszcze coś innego. Jeśli to, co podejrzewa prokuratura, ma być prawdą, to znaczy, że sąd się pomylił, skazując oprawców Krzysztofa?
- Dowody przedstawione przed sądem w tej sprawie, a dotyczące bezpośrednich sprawców porwania i zabójstwa były bardzo mocne. Uważam, że zostali skazani słusznie. Mieli jednak sporo do powiedzenia, niestety, jak wiemy, obaj skazani, a także osadzony w charakterze podejrzanego Wojciech Franiewski popełnili w więzieniach samobójstwa. Do dziś również ich śmierć nie jest wyjaśniona. Dlatego podtrzymuję tezę, że złapano tylko część bezpośrednich sprawców, natomiast nigdy nie udało się ustalić, gdzie są ich mocodawcy.

Jak rozumiem, powrót przez prokuraturę do skompromitowanego wątku rzucającego podejrzenie na zmarłego i rodzinę również tego nie ułatwia, a wręcz utrudnia?
- Prokuratura jak zwykle zakłada kilka tez w tej sprawie. Jedną z nich może być wątek samouprowadzenia. Jednak tak mocne eksponowanie medialnie tylko tego wątku, plus sugestie o możliwym udziale rodziny wprowadzają opinię publiczną w błąd. Przez kilka miesięcy było o tej sprawie cicho i nagle te sensacyjne doniesienia sprawiają wrażenie, jakby doszło do przełomu w śledztwie. A tak nie jest! Ja nie wierzę w samouprowadzenie i udział w nim rodziny Olewników. Będę ich bronił.

Dziękuję za rozmowę.