Prywatność w służbie bezpieczeństwa
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
26.11.2012.

Prywatność w służbie bezpieczeństwa

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2680

Felieton    gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl )    26 listopada 2012

Ogłoszenie z wielkim przytupem przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i niezależną prokuraturę rewelacji o tym, jak to Brunon K. „chciał” wysadzić w powietrze gmach Sejmu razem z panem prezydentem Komorowskim, premierem Tuskiem, Umiłowanymi Przywódcami i przedstawicielami wszystkich stanów, sprowokowało ożywioną dyskusję na temat bezpieczeństwa. Oczywiście na pierwszym miejscu - bezpieczeństwa Sejmu i sejmujących stanów.

Pojawiały się pomysły, by teren Sejmu ogrodzić i ograniczyć dostęp osób z zewnątrz. I słusznie - bo każdego dnia widać jak na dłoni, że kontakt ze światem zewnętrznym nie jest wcale Sejmowi potrzebny. Umiłowani Przywódcy z powodzeniem wystarczą sami sobie intrygując zarówno partyjnie, jak i indywidualnie, jeden przeciw drugiemu, oskarżając się przez Trybunałem Stanu, spierając się na temat różnicy między przodkiem a tyłkiem - i tak dalej. Jedyny problem, jaki się wyłania, to z jednej strony zapewnienie Umiłowanym Przywódcom aprowizacji, a z drugiej - usuwanie produktów przemiany materii.

Na szczęście literatura jak zwykle wyprzedza życie, toteż możemy odwołać się do twórczości Stanisława Lema, który bodajże w Kongresie futurologicznym” opisywał debatę nad przyszłością świata. Ponieważ zatroskanych przyszłością świata było wielu, ich referaty z konieczności były maksymalnie skracane, ograniczając się do istoty rzeczy. Delegacja japońska na przykład przedstawiła projekt samowystarczalnego miasta. Miałoby ono postać gigantycznego wieżowca, w którym znajdowałyby się nie tylko tradycyjne urządzenia służące mieszkaniu, relaksowi i rozrywce, ale również aparatura służąca do recyklingu. Zainstalowane w samowystarczalnym mieście urządzenia recyklingowe wytwarzałyby, a ściślej przetwarzałyby np. na wodę pitną wszystkie płyny wydalane przez mieszkańców miasta, wykorzystując w tym celu nie tylko mocz, ale nawet poty śmiertelne i inne cielesne sekrecje. Sekrecje stałe, a także ciała zmarłych mieszkańców miasta, rozkładane byłyby w recyklingu na atomy, z których następne urządzenia wytwarzałyby skomplikowane związki chemiczne, będące surowcem dla tamtejszego przemysłu spożywczego. Delegacja przywiozła nawet opakowane w przezroczystą folię próbki zrobionego tą metodą strasburskiego pasztetu, które rozdała wszystkim uczestnikom obrad. Ci jednak, zamiast spróbować, dyskretnie upychali paszteciki pod siedzeniami.

Gdyby zatem wykorzystać ten literacki pomysł, można by Umiłowanych Przywódców całkowicie izolować od świata zewnętrznego, żeby mogli cieszyć się bezpieczeństwem, ile dusza zapragnie. Na zewnątrz teren Sejmu zostałby otoczony podwójnym płotem z drutu kolczastego pod prądem o wysokim napięciu, a ochronę przed intruzami dodatkowo wzmacniałyby samoczynne karabiny maszynowe, reagujące na najdrobniejszy ruch w strefie śmierci. Oczywiście takie ogrodzenie nie zabezpieczałoby gmachu Sejmu przed atakiem z powietrza, toteż jedynym wyjściem byłoby wkopanie całego kompleksu w ziemię, przykrycie 8-metrową warstwą gleby, na której można by posadzić drzewa i krzewy tak, że nikt postronny by się nie domyślił, iż pod spodem wre praca państwowa. W końcu czy to nie wszystko jedno, czy nasz nieszczęśliwy kraj będzie rządzony z góry, czy z dołu? Powie ktoś, że zapędzanie Umiłowanych Przywódców do podziemia, to chyba przesada, ale na takie dictum można odpowiedzieć, że bezpieczeństwo jest sprawą najważniejszą i nie ma takich ofiar, jakich nie można by ponieść w służbie bezpieczeństwa.

Bo też nie tylko o bezpieczeństwo Umiłowanych Przywódców tu idzie, ale o bezpieczeństwo wszystkich. W bardzo interesujący sposób przedstawiła tę sprawę w państwowej telewizji pani red. Beata Tadla, która niedawno przeszła tam z TVN. Referując tę sprawę z punktu widzenia władz zwróciła uwagę, że wprawdzie obywatele naszego nieszczęśliwego kraju są inwigilowani przez tajniaków jak rzadko kto - ale to wszystko przecież dla naszego dobra i musimy się zdecydować: albo więcej prywatności, albo więcej bezpieczeństwa.

Nie ulega wątpliwości, że w obliczu takiego dylematu praworządny obywatel nie będzie wahał się ani chwili i oczywiście wybierze bezpieczeństwo. Praworządny obywatel nie ma, a ściślej - nie powinien mieć nic do ukrycia przed władzami, więc tak naprawdę ta cała prywatność nie jest mu do niczego potrzebna. Nacisk na konieczność zachowania sfery prywatności wywierają obywatele, którzy chcą przed władzą coś ukryć, a cóż to może być takiego, jeśli nie jakieś złowrogie czyny, rozmowy, czy myśli? Ale złowrogie czyny, rozmowy, czy myśli władza tak, czy owak powinna znać ze względu na ciążący na niej obowiązek zapewnienia powszechnego bezpieczeństwa, więc tak czy owak prywatność jest oczywiście niepotrzebna.

Przyznam, że kiedy słuchałem tego wywodu, miałem wrażenie, jakby mi ze 40 lat ubyło - bo mniej więcej tak samo pod koniec lat 70-tych funkcjonariusz SB podczas przesłuchania dowodził mi bezcelowości przestrzegania tajemnicy korespondencji. Praworządny obywatel - powiadał - nie będzie przecież pisał niczego ani przeciwko ustrojowi socjalistycznemu, ani przeciwko kierowniczej roli partii, ani przeciwko sojuszom. Jemu tajemnica korespondencji nie jest do niczego potrzebna, bo i tak nie ma nic do ukrycia przed władzami. Jeśli natomiast obywatel w listach wypowiada się przeciwko ustrojowi socjalistycznemu, przewodniej roli partii w budowie socjalizmu, czy sojuszowi ze Związkiem Radzieckim i innymi bratnimi krajami socjalistycznymi, to takiego gada trzeba zdemaskować i unieszkodliwić wszystkimi dostępnymi środkami. Inaczej - ładnie by wyglądała rewolucyjna i czekistowska czujność wobec wrogów ludu.

Okazuje się, że mimo transformacji ustrojowej, ciągłość nie tylko instytucji, ale nawet argumentacji jest większa, niż mogłoby się nam na pierwszy rzut oka wydawać. Ale czyż może być inaczej, kiedy za sprawą naszych opiekunów, zarówno za komuny, jak i teraz, bezpieczeństwo wysuwa się na plan pierwszy?

Stanisław Michalkiewicz