Nie strzelać - sami się demaskują
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
07.12.2012.

Nie strzelać - sami się demaskują

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2687

Pan Dariusz Ślepokura, który zasłynął z częstego używania osobliwej formuły o braku udziału „osób trzecich” przy nagłej utracie życia rozmaitych osobistości publicznych oznajmił, że niezależna prokuratura wszczęła „postępowanie sprawdzające” wobec Grzegorza Brauna, któremu delatorzy przypisują wypowiedź, iż dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN należałoby „rozstrzeliwać”.

Nawiasem mówiąc, pan prof. Jerzy Stępień, były prezes Trybunału Konstytucyjnego, zwrócił niedawno uwagę na „zadziwiającą służalczość” niezależnej prokuratury wobec tajnych służb. Moim zdaniem ta „służalczość” nie jest wcale taka „zadziwiająca” zwłaszcza gdy dopuścimy, iż biletem wstępu absolwentów studiów prawniczych do niezależnej prokuratury i w ogóle - wymiaru sprawiedliwości, może być uprzednie podjęcie tajnej współpracy z razwiedką. Każdego roku studia prawnicze kończą tysiące absolwentów, ale tylko nieliczni spośród nich trafiają do niezależnej prokuratury i niezawisłych sądów. Ta surowa selekcja pokazuje, że jakieś kryteria naboru muszą być, a skoro tak, to dlaczego nie takie? Cóż to w końcu złego, jeśli zarówno niezależna prokuratura, jak i niezawisłe sądy, będą bardziej przewidywalne? To nic złego, bo dzięki temu bardziej przewidywalna będzie również nasza młoda demokracja, no nie? A jak słusznie zauważył partyjny buc, grany przez Janusza Gajosa w filmie Krzysztofa Zanussiego „Kontrakt”: „demokracja demokracją - ale ktoś przecież musi tym kierować!” Skoro „musi”, no to kieruje - i stąd właśnie owa „służalczość” niezależnej prokuratury wobec kabewiaków, której tak się dziwuje pan prezes Stępień. Skoro zatem niezależna prokuratura tak energicznie zareagowała w sprawie wypowiedzi Grzegorza Brauna, to pewnie zawlecze go przed niezawisły sąd, no a ten już powinność swojej służby będzie rozumiał.

Chociaż wydaje mi się, że doskonale rozumiem motywy, jakie mogłyby skłonić Grzegorza Brauna do takiego radykalizmu, to jako człowiek pogodnego usposobienia zalecałbym środki łagodniejsze. Nie dlatego, bym lekceważył działalność piątej kolumny w kraju, zwłaszcza w sytuacji konfliktu interesu polskiego z interesami zagranicznymi, co przede wszystkim dlatego, że oddziaływanie „Gazety Wyborczej” i TVN nawet na mikrocefali, wydaje mi się coraz mniejsze. Trudno się temu dziwić w sytuacji, gdy kierownictwo tych mediów zmusza współpracowników, by udawali, że nie tylko nie potrafią ze zrozumieniem czytać - bo to dla niektórych nawet typowe - ale nawet ze zrozumieniem słuchać. W rezultacie „Gazeta Wyborcza”, a TVN prawdopodobnie też, zwyczajnie swoich odbiorców dezinformują - i to nawet - zakładam uprzejmie - nie ze złej woli, tylko ze służalczości posuniętej do granic głupoty.

Doświadczyłem tego całkiem niedawno przy okazji prelekcji na temat antypolonizmu, jaką wygłosiłem 25 listopada w kościele św. Urbana w Zielonej Górze. Dziennikarz „GW” został zaalarmowany moją tam obecnością przez jakiegoś gorliwca, który natychmiast doniósł, że w kościele odbywa się antysemicki sabat. Tymczasem wiadomo, że w kościołach mogą odbywać się sabaty wyłącznie filosemickie - taki jest rozkaz.

Tedy pan redaktor przybył na miejsce i oto co przekazał swoim mikrocefalom. Że mianowicie oskarżyłem niemieckie i żydowskie banki o przygotowywanie rozbioru Polski przy pomocy kredytu z odwróconą hipoteką. Stanisław Lem już dawno zauważył, że nikt nic nie czyta, a jeśli nawet czyta, to i tak nic nie rozumie, a jeśli nawet przypadkowo coś tam i rozumie, to natychmiast zapomina. Myślałem, że jest w tym wiele przesady, ale jeśli pisarz miał na myśli redaktorów „Gazety Wyborczej”, to kto wie, czy aby nie wspierały go proroctwa?

Więc mówiąc o kredycie z odwróconą hipoteką zauważyłem, iż sam w sobie nie jest on ani zły, ani dobry, natomiast w kontekście, w jakim zostałby zastosowany w Polsce, może stać się sprawnym narzędziem zmiany stosunków własnościowych - korzystnej z niemieckiego punktu widzenia. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że system ubezpieczeń społecznych w Polsce balansuje na krawędzi bankructwa - na co wskazują choćby ostatnie próby jednostronnego wycofywania się rządu z zaciągniętych już zobowiązań wobec emerytów. Założenia przygotowane jeszcze w 2010 roku przewidują, że kredyt ten będzie miał zastosowanie do osób, które ukończyły 60 rok życia - a więc wskazanie jest wyraźne.

Kredyt z odwróconą hipoteką polega na tym, iż bank wypłaca kredyt np. w transzach, w zamian za co po śmierci kredytobiorcy przejmuje jego nieruchomość. Nietrudno się domyślić, że w miarę pogarszania się kondycji systemu emerytalnego, dla wielu ludzi nie będzie innej szansy na przeżycie. W rezultacie w ciągu najbliższych 20 lat banki mogą przejąć znaczną część nieruchomości w Polsce. A ponieważ na polskim rynku finansowym dominują banki niemieckie i z kapitałem żydowskim (60 proc. banków kontrolowanych jest przez finansistów zagranicznych) to taka zmiana stosunków własnościowych może okazać się dobrym punktem wyjścia dla niemieckich planów politycznych.

W końcu to nic osobliwego; ukryte kalkulacje polityczne wypłynęły przecież przy okazji kryzysu finansowego w strefie euro. Niby nietrudno to zrozumieć i publiczność na spotkaniu najwyraźniej zrozumiała o co chodzi, natomiast pan redaktor zamiast zrozumieć - ostentacyjnie się zgorszył. Domyślam się, że takiej właśnie reakcji oczekiwali od niego przełożeni - ale właśnie dlatego należy pozwolić mu mówić - bo im więcej będzie mówił, tym prędzej się zdemaskuje. Tak właśnie się stało w przypadku „Pokłosia”. Nie ma zatem potrzeby strzelania.

Stanisław Michalkiewicz