Autobus antyatomowy
Wpisał: Beata Traciak   
08.12.2012.

Autobus antyatomowy

 

...inspirację czerpią z zachowania władz uczelni wyższej, które swą nadgorliwością w serwilizmie wobec zamierzeń Rządu prześcigają nawet karaluchy.

 

Beata Traciak   2012-12-07  http://www.wiadomosci24.pl/artykul/autobus_antyatomowy_253301.html

Andrzej Marek Hendzel, jest przeciwnikiem energii atomowej. Zajmuje się modelowaniem matematycznym procesów fizycznych, czyli zagadnieniami z zakresu algorytmiki.

Jest tu mowa o odzewie społecznym na stan patologii prawnej w instytucjach finansowanych z kieszeni podatnika, do jakiej doprowadziła polityka władz państwowych, w wyniku czego zorganizowano akcje propagandowe- w tym tak zwany "autobus atomowy"- rozsiewające fałszywe informacje, czyli niezgodne z aktualnym stanem wiedzy o zagrożeniach i negatywnym wpływie energetyki jądrowej na ludzi i świat ożywiony.

Beata Traciak: Jak zareagowali ludzie w miastach, w których zorganizowano spotkania tak zwanego autobusu atomowego?

Andrzej Marek Hendzel: Dobrze, że Pani używa zwrotu "tak zwanego". Bo co to w istocie było. Jak twierdzą ci przebrani za laborantów osobnicy z tego autobusu, przyjechali tu odmitologizować energetykę jądrową. Przyznam, że nie wiedziałem, że energetyka jądrowa jest bohaterem mitów, ale skoro tak twierdzą panowie przedstawiający się jako fizycy, to będę musiał chyba zweryfikować swoje zdanie. Zatem, jeśli przybyli tym autobusem jacyś przedstawiciele nauk mitologizujących rzeczywistość, by potem ją odmitologizować, to ludzie zareagowali spokojnie na ten proceder.

Czy będzie referendum ws. energetyki jądrowej? Wywiad



Nie było protestów?
-W Krakowie, gdzie przyjął ich szacowny niegdyś twór, czyli Polska Akademia Umiejętności – rzeczywiście nie było. Jednakże Kraków rozwinął się wokół mitu o Kraku i smoku wawelskim, zatem trudno się dziwić, że i tym razem uległ przemożnej mocy mitu. Jednakże już w Koszalinie, autobus przywitał autobus antyatomowy, na który zdecydowali się ludzie zagrożeni potencjalnymi lokalizacjami energetyki jądrowej. Głównie ludzie z Gminy Mielno.

I jak to się odbyło?
- Ludzie z Gminy Mielno są wyjątkowo kulturalni i grzeczni. Nie podejmują się żadnych nieprzemyślanych działań czy awantur. Są przy tym świetnie zorganizowani i zdyscyplinowani. Wiedzą, o co walczą – o piękną i wysokorozwiniętą Polskę.

A czy Polska z energetyką jądrową nie będzie wysokorozwinięta?
- Gdy damy sobie tu wmusić energetykę jądrową, to wysokorozwinięte pozostaną te kraje, które ją nam sprzedadzą. My zostaniemy bez kapitału i dalej na poziomie kraju ledwo rozwijającego się. A nawet spadniemy w tym wyścigu, bo kapitały niezbędne do rozwoju, będą już gdzie indziej. To jednak na marginesie, bo pytała Pani, zdaje się, o przebieg tego spotkania...

Zatem jak przebiegło?
- Zupełnie nie rozumiem, po co władze Politechniki Koszalińskiej, czyli uczelni, która wlecze się na szarym końcu w rankingach uczelni w Polsce, o ile nie jest na samym końcu, po co te władze na to spotkanie wezwały policję.

Czy nie po to, by zapewnić spokój?
- Proszę Pani, uczelnie wyższe cieszą się w Rzeczypospolitej Polskiej autonomią prawną i terytorialną. Czy wyobraża Pani sobie, że podczas dyskusji między profesorem A i profesorem B, jeden z nich, na przykład profesor A wzywa policję na teren uczelni, by odgrodziła go kordonem od jego adwersarza, gdyż czuje się zagrożony jego poglądami... To absurd i do takiego absurdu doprowadziło władze tej placówki, już chyba tylko ich poczucie winy.

Co Pan ma na myśli, mówiąc o poczuciu winy?
- Uczelnie wyższe służą ludziom i mają to robić tak, by ci ludzie chcieli się w nich kształcić, by posyłali tam swoje dzieci i robili wszystko, by te placówki kwitły, gdyż współfinansują je przeróżnymi opłatami a także darowiznami, a przede wszystkim z podatków. Jak widać, władze Politechniki Koszalińskiej zapomniały o tym, w służalczy sposób podlizując się zakamuflowanym propagandystom energetyki jądrowej na usługach firm lobby jądrowego.

Czemu Pan nazywa tę akcję propagandą?
- Jak określili to ci przebierańcy w białych kitlach, o tym mówiłem. Sam widzę to tak... To ciemnota w białych kitlach opłacona z kieszeni firm produkujących obiekty energetyki jądrowej, która objeżdża Polskę siejąc goebbelsowską propagandę.

Czy to nie za daleko posunięte wnioski?
- Według tego, co widzieliśmy tam na miejscu, to zaledwie przedsmak zdrady, jaką się tu nam szykuje. Ludzie wyrwani z laboratoriów, w których pracują, być może są nieświadomymi narzędziami tego procederu reklamującego cuda – w cudzysłowiu – energetyki jądrowej. Zwalę to na karb ich mizernej wiedzy o kwestiach spoza ich ciasnych specjalności. Zarówno język, jak i specyficzna zajadłość tych ludzi w swoich ograniczonych tematycznie wypowiedziach, które nie wykazują jakiegokolwiek zrozumienia kontekstu całej sprawy, to nic innego jak ciasnota umysłowa. Rzekomo są podczas tej akcji na urlopach bezpłatnych, ale co im obiecano lub czym ich zastraszono, by tam przybyli tacy dziarscy w uświadamianiu dzieci i młodzieży... Cała ta wycieczka jest wszakże opłacona przez figuranta, jakim jest powołana w tym celu fundacja. Nie mamy tu zatem do czynienia z wolontariatem, a z płatną usługą.

A była tam młodzież i dzieci?
- Oczywiście, że była. Całe tłumy rzekomych wycieczek szkolnych udających się pewnie na pierwszy w ich życiu „wykład” – tu także cudzysłów. A czym to jest w istocie. To nagonka, w organizacji której uczestniczą dyrektorzy szkół, nauczyciele a pewnie i pracownicy Kuratorium Oświaty i Wychowania. Z tego, co widać, inspirację czerpią z zachowania władz uczelni wyższej, które swą nadgorliwością w serwilizmie wobec zamierzeń Rządu prześciga się nawet z karaluchami.

A czy to nie za mocne słowa o tych karaluchach?
- Przecież Pani wie, bo wiedzą to prawie wszyscy wychowani w czasach tak zwanej Zimnej Wojny, że w obszarze napromieniowanym przetrwają głównie stawonogi – pająki, kraby i karaluchy. Jeśli ktoś tak traktuje ludzi w okolicy Koszalina a szczególnie wokół takich potencjalnych lokalizacji energetyki jądrowej jak Kopań pod Darłowem czy Gąski w połowie drogi między Koszalinem a Kołobrzegiem, to jego postawa to służalstwo obliczone – być może – na jakieś partykularne zyski dla uczelni, czy dla kogoś osobiście. Nie ma tu postawy obywatelskiej, a lizusostwo wobec idącej w zaparte władzy. Sianie przy tym dezinformacji o bezpieczeństwie obiektów jądrowych przy argumentacji, że Francuzi ją mają i tam nic się nie dzieje złego, to wierutne łgarstwo.

Czyli twierdzi Pan, że naruszono autonomię uczelni?
- Oczywiście, że naruszono. Nie chciałbym się znaleźć w roli policjantów uczestniczących w całej tej hecy. I muszę przyznać, byłem zbudowany ich spokojną i grzeczną postawą. Stali i spokojnie się przyglądali, nawet czasem z delikatnym uśmiechem. Wplątano ich w coś, czego widać nie rozumieli. A to wszystko jest skutkiem łączenia stanowisk miejskich ze stanowiskami uczelnianymi przez niektórych tak zwanych rajców miejskich, którzy zapomnieli, że tego rodzaju praktyki to syndrom państwa totalitarnego. Na szczęście rozsądku widać nie zabrakło w tym wszystkim przynajmniej tym ludziom w mundurach. Widzieli wszak, że nikt z protestujących nawet nie zamierza podejmować czynów niezgodnych z prawem. Wszystko się mieściło w ramach dyskusji, w której propagandyści energetyki jądrowej wykazali się na pewno wielkim nie przygotowaniem i kompletną ignorancją w sprawach, o których przyjechali przecież – i tu także cudzysłów – uświadamiać ludzi.

A mógłby Pan podać przykład?
- Gdy taki propagandysta nie wie o rzeczywistym oddziaływaniu na zdrowie i życie ludzi wokół obiektu energetyki jądrowej, a tonie w zachwytach nad jej bezpieczeństwem, to co miał z rachunku prawdopodobieństwa, czy może tylko nie wkalkulowuje takich katastrof jak w Czarnobylu czy Fukushimie. A przecież to nie jedyne w historii katastrofy wynikłe z awarii reaktorów jądrowych. Jeśli ktoś twierdzi, że to bez znaczenia, gdy zginie jakiś gatunek świata zwierzęcego czy roślinnego w wyniku oddziaływania jądrowego, to skąd czerpie swą wiedzę, gdy obecnie tak wiele jest robione, by uratować możliwie najwięcej gatunków z bogactwa świata ożywionego. Albo, jeśli ktoś posługuje się nie legalizowanymi przyrządami pomiarowymi przy pokazach rzekomo nieszkodliwych substancji podczas prezentacji i uważa, że to jest w porządku, to może niech idzie do sklepu, gdzie nie ma sprawdzonej wagi i tam niech mu niedoważą za tę jego usłużność wobec indoktrynowanych.

Ci ludzie w kitlach wykazali się szczególną pasją głównie w kwestii samo-okaleczenia się, gdyż nadmiernie nadużywali pojęć i zwrotów z tego zakresu. Na przykład, cytuję: „Austriacy strzelili sobie w kolano, zakazując energetyki jądrowej u siebie.”. Przecież to tak mocno oddziałuje na psychikę słuchacza. A czy nie jest tak, że Austria, która miała i ma najlepszych uczonych z zakresu fizyki w tym fizyki jądrowej – jest krajem dysponującym potężną wiedzą z tego zakresu i dlatego zrezygnowała z energetyki jądrowej u siebie. Ma na miejscu Światową Agencję Atomistyki z siedzibą w Wiedniu. Dzięki temu Austriacy mogą się stale przyglądać z uwagą temu procederowi, czyli wysnuli wnioski na podstawie wiedzy i doświadczenia. A gdzie ta wiedza i doświadczenie jest w wypadku takich marnych propagandystów energetyki jądrowej, jacy pchają się w Polskę ze swym autobusem atomowym opłaconym przez fundację słup z kieszeni sponsorów, którzy wysypali się właśnie jak karaluchy na ich materiałach propagandowych...

Ale przecież każdy może głosić swoje poglądy?
- Tak, ale nie podżegać do popełniania przestępstwa. A dożyliśmy czasów, że Rząd nawołuje do zbrodni, przeciwko której sam ustanowił przepisy. Ta zbrodnia to tworzenie dzisiaj nowych obiektów energetyki jądrowej w krajach, które jak Polska takich obiektów nie mają, bo społeczeństwo nie chciało ich mieć. Robi się to tylko po to, by kraje, które jak Francja mają te obiekty, zdobyły środki na to, by pozamykać u siebie bodaj część z nich. Rozbiórka i utylizacja obiektu jądrowego kosztuje więcej niż jego zbudowanie. I te pieniądze będą skąd? Jeśli damy się na to nabrać – to także z Polski. A u nas nie będzie rozwoju nauki, kultury i tego wszystkiego co opiera się na potencjale intelektualnym ludzi w Polsce. Z tego punktu widzenia tandetna propaganda na usługach zewnętrznych korporacji i to dodatkowo firmowana przez Ministerstwo Gospodarki, które dawno już zapomniało, co jest godłem Polski – to wszystko są działania na szkodę obywateli Polski. Umazany w szarym pyle grafitowym pewnie z przestarzałego reaktora w Świerku orzeł, który jest znakiem graficznym tego ministerstwa, to syndrom choroby naszego Państwa.

A co dodałby Pan na zakończenie?
- Całe to zamieszanie uświadomiło mi jak blisko jest od laboranta do kolaboranta i na odwrót od kolaboranta do laboranta. Gdy komuś odbierze się przygotowanie etyczne, już nie mówię o przygotowaniu filozoficznym, to będąc specjalistą wąskiej specjalności naukowej czy technicznej, staje się w istocie kukłą, która jedynie markuje człowieka. Z takiego osobnika humanitaryzm wyparował, bo żadnym miernikiem nie umiał mu go nikt unaocznić. W istocie taki ktoś jest poza swoją dziedziną nie tyle nieukiem ile zdehumanizowanym tworem, gotowym na wszystko, by głosić swoje ciasne racje. Natomiast ludzie w Koszalinie, ale – i co mówię ze szczególnym naciskiem – głównie ludzie z Gminy Mielno, która udowodniła wielkość Ducha Ludzkiego organizując sławne Referendum 12 lutego [94 % głosowało przeciw EJ  md] , a także ludzie z takich obecnie przez Boga zapomnianych miast i miejscowości jak Gdańsk czy Choczewo, także pokazali, że człowieczeństwo nie wymarło jeszcze w Polakach. Organizując protesty wobec tej akcji propagandy lojalistów rządowych i firm pchających się do Polski z energetyką jądrową, dowiedli, że troszczą się o kraj i nie pozwolą go zniszczyć zdemoralizowanym administratorom, którzy ludzi postrzegają jak cyfry w statystykach.