Dziki Palikot za króla Sasa, czyli o polskiej nietolerancji
Wpisał: Jacek Kowalski   
14.12.2012.

Dziki Palikot za króla Sasa, czyli o polskiej nietolerancji

 

Jacek Kowalski 2012-12-12 http://www.pch24.pl/dziki-palikot-za-krola-sasa--czyli-o-polskiej-nietolerancji-,10744,i.html#ixzz2F0sGji7M

 

- Byliśmy nietolerancyjni.

- Nie, przeciwnie, byliśmy krajem bez stosów.

No to jak?

Trochę jak dziś: dziki Palikot głosi, że polactwo jest nietolerancyjne, samemu będąc dowodem na bezkarność bluźnierstwa. No, ale i tak: że gorliwi katolicy głoszą zwycięstwo Sodomy i Gomory w Polsce – a zarazem ich „reakcja jest objawem życia”, czyli silnej wiary.

Jak u schyłku Sarmacji. Paralela „schyłkowości” jest porażająca.

 

  Odmiana

W połowie XVI stulecia szlachcic publiczne deptał Ciało Pańskie – i uchodziło mu płazem. Pół wieku później dałby głowę.

W połowie XVI stulecia innowiercy zagarniali katolickie kościoły. Pół wieku później Kościół mógł je odebrać.

A w stuleciu XVIII sejm ogłosił, że protestancka szlachta nie może sprawować urzędów, i że nie może budować nowych zborów (za „budowę” zaś łatwo było uznać przebudowę vel odbudowę).

 

Więc nietolerancja?...

Czyżby? Bo jednak świadek późnej Sarmacji, Jędrzej Kitowicz, deklarował inaczej:

 Coraz bardziej pod panowaniem Augusta III wzmagała się w Polszcze luteria i kalwinizm. […] Te wiarki nie mając z niskąd wstrętu […] cisnęli się, jak mogli, do Polski i rozmnażali

 No to jak? Apogeum „luterii”, czy katolickiej nietolerancji?

 Wyolbrzymienie …

… bo katolicy wieku XVIII „krzyczeli” na protestantów jak dawniej, ale raczej kończyło się na krzyku. Protestanci za to nagłaśniali polskie, anty-protestanckie głosy w sąsiednich Prusach, robiąc nam czarny PR. To mieszczanie; zaś polska innowiercza szlachta rzeczywiście nie mogła sprawować urzędów. Bywało, że powstawały anty-innowiercze burdy, bywało, że odbierano „nowo zbudowane” zbory, ale bynajmniej nie tak często i po żmudnych procesach. Swobody protestanckie wciąż stały „na poziomie niewiele (nadal raczej pozytywnie) odbiegającym od sytuacji mniejszości wyznaniowych w innych krajach europejskich” – jak rzecze znawca tematu, prof. Wojciech Kriegseisen. Cytuję go dalej:

 wbrew […] utartemu poglądowi […] codzienną normą w stosunkach międzyludzkich nie była wrogość […] na porządku dziennym były małżeństwa mieszane, a katolicy występowali także w roli rodziców chrzestnych potomstwa ewangelików. Rzadkością nie była też przychylna protestantom postawa urzędników i wpływowych lokalnych osobistości.

 

…i kryzys kultury europejskiej

Czy właśnie na tę tolerancję oburzał się Kitowicz? Bodaj nie. Raczej na to, że podczas gdy prowincja krzyczała na protestantów –  polskie elity, coraz bardziej „internacjonalne” i obojętne religijnie (odblask ogólnego kryzysu chrześcijaństwa) otwierały się na zagranicznych innowierców, którzy tu swobodnie brylowali i robili kariery. Wówczas też wielu biskupów (tu znów Kitowicz) publicznie „w dnie postne […] pospołu z zaproszoną kompanią, z katolików i dysydentów [innowierców-protestantów] złożoną, mięsem się nadziewali”. A nasi magnaci wznosili nowe zbory dla plebejskich, protestanckich osadników, ściągających do Rzeczypospolitej ze śpiewem:

 Tretet Eure reise an | Nach dem polnisch Kanaan.

[Wyruszajcież zatem tam, | Kędy polski Kanaan.]

 No to jak było?...

…Chyba już wiemy. Wzmagał się zalew bezbożnictwa i obcej wiary. Był bardzo widoczny dla Sarmatów – bo tyczył się ich elit. Zarazem sami „Sarmaci prowincjonalni” coraz głośniej na to krzyczeli. Ale najczęściej byli bezsilni: to elity miały przełożenie na pieniądze, międzynarodową opinię… i przychylność późniejszych  historyków.

 Widzicie Państwo analogię?

 Jacek Kowalski