Kotylionowcy w ramach koncepcji
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
14.12.2012.

Kotylionowcy w ramach „koncepcji

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2695

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    14 grudnia 2012

On revient toujours a son premier amour” - powiadają wymowni Francuzi - co się wykłada, że zawsze wraca się do pierwszej miłości. Czyż możemy się tedy dziwić, że „w otoczeniu prezydenta Bronisława Komorowskiego”, tego samego, którego wybór dostarczył tyle radości i satysfakcji generałowi Markowi Dukaczewskiemu z Wojskowych Służb Informacyjnych, co to ich „nie ma”, że aż otworzył sobie butelkę szampana (jestem pewien, że marki „Sowietskoje szampaskoje”, pochodzące jeszcze z czasów słynnego „zastoju” za Leonida Breżniewa) - więc że w tym „otoczeniu” pojawiła się „koncepcja”, według której gwarantem niepodległości Polski ma być Rosja?

Tego można się było spodziewać już choćby obserwując konferencję prasową niezależnej prokuratury wojskowej, zwołaną z okazji dostarczenia przez Rosję do naszego nieszczęśliwego kraju ponad 250 próbek pobranych z samolotu, co to uległ katastrofie 10 kwietnia 2010 roku. Jestem pewien, że dwa i pół roku, to wystarczająco długi okres, by próbki te odpowiednio przygotować. Odpowiednio, to znaczy tak, by na ich podstawie można było udowodnić każdą hipotezę, z hipotezą zamachu włącznie. I co Państwo powiecie?

Już na tej konferencji w łonie niezależnej prokuratury wojskowej ujawniły się dwie frakcje: trotylowa i antytrotylowa, czyli jonowo-wysokoenergetyczna. Frakcja trotylowa podała, że owszem - na niektórych szczątkach znaleziono ślady trotylu, ale to nie oznacza, że „materiałów wybuchowych”. No naturalnie, jakże by inaczej!? Wiadomo przecież, że ten cały trotyl, to nie żaden materiał wybuchowy, tylko taka przyprawa do wędlin, żeby się po nich dobrze pierdziało. Doskonale to wiedziano już w Hitlerjugend - o czym świadczy wierszyk, na poczekaniu skomponowany przez junaków obrony przeciwlotniczej dla „pruskiego kaprala” Revetzky’ego:

„Zapadł już wieczór, gwiazdy migocą,

 na niebie świeci łagodnie Luna,

 a tam w ojczyźnie, głęboką nocą,

matka się modli o powrót syna:

strzeż od zagłady go Panie Boże,

nie dajcie Nieba mu w rowie zgnić!

Niech go bezpieczny, mocny sen zmoże,

 by mógł śnić słodko i zdrowo bździć!”

Oczywiście po trotylu, bo jakże inaczej?

Któż może takie rzeczy wiedzieć lepiej od wojskowych, dla których jeszcze za komuny specjalnej przeróbce operetki nadano tytuł Ptasznik z trotylu”? A znowu reprezentant frakcji anty-trotylowej twierdził, że o żadnych śladach trotylu nie może być mowy, bo przecież wiadomo, że trotyl został zakazany i odtąd każdy, to chce dołączyć do ludzi przyzwoitych, będzie musiał złożyć wyznanie niewiary w zamach w Smoleńsku.

Czym zatem tłumaczyć te rozbieżności? Ja na przykład tłumaczę je sobie tym, że frakcja trotylowa pracuje dla jednej razwiedki, podczas gdy frakcja antytrotylowa - dla drugiej - a skoro już „w otoczeniu” prezydenta Komorowskiego dojrzewa myśl, by gwarantem niepodległości naszego nieszczęśliwego kraju została ponownie Rosja, to nic dziwnego, że i w niezależnej prokuraturze musiały pojawić się dysonanse. „Kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Niech tedy każda frakcja radzi sobie, jak tam potrafi.

No dobrze - ale czy rosyjskie gwarancje niepodległości aby na pewno obejmą całe obecne polskie terytorium państwowe? To wcale nie jest pewne nie tylko ze względu na deklarację Edwarda Szewardnadze, który jeszcze jako minister spraw zagranicznych ZSRR deklarował, iż Związek Radziecki nie jest przeciwny zjednoczeniu Niemiec, a tylko stawia warunek, iżby między zjednoczonymi Niemcami a ZSRR została ustanowiona strefa buforowa, a więc - obszar rozbrojony i pozbawiony przemysłu ciężkiego - ale przede wszystkim ze względu na obecne strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, po 17 września 2009 roku wyznaczające ramy europejskiej polityki. Zgodnie z linią polityczną kanclerza Bismarcka, partnerstwo to ma charakter priorytetowy względem wszelkich innych politycznych kwestii, bo pozwala i Niemcom i Rosji urządzać po swojemu swoje części Europy. Kamieniem węgielnym strategicznego partnerstwa jest przestrzeganie zasady: my nie wtrącamy się do waszej strefy, a wy - do naszej.

I rzeczywiście; wystarczy popatrzeć, jak w ramach porządku lizbońskiego, przy użyciu środków demokratycznych, Rosja odbudowuje imperium zarówno w Gruzji, jak i na Ukrainie, a z kolei Nasza Złota Pani wykorzystuje kryzys w strefie euro jako narzędzie budowy IV Rzeszy środkami pokojowymi, które okazały się tańsze i nie obciążone takim ryzykiem, jak metody militarne. Skoro zaś tak, skoro wszystko musi odbywać się w ramach wyznaczonych przez strategiczne partnerstwo, to chyba jasne jest, że Rosja nie będzie gwarantowała Polsce niepodległości na całe terytorium państwowe, a tylko na wschód od niemiecko-polskiej granicy z roku 1937.

To już prędzej zewnętrzna granica Unii Europejskiej, czy jaką tam ostatecznie nazwę przyjmie IV Rzesza, będzie przebiegała wzdłuż tamtej starej, niemiecko-polskiej granicy, zaś na niemieckim pograniczu, czyli w leżącej na wschód strefie buforowej, zostanie ustanowiony Żydoland, pod protektoratem obydwu strategicznych partnerów. Jestem przekonany, że „otoczenie” pana prezydenta Komorowskiego właśnie coś takiego ma na myśli, bo tak naprawdę, to tylko coś takiego jest nie tylko możliwe, ale i najbardziej prawdopodobne.

I dopiero w tym kontekście można lepiej zrozumieć próby nadymania filosemickiej i jednocześnie rusofilskiej, „kotylionowej” frakcji narodowej, której razwiedczykowie, jako plenipotenci starszych i mądrzejszych, mogliby powierzyć administrowanie mniej wartościowym narodem tubylczym i jego nadzorowanie, żeby nie wierzgał przeciwko ościeniowi. I tak, jak żydowska policja w getcie została przez Niemców wyposażona w czapki i pałki, tak teraz, rękoma ministra Boniego od „cyfryzacji” razwiedka szykuje Czekę, która pod pretekstem walki z „nienawiścią”, będzie przywracała do pionu każdego, poczynając od „oszołomów” , których listy są już, jak się okazuje, przygotowane.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.