TW Filozof - ks. Józef Życiński | |
Wpisał: Mirosław Dakowski | |
13.11.2008. | |
TW Filozof - Józef Życiński (obecnie Arcybiskup)[Z książki Sł. Cenckiewicza Sprawa Lecha Wałęsy, str. 343 i 353 MD] ...Niestety, w kampanii tej wzięli również udział niektórzy duchowni, którzy odwoływali się do etyki i moralności katolickiej. Przykładowo ks. Andrzej Luter nazwał autorów książki o Wałęsie "teologami z IPN-u" i przypisał im słowa, których nigdy nie wypowiedzieli: "prawda nas wyzwoli". Były abp gdański Tadeusz Gocłowski uznał książkę IPN o Wałęsie za "krzywdzenie człowieka", który przecież "nie jest Bolkiem", a postępowanie historyków nazwał "grzechem". Jeszcze zanim książka była dostępna na rynku księgarskim, również abp Józef Życiński skrytykował publikację IPN, jako "pełną nieścisłości i niedopuszczalnych sformułowań"43. Nieco wcześniej, w jednej z audycji radiowych abp Życiński przestrzegał: "Nie wolno nam deptać polskiej historii w imię zapisków funkcjonariuszy SB"44. Życiński potępiał tż wprost autorów książki o Wałęsie, twierdząc, że ich badania "będą kiedyś powodem do wstydu dla dzieci i wnuków ich autorów". W jednej z wypowiedzi generalnie skrytykował osoby konsekwentnie dociekające prawdy na temat minionej przeszłości: "W ich ujęciu nawet opis pierwszego cudu w Kanie ukazywałby treści odmienne od tych, które znamy z Ewangelii. Przede wszystkim zainteresowaliby się oni, dlaczego podczas przyjęcia zabrakło wina. Następnie przebadaliby wnikliwie, czy któryś z Apostołów nie nadużywał napojów, i ustalili, kto wypił najwięcej". Trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile prezentowanie podobnej wizji świata jest skutkiem głębszych przemyśleń filozoficznych, a na ile problemów z własną przeszłością. Warto w tym miejscu przypomnieć, że abp Życiński był w latach 1977-1990 rejestrowany przez częstochowską SB, jako tajny współpracownik o ps. "Filozof” 47
47 Józef Życiński był w latach 1977-1990 rejestrowany pod numerem 1263 przez Wydział IV KW MO w Częstochowie jako TW ps. "Filozof'. Materiały archiwalne zniszczono w styczniu 1990 r. ,,Filozofa" miał pozyskać naczelnik Wydziału IV ppłk Alojzy Perliceusz, a jego kolejnymi oficerami prowadzącymi byli: kpt. Stanisław Boczek (1978-1984), por. Zbigniew Kalota (od 1984). Z zachowanych akt lokalu kontaktowego SB o krypt. "Wanda" (ul. Józefitów 15/7 w Krakowie) wynika, że odbywano w nim spotkania z ,,Filozofem". Por. IPN Ka 0026/1067.
A ze strony ks. Isakowicz-Zaleskiego: Abp Józef Życiński to jednak TW Filozof –ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski Nov 12th, 2008 Dr Sławomir Cenckiewicz w najnowszej publikacji “Sprawa Lecha Wałęsy” na stronach 343 i 353 jako pierwszy historyk ujawniania, że w latach 1977-1990 ks. Józef Życiński przez Wydział IV SB w Częstochowie był zarejestrowany jako tajny współpracownik o ps. “Filozof”. Autor pracy naukowej podaje także numery akt i nazwiska oficerów prowadzących oraz nazwę i adres lokalu konspiracyjnego, przeznaczonego na spotkania ze wspomnianym TW. Kościelna komisja historyczna milczy w tej sprawie, choć wie o tym od dwóch lat. Sam o tym informowałem w styczniu 2007 r. przewodniczącego Episkopatu Polski, ale dostałem tylko jednozdaniową odpowiedź. O sprawie od dwóch lat wie także ode mnie ks. kard. Stanisław Dziwisz, który z tego między innego powodu publicznie domaga się “betonowania akt IPN na 50 lat”. Jak znam życie, to po ujawnieniu tej informacji winnymi nie będą ani pracownicy komunistycznej bezpieki, ani ich tajni współpracownicy, ale tylko i wyłącznie historyk, który miał odwagę o tym napisać. Nie ma więc wątpliwości, że w najbliższych dniach tzw. autorytety moralne przypuszczą na dr Sławomira Cenckiewicza bezpardonowy atak personalny. Tym bardziej, że owe tzw. autorytety mają tyle jeszcze do ukrycia. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski [A wyjątek z http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=558 MD] ..zachowane dokumenty pewnego lokalu kontaktowego, w którym funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa urządzali sobie dość częste spotkania, nie tyle może z filozofią, co z „Filozofem”. Nie potrzebuję dodawać, że te dokumenty, podobnie zresztą, jak i ów kontaktowy lokal zostały od początku do końca spreparowane bez wiedzy i zgody zainteresowanych, ale gdyby nawet tak nie było, to właściwie cóż w tym takiego złego? Iluż radościami można było podzielić się podczas takich spotkań, jakże poszerzyć sobie przestrzeń duchowości! Dlatego też słusznie, a kto wie, czy nawet nie jedynie słusznie JE abp Józef Życiński w „Tygodniku Powszechnym” chłoszcze moralnych ekstremistów za nawiązywanie do tradycji Katona: „Wierni tradycji Katona (...) zaznaczają również, że już samo prowadzenie rozmów ze sługami Kajfasza jest czynnością naganną moralnie, że Szymon Piotr powinien zrzec się jak najszybciej wszelkich funkcji w gronie apostolskim”. Tymczasem wiadomo przecież, że prowadzenie rozmów ze sługami Kajfasza wcale nie było, ani nie jest moralnie naganne, tylko moralnie chwalebne, zwłaszcza, gdy rozmowy te przebiegały w przyjaznej, partyjnej atmosferze wzajemnego zrozumienia („wiecie, Filozof, rozumiecie”). To przecież właśnie dzięki takim rozmowom słudzy Kajfasza mogą dzisiaj wystawić następcom apostołów certyfikaty moralności i to nie jakiejś katońskiej, tylko zwyczajnej. W tej sytuacji nie ma najmniejszej potrzeby, ba – nie ma w ogóle mowy, by zrzekali się oni jakichś funkcji w gronie apostolskim. Ani „jak najszybciej”, ani w ogóle. Kto to widział, żeby dobrowolnie wyrzekać się funkcji w takich ciężkich czasach, zwłaszcza, gdy słudzy Kajfasza lojalnie zadbali, żeby najpaskudniejsze kompromaty nie trafiły w niepowołane ręce, na przykład w ręce wyznawców „tradycji Katona”. Dzięki temu nadal możemy robić sobie na rękę, co jest obopólnie korzystne, a więc – w ostatecznej instancji – moralne. Czyż względy pedagogiczne nie wymagają, by cnota była nagradzana w miarę możności od razu – tu i teraz, podczas gdy niecnota – ot, choćby w postaci moralniackiego, katońskiego ekstremizmu, będącego przecież odmianą terroryzmu – nieuchronnie i surowo karcona? Na szczęście odsiecz już nadchodzi i to nie tylko od strony JE abpa Józefa Życińskiego, ale również – .... [czytaj dalej w ORYGINALE, mój robaszku.. MD] Dalej: http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=1214&PHPSESSID=76f10cfcac8258de12484e33aa130465 Oto interpretacja tych oryginalnych zapisów: 1/ Okres rejestracji był bardzo długi, bo wynosił 13 lat. Gdyby więc była to mistyfikacja, to wcześniej czy później wykryłyby to wewnętrzne kontrole ministerialne. 2/ Rejestracji dokonał sam naczelnik Wydziału IV SB w Częstochowie, w randze pułkownika, a kolejnymi oficerami byli dwaj inni funkcjonariusze, więc prawdopodobieństwo, że wszyscy trzej przez tyle lat oszukiwali swoich przełożonych (w tym wypadku bezpośrednio Departament IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) jest równe zeru. 3/ Spotkania odbywały się w lokalu konspiracyjnym, więc duchowny godząc się na tę konspirację, świadomie łamał przepisy kościelne, zakazujące jakichkolwiek spotkań z esbekami poza urzędami parafialnymi czy paszportowymi. 4/ W posłowie do swojej książki "Księża wobec bezpieki" opisałem fakt, że w 1983 r. z okazji drugiej pielgrzymki papieskiej do Ojczyzny TW "Filozof" został przekazany z Wydziału IV SB w Częstochowie do Wydziału IV w Krakowie. Gdyby był to agent fikcyjny, to wykryłyby to służby krakowskie. 5/ Dowodem, choć innej kategorii, jest postawa abp Józefa Życińskiego, który od kilku lat zaciekle zwalcza lustrację, posuwając się często do niewybrednych ataków personalnych na historyków i pracowników IPN, niegodnych hierarchy Kościoła katolickiego. Poza tym, swym histerycznym zachowaniem wręcz pokazuje, jak panicznie boi się swojej przeszłości. 6/ Dowodem może też stać się obecne zachowanie metropolity lubelskiego. Jeżeli bowiem czuje się niewinny, to powinien podać do sądu tak dr Sławomira Cenckiewicza i mnie, jak wspomnianych trzej oficerów SB. Jeżeli jednak tego nie uczyni, to de facto przyzna się do wszystkiego. W całej tej sprawie najgorsze jest jednak, to, że co najmniej od dwóch lat wiedzieli o tym tak przewodniczący Episkopatu Polski, jak i metropolita krakowski, ale nie zrobili nic oby "rozbroić" ową minę. A później będzie się mówić, że winni są wszyscy - dziennikarze, historycy, masoni, Żydzi (czytaj: Ormianie). Wszyscy, tylko nie ci, co współpracowali z wrogami Kościoła, i nie ci, co to tuszowali. Dokąd polskie władze kościelne nie zdobędą się na odwagę, aby opublikować utajniony raport kościelnej komisji historycznej, to dotąd społeczeństwo będzie targane kolejnymi bolesnymi sprawami, ujawnianymi przez historyków i dziennikarzy. Dodane 24 listop. z rzepy: Arcybiskup (Ż.) zabrał głos po wpisie w blogu ks. Zaleskiego. Stwierdził, że adres lokalu kontaktowego, który opublikowano w książce Cenckiewicza, to biuro paszportowe. Jak ustaliła „Rz”, biuro paszportowe za czasów PRL mieściło się na ulicy Józefitów 16 w Krakowie. Dziś jest tam Muzeum Historii Fotografii. Jednak adres lokalu kontaktowego o kryptonimie „Wanda” to ul. Józefitów 15/7. Budynek ten jest położony naprzeciw dawnego biura paszportowego. Jak ustaliliśmy, pod numerem 7 nigdy nie było biura, tylko mieszkanie. Z naszych informacji wynika, że w budynku tym mieszkało sporo pracowników organów bezpieczeństwa PRL. [ten "INTELEKT" KS. FILOZOFA... md] A piękny komentarz St. Michalkiewicza: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=574 „....prawdę, że „nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go”? Do tej „prawdy” nawiązał ostatnio również JE abp Józef Życiński, w związku z rozpowszechnieniem wiadomości o „Filozofie”, który jednak z ubekami rozmawiał dłużej i częściej, niżby to wynikało z wcześniejszych wyjaśnień na łamach gazet. Ekscelencja daje do zrozumienia, iż ujawnienie tych rewelacji podyktowane jest polityczną zemstą za wzięcie przezeń Lecha Wałęsy w obronę przed „pomówieniami” ze strony dra Cenckiewicza i Gontarczyka. Krótko mówiąc – że oskarżenia „mają charakter polityczny”. W takich przypadkach, jak wiadomo, nie ma najmniejszej potrzeby wyjaśniania czegokolwiek, bo oskarżenia mające „charakter polityczny” są fałszywe niejako z natury rzeczy. Na wszelki jednak wypadek, zapewne gwoli uniknięcia jakichści nieporozumień w przyszłości, Ekscelencja sformułował również nowe kryterium prawdy. Według niego, prawdą jest tylko to, na co można znaleźć stosowne dokumenty. Nie ma dokumentów – nie ma prawdy, a nawet w ogóle nie ma sprawy. Jest to zapewne zgodne z instrukcją postępowania w przypadku dekonspiracji, a poza tym proste jak drut, ale niestety tylko z pozoru. Bo weźmy na przykład takiego Judasza – czy zachowały się jakiekolwiek dokumenty, które czarno na białym potwierdzałyby jego zdradę? Nie kserokopie, czy mikrofilmy, tylko oryginały? Nie zachowały się, a nawet nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek istniały, czy ktokolwiek w ogóle je sporządził, nawet bez wiedzy i zgody zainteresowanego! No dobrze, ale czy w takiej sytuacji powinniśmy bezkrytycznie wierzyć w tę historię i uważać Judasza za parszywą owcę, czy raczej powstrzymać się z wydawaniem opinii do czasu ewentualnego wyjaśnienia sprawy dokumentów? To jedna kwestia, ale zaraz formułuje się druga, na tle opinii J. Em., według którego archiwa IPN należałoby na 50 lat „zabetonować”. Czy dokumenty „zabetonowane” istnieją, czy przeciwnie – można uznać, że ich „nie ma”? Kto wie, czy w tej sytuacji nie trzeba będzie dokonać reinterpretacji Dobrej Nowiny, która przecież - co tu ukrywać – za dobrze udokumentowana oryginałami nie jest. Na szczęście, obok Dobrej Nowiny można będzie odtąd głosić Nowinę Najlepszą – że dokumenty się nie zachowały, że dokumentów nie ma. Czy to nie piękne?
|
|
Zmieniony ( 25.11.2008. ) |