Sprawy drobne i ostateczne
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
19.12.2012.

Sprawy drobne i ostateczne

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2698

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    19 grudnia 2012

Nie jest dobrze Marcinie - miała pewnego razu powiedzieć do Marcina krowa. Tak w każdym razie napisał Sławomir Mrożek i nawet si non e vero, e ben trovato. No bo powiedzmy sami - dobrze jest? Jasne, że nie jest dobrze - co wynika nawet z suplikacji ministra Sikorskiego. Minister Sikorski, niczym rozbeczana posłanka Sawicka, poprosił podobną do konia Angielkę, żeby rozkazała prezydentu Putinu oddać Polsce wrak samolotu, co to rozbił się w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku. Najwyraźniej ani jedna groźna mina ministra Sikorskiego nie zrobiła na zimnym rosyjskim czekiście wrażenia. Takie ci mają wychowanie wojskowe - jak zauważył jeszcze podczas I wojny światowej wachmistrz z Putimia przesłuchujący dobrego wojaka Szwejka pod zarzutem szpiegostwa. Ciekawe, co teraz zrobi Angielka - czy poprosi, czy też przeciwnie - nie poprosi? No bo powiedzmy, że poprosi, a zimny czekista puści prośbę mimo uszu? Toż by się wtedy okazało, że wydmuszką jest nie tylko minister Sikorski, ale i pani Katarzyna Ashton. Ładny interes!

W takiej sytuacji lepiej nie ryzykować i nie prosić. Ale przecież zimny rosyjski czekista Putin specjalnie może tę prośbę skwapliwie spełnić, niczym premier Cyrankiewicz prośbę pewnego biskupa o załatwienie opon do samochodu. Kiedy aresztowany został prymas Wyszyński, delegacja biskupów udała się do premiera Cyrankiewicza z uroczystym protestem. Po odczytaniu protestu, jeden z członków delegacji prywatnie poprosił Cyrana o te nieszczęsne opony. Cyrano oczywiście natychmiast sprawę załatwił, bo miał namacalny dowód, że ten patetyczny protest to nie na serio - a tylko tak, żeby było ładniej. Więc może jednak poprosić? Zobaczymy, co Angielka zrobi - ale cokolwiek by nie zrobiła, widać wyraźnie, że nasi Zasrancen już nic nie mogą, a być może prowadzenie prawdziwej polityki mają nawet surowo zakazane.

Przyszło mi do głowy takie podejrzenie w związku z działalnością pana Ryszarda Schnepfa, ostatnio zrobionego ambasadorem naszego nieszczęśliwego kraju w Waszyngtonie. Tajny współpracownik właśnie mi doniósł, że pan Schnepf, uchodzący za faworyta ministra Sikorskiego, nie pozwolił dzieciom z polskiej szkoły w Waszyngtonie na urządzenie spotkania w ambasadzie z okazji Bożego Narodzenia, bo cały potencjał naszej dyplomacji rzucił na zorganizowanie promocji książki kucharskiej autorstwa pani Anny Applebaum, małżonki pana ministra Sikorskiego. Ponieważ książkę kucharską swego autorstwa opublikowała również pani prezydentowa Komorowska, to nie jest wykluczone, że jest to sygnał, iż nasi Umiłowani Przywódcy już wkrótce dadzą sobie spokój z markowaniem działalności politycznej i powrócą do tradycyjnego zawodu karczmarzy („opowiadają ludzie starzy, że B...son R...skiej był pradziadem, zasię wywodził się z karczmarzy. Miał karczmarz B...son wuja Szmula, a Szmul Pinkusa miał i Srula, którego żona Cypa Łaja...” - i tak dalej. Wiedza o tym skąd komu wyrastają nogi może okazać się pożyteczna w sytuacji, gdy coraz więcej życiorysów rozpoczyna się od 1990 roku).

Gdyby zatem Umiłowani Przywódcy otworzyli sieć karczem Na przednówku”, oferujących smakołyki - niekoniecznie od razu z kryla, zwłaszcza, że kryl chyba nie jest koszerny - ale na przykład w rodzaju zupy z lebiody i pasztecików z recyklingu, to kto wie - może nawet nasza gospodarka podźwignęła się z upadku, zgodnie z przewidywaniami pana Krzysztofa Kłopotowskiego, który takie nadzieje wiąże z powrotem Żydów do Polski.

Nawiasem mówiąc, również tajny współpracownik z Hiszpanii donosi, że kiedy pan Schnepf był tam ambasadorem, wyrzucił z ambasady polską szkołę, która znalazła przytulisko przy jakiejś hiszpańskiej katolickiej parafii. No, ale jest w tym jakaś myśl; po co polskie dzieci maja się kształcić, skoro wystarczy, żeby, skoro już dorosną, potrafiły w karczmie zapłacić arendarzowi za wódkę i zakąskę? A w ogóle, skoro Umiłowani prowadzenie prawdziwej polityki mają zakazane, to może w ramach programu pilotażowego sieć karczem na początek uruchomić w ambasadach? Wreszcie ci wszyscy konfidenci, którzy dzisiaj obijają kijem gruchy, i układają „czarne listy”, uwijaliby się jako kuchcikowie, kelnerzy i pomywacze - a więc przy pracach pożytecznych?

Dobrze by było - „ale co tam marzyć o tem” - jak mawiał Ignacy Rzecki z „Lalki”. Zresztą - co tu snuć jakieś plany, skoro czciciele Majów twierdzą, że 21 grudnia będzie koniec świata? W takiej sytuacji nawet ewentualna zgoda prezydenta Putina na zwrócenie Polsce wraku samolotu może okazać się bezprzedmiotowa, bo skoro nastąpi koniec świata, to ani wraku, ani Polski już nie będzie. Nie będzie też ambasady w Waszyngtonie, ani nawet - bezcennego Izraela, którego minister spraw zagranicznych sztorcuje Europę za krytykę budowy żydowskich osiedli na terenach okupowanych. Skoro tak, to i Żydzi nie przybędą do naszego nieszczęśliwego kraju i Polska nie zostanie mocarstwem światowym.

Ach, co za szkoda - chyba, że ci cali Majowie się pomylili i koniec świata zostanie odwołany- a w takim razie wszystko przed nami, a najbardziej - powtórka stanu wojennego - bo przecież „walka z faszyzmem” oraz „monitorowanie mowy nienawiści” musi znaleźć jakiś efektowny finał. A skoro musi, to i znajdzie, ale chyba dopiero po Świętach, kiedy pogrążymy się w nirwanie, bo bolesny powrót do rzeczywistości nastąpi podczas obchodów Dnia Judaizmu.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.