Obóz śmierci na pustyni Kara-Kum
Wpisał: Dariusz Rogut   
20.12.2012.

Obóz śmierci na pustyni Kara-Kum

 

Dariusz Rogut

20 grudnia 2012 http://www.naszdziennik.pl/mysl/18681,oboz-smierci-na-pustyni-kara-kum.html

 

Rankiem 23 marca 1945 r. z więzienia na Montelupich w Krakowie wyprowadzono 633 Polaków i skierowano na dworzec towarowy. Tam dołączono do nich volksdeutschów i Niemców i razem załadowano do wagonów. Transport z 1476 aresztowanymi osobami wyruszył następnego dnia.

Polacy próbowali grypsami wyrzucanymi z wagonów zawiadomić o swoim losie. „23.3.45. Drodzy! Jadę w transporcie z Niemcami na wschód, nie wiem, co będzie dalej. Myślę o Was, co z Tadziem? Może Bóg da, że powrócę do Was, do Najjaśniejszej Mateczki. Bóg z Wami” – pisał nieznany więzień.

Początkowo miejscem przeznaczenia transportu miał być obóz w Karagandzie, jednak 2 kwietnia 1945 r. na stacji kolejowej w Woroneżu doszło do zmiany celu przeznaczenia na miasto portowe Krasnowodzk w Turkmenii nad Morzem Kaspijskim.

[Blisko tych miejsc przejeżdżaliśmy w "eszelonie" z Uzbekistanu do Polski w czerwcu 1946 roku.  MD]

Warunki, w jakich przewożono więźniów, były tragiczne. Przepełnione i nieogrzewane wagony, bez podstawowego wyposażenia w formie prycz. Na cały transport przeznaczono jedynie 15 wiader do noszenia wody. Z tego powodu więźniowie otrzymywali ją w niewielkich ilościach, raz na kilka dni. U 60 procent osób wykryto wszawicę. Brakowało lekarstw oraz opieki medycznej. Podczas „podróży” próbowano kilku ucieczek, ale tylko na samym początku trzem osobom udało się zbiec we Lwowie. Kolejnych uciekinierów złapano.

Gehenna więźniów

Po miesięcznej „podróży”, 23 kwietnia 1945 r. o godz. 18.00 czasu moskiewskiego transport nr 97252 przybył na stację kolejową w Krasnowodzku (obecnie Turkmenbaszy). Polaków skierowano do podobozu nr 1, gdzie komendantem był mjr Matwiej Rogożkin. Łagier położony był ok. 4 km na północny wschód od stacji kolejowej w byłych koszarach armii carskiej na obrzeżu pustyni Kara-Kum.

Kobiety oddzielono od mężczyzn i osadzono w oddzielnej strefie odgrodzonej drutem kolczastym. W obozie przebywali już więźniowie z pierwszego transportu, który przybył 9 kwietnia 1945 r. z Prus Wschodnich. Łącznie do obozu nr 516 w dwóch kwietniowych transportach przybyło 3255 więźniów, w większości Niemców i Niemek.

Według stanu z 27 kwietnia 1945 r. na 3141 więźniów osadzono 1757 kobiet, co stanowiło 56 procent ogółu. Podział narodowościowy wyglądał następująco: 2312 Niemców, 633 Polaków, 16 Rosjan, 7 Białorusinów, 2 Czechów oraz po 1 Rumunie, Francuzie oraz Włochu. Narodowości 155 więźniów władze obozowe nie ustaliły, ponieważ osoby te przebywały w szpitalu w ciężkim stanie.

Na terenie obozu znajdowało się 10 baraków-ziemianek, ambulatorium oraz stołówka. Więźniowie sami stawiali prymitywne toalety, zbiorniki na wodę i natryski. Kobiety umieszczono w barakach, a mężczyzn w namiotach, do których dostarczono prymitywne prycze, sienniki, poduszki oraz koce.

Więźniowie zostali podzieleni na brygady robocze. Skierowano ich do prac w kamieniołomach na pustyni. Musieli tam ręcznie wydobywać i obrabiać piaskowiec. Zatrudniono ich też w Krasnowodzku przy pracach remontowo-budowlanych, transportowych oraz w warsztatach mechanicznych. Kobiety pracowały w szwalni, w kuchni, a nawet w kamieniołomach.

Klimat w poważnym stopniu osłabiał więźniów. W ciągu doby występowały ostre wahania temperatur. W dzień temperatura dochodziła do 54 st. C, a w nocy spadała nawet do 0 st. Celsjusza. Najpoważniejszym problemem był brak słodkiej wody do picia.

„Szukałyśmy wody. Na zewnątrz były umywalnie zbudowane w kształcie długich koryt, a nad nimi kurki z wodą. Chcąc ugasić pragnienie, napiłyśmy się tej wody płynącej z kranów, ale od razu zaczęłyśmy pluć z obrzydzeniem. Woda miała smak gorzko-słony, o bardzo przykrym zapachu nafty. (…) Jedzenie gotowano nam na tej wodzie i której używałyśmy do mycia się. Była to woda morska” – wspominała łączniczka AK.

Więźniowie zbudowali specjalny zbiornik na słoną wodę, w którym osadzała się sól. W ten sposób stawała się ona zdatniejsza do picia, ale i tak powodowała choroby. Jak wspomina świadek: „W tej słonej, z domieszką ropy naftowej wodzie nie rozgotowywała się kasza jaglana… Stanowiło to przyczynę gwałtownych i permanentnych rozwolnień żołądkowych nazywanych przez Rosjan ’panos’. Chorych wciąż przybywało. Biegali oni po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy w ciągu doby do toalet. Wielu umierało przy tych latrynach między rojami much”.

Głód i śmierć

Wyżywienie urągało wszelkim normom. Na śniadanie około 40 dag chleba (z domieszką trocin i kaszy), czarna gorzka kawa, na obiad i na kolację zupa na śledziach z domieszką stęchłej soi. Czasami na obiad serwowano „zupę na wielbłądzim mięsie i zasypaną stęchłą kaszą. Wielkie szczęście spotkało tego, komu udało się wyłowić kawałeczek tego twardego mięsa, trzymał go przez długi czas w ustach, żując, bo pogryźć się nie dało, nie tylko dlatego, że twarde, ale nie było czym, ponieważ wszyscy chorowaliśmy na szkorbut”.

W ogrodzonej strefie znajdował się jeden barak-ziemianka pełniący funkcję szpitala. Wyposażony był w trzypiętrowe prycze. Opiekę medyczną pełnili niemieccy felczerzy. W „szpitalu” praktycznie nie było żadnych środków medycznych i więźniowie zarażali się od siebie chorobami. Trafił tam m.in. ppor. Witold Kieżun z zapaleniem płuc. Podczas czteromiesięcznego pobytu w „szpitalu” przeszedł dodatkowo tyfus, dystrofię, świnkę, świerzb oraz beri-beri. Ta ostatnia choroba (skrajna forma awitaminozy) spowodowała porażenie nóg, obrzęki oraz silne duszności. Przy wzroście 190 cm chory ważył jedynie 54 kilogramy. Dzięki pomocy śląskiego felczera i sowieckiej lekarki udało mu się przeżyć.

Ogólną sytuację więźniów pogarszały fatalne warunki bytowe, olbrzymia plaga wszy i pluskiew. Ludzie chorowali na tyfus brzuszny i plamisty, zapalenie płuc oraz na dystrofię. Umierali także od ukąszeń tarantul i piaskowych żmij. Bardzo wielu zmarło na czerwonkę, gdyż olbrzymie pragnienie zaspokajali słoną wodą. Polakom starał się pomagać współwięzień lekarz – dr Stefan Buksanowicz, ale jego możliwości były ograniczone. W okresie od kwietnia do września 1945 r. zmarło 285 osób, co stanowiło 9 proc. ogółu.

Zmarłych chowano w górach na prowizorycznym cmentarzu położonym ok. 10 km od obozu na tzw. aerodromie. Obok niego postawiono budynek, do którego zwożono więźniów z chorobami zakaźnymi. Zmarłych grzebali polscy sanitariusze, którzy pełnili także funkcję grabarzy. Polaków, w przeciwieństwie do Niemców, chowano w odzieży i w pojedynczych mogiłach z krzyżami, z pełnymi danymi osobowymi i przynależności do AK.

Kwiat Polski

Od kwietnia do września 1945 r. w obozie przebywało 3287 osób, w tym 2613 Niemców i 633 Polaków. Zmarło 1978 osób, co stanowi 60 proc. ogółu więźniów (!). Tak wysoki wskaźnik śmiertelności nie zdarzał się w innych, nawet najcięższych łagrach sowieckich. Na wspomnianych 1978 zmarłych więźniów aż 346 było Polakami. Stanowi to „jedynie” 17,4 proc. ogółu zmarłych, ale aż 55 proc. stanu polskiego kontyngentu w obozie!

W obozie w Krasnowodzku znalazło się kilkudziesięciu żołnierzy AK, m.in.: ppłk pilot Jan Kieżun ps. „Biały” (powstaniec warszawski), mjr lotnik Gustaw Sidorowicz ps. „Wróbel” – szef Referatu Lotniczego Okręgu Kraków, kpt. Tadeusz Ciałowicz ps. „Garda”, por. Witold Kieżun ps. „Wypad” (powstaniec warszawski z batalionu „Gustaw-Harnaś” – odznaczony Orderem Virtuti Militari), kpt. Zbigniew Nosek-Witoski ps. „Jantar” (powstaniec warszawski), prawnik Stefan Kwiatkowski ps. „Gryf” – członek Delegatury Rządu na Kraj, szef Wydziału Społeczno-Politycznego Okręgu Kraków, ppor. Leonard Wyjadłowski ps. „Ziemia”, por. (kpt.) Bogdan Thugutt ps. „Beteha”, „Brat” – dowóca 3. kompanii IV baonu 120 pp AK, ppor. rezerwy Tadeusz Dziedzicki ps. „Krzywda”, ppor. rezerwy Jan Bartoszewski ps. „Kruk”, ppor. rezerwy Zygmunt Mierzejewski, pchor. Kazimierz Mikuła ps. „Korbel” i ppor. rezerwy Franciszek Szopa ps. „Konrad” z baonu szturmowego 106. DP AK.

Wśród więźniów były też łączniczki i sanitariuszki AK: Alina Kotówna ps. „Limba”, Maria Wrona ps. „Kora”, Wanda Thugutt ps. „Ryś” (zmarła 13 sierpnia 1945 r.), por. Alina Gryglowska ps. „Maryla” – oficer szkoleniowy Wojskowej Służby Kobiet w Komendzie Okręgu Kraków Armii Krajowej, Aleksandra Rajcówna ps. „Kozaczek” – łączniczka zgrupowania „Żelbet” w Powstaniu Warszawskim (zmarła 5 sierpnia 1945 r.), Halina Małecka, Alina Spyrłakówna (zmarła), Barbara Walkowska, Zofia Biernacka (córka ziemianina, miała 16 lat).

W grupie tej znalazło się także kilku żołnierzy NSZ, w tym por. Tadeusz Feliks Skarżyński ps. „Bończa” (od 1944 r. adiutant komendanta głównego NSZ gen. bryg. Zygmunta Broniewskiego „Boguckiego”), dwaj byli więźniowie Auschwitz: Teofil Gabryś i Wiktor Nowicki, oraz rosyjscy „biali” emigranci: książę Bałutin (podawał się za adiutanta cara Mikołaja II), Leon i Jerzy Plesowowie, Korostoszewski i trzej bracia Żudrowie. W obozie przebywali ponadto członkowie SS, NSDAP, Hitlerjugend, żołnierze ROA, rosyjscy „biali” emigranci oraz Górnoślązacy.

Proszą o pamięć

Prawdopodobnie pod koniec sierpnia (na początku września) 1945 r. rozpoczął się proces likwidacji obozu, który w październiku 1945 r. zakończył działalność.

Przed jego likwidacją, po ocenie stanu zdrowia przez specjalną komisję lekarską, wyselekcjonowanych „zdrowych” więźniów zaczęto wysyłać do innych obozów i batalionów roboczych. Polacy trafili m.in. do batalionu roboczego nr 731, do batalionu nr 2021 w Stalingradzie, do szpitala specjalnego nr 1529 w Kaganie (około 30 km od Buchary, stolicy Uzbekistanu), do obozu jenieckiego nr 520 w Groznym. Większość wróciła dopiero w listopadzie 1947 r. i przez obóz przejściowy w Brześciu nad Bugiem trafiła do Polski.

Bez cienia wątpliwości można nazwać łagier w Krasnowodzku obozem śmierci. Polacy ginęli nie tylko z powodu niewolniczej pracy, ale zabijał ich także nieludzki dla Europejczyków klimat, jak również złe warunki obozowe. Niestety, pomimo upływu kilkudziesięciu lat w Krasnowodzku nie ma chociażby symbolicznej tablicy pamięci poświęconej żołnierzom AK, nie wspominając już o cmentarzu dla Polaków. Oby państwo polskie jak najszybciej wypełniło swój obowiązek i zadbało o pamięć o Polakach zmarłych w obozie śmierci.

Dr Dariusz Rogut, historyk