Minister Sikorski wchodzi na złą drogę | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
20.12.2012. | |
Minister Sikorski wchodzi na złą drogę
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2700 Felieton • Radio Maryja • 20 grudnia 2012 Szanowni Państwo! Już bardzo dawno, bo jeszcze w głębokiej starożytności, spostrzegawczy autorowie zauważyli, że „z obfitości serca usta mówią”. To prawda - ale ileż obfitości musi kłębić się w sercu pana ministra Radosława Sikorskiego, że spod tego serca, w wywiadzie dla agencji „Interfax”, wyrywa mu się uwaga, że oddanie Polsce wraku „Tupolewa” zdjęłoby z Rosji „niepotrzebne podejrzenia”? Jakie znowu „niepotrzebne podejrzenia”, skoro przecież wszyscy pamiętamy, że to właśnie pan minister Sikorski tuż po katastrofie w Smoleńsku oświadczył, że przyczyną katastrofy był „błąd pilota”? Kiedy człowiek mówi prawdę, to nie musi mieć perfekcyjnej pamięci; czy wcześniej, czy później mówi prawdę, czyli - to samo. Zupełnie inna sytuacja zachodzi, gdy zamiast prawdy lansuje się tak zwane „wersje”. Wtedy trzeba pamiętać, jaką wersję lansowało się wczoraj, żeby dzisiejsza nie odbiegała od tamtej zbyt drastycznie. Weźmy dla przykładu wersje produkowane przez byłego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju Lecha Wałęsę. Raz zapewnia, że nigdy nic ubekom nie podpisywał, ale co z tego, kiedy wkrótce potem przechwala się, że kupił sobie „same oryginały” - i tak dalej? Obawiam się, czy również pan minister Sikorski nie wkroczył aby na złą drogę, która może skomplikować mu tak znakomicie zapowiadającą się karierę. „Niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma - ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje” - przestrzegał w „Sądzie nad Don Kichotem” Antoni Słonimski. Skoro już pan minister Sikorski od samego początku skwapliwie uwierzył w sławny „błąd pilota”, to instynkt samozachowawczy powinien mu sugerować trzymanie się tej wersji do upadłego tym bardziej, że i pani generalina Anodina również stanęła na tym nieubłaganym stanowisku, a po niej własnymi słowami potwierdziła to komisja pana ministra Jerzego Millera. Tymczasem z jakichś niepojętych powodów pan minister Sikorski zaczyna opowiadać o jakichś „niepotrzebnych podejrzeniach”, które z Rosji zdjąć może jedynie oddanie Polsce wraku samolotu. Jest to tym bardziej niepojęte, że takie podejrzenia wysuwają ludzie chorzy z nienawiści, którym nie tylko nie można wierzyć, ale których należałoby na dobry porządek izolować w jakiejś infirmerii, żeby zaraza się nie rozprzestrzeniła. Tymczasem wygląda na to, że pan minister Sikorski też się zaraził i to w momencie, kiedy zarówno pan Roman, jak i pan profesor Maciej Giertych złożyli smoleńskie wyznanie wiary, otwierające dzisiaj wstęp do grona człowieków przyzwoitych. Co to będzie, jeśli teraz Rosjanie nabiorą podejrzeń co do kondycji psychicznej pana ministra Sikorskiego? Czy w tej sytuacji nadal będzie mógł piastować stanowisko ministra w rządzie pana premiera Tuska? Przypadek pana ministra Sikorskiego pokazuje, że bliskie spotkania III stopnia z Rosjanami obfitują w rozmaite niespodzianki. Zastosowanie konwencji chicagowskiej w sprawie katastrofy smoleńskiej doprowadziło wprawdzie do sytuacji, że wszystkie dowody rzeczowe znajdują się w bezterminowym posiadaniu Rosjan, co daje gwarancję, że taki np. poseł Macierewicz nigdy nie zostanie do nich dopuszczony - ale jednocześnie stwarza straszliwe niebezpieczeństwo, że dzięki temu Rosjanie mogą udowodnić każdą hipotezę, z hipotezą zamachu przeprowadzonego przez polską razwiedkę włącznie. W takiej sytuacji nikt nie jest pewien dnia ani godziny i pewnie dlatego w prokuraturze wojskowej pojawiła się frakcja trotylowa i antytrotylowa, żeby z każdej sytuacji wyjść, jak to się mówi - z twarzą. Nic zatem dziwnego, że na widok tych przygotowań jaskółczy niepokój musiał udzielić się również uczestnikom komisji pana ministra Jerzego Millera. Wyrazem tego jaskółczego niepokoju są pomysły, by jeszcze raz zweryfikować poprzednie ostateczne ustalenia - oczywiście po to, by uroczyście je potwierdzić. No dobrze - ale co będzie, jeśli Rosjanie, na podstawie skrupulatnego przebadania dowodów rzeczowych, dojdą do jakichś niespodziewanych ustaleń? Wtedy oczywiście cały pogrzeb na nic, więc tak naprawdę, to trzeba by przygotować kilka wersji awaryjnych: wypadkowych i zamachowych, a na dodatek trzeba by do każdej wersji opracować argumentację, przy pomocy której mądrzy, roztropni i przyzwoici mogliby dawać odpór oszołomstwu i nienawistnikom. Przodująca w leninowskich normach dotyczących organizatorskiej funkcji prasy „Gazeta Wyborcza” zwraca uwagę na konieczność odpowiedniego i przede wszystkim - wyprzedzającego pouczenia mikrocefali, jak mają nawijać w ramach dawania odporu. No tak - ale co z tego, skoro pan minister Sikorski jedną wypowiedzią o „niepotrzebnych podejrzeniach” może sprowokować Rosjan do jakiejś retorsji? To gorsze od końca świata, który zresztą chyba już został odwołany - bo koniec świata byłby w tej sytuacji nawet jakimś wyjściem, a tak, to nikt nie będzie pewien dnia ani godziny - i to na same Święta! Mówił Stanisław Michalkiewicz |