Umiłowani Przywódcy kombinują
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
29.12.2012.

Umiłowani Przywódcy kombinują

 

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2707

Felieton    „Nasz Dziennik”    29 grudnia 2012

Ach, co tu ukrywać; prawdziwi z nas szczęściarze! Gdybyśmy nie wiedzieli, że nasi Umiłowani Przywódcy to - po pierwsze - Umiłowani Przywódcy, a po drugie - osobistości ze wszech miar wybitne i przez litościwą naturę obdarzone niespotykanymi zaletami, to moglibyśmy sobie pomyśleć, że w Sejmie zasiada jakaś rozpaczliwa banda idiotów, kabotynów, wycirusów moralnych, durniów, szubrawców i popychadeł razwiedki. Na szczęście tak pomyśleć sobie nie możemy, to znaczy - oczywiście możemy, dopóki Sejm jakąś specustawą nie zabroni nam myślenia, jak właśnie zamierza zabronić nam kolejnych form „mowy nienawiści”, którą następnie będzie ścigała czerezwyczajka zorganizowana spośród funkcjonariuszy Ministerstwa Cyfryzacji, pierwszorzędnych fachowców z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i czynowników z Ministerstwa Edukacji przez byłego - oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa Michała Boniego, nastręczonego premieru Tusku w charakterze zagadkowego „ministra cyfryzacji”.

Ale nawet gdybyśmy sobie tak pomyśleli - dopóki oczywiście byłoby to dozwolone - to, co tu ukrywać - byłaby to nieprawda. Wprawdzie pozory świadczyłyby przeciwko na przykład takiej marszalicy Ewie Kopaczowej - ale przecież wiadomo, że pozory, a zwłaszcza pozery mylą - co polecam łaskawej uwadze niezawisłego sądu, gdyby pan prokurator jednak wygotował mi jakąś powiestkę - i pani Ewa została marszalicą sejmową, czyli teoretycznie drugą osobą w naszym nieszczęśliwym kraju, dzięki swoim wybitnym przymiotom i zaletom, wśród których niczym perła w koronie, błyszczy umiejętność organizowania opieki zdrowotnej w skali całego państwa. Zatem wcale nie została schowana na marszałkowskiej synekurze, by uniknąć sądu ludu zagniewanego Narodowym Programem Eutanazji, przy pomocy którego soldateska zamierza wykonać zadanie redukcji liczebności naszego mniej wartościowego narodu tubylczego - tylko w nagrodę za położone zasługi.

Podobnie jest w przypadku pana ministra Bartosza Arłukowicza. Niby wszyscy myślą, że swoje ministerialne stanowisko zawdzięcza przewerbowaniu się z Sojuszu Lewicy Demokratycznej do Platformy Obywatelskiej w momencie, gdy okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy, to znaczy pardon - oczywiście niczego nie „okupujące”, gdzieżby tam znowu, tylko służące naszemu nieszczęśliwemu, to znaczy - oczywiście najszczęśliwszemu krajowi w umacnianiu jego niepodległości i politycznej suwerenności, dzięki której możemy samodzielnie - naturalnie do momentu, gdy Unia Europejska nam zabroni - decydować na przykład o uprawie w Polsce tytoniu - żeby nie wspominać o sprawach naprawdę ważnych - ale tak naprawdę to wyniesienie swoje pan doktor Arłukowicz zawdzięcza konieczności znalezienia kogoś, kto posprzątałby po pani Ewie - to znaczy uchowaj Boże, jakie tam znowu „posprzątał”! Nie żadne „posprzątał”, tylko zwyczajnie - kontynuował dalsze doskonalenie Narodowego Programu Eutanazji, właśnie uzupełnionego i usprawnionego dzięki podpisaniu przez operetkową panią Agnieszkę Kozłowską-Rajewicz konwencji Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Dzięki rozwiązaniom tam przyjętym zbliżenie z kobietą będzie odtąd w każdym normalnym mężczyźnie wzbudzało dreszcz zgrozy - co z pewnością wychodzi naprzeciw oczekiwaniom depopulacji chrześcijańskich do niedawna narodów Europy i stworzenia na Starym Kontynencie odpowiednich terenów łowieckich dla sodomitów i gomorytek. Więc niby ci nasi Umiłowani Przywódcy sprawiają wrażenie bandy idiotów, kabotynów, wycirusów moralnych, durniów, szubrawców i popychadeł razwiedki - ale to nieprawda, bo proszę - jednak kombinują aż miło!

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.