Noworoczne zwycięstwo Polaków (ale w 45r...)
Wpisał: Łukasz Stach   
01.01.2013.

Noworoczne zwycięstwo Polaków

 

Łukasz Stach  http://www.pch24.pl/noworoczne-zwyciestwo-polakow,11151,i.html#ixzz2GkPzUJ6H

 

Operacja Bodenplatte stała się przysłowiowym gwoździem do trumny niemieckiego lotnictwa myśliwskiego. Udział w jego wbiciu mieli polscy lotnicy. Ocenia się, że zestrzelili oni co szósty hitlerowski samolot, który podczas tej operacji został zniszczony w walkach powietrznych.

 

Rankiem 1 stycznia 1945 roku z niemieckich lotnisk położonych na Froncie Zachodnim wzniosły się w powietrze setki maszyn. Ich załogi miały za zadanie zadać jak największe straty lotnictwu zachodnich aliantów i dzięki temu zniwelować miażdżącą przewagę w powietrzu, jaką posiadali przeciwnicy rozsypującej się „tysiącletniej” III Rzeszy. Celem formacji Luftwaffe stało się 16 lotnisk przeciwnika położonych w Belgii i Holandii.

 Po drugiej stronie frontu nie spodziewano się wrogiego ataku. Lotnicy aliantów zdawali sobie sprawę, że wojna dobiega końca, a przeciwnik jest coraz słabszy. Faktycznie, Luftwaffe była już wtedy tylko cieniem dawnej potęgi. Borykające się z brakiem paliwa, doświadczonych lotników oraz przygniecione przewagę liczebną wroga niemieckie siły powietrzne wydawały się już całkowicie rozbite. Okazało się jednak, że Niemcy nie są jeszcze całkowicie bezradni.

 Na większości atakowanych lotnisk panował spokój, personel odpoczywał po mniejszych lub większych szaleństwach sylwestrowej nocy, tym bardziej, że wywiad nie odkrył niemieckich przygotowań do operacji Bodenplatte (takim kryptonimem Niemcy opatrzyli to uderzenie). Atak ponad 750 maszyn wroga był więc ogromnym zaskoczeniem. Poranną ciszę przerwał warkot silników lotniczych, a następnie eksplozje bomb, odgłosy działek i karabinów maszynowych samolotów. Do tego dochodził ogień artylerii przeciwlotniczej. Niemcy zaatakowali również lotnisko St. Denis Western, na którym stacjonowało 131. Skrzydło RAF, w skład którego wchodziły polskie dywizjony myśliwskie: 302. (Poznański), 317. (Wileński) oraz 318. (Krakowski), wyposażone w samoloty Spitfire LF IX. Jednakże, w przeciwieństwie do większości zaatakowanych baz aliantów, Niemcy w St. Denis przyłapali na ziemi stosunkowo niewiele maszyn.

 31 grudnia, zapewne ku rozczarowaniu części lotników, dowodzący skrzydłem podpułkownik Aleksander Gabszewicz zapowiedział na następny dzień misję bojową. W tej sytuacji sylwestrowy bal okazał się, siłą rzeczy, skromny. Do tego następnego dnia Polaków czekała przeprowadzka na lotnisko w Grimbergen, położone pod Brukselą. Zapowiedziany lot bojowy miał należeć do typowych misji tamtych dni – bombardowanie celów naziemnych. Luftwaffe znajdowała się już wtedy w defensywie i powietrzne pojedynki z niemieckimi samolotami zdarzały się coraz rzadziej. Chyba żaden ze startujących do akcji polskich pilotów nie spodziewał się zaciętych walk.

 Do nalotu wystartowało po 12 samolotów z 302. i 308. Dywizjonu, natomiast 317. Dywizjon wysłał na misję 11 Spitfire’ów. Najmniej szczęścia miał 302. Dywizjon. Będąc już w drodze jego piloci otrzymali informacje o ataku Niemców na lotniska oraz rozkaz odrzucenia bomb i odparcia napastników w rejonie Eindhoven, a następnie Bredy. Nie dość, że rozkazy te otrzymano zbyt późno i po przylocie polscy lotnicy mogli tylko obserwować płonące na ziemi wraki, wyposażenie i podziurawione bombami lotniska, to jeszcze jeden z samolotów został omyłkowo trafiony przez własną artylerię przeciwlotniczą. Na szczęście pilot przeżył, chociaż musiał awaryjnie lądować w szczerym polu.

 Piloci pozostałych dwóch jednostek zdołali zbombardować wyznaczone im cele, kiedy w eterze zaroiło się od wezwań o pomoc. Także ich baza była w opałach. Pierwszy nad St. Denis pojawił się 308. Dywizjon. Jeden z jego pilotów (porucznik Wacław Chojnacki) z powodu awarii zaczepów nie mógł zrzucić bomb i właśnie podchodził do lądowania. Jednakże zauważył wrogie samoloty i celnie ostrzelał myśliwiec Focke-Wulf 190. Niemiecka maszyna zahaczyła o drzewo i rozbiła się. Niestety, w chwilę później Spitfire Polaka został celnie ugodzony i rozbił się, grzebiąc w swych szczątkach młodego, 22-letniego pilota. Pozostali lotnicy 308. Dywizjonu mieli więcej szczęścia. Lądujący na resztkach paliwa st. sierżant Józef Stanowski zdołał trafić dwa Fw-190. W chwilę po drugim sukcesie silnik jego samolotu zgasł. Koniec paliwa! Pomimo niewielkiej wysokości Polakowi jednak udało się szczęśliwie przyziemić.

Inny z polskich lotników ostrzelał parę Fw-190, a te – próbując wykonać unik na niewielkiej wysokości – rozbiły się o ziemię. Podwójny sukces odniósł również kapitan Bronisław Mach, który najpierw celnie ostrzelał i zapalił Focke-Wulfa. Jego pilot zdołał wyskoczyć ze spadochronem i dostał się do niewoli. Następnie Polak zaatakował parę Fw-190, trafiając jednego z nich, jednakże drugi myśliwiec wroga zaatakował jego Spitfire’a. Walcząc, oba samoloty zeszły na niewielką wysokość, gdzie kpt. Mach w końcu zdołał celnie ostrzelać hitlerowską maszynę, która roztrzaskała się o ziemię. Również kilku innych pilotów 308. Dywizjonu zameldowało sukcesy. W zamian tylko jeszcze jeden uszkodzony Spitfire musiał przymusowo lądować.

         Również 317. Dywizjon wziął aktywny udział w tej bitwie. Dowódca jednostki, major Marian Chełmecki trafił jednego z napastników, który przymierzał się do ostrzelania lotniska. Fw-190 rozbił się. Sierżant Kazimierz Hubert zaatakował nisko lecącego Focke-Wulfa 190, którego pilot zapewne nawet nie zdążył zorientować się, co go trafiło. Śmiertelnie ugodzony przeciwnik roztrzaskał się o ziemię. Inni piloci tej jednostki także zgłosili kilka zestrzeleń, z których zaliczono im sześć pewnych zwycięstw. Niestety, nie obyło się bez ofiar. Jeden z doświadczonych lotników Polskich Sił Powietrznych, kapitan Tadeusz Powierża został zestrzelony i zginął, a kolejny pilot – chorąży Zenobiusz Wdowczyński przymusowo lądował swym uszkodzonym myśliwcem. Zanim jednak to nastąpiło, zdołał zestrzelić jeden z wrogich samolotów.

         Łącznie polscy piloci zgłosili 21 zwycięstw powietrznych, z których potwierdzono im 18. Przeprowadzone po wojnie badania wskazują, że łupem Polaków padło od 12 do 18 samolotów należących do Jagdgeschwader 1. W sumie jednostka ta straciła aż 30 maszyn i 24 pilotów, w tym doświadczonego dowódcę I/JG 1 Hauptmanna Georga Hackbartha, asa mającego na koncie 16 zwycięstw powietrznych. Najpewniej padł on ofiarą st. sierż. Stanowskiego. Również pozostałe jednostki Luftwaffe biorące udział w tym noworocznym ataku poniosły poważne straty. Pomimo zniszczenia na ziemi ponad 300 maszyn i kilkunastu dalszych w powietrzu (szacunki dotyczące strat aliantów są rozbieżne) Niemcy stracili aż 281 jednostek. Co gorsza dla nich, zginęło, zaginęło lub dostało się do niewoli co najmniej 214 lotników, w tym wielu doświadczonych pilotów i dowódców, których załamujący się system szkoleniowy Luftwaffe nie był już w stanie zastąpić.

         Operacja Bodenplatte stanowiła więc przysłowiowy gwóźdź do trumny niemieckiego lotnictwa myśliwskiego. Udział w jego wbiciu mieli polscy lotnicy. Ocenia się, że zestrzelili oni co szósty samolot niemiecki, który podczas tej operacji został zniszczony w walkach powietrznych. Należy jednak podkreślić, że największe straty Niemcom zadała artyleria przeciwlotnicza. Co ciekawe, około 90 maszyn Luftwaffe dosięgnął friendly fire własnej artylerii plot., nie powiadomionej na czas o akcji! Nie umniejsza to jednak sukcesu Polaków, którzy w tej bitwie powietrznej osiągnęli sukces, który wpisał się na trwałe w historię Polskich Sił Powietrznych.

 Łukasz Stach

 Opracowano na podstawie:

J. Manrho, R. Pütz, Bodenplatte: The Luftwaffe’s Last Hope, Stackpole Books 2004.

R. Michulec, Elita Luftwaffe, Gdańsk 2011.

P. Sikora, Na z góry straconej pozycji… Zwycięstwa i straty polskich dywizjonów myśliwskich w ostatnich miesiącach wojny, „Militaria XX wieku”, 2/2009.

J. Kutzer, Zwycięstwo nad Gandawą „postscriptum”, „Lotnictwo”, 1/2007.

Zmieniony ( 02.01.2013. )