Pamiętają o Łupaszce
Wpisał: Bogusław Rąpała   
03.01.2013.

Pamiętają o „Łupaszce”

 

Bogusław Rąpała

29 grudnia 2012 http://www.naszdziennik.pl/mysl/19432,pamietaja-o-lupaszce.html

 

 

Gdy Tadeusz Kiersnowski bierze do ręki rodzinny pamiętnik, wspomnienia wracają ze zdwojoną siłą. W grubym segregatorze znajdują się zapiski, zdjęcia i dokumenty zgromadzone przez jego ojca Mariana Kiersnowskiego, w którego domu przez kilka miesięcy, po przebiciu się z zajętej przez Sowietów Wileńszczyzny, ukrywał się major Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”, bohaterski dowódca 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, jeden z najsłynniejszych żołnierzy wyklętych.

Historia rodu Kiersnowskich jest długa i miejscami bardzo bolesna. Ich dom nazywany jest często małą Polską. Wszystko przez bogate dzieje rodziny, od wieków związanej z zaściankiem szlacheckim Kiersnowo. Z pokolenia na pokolenie przechodzi nie tylko pamięć o bohaterskich przodkach, ale również miłość do ziemi, na której pracują.

Niezwykły gość z lasu

Zmarły przed niespełna dwoma laty Marian Kiersnowski ps. „Dziedzic”, żołnierz Armii Krajowej, bardzo troszczył się o to, aby tradycja rodzinna nie poszła w zapomnienie. Na sercu leżało mu również staranie o to, aby pamiętano bohaterskich partyzantów, których spotkał na swojej drodze. „Na tych kartach opisani zostali ludzie, którzy zasłużyli na poszanowanie i wieczną pamięć, zginęli śmiercią męczeńską za wolność Polski” – tłumaczył kronikarskie zacięcie we wstępie prowadzonego przez siebie archiwum.

Korzenie Kiersnowa, niewielkiej wsi w województwie podlaskim, nieopodal Brańska, gdzie rodzina mieszka od stuleci, sięgają czasów Jaćwingów. W okolicach Kiersnowa swoją ostatnią bitwę stoczył wódz wojowniczego plemienia – Kumat. Legenda głosi, że w bagnach zatopił swój skarbiec. Rzekomo, aby go odnaleźć, niemieccy żołnierze nie wahali się osuszać tamtejszych bagien.

Jak wynika z drzewa genealogicznego dziedziców z Kiersnowa, pieczętujących się herbem Pobóg, udokumentowane początki rodu przypadają na XVI wiek. Otwiera je protoplasta rodziny o imieniu Fedor.

Szczególnie dramatycznie potoczyły się losy rodziny podczas II wojny światowej oraz po jej zakończeniu.

Ważną częścią tej historii jest pobyt w domu państwa Kiersnowskich majora Zygmunta Szendzielarza ps. „Łupaszka”, który ukrywał się u nich zimą na przełomie 1944 i 1945 roku. Jego żołnierze znaleźli schronienie u innych gospodarzy. Za kryjówkę „Łupaszki” służyła znajdująca się w starym, nieistniejącym już dziś domu rodzinnym Kiersnowskich wnęka w podłodze, gdzie zwykle sypało się kartofle na zimę.

– Wejście zastawiało się deską i zasypywało dwoma workami ziemniaków – opowiada pan Tadeusz. Drugą kryjówkę zorganizowano na strychu stodoły, gdzie gromadzono siano. Między deskami tworzącymi ścianę major „Łupaszka” wydłubał sobie bagnetem otwór, przez który obserwował, co działo się na podwórzu i w najbliższej okolicy. – Gdy nie zdążył schować się w domu, krył się właśnie tam – opowiada najstarszy z rodu Kiersnowskich.

Pan Tadeusz, który miał wówczas czternaście lat, doskonale zapamiętał, jakie wrażenie zrobił na nim stracony kilka lat później przez komunistycznych oprawców żołnierz podziemia niepodległościowego. – To był typowy ułan. Wysoki, sprawny, cieszący się niesamowitym szacunkiem i posłuchem wśród swoich podkomendnych – wspomina. Okoliczni mieszkańcy byli mu niesłychanie wdzięczni za ukrócenie samowoli różnych band zbójeckich grasujących na tym terenie. Jak nie pomagało napomnienie, no to była kula w łeb – dodaje pan Tadeusz.

Gdy 5 kwietnia 1945 r. „Łupaszka” ze swoimi partyzantami wyruszał w dalszą drogę, u swoich gospodarzy ukrył całą dokumentację oraz dwa pistolety, z których jeden można dziś oglądać w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.

Kiersnowscy zaangażowali się również w pomoc miejscowym Żydom. Żona Mariana Kiersnowskiego, Aniela, dostarczała im jedzenie, w obejściu przez blisko miesiąc ukrywała się jedna z osób.

W stalinowskich więzieniach

Po wojnie rodzinę Kiersnowskich spotkały liczne represje.

Stalinowscy oprawcy, siejąc trwogę i zniszczenie, próbowali odnaleźć rzeczy, które zostawił po sobie major „Łupaszka”. – Zrywali podłogi, rozwalali piece, niszczyli dachy zabudowań – to już nawet nie było przeszukanie, ale zemsta – wspomina pan Tadeusz.

Dobrze zapamiętał dzień, kiedy ich dom otoczyło UB. Był akurat u sąsiadów. – Ojca zabrali do stodoły. Tam zdjęli mu buty i tłukli po stopach cepami do momentu, aż nie mógł sam chodzić –relacjonuje. Marian Kiersnowski dostał sześcioletni wyrok. W więzieniu spędził w sumie cztery lata, w czasie których zmuszano go do pracy w kopalniach i kamieniołomach. Przeszedł ubowskie więzienie i męczarnie. Wszystko wytrzymał mimo wątłego zdrowia – opowiada pan Tadeusz.

Jego mama, zaangażowana w niesienie pomocy rannym partyzantom, również została skazana na więzienie. Nawet młody Tadeusz spędził kilka dni w celi.

Za swoją działalność w podziemiu niepodległościowym rodzina Kiersnowskich zapłaciła wysoką cenę. Gdy ojciec był w więzieniu, Tadeusz chodził akurat do liceum. Zdarzyło się, że siedział w jednej ławce z niejakim Wiśniewskim, członkiem komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. – W czasie jednej z rozmów wyszło na jaw, kim jest mój ojciec i za co znalazł się w więzieniu. Wówczas z ust Wiśniewskiego popłynęły pod moim adresem najgorsze obelgi. Od tego momentu nie mogłem wytrzymać w tej szkole, tak mi dokuczali – wspomina senior rodu Kiersnowskich.

Po szkole przyszedł czas na służbę wojskową. Został przydzielony do kompanii karnej. – Zamiast broni – łopata i kilof – w ten sposób opisuje tamten okres. Potem długo nękano go, aby zgodził się na współpracę z SB. Nie dał się złamać. Na tym nie koniec. Gdy postanowił zbudować dom, w którym obecnie mieszka wraz z żoną Haliną, nie dość, że nie mógł zdobyć potrzebnych materiałów, to jeszcze musiał znosić nieustające kontrole. – To były ciężkie czasy – podsumowuje.

Dziś o pobycie majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” we wsi przypomina dedykowany mu pomnik ufundowany w 1999 r. przez Mariana i Tadeusza Kiersnowskich i wystawiony na ich ziemi. Był pierwszym w Polsce upamiętnieniem słynnego partyzanta. Palą się przy nim znicze, które wraz z kwiatami składają uczniowie okolicznych szkół. W jego budowie pomagali Kiersnowskim byli żołnierze dowódcy 5. Wileńskiej Brygady AK, a uroczystość poświęcenia wybudowanego w 1999 r. pomnika zgromadziła blisko 200 osób, co było sporym wydarzeniem dla niewielkiego Kiersnowa.

Miłość do ziemi

 W rodzinie Kiersnowskich zamiłowanie do rolnictwa przechodzi z ojca na syna. Pan Tadeusz, jedyne dziecko Mariana i Anieli Kiersnowskich, przez całe życie zajmował się hodowlą zarodową krów i świń. Z dumą wymienia liczne nagrody i wyróżnienia, jakie zdobywał w tej dziedzinie. Swoje jałówki eksportował nawet do Czechosłowacji. – Takie piękne miałem krowy – mówi z dumą. Dwudziestoczterohektarowe gospodarstwo, które przekazał swoim następcom, z upływem lat rozrastało się coraz bardziej.

Z czworga dzieci Tadeusza i Haliny w domu rodzinnym pozostał Bogusław. Dziś on oraz jego dwaj synowie – Szymon i Bartosz, pracują na blisko 400-hektarowym gospodarstwie. Wszystko funkcjonuje jak w zegarku. – Brat Bartosz zajmuje się mechanizacją i naprawami sprzętu, ja sprawami organizacyjnymi, czyli zasiewami, zakupami i sprzedażą, a tato wszystkim po trochu – opowiada Szymon.

Część areału stanowi ich własność, resztę dzierżawią. Uprawiają głównie pszenicę i kukurydzę, z czego część przeznaczają na produkcję niezawierającej sztucznych dodatków paszy dla świń. Pasza idzie na potrzeby dużej tuczarni, której Szymon jest współwłaścicielem. To ciężki kawałek chleba, zważywszy na aktualne ceny skupu wieprzowiny. Dlatego aby zapewnić sobie chociaż minimalny zysk, musi ciągle powiększać hodowlę.

Wnuk pana Tadeusza wspomina, że gdy był dzieckiem, duże wrażenie robiły na nim dyplomy dziadka. Potem przyszedł czas szkoły średniej i sukcesy w krajowych olimpiadach wiedzy rolniczej. Teraz z ojcem i bratem kontynuuje rolnicze tradycje swojej rodziny. – A to wymaga dużego samozaparcia i wytrwałości – podkreśla.

Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych jego ojciec postanowił wydzierżawić tereny popegeerowskie znajdujące się kilkanaście kilometrów od Kiersnowa, ludzie bardzo się temu dziwili. Dziś Szymon, aby dotrzeć na jedno ze swoich pól, musi przejechać nawet 40 kilometrów. – Mając kilkanaście lat, sam szukałem nowych działek. Nikt nie był w stanie mnie od tego odwieść – tłumaczy. I dodaje: – Najważniejsze jest, że robimy to, co lubimy. To pozwala przetrwać gorszą koniunkturę i doczekać lepszych czasów.

Praca od świtu do nocy nie pozwala na poświęcenie dostatecznej ilości czasu na badanie przeszłości swojej rodziny. Dopiero z końcem grudnia można trochę odpocząć, usiąść przy stole i porozmawiać o historii rodu Kiersnowskich. A tuż po Nowym Roku znów kilkanaście godzin dziennie zajmować będą prace w gospodarstwie – na początek konserwacja i przygotowanie maszyn do nowego sezonu.

Duże i nowoczesne gospodarstwo – tuczarnia, magazyny i maszyny, robią spore wrażenie na osobach postronnych. – Ale trzeba pamiętać, że jest to sprawa pokoleniowa. Tutaj nie da się oddzielić, gdzie kończy się działalność ojca, a zaczyna syna – tłumaczy Szymon. Wraz z żoną Anną wychowują troje dzieci – dwie córki i dwuletniego synka. Chłopiec uwielbia patrzeć, jak jego tata pracuje na roli, przepada też za filmami animowanymi z maszynami rolniczymi.

Nietrudno zgadnąć, czym zajmie się w przyszłości – mówi dumny ojciec. Ma nadzieję, że nadejdzie też taki dzień, że przekaże jemu i córkom bogatą i bohaterską historię swoich przodków.

Bogusław Rąpała