JEDWABNE - największy grzech Lecha Kaczyńskiego
Wpisał: Tomasz Sommer, Maciej Sołtan   
11.01.2013.

JEDWABNE - największy grzech Lecha Kaczyńskiego

 

[z Najwyższego Czasu! , pocz. stycznia 2013 md]

 

Tomasz Sommer, Maciej Sołtan

 

Próby deizacji Lecha Kaczyńskiego związane z jego śmiercią w katastrofie smoleńskiej nie są niestety w stanie przykryć tej nieprzyjemnej prawdy, że jego działalność polityczna składała się z wielu działań szkodliwych dla Polski. W tym kontekście przywołuje się zwykle jego decyzję o podpisaniu traktatu lizboń­skiego, która de facto pozbawiła Polskę suwerenności. Jednak chyba największym grzechem Kaczyńskiego jest zatrzymanie ekshumacji w Jedwabnem, co w efekcie doprowadziło do tego, że zbrodnia ta nadal nie jest wyjaśniona. Stanowi natomiast pożywkę dla ciągłego obwiniania Polaków o udział w Holokau­ście oraz przenoszenia antypolonizmu części elit do pop-kultury, czego przykładem jest głośny ostatnio film Pokłosie".

 

 

Decyzja Kaczyńskiego doprowadzi­ła do tego, iż Polska przez kolejne 11 lat była „grillowana" Jedwab­nem. Co więcej, końca tego procesu nie widać, bo miejsce tragedii jedwabińskich Żydów zostało zabudowane pomnikiem i zapewne trudno będzie się władzom zdecydować na jego roze­branie, by wrócić do rzetelnych badań w tej sprawie.

 

 „Raport Koli" przemówił

Tak się składa, że na początku stycz­nia wyszedł na jaw poufny dotąd tzw. raport Koli, będący oficjalnym opisem przebiegu ekshumacji w Jedwabnem w 2001 roku. Szefował jej archeolog prof. Andrzej Kola - stąd nazwa dokumen­tu - który prowadził m.in. ekshumacje ciał polskich żołnierzy w Charkowie i Bykowni pod Kijowem i uchodzi za wybitnego specjalistę w tej dziedzinie. Sprawozdanie z tego raportu, jednak bez dłuższych cytatów pozwalających ocenić całość dokumentu, opublikował tygodnik „Wprost", zawierając w nim jednak szereg dezinformacji oraz wy­ciągając z niego zupełnie błędne wnio­ski.

Tymczasem „raport Koli" wskazu­je, że po pierwsze - liczba ofiar może być znacznie mniejsza od wszelkich dostępnych szacunków, po drugie - że sposób, w jaki ofiary mordu zginęły, nie jest do końca jasny, co może rzucić światło na udział etnicznych Polaków w wydarzeniu. Jeśli bowiem okazałoby się, że ofiary zostały przed spaleniem rozstrzelane, to wtedy wyszłoby na jaw, że cała „sprawa Jedwabnego" jest je­dynie propagandowym wymysłem, bo w takim wypadku miejscowa ludność mogła w niej brać udział co najwyżej na wstępnym etapie wydarzeń. Potwier­dzenie takiego stanu faktycznego przez wykopaliska doprowadziłoby także do upadku wielu polskich autorytetów na­ukowych, a ośmieszyłoby całą gromadę polityków z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim na czele, którzy bez wy­jaśnienia faktów do końca postanowili przepraszać za Jedwabne".

Z dokumentu wynika, że ekshumacja szczątków pozwoliłaby dokładnie okre­ślić, ile osób zginęło i w jaki sposób - co ostatecznie zamknęłoby dyskusję wo­kół sprawy. Gdy jednak wierzchnia war­stwa ziemi została zdjęta i okazało się, że fakty materialne nie pasują do wy­ników śledztwa (nie udało się odnaleźć np. masowych mogił w miejscach, które wskazywali świadkowie), pojawiły się problemy z dalszym prowadzeniem prac, które szczegółowo opisuje w swo­im raporcie prof. Kola. Problemy te do­prowadziły do zaprzestania ekshumacji na etapie przedwstępnym. Decyzję taką podjął ówczesny minister sprawiedli­wości Lech Kaczyński, motywując ją względami religijnymi. Prof. Andrzej Kola, który prowadził wraz z grupą na­ukowców ekshumację, w swoim rapor­cie nie krytykuje tej decyzji, wskazuje jednak, że uniemożliwiła ona ostatecz­ne dojście do obiektywnej prawdy.

 

Decyzja Kaczyńskiego

 

Decyzja Lecha Kaczyńskiego z czysto religijnej perspektywy [żydowskiej, talmudycznej MD] była do pewnego stopnia usprawiedliwiona, gdy jednak przyjrzeć się jej bliżej, widać, że była irracjonalna, a w dodatku szkodliwa zarówno z punktu widzenia czysto naukowego, jak i polskiej racji stanu. Powstaje też pytanie: dlaczego polski minister sprawiedliwości podjął decy­zję w tak ważnej dla Polski sprawie pod wpływem nacisku przedstawicie­li obcej przecież religii? Czemu w tak ważnej kwestii zadecydowały względy, które z całą pewnością miały charakter pozaprawny? Czy te decyzje wynikały tylko ze znanego powszechnie filosemityzmu Kaczyńskiego, który przecież zainicjował także budowę drugiego już „Muzeum Żydów" w Warszawie, wpro­wadził zwyczaj świętowania Chanuki w Pałacu Prezydenckim czy też cieszył się z powrotu do Polski żydowskiej loży paramasońskiej B'nai B'rith?

 

Na te pytania już zapewne nie odpo­wiemy. Natomiast ponieważ do naszej Redakcji także dotarł „raport Koli", który zresztą dostaliśmy w pewnym sensie z rąk tragicznie zmarłego podczas kata­strofy smoleńskiej prezesa IPN, śp. Janu­sza Kurtyki - wobec ujawnienia go przez inny tygodnik, postanowiliśmy upublicznić jego fragmenty, by dać świadectwo hucpie, jaka w lecie 2001 roku rozegra­ła się na pozostałościach po zgliszczach jedwabińskiej stodoły, oraz po to, by ten ważny dokument każdy mógł ocenić osobiście, nie polegając na bardziej lub mniej podejrzanych interpretacjach. Pre­zentowany przez nas tekst przez 11 lat był dokumentem ukrywanym, choć ofi­cjalnie nie miał klauzuli tajności, i mimo że został sporządzony na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, nigdy dotąd nie został oficjalnie zapre­zentowany, wskutek czego nie figuruje w bibliografiach prac traktujących o Jedwabnem. Teraz zapewne szybko do nich trafi - chociaż sam prof. Kola nie chce obecnie się na jego temat wypowia­dać. Składa się z tekstu oraz obszernego zestawu zdjęć z ekshumacji, których jed­nak publikować nie będziemy. 

Tomasz Sommer, Maciej Sołtan