lutry a agenty
Wpisał: Mirosław Dakowski   
22.11.2008.

Z portalu www.niezalezna.pl

M?DROŚCI KSI?DZA LUTRA

Grzegorz Wierzchołowski, 21-11-2008

Ks. Andrzej Luter - jeden z etatowych "kapelanów" "Gazety Wyborczej" (obok ks. Czajkowskiego alias TW "Jankowskiego") - po raz kolejny zabrał głos w sprawie lustracji. Tym razem napisał paszkwil na ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.

Pretekstem do ataku stała się głośna ostatnio sprawa TW "Filozofa", czyli metropolity lubelskiego abpa Józefa Życińskiego. Ks. Andrzej Luter - opisując publicystyczną działalność ks. Isakowicza-Zaleskiego - przyrównał go do Savonaroli, nazwał insynuatorem i "fanatycznym jeźdźcem lustracji". Napisał też, że postępowanie księdza Isakowicza wywołuje "nieprzyjemną duszność". Na drugim biegunie ks. Luter postawił postać abpa Życińskiego, pisząc o nim jako o "wybitnym hierarsze", "intelektualiście najwyższej próby" i "autorytecie, który stał się obiektem wojny podjazdowej grupy lustratorów".

Kim jest Andrzej Luter? To ksiądz przedstawiany jako zwolennik tzw. katolicyzmu otwartego, duszpasterz dziennikarzy, publicysta m.in. niszowego "Tygodnika Powszechnego" i "Więzi". Ks. Luter wielokrotnie potępiał lustrację, najczęściej na łamach zaprzyjaźnionej "Gazety Wyborczej". W 1993 r. porównał w niej "Gazetę Polską" do antysemickich pism w 1968 r. (za publikację "listy Macierewicza"), następnie przez długie lata bronił antylustracyjnego lobby.

W swojej publicystyce ks. Luter często używał demagogicznych i retorycznych chwytów z repertuaru swojego ideowego guru - Adama Michnika. W tekście "Pycha tropicieli teczek" (opublikowanym w "GW" w 2006 r., tuż po zdemaskowaniu jako TW ks. Michała Czajkowskiego) pisał na przykład:

Jakie mamy moralne prawo dokonywać publicznej rzezi człowieka tylko dlatego, że ćwierć wieku temu na chwilę upadł i czynił zło? (...) Żyjemy 17 lat w wolnej Polsce, nie ma już SB szukającej haków na ludzi Kościoła i opozycji, zapomnieliśmy już, czym był totalitaryzm, można zatem, zachowując anonimowość, żyć i grzeszyć swobodnie, bo nikt nas już nie zwerbuje mimo licznych słabości, a czasami podłości... no i wreszcie można lustrować!   ("GW" 22 IX 2006)

 Ks. Luter zrecenzował też na przyjaznych łamach "GW" książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, nazywając ją dziełem "teologów z IPN". Oto próbka języka księdza:

 W istocie "ukąszonym" przez IV RP chodzi tylko o ideologię i politykę. Ich savonarolizm jest niebezpieczny, bo bezwzględny. Czerpią perwersyjną radość z obalania autorytetów. Znaleźć haka i uderzyć kogoś "z salonu" to gratka. Słowo "salon" jako obelga antyinteligencka funkcjonowało w publicystyce hunwejbinów Marca '68. W ostatnich latach wróciło do łask.  ("GW" 26 VII 2008)

 Ks. Luter - podobnie jak inni "kapelani" Adama Michnika - wiele razy apelował o ostrożność w sądach historycznych, a także o kierowanie się miłosierdziem i przebaczanie. Apele te nie przeszkodziły mu jednak wziąć udziału w nagonce na osoby sprzeciwiające się żenującemu spektaklowi "przeprosin" za tragedię w Jedwabnem. Ks. Luter wyraźnie chwalił wówczas katolicką lewicę, która potępiła zaplanowaną rzekomo przez Polaków zbrodnię w Jedwabnem, rzucając jednocześnie gromy pod adresem "narodowo-ojczyźnianego ciemnogrodu":

Ktoś powie, że tylko "Więź", "Znak" czy "Tygodnik Powszechny" stać na tak zdecydowaną i jednoznaczną postawę [potępienia Polaków z Jedwabnego - przyp. Niezalezna.pl]. Po pierwsze, nie tylko, a po drugie, wymienione środowiska to też Kościół, bardzo ważna cząstka tego Kościoła. Tak, były i są media katolickie, które na zbrodnię w Jedwabnem zareagowały haniebnie i nieewangelicznie; taka postawa nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem i nie ma dla niej usprawiedliwienia.    ("GW", 7 XI 2001)

Po tym, jak wyszło na jaw, że ks. Michał Czajkowski przez 24 lata współpracował z komunistyczną bezpiekę (i jako TW "Jankowski" donosił m.in. na ks. Jerzego Popiełuszkę), ks. Andrzej Luter napisał tekst, w którym surowo upominał "radykalnych lustratorów" i "nieprzejednanych tropicieli". Dziś z podobną pasją atakuje ks. Isakowicza-Zaleskiego - tylko za to, iż ten miał odwagę przeciwstawić się zmowie milczenia w polskim Kościele i nagłośnić sprawę trzynastoletniej współpracy z SB abpa Józefa Życińskiego. Czas pokaże, kogo ks. Luter wyłaje publicznie po ujawnieniu kolejnego użytecznego dla pewnych środowisk agenta...

 Grzegorz Wierzchołowski

A oto reakcja Ks. Isakowicza:

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=1232

Odsyłam Medal św. Jerzego   2008-11-22 

Moją odpowiedzią na teksty ks. Adama Bonieckiego i ks. Andrzeja Lutra, opublikowane we wczorajszej "Gazecie Wyborczej", jest odesłanie "Tygodnikowi Powszechnemu" Medalu św. Jerzego, który otrzymałem od niego w 1997 r. za „zmagania ze złem i uparte budowanie dobra w życiu społecznym”.

Odsyłam również dlatego, ze moja skromna osoba nie pasuje do innych laureatów owego Medalu, czyli do takich autorytetów moralnych jak Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Tadeusz Pieronek czy Józef Życiński. Myślę, że osoby te z tej decyzji naprawdę ucieszą się. Od dziś bowiem mogą być wyłącznie we własnym gronie.

Odsyłając ów Medal (fizycznie uczynię to zaraz po powrocie z Nowego Yorku), zasugeruję, aby został on wręczony komuś z takich kolejnych autorytetów moralnych jak np. ks. Michał Czajkowski. Lesław Maleszka, Halina Bortnowska czy wspomniany ks. Andrzej Luter. Wtedy krąg laureatów, wyznających te same wartości, jeszcze bardziej się poszerzy. A wówczas nie będą im już potrzebne "listki figowe" w postaci osób opiekujących się chorymi czy niepełnosprawnym

  A piękny komentarz St. Michalkiewicza:  http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=574

„....prawdę, że nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go”?

            Do tej „prawdy” nawiązał ostatnio również JE abp Józef Życiński, w związku z rozpowszechnieniem wiadomości o „Filozofie”, który jednak z ubekami rozmawiał dłużej i częściej, niżby to wynikało z wcześniejszych wyjaśnień na łamach gazet. Ekscelencja daje do zrozumienia, iż ujawnienie tych rewelacji podyktowane jest polityczną zemstą za wzięcie przezeń Lecha Wałęsy w obronę przed „pomówieniami” ze strony dra Cenckiewicza i Gontarczyka. Krótko mówiąc – że oskarżenia mają charakter polityczny”. W takich przypadkach, jak wiadomo, nie ma najmniejszej potrzeby wyjaśniania czegokolwiek, bo oskarżenia mające „charakter polityczny są fałszywe niejako z natury rzeczy. Na wszelki jednak wypadek, zapewne gwoli uniknięcia jakichści nieporozumień w przyszłości, Ekscelencja sformułował również nowe kryterium prawdy. Według niego, prawdą jest tylko to, na co można znaleźć stosowne dokumenty. Nie ma dokumentów – nie ma prawdy, a nawet w ogóle nie ma sprawy. Jest to zapewne zgodne z instrukcją postępowania w przypadku dekonspiracji, a poza tym proste jak drut, ale niestety tylko z pozoru. Bo weźmy na przykład takiego Judasza – czy zachowały się jakiekolwiek dokumenty, które czarno na białym potwierdzałyby jego zdradę? Nie kserokopie, czy mikrofilmy, tylko oryginały? Nie zachowały się, a nawet nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek istniały, czy ktokolwiek w ogóle je sporządził, nawet bez wiedzy i zgody zainteresowanego! No dobrze, ale czy w takiej sytuacji powinniśmy bezkrytycznie wierzyć w tę historię i uważać Judasza za parszywą owcę, czy raczej powstrzymać się z wydawaniem opinii do czasu ewentualnego wyjaśnienia sprawy dokumentów? To jedna kwestia, ale zaraz formułuje się druga, na tle opinii J. Em., według którego archiwa IPN należałoby na 50 lat „zabetonować”. Czy dokumenty „zabetonowane” istnieją, czy przeciwnie – można uznać, że ich „nie ma”? Kto wie, czy w tej sytuacji nie trzeba będzie dokonać reinterpretacji Dobrej Nowiny, która przecież - co tu ukrywać – za dobrze udokumentowana oryginałami nie jest. Na szczęście, obok Dobrej Nowiny można będzie odtąd głosić Nowinę Najlepszą – że dokumenty się nie zachowały, że dokumentów nie ma. Czy to nie piękne?

Zmieniony ( 25.11.2008. )