Wielka orkiestra dęta
Wpisał: Roman Motoła   
13.01.2013.

Wielka orkiestra dęta

 

[umieszczam tyle o tym dętym łobuzie, by zrównoważyć łomot meRdialny. MD]

 

Roman Motoła wielka-orkiestra-deta 2013-01-12

 

Może zbyt mało oglądam telewizji, bo uważam, iż orkiestra Owsiaka jest raczej z tych dętych. Nie mam ochoty współfinansować demoralizowania młodzieży w ramach Przystanków Woodstock ani nigdy nie pozwolę własnym dzieciom na udział w styczniowej zrzutce czy też rytualnym tarzaniu się w błocie podczas letniego festiwalu.

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy stała się nieodłączną częścią establishmentu Trzeciej RP – chorego państwa, w którym w ramach przymusowych ubezpieczeń zdziera się z pracujących haracz na opłacenie armii urzędników, a z tego co zostanie nader skąpo opłaca „procedury medyczne”. Ponieważ urzędników z każdym miesiącem jest więcej, siłą rzeczy coraz mniej grosza zostaje na leczenie. Żeby zaś zakupić niezbędny sprzęt dla szpitali, potrzeba już nadzwyczajnej narodowej mobilizacji.

Formuła dorocznego, emocjonalnego zrywu w atrakcyjnym medialnym opakowaniu doskonale się sprawdza, sprawiając, że obywatele – tym razem dobrowolnie – hojnie sypią zarobionym groszem. Bez sprzeciwu. Ba!, z zapałem i entuzjazmem! Nie oglądając się na to, jak wiele kosztuje nas cała impreza: państwo (w tym telewizję publiczną i postawione w stan gotowości służby) oraz samorządy. Niezależne media głównego nurtu nie zadają oczywistego pytania, co owa nadzwyczajna mobilizacja mówi o stanie państwa i stopniu jego wydrenowania przez złodziejskie kliki żerujące na publicznej kasie. Nie drążą także, co o zadekretowanym zgodą i wsparciem wszelkich władz i zwierzchności (niech no ktoś spróbuje być przeciw!), dorocznym przedstawieniu musi pisać osławiona prasa na Jamajce. A to powinno być ciekawe, bo "zagranica" chyba wie, że nie było u nas ostatnio żadnej wojny, a podatki w Polsce nie wynoszą bynajmniej godziwe dziesięć procent!

Pozytywny, nierzadko wręcz entuzjastyczny stosunek do Orkiestry u startu Trzeciej RP trafił do lokalnego kanonu politycznej poprawności. Otwarta odmowa wsparcia tego przedsięwzięcia czy też krytyczny głos na jego temat spotyka się jakże często z reakcją w postaci zdumienia i oburzenia, również wśród najpobożniejszych katolików, nie dostrzegających niczego złego w publicznej działalności twórcy WOŚP.

Może zbyt mało oglądam telewizję, bo uważam, iż Orkiestra Owsiaka jest raczej z tych dętych. Nie mam ochoty współfinansować demoralizowania młodzieży w ramach Przystanków Woodstock ani nigdy nie pozwolę własnym dzieciom na udział w styczniowej zrzutce czy też rytualnym tarzaniu się w błocie podczas letniego festiwalu. Na swój sposób charyzmatyczny szef Orkiestry wcale nie kryje bowiem – w symbolice i całej formie organizowanych koncertów - nawiązań do kontrkulturowej rewolucji lat 60. i 70. Rewolucji pomyślanej jako próba „stworzenia” nowego człowieka – wyzwolonego (rzekomo, bo co to za wolność, która pcha w objęcia przeróżnych uzależnień) od tradycji, Kościoła, rodziny i społecznych reguł. Służą temu wielotysięczne festiwale, w trakcie których nastoletnia i nieco starsza młodzież, oderwana od swych środowisk, rodziców i wychowawców, zachęcana przez wykreowane siłą mediów i wielkiego biznesu sztuczne autorytety, smakuje „życia” i „wolności” ku uciesze producentów piwnych podróbek, środków wczesnoporonnych (nazywanych często dla zmylenia antykoncepcją) i dilerów rozmaitych halucynogenów. Nie trzeba też zadawać sobie specjalnego trudu, by przekonać się, jaki przekaz dominuje w tekstach utworów wykonywanych na Owsiakowych festiwalach. Tu nawet stosunkowo liberalni rodzice mogliby przeżyć niemiłe zaskoczenie. Mogliby, gdyby się tym zainteresowali.

Jak owocują tego typu inicjacje, mogą opowiedzieć psychologowie, wychowawcy, duchowni, zwłaszcza egzorcyści. Teoretycznie powinni być zadowoleni, bo z każdym rokiem czują się coraz bardziej potrzebni, ale dosyć gorzka to satysfakcja.    

Jeszcze dwie kwestie. Z WOŚP jest trochę tak jak z innymi, znanymi z historii ogólnonarodowymi zrywami. Generalną ocenę chybionego przedsięwzięcia, w którym koszty (nie tylko te materialne!) przewyższają znacznie osiągniętą korzyść, oddzielić trzeba od uznania za poświęcenie bardzo wielu szeregowych uczestników, którzy najczęściej z najlepszymi intencjami inwestują swój wolny czas, a nierzadko i zdrowie, kwestując przez wiele godzin na styczniowym mrozie. Dlatego moje „nie, dziękuję!” pod ich adresem, chociaż jest stanowcze, to również i uprzejme.

Nie pisałem o skromnym, głośnym ostatnio wkładzie Jerzego Owsiaka w „narodową debatę eutanazyjną”. Przypomnę za to zdecydowane reakcje pokojowych patroli (najpierw Owsiakowego, następnie policyjnego) na zainstalowaną w trakcie Przystanku Woodstock przez pro-liferów wystawę „Wybierz życie”. Drodzy ofiarodawcy WOŚP, dla wszystkich „dzieciaczków” i „seniorów” miejsca w Wielkiej Orkiestrze nie wystarczy! I o tym przede wszystkim, coraz donośniej przypominają nam w te styczniowe dni nasze elity.

Roman Motoła