Czy Tutejsi mają świadomość narodową?
Wpisał: Jan Bogatko   
13.01.2013.

Czy „Tutejsi” mają świadomość narodową?

 

Jan Bogatko, 12 stycznia, 2013 ; www.niepoprawni.pl

 

Czy Polacy to „Tutejsi”? To większość mieszkańców dzisiejszej Polski. Przed wojną tak mówili o sobie mieszkańcy Polesia.

Powiedzmy szczerze: Międzywojnie było za krótkie, by uczynić z mieszkańców Polski Polaków. Do narodowości polskiej przyznawała się szlachta (nawet i tak zwana litewska), bogaci chłopi wyznania katolickiego* i co światlejsi mieszkańcy miast. Na wsi polskiej z tożsamością narodową bywało różnie. Na przykład babka moja uczyła dzieci chłopskie czytać i pisać (tak zwana ochronka), a także historii. Piszę o latach przed odzyskaniem niepodległości w 1918 roku. Po odzyskaniu niepodległości Polska stworzyła najlepsze szkolnictwo w Europie, czego wyrazem był szybki spadek analfabetyzmu. To nie do wiary – Polska, gdzie poza zaborem austriackim (Małopolska) język polski był zakazany i nie było polskojęzycznej oświaty, szybko dołączyła do najlepiej wykształconych narodów Europy, mimo wieku zaborczej ciemnoty! Nowoczesne narody w Europie kształciła szkoła, której w Polsce porozbiorowej brakowało. Międzywojniu nie udało się uświadomić wszystkim Polakom tożsamości narodowej. Po II WS, kiedy Polska znalazła się pod rosyjską okupacją, oświata narodowa przestała istnieć, ustępując anty-oświacie klasowej. Dorobek Międzywojnia zmarnowano. Sami „Tutejsi” podawali się wprawdzie za Polaków, ale tak do końca nie wiedzieli, co to oznacza. Byli zakompleksieni. I są nadal.

To tylko Polacy z takich miast, jak Wrocław czy przykładowo Szczecin, mówią o przedwojennych budynkach „poniemieckie”. Tymczasem żaden nowy Litwin czy Ukrainiec nie powie o budynkach w Wilnie czy Lwowie, że są „popolskie”. To tylko Polacy przejmują zaborcze nazwy na określenie regionów kraju.

Galicja jest tu najlepszym przykładem. Większość Polaków w ogóle nie zdaje sobie z tego sprawy, co to pojęcie, wykreowane przez austriackiego zaborcę, w ogóle znaczy. A znaczy tyle, co Ziemia Halicka, Halyczyna. Kraków miastem ukraińskim? Dla ukraińskich szowinistów Kraków to miasto na Ziemi Halickiej. Gdyby po Kongresie Wiedeńskim utrzymała się mapa serca Europy z roku 1795, to i Kielce byłyby na Ukrainie. Prusacy, zaraz po przyłączeniu Warschau do Prus, Mazowsze przechrzcili na Prusy Południowe. Dobre,co?

Tymczasem Polacy mają skrzywiony stosunek do siebie samych. Nieraz już po kilku miesiącach pobytu zagranicą ich kompleks dochodzi do głosu. Przekręcanie słów (słynne „moja kara stoi na kornerze tego strita” albo „autobana do Kelna”) uchodzi za dowód na awans cywilizacyjny w Europie lub poza nią. To nie dowcip: znam pewną kobietę (rodzinę wypędzono z Polesia i osiedlono na Pomorzu) mieszkającą w Niemczech, która twierdzi na serio, że jest Niemką „z Pommern”. Na chwilę wrócę do „Galicji” – moja babka ze strony Matki mówiła: Golicja i Głodomoria kpiąc sobie z austriackiej nazwy Małopolski (Galizien und Lodomerien).

Tymczasem szacowni krakowianie celebrują to określenie (wyobraźmy sobie mieszkańca Skierniewic**, który mówi o sobie „Kongresowiak”). Wziąłem do ręki książkę Michele Fitoussi Helena Rubinstein wydaną przez Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA w tłumaczeniu Krystyny Sławińskiej. Miało być o ”kobiecie, która wymyśliła piękno” a było o polskim antysemityzmie.

Ponieważ Polacy są za mało poddawani indoktrynacji, to niebawem nawet karp po żydowsku opatrzony będzie komentarzem o pogromach (a tuż przed świętami Bożego Narodzenia jedna z niemieckich gazet donosiła o polskim barbarzyństwie, że karpia wpuszcza się do wanny, a potem katrupi, milcząc jakoś o ostrygach w restauracjach  Nordsee które połyka się tuzinami żywcem). Zostawiam karpia, przechodzę do Pięknej Heleny. Otóż żydowska nacjonalistka, prof. Ewa Geller, tłumaczy durnemu polskiemu czytelnikowi, że – cytat: „Galicja ma szczególnie bogatą historię pogromów, począwszy od krwawych rzezi na Żydach*** towarzyszących powstaniu Bohdana Chmielnickiego w roku 1648, poprzez pogromy zainicjowane po zamordowaniu cara Aleksandra II w 1881 roku, po którym doszło do masowej emigracji Żydów z terytoriów dziś należących do Ukrainy, aż po tzw. pogrom lwowski z 1918 roku czy masakrę w Pińsku z 1919 roku, dokonane przez żołnierzy polskich. Wspomnienia tych brutalnych wydarzeń sięgające do połowy XVII wieku są częścią zbiorowej pamięci Żydów galicyjskich, stąd w ich opisach mieszają się wydarzenia z dalekiej przeszłości z tymi, których doświadczyli naoczni świadkowie”.

To majstersztyk propagandy!

Ewa Geller historię Galicji, która powstała z woli austriackiego zaborcy dopiero w 1772 roku, widzi już w 1648 roku, za Chmielnickiego. Z jej słów wynika, że Chmielnicki mordował tylko żydów, bo o Polakach nie wspomina. Nie wspomina ona również o tym, że Lwów nie przystał na ofertę ojca narodu ukraińskiego (pierwszy Ukrainiec był Polakiem!) wydania żydów w zamian za odstąpienie od oblężenia miasta. Lwów odrzucił ofertę, żydów nie wydał. Czy zanotowała to zbiorowa pamięć żydów „galicyjskich”? Tak, że dopiero dzisiaj Chmielnicki ma pomnik we Lwowie (na miejscu pomnika Jana III Sobieskiego).

Nie bardzo rozumiem, co zabójstwo cara Aleksandra II w roku 1881, ma wspólnego z „Galicją” i dlaczego – jak sugeruje – Polacy mieliby rozpaczać z tego powodu, psując żydom szabes. A potem dodaje dwa kłamstwa na temat pogromów, których nie było: Lwów, 1918, Pińsk, 1919. W obu wypadkach Polacy ukarali brutalnie, lecz zgodnie z przepisami (prawa wojny są okrutne) żydowskich zdrajców, wrogów młodego państwa polskiego. Pińsk w „Galicji” to też wymysł pani profesor. Pińsk nigdy do „Galicji” nie należał, bo był w zaborze rosyjskim. Ale to przecież bez znaczenia. Czytelnik książki o „kobiecie, która wymyśliła piękno” otrzymał porcję propagandy w stalinowskim stylu. I ją połknie, przyjmując za dobrą monetę, bo historii w Polsce przecież się już nie uczy. Inny przykład na zakończenie: pewien harcmistrz (!), kiedy rozmowa zeszła na prześladowanie polskiego szkolnictwa na Litwie, poprawnie politycznie zauważył: „widać Polacy musieli strasznie dać się we znaki Litwinom”. Odpowiedziałem: „czy usprawiedliwiłby Pan tym samym Holocaust?

*w okresie kształtowania się narodowości (a Polski przecież nie było) wyznacznikiem tejże była w zaborach pruskim i rosyjskim religia. Niewielu było Polaków protestantów, nie było natomiast Polaków prawosławnych i żydów.

** Warszawa nie ma w zasadzie ludności, sięgającej korzeniami w tym mieście przed rok 1945.

***nadużyciem jest uważanie w tym okresie historycznym „tutejszych” wyznania mojżeszowego za naród. To była klasa społeczna: żydzi nie byli narodem, tak, jak prawosławni, protestanci czy katolicy.

Post scriptum: w piękny, zimowy dzień wybrałem się rodzinnie do Świeradowa Zdroju. Wpadliśmy do restauracji „Piwniczka u Violi”. Piliśmy czekoladę i kawę, przy sąsiednich stolikach wspólne towarzystwo młodych, wykształconych i wypasionych z kobietami i progeniturą. Panowie radośnie rzucali ..urwami na cały głos, informując o tym, że to i owo ...dolą. Nie wytrzymałem, huknąłem „cisza” i się zrobiło, jak makiem zasiał. Te, Kojak, usłyszałem półszeptem. Pewno też „Tutejsi”.