Jesteśmy świadkami marszu ku zniszczeniu Kościoła | |
Wpisał: ks. Mikołaj Pfluger FSSPX | |
15.01.2013. | |
Jesteśmy świadkami marszu ku zniszczeniu Kościoła
Rozmowa z ks. Mikołajem Pflugerem FSSPX pierwszym asystentem przełożonego generalnego Bractwa Kapłańskiego Św. Piusa X, dla magazynu ”Kirchliche Umschau”
„Zawsze wierni”, nr. 1 (164) styczeń 2013
- Jeszcze przed kilkoma miesiącami wydawało się, że Watykan jest bliski przyznania Bractwu statusu kanonicznego. Dziś można odnieść wrażenie, że wszystkie wysiłki były daremne. Biskup Müller, nowy prefekt Kongregacji Nauki Wiary, to właśnie sugerował w kilku ostatnich wywiadach.
- Te wysiłki wcale nie poszły na marne, ale zawarcie porozumienia w najbliższej przyszłości jest mało prawdopodobne. Zarówno w naszej ocenie, jak i Kurii [rzymskiej - przyp. red.], jakiekolwiek porozumienie będzie bezprzedmiotowe, o ile nie zgodzimy się co do tego, czym rzeczywiście jest wiara. To wspólne rozumienie [wiary - przyp. red.] miało zostać wyrażone w "Deklaracji doktrynalnej", przygotowaniu której poświęciliśmy wiele czasu, aż w końcu bp Fellay, nasz przełożony generalny, w kwietniu 2012 r. przedstawił jej wstępny, nieformalny projekt. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu, ten tekst został jednak odrzucony przez Kongregację Nauki Wiary.
- Zatem wróciliśmy do punktu wyjścia. Jak wytłumaczy ksiądz tę zmianę opinii w Rzymie?
- Istnieje tam grupa zdecydowanie sprzeciwiająca się kanonicznemu uregulowaniu sytuacji Bractwa. Takie oficjalne uznanie w rzeczywistości stanowiłoby znak, że era posoborowa się zakończyła i że otwarto zupełnie nowy rozdział. To oczywiście nie odpowiadałoby planom zwolenników soboru. Dla nich oficjalne uznanie Bractwa Św. Piusa X byłoby nie tylko afrontem, ale także oznaczałoby kwestionowanie statusu soboru, a co za tym idzie - klęskę.
- Wydaje się, że zwolennicy soboru zwyciężyli. Sądzi ksiądz, że coś może się jeszcze zmienić?
- Nie tylko tak sądzę - ja to wiem! Fakty są takie, jakie są. Kościół na całym świecie, z nielicznymi wyjątkami, jest w trakcie procesu samozniszczenia. I to nie tylko w Europie, np. w Ameryce Południowej sytuacja wcale nie wydaje się lepsza. Tam, gdzie gospodarka jest stosunkowo silna, jak w Niemczech, Szwajcarii czy Stanach Zjednoczonych, zewnętrzne struktury przetrwały, ale utratę wiary można zobaczyć wszędzie. A bez wiary nie ma Kościoła. Biskupi w Niemczech wysłali niedawno jasny komunikat: prawo do pobierania podatków od wiernych jest [dla nich - przyp. red.] ważniejsze niż 120 tys. katolików corocznie opuszczających Kościół. Jesteśmy świadkami nie znajdującego precedensu w historii marszu ku zniszczeniu, niszczącej fali, której powstrzymać nie mogą nawet biskupi, szczególnie jeśli wykorzystują - a tak robią - metody pozbawione ducha wiary. Józef Ratzinger, uczestnik soboru sprzed 50 laty, powiedział o Kościele, że "jest przesiąknięty duchem pogaństwa", co po części stało się za sprawą soboru. Jestem przekonany, że taki obrót spraw z jednej strony doprowadzi do tego, że biskupi znów zaczną trzeźwo myśleć, a z drugiej, że mocno Kościoła trzymać się będą już tylko konserwatyści, czyli ci, którzy po prostu chcą wierzyć tak, jak Kościół zawsze wierzył i wytrwać w wierze katolickiej. Z nimi nie będziemy musieli dłużej dyskutować. Porozumienie w wierze nastąpi w niedługim czasie.
- Sugeruje ksiądz. że fala samozniszczenia pochłonie liberalnych katolików. ale liberałowie widzą to inaczej. Chcą jeszcze więcej reform. aby zapewnić przetrwanie żywego Kościoła.
- Niczego nie wymyślam; obserwuję wydarzenia i to, do czego prowadzą. Które zakony lub diecezje mają u siebie ludzi na tyle młodych, by zapewnili ich przyszły rozwój, a które wymierają? Upadek i rozpad struktur jest najbardziej widoczny w tych miejscach, gdzie tzw. reformy soborowe są najbardziej ochoczo wcielane w życie. Nie przeczę, że dla opinii publicznej, także na szczeblu parafii, liberalne podejście jest łatwiejsze do przyjęcia. Ale Kościół nie żyje dzięki społecznej akceptacji czy temu, że bije mu się brawo. Czerpie on swoją energię z tych, którzy wierzą i tę wiarę praktykują, którzy są gotowi wyrzec się ziemskich przyjemności, aby zostać kapłanami, zakonnikami czy zakonnicami. Co istotne, tych drugich brakuje wśród liberałów i dlatego liberałowie chcą teraz otrzymywać święcenia kapłańskie, ale oczywiście bez celibatu, bez żadnej ofiary z siebie. I naiwnie oczekują zwiększenia liczby powołań dzięki obniżeniu standardów!
- Czy przewiduje ksiądz możliwość nałożenia nowej ekskomuniki na biskupów Bractwa, a nawet na całe Bractwo?
- Jest wielu, którzy z zadowoleniem powitaliby nową ekskomunikę, ale za pontyfikatu tego papieża wydaje mi się ona wysoce nieprawdopodobna. W jaki sposób uzasadniono by ją? Nie ma "herezji Tradycji". Nie jesteśmy sedewakantystami. Całkowicie zgadzamy się z tym, że Duch Święty udziela swej asystencji papieżowi i biskupom. Ale z punktu widzenia Rzymu, Bractwo jest winne "nieposłuszeństwa", pomimo tego, że ekskomuniki z 1988 r. zostały wycofane. Czym zostaną uzasadnione nowe kary kościelne? Odrzuceniem soboru? Żaden z artykułów Credo nie brzmi: "wierzę w II Sobór Watykański!" Siła wspomnianych faktów powinna znaczyć więcej niż dyskusje. Mamy dziś do czynienia z pokoleniem młodych kapłanów, którzy powoli, ale niezachwianie odkrywają starą Mszę, a dzięki niej katolicką wiarę w jej pełni, oraz prawdziwe kapłaństwo. Często spotykamy młodych katolików zainteresowanych sprawami wiary, którzy prawie zawsze odkrywają ją poza swymi parafiami. Te szczere dusze są pod wielkim wrażeniem tradycyjnej doktryny i kultu, nawet jeśli wciąż uczestniczą w nowej Mszy. Obserwują Bractwo z rosnącym zainteresowaniem, proszą o nasze publikacje, szukają kontaktu z nami i podtrzymują go.
To samo dotyczy wspólnot Ecclesia Dei i księży diecezjalnych, którzy dzięki motu proprio z 2007 r. zaczęli sprawować Mszę trydencką. Jesteśmy czymś więcej niż tylko stowarzyszeniem 600 kapłanów - nasz wpływ daje się mocno odczuć w Kościele, zwłaszcza w tych kręgach, które mają przed sobą przyszłość. Jeśli Rzym chce zachować twarz, to rozsądnie uchyli się od nakładania ekskomuniki, którą wkrótce i tak musiałby cofnąć.
- Zatem jest jeszcze szansa na [kanoniczną - przyp. red.] regulację Bractwa, ale wydaje się, że sedno sprawy stanowi kwestia "uznania soboru".
- Oczywiście, uznajemy, że II Sobór Watykański się odbył. Abp Lefebvre sam należał do grona ojców soborowych. Niemniej trzeba przyznać, że nie tylko reformy posoborowe, ale również niektóre teksty samego soboru pozostają w sprzeczności z najważniejszymi doktrynami już zdefiniowanymi przez Kościół. Pewne dwuznaczności i nowości współtworzą główny nurt rozpadu, jaki obserwujemy teraz w Kościele. Dla Rzymu jest nie dopuszczalne, że mówimy o "błędach soboru". A przecież krytykowaliśmy sobór w czasie, gdy wszędzie go fetowano i gdy Kościół cieszył się głębszą wiarą i większą witalnością niż teraz. Dlaczego mielibyśmy nagle zmienić poglądy, skoro czas potwierdził słuszność naszych ostrzeżeń i krytyk? Smutna rzeczywistość jest taka, że 50 lat po soborze prognozy abp. Lefebvre'a okazały się dalekie od przesady. W latach 70. XX wieku, ze względu na chwilowy entuzjazm i naiwny optymizm, nikt sobie nie wyobrażał, że katoliccy biskupi mogą być zwolennikami homoseksualizmu, propagowania islamu i niszczenia instytucji małżeństwa, co niestety jest teraz na porządku dziennym! Watykan ma do czynienia z ruiną Kościoła, który niegdyś był tak piękny i silny.
Ale teraz nie ma prawdziwej odnowy, znikąd nie widać pomocy. Realistycznie oceniając, nowe wspólnoty charyzmatyczne, które w ostatnich dekadach były zachwalane jako znak żywotności [Kościoła - przyp. red.], powinny służyć raczej jako znak ostrzegawczy. Nie rozumiem, dlaczego uczciwie i dokładnie nie zbadano przyczyn obecnej sytuacji w Kościele. Kościół sam siebie niszczy, a wyciszenie wszelkiej dyskusji na ten temat nie sprawi, że problem zniknie. Udawanie, że sobór nie jest winien kryzysowi, który po nim nastąpił, to chowanie głowy w piasek. [----] md |