Dietrich von Hildebrand o letargu strażników wiary
Wpisał: Dietrich von Hildebrand   
15.01.2013.

Dietrich von Hildebrand o letargu strażników wiary

 

zapomniane-prawdy

 

Dietrich von Hildebrand, Spustoszona Winnica

 

 Ortodoksja JEST prawdą, a wszelkie herezje nie są skrajnością, nie są one czymś przesadzonym, lecz są po prostu fałszywe i nie dają się pogodzić z objawieniem Chrystusa. Nawet jeśli jakaś herezja wyrasta z nadmiernego akcentowania jakiejś prawdy kosztem jakiejś innej i ma uzasadnienie psychologiczne, ona sama nie może być traktowana jako skrajność, której przeciwieństwem jest biegunowa skrajność nadmiernej ortodoksyjności - ona jest po prostu fałszywa, nieprawdziwa.

 

[...]

 Gdy idzie o przełożonych i biskupów, to ich ocena ulega zafałszowaniu także przez to, że traktują brak posłuszeństwa i podporządkowania jako rzeczy ważniejsze od ortodoksji. Oczywiście mowa tylko o tych, którzy sami są ortodoksyjni i ubolewają nad wszelkimi herezjami. Ale obrażanie Boga poprzez głoszenie herezji jest dla nich często nie aż tak dotkliwe i irytujące jak akt otwartego buntu przeciwko ich autorytetowi. Rzecz jasna powinni oni korzystać także ze swojego autorytetu, gdy podwładny odmawia im posłuszeństwa. Ale pierwszeństwo przy podjęciu autorytatywnej interwencji winno mieć pytanie, czy podwładny w sprawach wiary i moralności reprezentuje z zasady prawdę.

 

[...]

 Jedną z najbardziej przerażających chorób, które dziś szerzą się w Kościele, jest letarg strażników wiary. Mowa nie o biskupach, którzy mają zamiar zniszczyć Kościół od środka, ale o grupie o wiele liczniejszej, która nie ma takiej intencji, a jednak - gdy idzie o interwencje przeciwko heretyckim teologom i księżom lub przeciwko bluźnierczemu deformowaniu kultur - nie czynią żadnego użytku ze swojego autorytetu. Albo zamykają oczy i próbują ignorować ciężkie niedomagania oraz obowiązek podejmowania interwencji, prowadząc strusią politykę. Albo też boją się, iż zaatakuje ich prasa oraz środki masowego przekazu i okrzyczy mianem ludzi reakcyjnych, małodusznych, średniowiecznych. Boją się bardziej ludzi niż Boga. Do niech odnoszą się słowa św. Jana Bosko: "Potęga ludzi złych żywi się tchórzostwem dobrych"

 

[...]

 Fakt, że ta choroba wdarła się do Kościoła, jest jednym ze strasznych objawów zastąpienia walki przeciwko duchowi świata - uległością wobec ducha czasów. Jeśli weźmie się pod uwagę letarg tak licznych biskupów i przełożonych zakonnych, którzy sami są jeszcze ortodoksyjni, ale nie mają odwagi interweniować przeciwko występującym w ich diecezjach i zakonach najjaskrawszym herezjom i wszelkiego rodzaju nadużyciom, nasuwa się myśl o najmicie, który pozostawia swą trzodę wilkom.

Szczególnie oburzające jest, gdy biskupi okazujący obojętność wobec heretyków, zajmują rygorystycznie autorytatywną postawę wobec wiernych, walczących o ortodoksję - czyniących to, co oni sami czynić powinni. Pewien biskup napisał list do grupy ludzi, która bohatersko opowiada się za prawdziwą wiarą, za czystą, niezafałszowaną nauką Kościoła i za papiestwem, a przeciwko heretykom. Grupa ta przezwyciężyła więc tchórzostwo, o którym mówił św. Jan Bosko i powinna być dla biskupa największą radością. W liście było napisane: "jako dobrzy katolicy nie macie żadnego innego zadania, jak posłusznie przestrzegać wszelkich zarządzeń swojego biskupa".

 

Takie pojmowanie roli "dobrego" katolika szczególnie zaskakuje w czasie, gdy ciągle podkreśla się dojrzałość współczesnego świeckiego. Jednak również ono jest całkiem błędne, gdyż to, co właściwie w czasach gdy w Kościele nie ma herezji, a co nie spotyka się z natychmiastowym potępieniem Rzymu, nie odnosi się do danego przypadku i byłoby nieodpowiedzialne w czasach, w których herezje bezkarnie szerzą się w Kościele. A są nimi dotknięci także biskupi i nie są za to odwoływani. Czy w czasach arianizmu, gdy większość biskupów była arianami, wierni, zamiast walczyć przeciwko herezji, powinni byli ograniczyć się do grzecznego i posłusznego wypełniania zarządzeń biskupów? Czy wierność wobec prawdziwej nauce Kościoła nie jest rzeczą nadrzędną wobec posłuszeństwa biskupowi?

 

[...]

 Toleruje się gadanie heretyków - kapłanów i świeckich, w milczeniu ulega się zatruwaniu wiernych, ale ludziom niezłomnym, opowiadającym się za ortodoksją, chce się zamknąć usta, traktuje się ich jak siewców niepokoju, a gdy w swej gorliwości stracą umiar lub pozwolą sobie na przesadę - karani są nawet suspensą. Ukazuje to również wyraźnie tchórzostwo, kryjące się za nie korzystaniem z posiadanego autorytetu. Ortodoksów nie trzeba się bać. Nie dysponują mediami, prasą, a z powodu swej uległości wobec kościelnych autorytetów nigdy nie będą tak agresywni, jak tak zwani postępowcy.

 

[...]

 Wszelki autorytet w kwestiach dyscypliny, wszelkie posłuszeństwo wobec biskupów zakłada przecież istnienie czystej nauki Kościoła świętego. Gdy tylko autorytet kościelny ulegnie pluralizmowi w sprawach wiary, utraci prawo do egzekwowania posłuszeństwa wobec swych rozporządzeń dyscyplinarnych.


 

Dietrich von Hildebrand, Spustoszona Winnica