Herezja wolności religijnej
Wpisał: ?ukasz Kluska   
26.11.2008.

Herezja wolności religijnej

?ukasz Kluska

Z góry orzekamy, że każdy Sobór zwołany dla dokonania drastycznej zmiany w Kościele jest nieważny i anulowany.

Pius II, "Execrabilis"

            W przeddzień II Soboru Wa­tykańskiego do siedziby masońskiej loży B 'nai Brith w Nowym Jorku za­witał kardynał Augustyn Bea, czołowy reformator soborowy, osobisty sekretarz papieża Jana XXIII. Spotkanie wyso­kiego dostojnika Kościoła katolickiego z szermierzami wojującego ateizmu odbiło się głośnym echem w prasie amerykańskiej, rozpisały się o nim wszystkie czołowe dzienniki nowo­jorskie. Podczas spotkania na pytanie kardynała skierowane do członków B'nai Brith, czego żądają od Kościoła, masoni jednym głosem odpowiedzieli: "ogłoście wolność religijną".

Potępiona herezja

            Czym jest wolność religijna, ogło­szona przez II Sobór Watykański w konstytucji "Dignitatis humanae"? Zagadnienie nie jest bynajmniej nowe. To stary postulat masoński żądający wygnania Boga ze społeczeństwa, z instytucji państwowych, z życia pub­licznego narodów. Mówiąc najprościej, wolność religijna jest doktryną zakła­dającą neutralność państwa w sferze religijnej, domagającą się przyznania wszystkim wyznawcom fałszywych religii, a nawet ateistom i satanistom, statusu równego wierze katolickiej, czyli de facto stworzenia państwa ateistycz­nego. Ta diaboliczna idea zrealizowana została po raz pierwszy na kartach historii podczas rewolucji francuskiej, kiedy to jakobini przy użyciu gilotyn pragnęli budować nowy ateistyczny świat bez Boga i Jego Kościoła.

            Doktryna wolności religijnej jest pokłosiem fałszywej nauki o pań­stwie, jaka zrodzona została w wyniku zgubnych koncepcji XVIII-wiecznych racjonalistów, głównie Jana Jakuba Rousseau. W założeniach oświecenio­wych filozofów państwa powstały w wyniku swobodnej umowy zawartej między ludźmi, tak więc u genezy państw leży pojęcie kontraktu i jego dobrowolność. Pogląd ten jest całko­witym zaprzeczeniem prawa Bożego i prawa naturalnego. Człowiek jest istotą społeczną, a więc istnienie państwa nie jest konsekwencją dobrowolnej umowy, lecz absolutną koniecznością i zasadni­czym warunkiem podstawowych relacji między ludźmi. Ponadto człowiek jako istota społeczna jest jednocześnie skażony grzechem pierworodnym, co czyni go skłonnym bardziej do złego niż dobrego. Stąd wynika naturalna konieczność istnienia władzy gwarantu­jącej przestrzegania przykazań danych ludziom przez Boga oraz chroniącej ustanowiony od zarania dziejów po­rządek społeczny. Jak napisze św. Tomasz z Akwinu: ,,Królewska funkcja musi zabezpieczać dobre życie ludu zgodnie z tym, co jest mu niezbędne do osiągnięcia niebiańskiego szczęścia; oznacza to, że musi nakazywać to, co do niego prowadzi, a w stopniu w jakim to jest możliwe, zakazywać tego, co jest mu przeciwne" ("De regimineprincipium", LI, rozdz. XV). Dlatego też, każda władza ma sankcję Boską, istnienie władzy jest woląsamego Boga. Jak czytamy na kartach Pisma Świętego, Bóg jest źródłem wszelkiego autorytetu, dlatego św. Paweł poucza nas, że każda władza pochodzi od Boga. Istnienie państw oraz suwerennej władzy jest więc wolą samego Stwórcy. Jeśli państwo istnieje z woli Boga, jest tym samym zobowiązane do oddawania czci Bogu, przez publiczne wyznawanie jedynej prawdziwej religii, gdyż jak uczy Pius XI: ,,nie ma w tym względzie żadnej różnicy pomiędzy jednostką, rodziną a państwem; wszyscy bowiem ludzie, indywidualnie czy zbiorowo podlegają Chrystusowi. W Nim jest zbawienie pojedynczego człowieka, w Nim jest zbawienie społeczeństwa. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni". Tak w skrócie przed­stawia się katolicka nauka o państwie. Cała jej pełnia została już zawarta w modlitwie, której Chrystus nauczył swój Kościół: "Bądź wola Twoja jako w Niebie, tak i na ziemi". Dlatego herezja wolności religijnej, ogłoszona przez Drugi Watykan, jest niedopuszczalnym bluźnierstwem i buntem wo­bec woli Trój-jedynego Boga. Ks. prof. M. Poradowski pisał: "zwłaszcza w naszych czasach, kiedy to niemal każdy człowiek ma możność poznania praw­dziwej religii objawionej przez Chrystu­sa Pana »wolność religijna«, głoszona po DSW jest zbrodnią, największym przestępstwem wobec Chrystusa Pana i Jego Męki na Krzyżu, oraz Jego rozkazu: »Idąc na cały świat, głoście Ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i będzie ochrzczony, zbawion będzie, a kto nie uwierzy, będzie po­tępiony« (Mk 16, 15-16)".

            Na przestrzeni wieków nieomylne Magisteńum Kościoła jednym głosem uroczyście potępiło wolność religijną. Grzegorz XVI nazywał ją "obłędem", w encyklice ,,Mirari vos" czytamy: „Z za­trutego źródła indyferentyzmu wypływa fałszywa i absurdalna zasada - lepszym określeniem będzie obłąkanie - a mia­nowicie, że każdemu trzeba przyznać i zagwarantować wolność sumienia". Bł. Pius IX w encyklice "Quanta Cura" nauczał: „opierając się na tym całko­wicie fałszywym wyobrażeniu władzy społecznej, nie lękają się oni podtrzy­mywać błędnego, najbardziej zgubnego dla Kościoła katolickiego i zbawienia dusz poglądu, że wolność sumienia i kultu stanowi właściwe prawo każdego człowieka". Ojciec Święty Leon XIII, nawiązując do nauczania swych wiel­kich poprzedników, na kartach encykliki ,,Libertas" ogłosił wprost: "potępiamy tę wolność jednostki, która przeciwna jest czystości religijnej, to znaczy tak zwaną wolność wyznania". Kolejno św. Pius X w „Vehementer nos" pisał: "teza jakoby państwo powinno być oddzielone od Kościoła, jest całkowicie błędna i zgubna ". Ojciec Święty Pius XI, widząc coraz bardziej rosnącą w świecie skalę laicyzacji i upadku państw katolickich, w encyklice "Quas primas" przestrzegał: "Chrystus na Sądzie Ostatecznym oskarży tych, którzy wypędzili go z życia pub­licznego i będą najbardziej pomszczeni wskutek tej zniewagi".

            Wolność religijna była potępiana przez wszystkich papieży do czasu nieszczęsnego II Soboru Watykańskie­go, wskutek którego przeforsowano pogląd stojący w jawnej sprzeczność z nauczaną od zawsze prawdą. Skutkiem tego kroku jest dziś przerażająca fala ateizmu, jaką zalany został bez wy­jątku cały współczesny świat. „Zaraza laicyzmu zaczęła się od zaprzeczenia panowania Chrystusa nad wszystkimi narodami...", jak pisał Ojciec Święty Pius XI.

Owoce wolności religijnej

            Warto pokrótce opisać skutki, jakie wywołało ogłoszenie przez moderni­stów wolności religijnej na II Soborze Watykańskim. To, czego nie udało się komunistycznym i masońskim rewo­lucjom, zrealizował ostatecznie sam Sobór: wszystkie istniejące dotąd na świecie państwa katolickie przestały istnieć. Minęło już 40 lat od zakończe­nia Vaticanum Secundum, a na mapie politycznej świata nie pozostał ani jeden zakątek, gdzie religia katolicka uznawana byłaby za panującą. Sobór był więc niczym innym jak publicz­ną detronizacją panowania Chrystusa Króla nad społeczeństwami. Autorem deklaracji soborowej o wolności reli­gijnej był amerykański jezuita o.Jan Murray. Zakonnik ten obłożony karami kościelnymi przez Piusa XII za gło­szenie lewicowych poglądów, zdołał zyskać uznanie postępowego skrzydła w Kościele, stając się w krótkim czasie jednym z czołowych ekspertów soboru. Dzięki jego pracy deklaracja "Dignita­tis humanae" ujrzała światło dzienne, po jej ogłoszeniu przez sobór kraje katolickie straciły więc rację bytu, czego następstwem stała się powszech­na dechrystianizacji całych narodów. Pierwszą ofiarą modernistycznych i masońskich doktryn padły katolickie państwa Ameryki ?acińskiej.

            Przed soborem Kolumbia zamiesz­kiwana była w 98% przez ludność katolicką, a religia katolicka była jedyną oficjalnie uznaną przez konstytucję. Prezydent Kolumbii, gorliwy katolik, był przeciwny laicyzacji państwa, zmu­szony został jednak ostatecznie wobec nacisków Stolicy Apostolskiej powo­łującej się na Vaticanum II zmienić konstytucję i wykreślić z niej zapis o panowaniu Chrystusa w Kolumbii. Podobnie Ekwador, poświęcony w l874 r. Sercu Jezusowemu przez samego prezydenta Garcia Moreno, zmuszony został wskutek Soboru wprowadzić wolność religijną. Warto przypomnieć, że katolicki prezydent Moreno walkę o panowanie Chrystusa Króla we włas­nym kraju przypłacił życiem. 6 sierpnia 1875 roku, wywołany z modlitwy w stołecznej katedrze, prezydent, w jej progu, został otoczony przez grupę mężczyzn, którzy wznieśli okrzyk: "Giń, wrogu wolności!". Prezydent uderzony maczetą przez masońskiego fanatyka Faustyna Rayo, skonał przeniesiony do stóp ołtarza Matki Boskiej, a ostatnie słowa zamordowanego brzmiały: "Bóg nigdy nie umrze!" (Dios nunca muer­te!). Na wiadomość o jego śmierci Pius IX określił go jako zmarłego „śmiercią męczennika (...), ofiarę za swoją wiarę i chrześcijańskie miłosierdzie", nato­miast w lożach wolnomularskich od Quito po Berlin odbyły się wówczas radosne "dziękczynienia". Katolicki prezydent poniósł męczeńską śmierć, ponieważ nie chciał uznać masońskiej doktryny wolności religijnej, która sto lat później stała się częścią nauczania posoborowego Kościoła.

            Także inne kraje Ameryki ?acińskiej zmuszone zostały wyrzec się praw­dziwej wiary i wprowadzić wolność religijną. Upadła kolejno katolicka Boliwia, Brazylia, w Chile tylko jeden biskup miał odwagę otwarcie popierać katolickie rządy gen. Augusta Pinoche­ta, reszta episkopatu utrzymywała, że referendum zostało sfałszowane oraz nieustannie wspierała ofensywę lewi­cowej opinii międzynarodowej prze­ciwko rządom generała. Jak zauważa ks. F. Szmidberger, laicyzacja w krajach latynoskich sprawiła, że „jak drapieżne wilki wdarły się tam amerykańskie sekty z ich dolarami, ich fałszywymi bibliami i ewangeliami. Według da­nych oficjalnych od 1968 roku ponad sześćdziesiąt milionów katolików padło tam ofiarą propagandowej maszynerii błędu, straciło wiarę, a tym samym z reguły życie wieczne".

            Nie lepiej wyglądała sytuacja w krajach europejskich. Po II Soborze Watykańskim pod naciskiem Kościoła podpisany został z Włochami nowy konkordat, skutkiem czego Italia prze­kształcona została w kraj laicki, w rzeczywistości w państwo ateistyczne. To samo stało się udziałem dwóch ostatnich katolickich kantonów Szwaj­carii: Valais i Tessin. Także one mu­siały zmienić swe konstytucje wobec nacisków papieskiego nuncjusza. Kanton Valais był zamieszkiwany w 90% przez katolików, konstytucja tego kantonu uznawała religię katolicką za jedyną religię publiczną uznaną przez państwo. Pod naciskiem nuncjusza w Bemie kanton został zmuszony ogłosić religijną neutralność. Szwajcaria do dziś posiadająca kantony protestanckie, w których księżom katolickim nie wolno chodzić na ulicach w sutannach, straciła wskutek doktryny soborowych heretyków owe dwa ostatnie przyczółki katolicyzmu. Podobny los spotkał ka­tolicką Maltę. Przed soborem "świad­kowie Jehowy" nie mieli w tym kraju prawa "nawracać" ludności do swojej sekty, jednak w wyniku uchwalenia przez sobór wolności religijnej, rząd Malty uznał zasadę rozdziału Kościoła od państwa i wycofał się z prawnej ochrony religii. Konsekwencją tego kroku była m.in. masowa inwazja wyznawców sekty świadków Jehowy na wyspę maltańską.

            Najbardziej niszczycielskie piętno odcisnęła jednak soborowa wolność na dwóch filarach katolickiej Europy: Portugalii i Hiszpanii. Po powrocie z II Soboru Watykańskiego hiszpań­scy biskupi wycofali swoje poparcie dla katolickich rządów gen. Franco, a sam papież Paweł VI domagał się, aby Hiszpania posiadająca w swej konstytucji zapis o Społecznym Pa­nowaniu Chrystusa Króla, wykreśliła go i wprowadziła wolność religijną. Minęło kilkadziesiąt lat od zakończe­nia katolickich rządów w Hiszpanii - które bez wątpienia przetrwałyby do dnia dzisiejszego, gdyby władza nie utraciła poparcia hiszpańskiego Kościoła - a dziś Półwysep Ibe­ryjski stał się jednym z najbardziej liberalnych i ateistycznych miejsc w Europie. Zalegalizowano tam związ­ki homoseksualistów, adopcję dzieci przez sodomitów, rozwody, aborcję, eutanazję... a wszystko dokonało się zaledwie w ciągu kilkudziesięciu lat wskutek zgubnej doktryny wolności religijnej. Można rzecz, iż liberalni papieże soboru nie pragnęli przecież tak daleko idącej dechrystianizacji, pragnęli tylko państwa neutralnego. Historia w bardzo krótkim czasie zwe­ryfikowała ich naiwność. Nie ma na świecie stref neutralnych; albo świat należy do Boga, albo do diabła.

            Podobnie rzecz przedstawiała się w Portugalii. Katolicki dyktator prof. Salazar osobiście skarżył się arcybi­skupowi Marcelowi Lefebvre: "Robię wszystko dla Kościoła. Nie wiem, co będzie dziać się później, lecz kiedy posiadam władzę, chcę najbardziej jak tylko można pomagać Kościołowi katolickiemu (...). Czasami odnoszę wrażenie, iż biskupi mnie nie rozu­mieją, nie widzą, że gdyby mi bardziej pomagali, moglibyśmy dokonać jesz­cze większego postępu. Na przykład chciałby widzieć rozpowszechnienie się prawd katolickich na uniwersytecie, pragnąłbym, aby Kościół mianował tam profesorów zdolnych nauczać tych prawd. Nie czuję, by biskupi mnie po­pierali". Pius XII nauczał, że instytucje społeczne mają ogromne znaczenie dla liczby wybranych przed tronem Boga. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę także masoneria, dlatego od zawsze jej czołowym postulatem była likwidacja państw katolickich. Wiara katolicka, obecna w życiu publicznym, w szkołach, uczelniach, urzędach, podporządkowane prawdziwej religii ustawodawstwo chroniące moralność katolicką oraz instytucję rodziny - ma kluczowe znaczenie dla zbawienia dusz, gdyż od stosunku państwa do nauki Chrystusa najsilniej zależy sto­pień rozpowszechniania się prawdy lub błędu w łonie społeczeństwa. Dla tych właśnie powodów Pius IX nazywał wolność religijną "wolnością zatracenia" .

Sobór wielkiego błędu

            Sobór Watykański II, który był zasadniczą przyczyną opisanych wy­żej wydarzeń, nie posiadał statusu nieomylności. Był to pierwszy w hi­storii Kościoła sobór nie posiadający przywileju nieomylności, ponieważ był on soborem duszpasterskim, a nie dogmatycznym. Sami ojcowie soboru zrezygnowali z definiowania prawd katolickich, a tym samym z przysługującego im prawa nieomylności. Sobór Watykański II pragnął jedynie wskazywać duszpasterskie kierunki rozwoju Kościoła, a nie podejmować nieomylnych rozstrzygnięć w sprawach wiary. Tym samym pozbawił się on na własne życzenie asystencji Ducha Świę­tego, a w jego dokumenty wkradły się oczywiste błędy, dwuznaczności, a na­wet potępione wcześniej przez Kościół tezy, jak choćby omawiana "wolność religijna". Podczas tego największego w historii zebrania biskupów, mała grupa ekspertów o skrajnie liberalnych tendencjach, tworząca tzw. grupę reńską, zdołała narzucić swoją wolę zdezorien­towanej rzeszy biskupów, jak również zdobyć przychylność postępowych papieży: Jana XXIII i Pawła VI. Na nic nie zdały się głosy sprzeciwu kon­serwatywnych biskupów i kardynałów bijących na alarm, jak choćby kard. Siri'ego, który podczas obrad soboru nad schematem dekretu o wolności religijnej protestował: ,,Przemówmy nie przeciw wolności, ale przeciw naduży­ciom tej wolności. Wolność pociąga za sobą możliwość grzeszenia, ale w żaden sposób nie implikuje Boskiej aprobaty albo nawet tolerancji dla grzechu. W kilku miejscach schemat domaga się wolności dla wszystkich religijnych wspólnot, nawet takich, których zasady sprzeciwiają się prawu naturalnemu i zdrowej ludzkiej moralności. Nie możemy legitymizować tego, co Bóg zaledwie toleruje; możemy to tylko tolerować i to tylko w granicach dobra powszechnego. Dlatego nie możemy przyjąć zaproponowanego schematu o tyle, o ile zaleca wolność dla wszyst­kich bez rozróżniania... Powinniśmy rozważyć staranniej, co o problemie wolności religijnej mówią źródła teo­logiczne i zdecydować czy treść tego schematu można pogodzić z nauczaniem Leona XIII, Piusa XI i Piusa XII. W przeciwnym wypadku osłabimy swój własny autorytet i skompromitujemy nasz apostolski wysiłek".

            Stało się jednak inaczej. Ku nieskrywanej ra­dości postępowego skrzydła Kościoła, deklaracja została przyjęta, a główny jej inicjator - kard. Bea - w niedługim czasie w dowód uznania został nawet odznaczony przez masońską lożę B 'nai Brith orderem "wolności religijnej". Eksperci i postępowi biskupi, nie kryli się z faktem, iż są autorami prawdziwej rewolucji. Kardynał Suenens odważył się nawet wykazać wspólność idei między Soborem a rewolucją francuską, mówiąc, że "Sobór był rokiem 1789 w Kościele". Modernistyczny teolog soborowy, o. Congar OP porównał z kolei sobór do rewolucji bolszewickiej: ,,Kościół w sposób pokojowy przepro­wadził swą rewolucję październikową”. Nie inaczej widział rozwój wydarzeń kard. Ratzinger, który określił sobór mianem "anty-Syllabusa".

            Ojcowie so­borowej herezji sarni szczycili się nie­zgodnością ogłoszonych dokumentów z nieomylnym Magisterium Kościoła, jak choćby o. Iwo Congar, który przyznał, że deklaracja soborowa o wolności religijnej jest niczym innym jak wpi­saniem w naukę Kościoła uroczyście potępionych przez bł. Piusa IX tez w "Syllabusie Errorum", czyli spisie błę­dów współczesnego świata, w którym szczególnie mocno potępiony został pogląd neutralności religijnej państwa.

            Warto dodać, iż niemałą rolę w propagowaniu na soborze heretyckiej wolności religijnej odegrał postępowy biskup z Krakowa, Karol Wojtyła. Ogłoszenie przez Sobór deklaracji "Dignitatis humanae" zostało entuzja­stycznie przyjęte przez liberalną opi­nię światową, pochwał nie szczędzili przywódcy państw komunistycznych, a biuletyny masońskie pośpiesznie dokonywały przedruków mów wygła­szanych przez postępowych teologów. Jedno z masońskich pism cytowało nawet fragmenty wystąpień Karola Wojtyły, stawiając je za wzór obrony swobód religijnych.

40 lat minęło...

            Druga połowa wieku XX przeszła do historii, jako czas permanentnej laicyzacji państw i całych narodów. Wolność religijna, ogłoszona przez Vaticanum II, doprowadziła do maso­wej dechrystianizacji świata i upadku ostatnich bastionów katolicyzmu. Tam gdzie jeszcze istniały państwa katoli­ckie, ich władcy w imię soboru zostali zmuszeni do ustanowienia neutralności religijnej, tam z kolei, gdzie religia została już przed soborem wyparta z życia publicznego - doszło do niespotykanej wcześniej ofensywy przeciw Kościołowi, jak choćby we Francji, gdzie w imię neutralności światopo­glądowej państwa prawnie zakazane jest organizowanie ulicznych Procesji Eucharystycznych, natomiast publiczne marsze zboczeńców cieszą się ochroną samego państwa. W wielu krajach, niegdyś katolickich, które prawnie chroniły rodzinę, publiczną moralność, wedle wskazań papieży brały pod skrzydła swej opieki instytucje koś­cielne, finansowały katolickie szkoły i uczelnie, dziś obecność wiary w życiu publicznym została sprowadzona do wielkości medalika. Dominujący obecnie w Kościele modernizm w imię fałszywie pojętej tolerancji głosi bowiem: "Chrystus może panować w twoim sercu, w twojej rodzinie, ale już nie nad całym społeczeństwem. Tam musi istnieć wolność religijna".

            Prawda jest jednak dokładnie od­wrotna, powtarzali ją jednym głosem wszyscy doktorzy Kościoła, święci i papieże do czasów II Soboru Watykań­skiego. Prawdę tę wyznawała zawsze chrześcijańska Europa, wielokrotnie przypominał o niej abp. M. Lefebvre, mówiąc m.in: "Nasz Pan przez trzy­naście stuleci panował nad Europą za pośrednictwem wszystkich krzyży, klasztorów, kościołów, katolickich uniwersytetów, szkół katolickich, za­konników i zakonnic w całej Europie! Wszyscy podporządkowali się naszemu Panu, królowie, książęta, święty Hen­ryk, święty Ludwik, święty Edward, wszyscy mówili: Jesteśmy przedsta­wicielami Chrystusa, jesteśmy sługami Naszego Pana. To byli chrześcijańscy królowie! A teraz laicyzm oświadcza: Nie, Naszemu Panu nie wolno już panować w społeczeństwie". Jednak dlaczego do krzyku bezbożnego świa­ta przyłączyło się dzisiaj tak wielkie grono hierarchów posoborowego Koś­cioła? Dlaczego autorzy deklaracji o wolności religijnej zapomnieli o zna­miennych słowach Apostoła: "Trzeba bowiem, ażeby On królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół pod stopy Jego... A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich" (1 Kor 15, 25-28)?

?ukasz Kluska