Granica patriotyzmu Jarosława Kaczyńskiego
Wpisał: Wojciech Błasiak   
29.11.2008.

Wojciech Błasiak

Granica patriotyzmu Jarosława Kaczyńskiego

W obszernym wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej” „Na prawo od nas tylko ściana” (21.11.08. s. A16 – A17), szef kluczowej partii opozycyjnej, a poprzedni premier rządu Jarosław Kaczyński, przedstawił swoją partię Prawo i Sprawiedliwość i siebie samego jako gwarantów patriotyzmu w polskiej polityce. Misją działalności jego i jego partii ma być integracja narodowa Polaków, co przeciwstawia implicite dezintegracyjnej narodowo polityce rządu Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej. Kontrapunktem podkreślającym wręcz wyłączność patriotyzmu jego ugrupowania, jego samego oraz jego brata, prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego, jest dezawuowanie potencjalnej kandydatury w przyszłych wyborach prezydenckich Polski Rafała Dudkiewicza, obecnego prezydenta Wrocławia, „sprawą hali 100-lecia bitwy pod Lipskiem we Wrocławiu”, choć podejrzewam, iż podobnie jak ja niewielu wie o co tu chodzi.

Pan Jarosław Kaczyński jest czołowym polskim politykiem III Rzeczypospolitej od 1989 roku, odgrywając w niej czasem wręcz pierwszorzędną rolę. Ustawiał bowiem wraz z bratem Lechem Kaczyńskim wektory polityczne i gospodarcze tejże Rzeczypospolitej, od sławnego parasola ochronnego nowej „Solidarności” nad planem transformacji ustrojowej George’a Sorosa i Jeffrey’a Saksa (tzw. plan Balcerowicza) poczynając. Ostatnio zaś pośrednio i bezpośrednio kierował przez dwa lata rządem RP, nie przeprowadzając żadnej istotnej ustrojowej zmiany, która zwiększyłaby codzienną skuteczność i efektywność działania polskiego aparatu państwowego, ograniczałaby samowolę i zwiększyłaby służebność tego aparatu od sądów i prokuratur poczynając, a na samorządach i ministerstwach kończąc, czy wreszcie ukróciłaby codzienną korupcję przede wszystkim w stosunku do „znajomych i krewnych królika”, w tym partyjniactwo w łupieniu zasobów tego państwa na każdym szczeblu władzy i sprowadzaniu obywateli do roli tubylców w swej własnej ojczyźnie, nie mówiąc o pojedynczych przypadkach ich grabienia, jak w wypadku Romana Kluski, czy mordowania, jak w wypadku rodziny Olewników. I już wręcz jest śmiesznie i tragicznie, gdy w sytuacji degradacji intelektualnej i wychowawczej polskiej edukacji, gdzie przez dwa lata rządów p. J. Kaczyńskiego, jedyne co wymyślono to obowiązkowe mundurki szkolne, stwierdza on, że „oświata powinna być nastawiona na przekazywanie wartości patriotycznych…” Dodajmy więc – systemowo intelektualnie i wychowawczo upośledzanym masom polskich dzieci i młodzieży.

A że język części posłów Platformy jest „obraźliwy, grubiański, po prostu chamski” i rząd Donalda Tuska również podtrzymuje „miękki” charakter polskiego państwa i jego dezintegracyjne skutki społeczne i narodowe, to co to ma wszystko do rzeczy, jaką jest niezdolność PiS oraz p. J. Kaczyńskiego do stworzenia państwa narodowego rozwoju cywilizacyjnego, potwierdzona wręcz miałkością intelektualnych wywodów w samym wywiadzie.

Oprócz wszakże widocznej w samym wywiadzie nędzy intelektualnej patriotyzmu p. J. Kaczyńskiego, czai się tam jeszcze jego ukryta nędza moralna. Otóż p. J. Kaczyński, zarówno będąc premierem, jak i będąc obecnie szefem opozycji, posiadał i posiada w rękach możliwości budowy polskiego państwa nowej generacji. Trzymał poprzednio i trzyma nadal „złoty róg” w postaci możliwości zmiany rdzenia charakteru państwa, decydującego o jakości elit politycznych sprawujących władzę w państwie.

Przyczyny bowiem charakteru polskiego państwa są strukturalne a nie koniunkturalne i wynikają z faktu zasadniczej fasadowości polskiej demokracji na wszystkich jej szczeblach i jej płytkiego charakteru. Demokratyczne procedury podejmowania najważniejszych decyzji dotyczących polskiego państwa i gospodarki, okazywały się być, choćby tylko w badanych przez sejmowe komisje specjalne, fasadą dla rzeczywistych ośrodków władzy i rzeczywistych nieformalnych oraz nielegalnych sposobów podejmowania kluczowych decyzji. Polski parlament z jego demokratycznymi procedurami okazał się być w sposób znaczący atrapą demokratycznej i parlamentarnej władzy, za którą kryją się nielegalne i niewidzialne ośrodki decyzyjne. Prace tych komisji ujawniły, że za fasadą demokracji ukrywała się faktyczna władza o dominującym charakterze oligarchicznej sieci – polskiej oligarchii finansowo-politycznej. Ta sieć panowania o nieformalnym charakterze sprawowana jest za pośrednictwem podporządkowanych elit politycznych, administracyjnych, menadżerskich i sądowniczych w samym państwie, a także poszczególnych jego segmentów, jak choćby służby specjalne. I podobne sieci rozciągają się na szczeblach niższych, aż pod gminę i powiat. I to one, dzięki zasadniczej fasadowości polskiej demokracji, sprowadzają obywateli do roli tubylców.

            Istotą tej fasadowości, a zarazem ustrojowym mechanizmem jej reprodukcji jest, tak skwapliwie a celowo, zapisana w Konstytucji z 1997 roku partyjna ordynacja wyborcza do Sejmu, zwana proporcjonalną. Odbiera ona obywatelom bierne brawo wyborcze, ponieważ uniemożliwia obywatelom samodzielny start w wyborach do Sejmu bez pośrednictwa partii J. Kaczyńskiego, D. Tuska, W. Pawlaka i J. Napieralskiego. Uniemożliwia tym samym wyłonienie autentycznych elit politycznych i skazuje nas wszystkich na domniemany „patriotyzm”, „prawicowość”, „lewicowość” czy ”ludowość” PiS, PO, PSL i LiD, które jakie są, każdy widzi. I formalna łatwość obalenia tej ustrojowej bariery cywilizacyjnego już rozwoju Polski, a jak się niebawem okaże również źródła przyszłej katastrofalnej nieudolności radzenia sobie Polski z globalną recesją gospodarczą, jest w zasięgu ręki. Wystarczyłoby formalnie poprzeć deklarację PO o zmianie ordynacji wyborczej i wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych. A byłoby jej trudno w takiej sytuacji wycofać się, choć nie sądzę by nie próbowała tego wówczas uczynić.

            I zarówno p. J. Kaczyński, jak i pozostali liderzy partii politycznych dobrze o takich skutkach obecnej ordynacji wiedzą, a publiczne milczenie od blisko 20 lat na temat najważniejszego elementu każdej demokracji, jakim jest ordynacja wyborcza, jest tylko potwierdzeniem tezy, iż w kulturach manipulacyjnych najważniejsze jest to o czym się milczy. J. Kaczyński milczy, gdyż wie, że wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych wyrzuciłoby na śmietnik historii całą polską klasę polityczną, łącznie z jego ze wszech miar patriotyczną formacją, a jego samego sprowadziłoby do właściwych wymiarów intelektualnych i moralnych jego patriotyzmu. I tu też przebiega granica jego patriotyzmu.

Wojciech Błasiak  Dąbrowa Górnicza, 21 listopada 2008