Tyle dróg budują, tylko, ku**a, nie ma dokąd iść!... "Jasiu" Himilsbach Do "Spatifu" wtoczyli się pijani Himilsbach z Maklakiewiczem. Himilsbach stojąc jeszcze w drzwiach wrzasnął na całą salę: Inteligencja wypierdalać! Na to wstał dostojnie Gustaw Holoubek i dostojnie przemówił: Nie wiem jak państwo, ale ja wypierdalam. I wyszedł. *** Któregoś dnia do warszawskiego "Spatifu" wszedł przewodniczący Komitetu Kinematografii - partyjny "książę", od którego zależały wszystkie ówczesne produkcje. Kłaniał się grzecznie panom aktorom, panowie aktorzy z poszanowaniem, odpowiadali ukłonami. "Książę" usiadł, zamówił herbatkę. Nagle spostrzegł Janka.
- Dobry wieczór panie Janku... rzekł w swej łaskawości. Na to Himilsbach: - Uważaj w którą stronę mieszasz, ch**u! *** W "Spatifie" do toalety wtacza się nieźle wstawiony Janek. Załatwiwszy swoją sprawę, zostawia babci klozetowej na tacy banknot o zdecydowani zbyt dużym nominale. Spostrzegłszy to babcia wybiega za aktorem: - Panie Janku, ale to za dużo, pan się pomylił, oddaję, ja jestem uczciwa... - I dlatego tu, ku**a, siedzisz - skwitował Himilsbach. **** "Jasiu" grywał zwykle - z nielicznymi wyjątkami - króciutkie, kilkudziesięciosekundowe epizody w filmach lat 70-tych i 80-ych. Oficjalnie mówi się, że do filmu ściągnął go Marek Piwowski propozycją zagrania w "Rejsie". Sam Himilsbach utrzymywał, że było odwrotnie, że to on wysłał Piwowskiego na studia reżyserskie. **** Przed barem "Zodiak" w Warszawie, gdzie robotnicy układali chodnik:
- Tyle dróg budują, tylko, ku**a, nie ma dokąd iść!... **** Mama z synkiem idąc ulicą zauważyła leżącego w kałuży pijaka. Pokazując na niego palcem, mówi do synka: - Widzisz synku, jak się nie będziesz uczył, to tak skończysz. Na to synek oburzony: - Ależ mamo, to jest nasz wspaniały aktor i literat, Jan Himilsbach. Na te słowa Janek wynurzył się z kałuży i z charakterystyczną chrypką przemówił: - I co, ku**wa, głupio ci?! **** Na scenie Kabaretu "Pod Egidą" Jan Pietrzak (ciekawe dlaczego, pewnie z zazdrości) bezskutecznie namawiał go do zakończenia spontanicznego popisu: - Jasiu, zejdź
- Zejdę, jak zejdzie Edward Gierek!!! - Odparł Himilsbach. * * * Historiami o parze Himilsbach -Maklakiewicz zapisano już tony papieru. W zasadzie był to jedyny duet aktorski wykreowany przez polskie kino. "Wniebowzięci", "Jak to się robi?" - to klasyka polskiej komedii. Również prywatnie byli ze sobą bardzo zżyci. Plotka głosi, że w dwa dni po pogrzebie Maklaka Himilsbach zadzwonił do jego matki. - Zdzisiek jest? - pyta zachrypniętym głosem. - Ależ panie Janku - dziwi się matka - przecież pan wie, że Zdzisiek umarł. - Wiem, ku**a, ale mi się w to wierzyć nie chce. Bardzo panią przepraszam. * * * Od śmierci Maklakiewicza - Himilsbach coraz rzadziej pojawiał się w Alejach (chodzi o "Spatif"). Był schorowany i stan zdrowia nie pozwalał mu na zabawy tak huczne, jak dawniej. Nie miał już swojej charakterystycznej chrypy, mówił szeptem, chodził z trudem. Znany warszawski lekarz, codzienny gość "Spatifu", wyznaczył mu więc alkoholowy limit - sto gram dziennie. Jednak w niedługi czas potem zobaczył Himilsbacha w stanie wskazującym na spożycie większej ilości. - Jasiu! A nasza umowa - karcił aktora - miałeś poprzestać na stu gramach?! - A ty myślisz, że ja tylko u ciebie się leczę? - spokojnie odparował Himilsbach.
|