Jak tuczy nas rząd? [to w USA...]
Wpisał: pafere   
07.02.2013.

Jak tuczy nas rząd? [to w USA...]

pafere

 

Wraz ze swoimi wspólnikami z lobby producentów żywności, rząd przyczynił się do uczynienia nas otyłymi oraz utrzymywania nas w tym stanie. Poprzez system subsydiów oraz mylące sugestie co do sposobu żywienia, Kongres, Agencja ds. Żywności i Leków, wreszcie Departament Rolnictwa osiągnęły to, iż coraz trudniej jest Amerykanom podejmować rozsądne decyzje dotyczącego tego, co jedzą.

Tu gustowne zdjęcie: image

 

Nie jest prawdą, iż sami się tą sprawą nie przejmujemy. Nasi rodacy wydają rocznie 33 miliardy dolarów na preparaty odchudzające i usługi mające w tym pomóc. W dowolnie wybranym okresie, średnio 45 procent kobiet i 30 procent mężczyzn w Stanach Zjednoczonych próbuje zrzucić wagę. A pomimo to, Amerykanie są słuszniejszej wagi, niż kiedykolwiek.

Otyłość jest największym czynnikiem ryzyka zdrowotnego w Ameryce, kraju, w którym 65 procent dorosłej populacji cierpi na nadwagę. Częstotliwość występowania otyłości wzrosła zaś z 14,5 procent w 1980 do 30,5 procent dzisiaj. Odsetek dzieci, u których stwierdzono nadwagę z kolei jest niezależnie od wieku wysoki: 10,4 procent w przedziale od 2 do 5 lat, 15,3 wśród mających 6 – 11, wreszcie 15,5 procent w przedziale lat 12 do 19.

Dezinformacja

Czy pamiętacie piramidę żywieniową? W roku 1982 władze zasugerowały obywatelom redukcję udziału tłuszczu w dziennym spożyciu z 40 do 30 procent i zastosowaliśmy się do ich rady. Zamiast tłuszczów, Amerykanie zaczęli spożywać więcej węglowodanów, miał tu miejsce wzrost o 57 gramów na osobę począwszy od 1989 roku do dnia dzisiejszego, jak wykazuje profesor Uniwersytetu Kalifornijskiego, Dr Robert Lustig. I tak, obecnie dieta typowego mieszkańca naszego kraju składa się w 50 procentach z węglowodanów, 15 procentach protein i 35 tłuszczów.

W tym samym okresie, komitet Agencji ds. Żywności przyznał cukrowi status substancji „generalnie uznawanej za bezpieczną” – nawet jeśli chodzi o diabetyków – pomimo sprzeciwu innej ze swych własnych agend, mianowicie laboratorium badającego węglowodany. W 2011 roku, w ramach pakietu ustaw około-rolniczych, Kongres zadekretował, że sos do pizzy może być traktowany jako warzywo przy układaniu menu lunchów szkolnych.

Odkładając na bok kwestię, czy tego typu administracyjne rekomendacje są w ogóle poprawne, występowanie rządu w roli żywieniowej niani zwalnia Amerykanów z odpowiedzialności za decyzje, które podejmują w odniesieniu do tego, co spożywają. W latach 90. kobiety masowo i na ślepo pochłaniały niskotłuszczowe desery Snackwella dorabiając do tego otoczkę racjonalności. W końcu ciasteczka tej firmy miały rządowe rekomendacje: odznaczały się niskim poziomem tłuszczu i zawierały „bezpieczny” cukier. Rodzice posyłali swoje dzieci do szkół, których władze zapewniały ich, że otrzymywany przez nie lunch zawiera zdrowe owoce i warzywa, nie zadając sobie jednak trudu sprawdzenia, co tak naprawdę jedzą codziennie ich pociechy.

Zalecenia rządu zniechęcają prywatne stowarzyszenie dietetyków do konkurowania z „oficjalnymi” rekomendacjami. Wystarczy przypomnieć casus doktora Atkinsa, który spotkał się z krytycznym przyjęciem, mimo iż jego książka o rewolucji w diecie była bestsellerem; ze strony establishmentu dietetyków została jednak potępiona. Służba Zasobów Rolnych Departamentu Rolnictwa nadal ostrzega przed opisaną tam dietą, uznając ją za „chwyt” i ostrzegając, iż ostatecznie jest „mało wartościowa lub wręcz bezwartościowa”.

Na przestrzeni lat, rekomendacje rządowe przyczyniły się do zastąpienia smalcu tłuszczami trans (przy czym te ostatnie uważane są obecnie za śmiercionośne), używania margaryny zamiast masła po czym powrotu do niego, wydawano też sprzeczne ze sobą komunikaty odnośnie jajek, soku pomarańczowego, witamin, niektórych gatunków ryb czy temperatury, jaką powinno mieć spożywane w sposób bezpieczny mięso? Czy powinien zatem dziwić fakt, iż Amerykanie są dalej niż bliżej od osiągnięcia poprawy zdrowia?

Diety dotowane

Dotacje do rolnictwa przyczyniają się do wzmocnienia zaleceń rządu w dziedzinie żywienia. Większość z nich przeznacza się na zaledwie kilka zbóż: soję, kukurydzę czy ryż, z wszystkich nich można tanim kosztem uzyskać żywność wysoko przetworzoną. Weźmy taką kukurydzę. Począwszy od połowy lat 80. subsydia państwowe uczyniły jej uprawę opłacalną dla farmerów, nawet wówczas, gdy jej rynkowe ceny były niskie. Stąd też farmy na całym Środkowym Zachodzie zaczęły produkować ją w nadmiarze. Firmy z branży spożywczej zaczęły używać taniej kukurydzy do produkcji syropu kukurydzianego o wysokiej zawartości fruktozy (HFCS) jako zastępnika dla o wiele droższego cukru, którego cena była sztucznie zawyżana przez cła, kwoty importowe i subsydia mające na celu zamknięcie dostępu do amerykańskiego rynku zagranicznym dostawcom, tańszym niż rodzimi.

Syrop kukurydziany szybko znalazł drogę do poprzednio niesłodzonych produktów żywnościowych. Obecnie, statystyczny Amerykanin spożywa go w ilości 41,5 funta rocznie – wszystko dzięki dotacjom rządowym dla rynku kukurydzy. Do tego należy dodać 29 funtów tradycyjnego cukru, które zgodnie z raportami Departamentu Rolnictwa również średnio zjadamy.

Składnikami przetworzonej żywności są też na podobnej zasadzie pszenica, ryż i soja. Pszenica jest oczyszczana i łuskana, co pozbawia ją protein, bądź mielona i wybielana, co zamienia ją w mąkę pozbawioną minerałów. Ryż również się łuska, odrzucając pełną witamin łupinkę, po to, by szybciej się gotował. Ziarna soi z kolei miażdży się, rozciera, i wyciska, a następnie pakuje w tysiące różnych produktów. Subsydia rządowe sprawiają, że żywność taka jest bardzo, bardzo tania – o wiele tańsza, niż nie dotowana, zwyczajna produkcja ryb albo mięsa. W naturalny sposób, Amerykanie reagują na te niskie ceny kupując duże ilości tanich produktów, co sprawia, że 23 procent budżetu żywieniowego przeznaczane jest dziś na żywność wysoko przetwarzaną i słodycze (w porównaniu do 12 procent w roku 1982).

Jak pozbyć się rządu z alejek sklepów spożywczych

Badanie odżywiania się dalekie jest od bycia nauką w tradycyjnym sensie. Rozmaici teoretycy problemu zalecają a to dietę ubogą w węglowodany, a to wegetariańską, wegańską, makrobiotyczną, wreszcie zwykłe liczenie kalorii jako drogi prowadzące do utraty wagi i poprawy zdrowia. Jedno wszak jest jasne: ingerencja rządu jest popychaniem nas w złym kierunku, wprost ku przesłodzonej i przetworzonej żywności, której nie zalecają ani lekarze, ani dietetycy, ani badacze.

Jeśli rząd chce ulepszyć „standardową, amerykańską dietę” najlepszym, co może zrobić, jest całkowite unikanie przezeń zajmowania się tą kwestią.

Jenna Robinson

Tłumaczenie dla pafere.org: Piotr Toboła

Artykuł ukazał się w styczniowym (2013) numerze magazynu „The Freeman”