Pamiętajmy o testamencie ks. Jerzego | |
Wpisał: Adam Nowosad | |
08.02.2013. | |
Pamiętajmy o testamencie ks. Jerzego Adam Nowosad 6 Luty 2013 ksd Dotknęły mnie boleśnie próby zawłaszczania pod bieżące potrzeby polityczne, błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki. Doszedłem do wniosku, że powinienem zasygnalizować ten problem. Upoważnia i obliguje mnie do zabrania w tej sprawie głosu fakt, że jestem świadkiem tego Męczennika. Miałem też tę łaskę, że mogłem słuchać i czynnie wspierać księdza w ciągu trzech ostatnich lat jego życia. Dziś mam więc obowiązek przypominać, że ten - moim zdaniem najważniejszy święty mojego pokolenia (przełomu lat 40/50) - z ludu wzięty, ze swoim ludem jest i na wieki pozostanie. Jeśli władza, tracąca legitymację do sprawowania rządów, próbuje uwiarygodnić się, przypinając sobie plakietkę z wizerunkiem tego Męczennika, to należy zareagować.
Za prawdę, godność i wolność Ks. Jerzy Popiełuszko, Męczennik za prawdę, godność i wolność człowieka, urodził się w 1947 roku, w miejscowości położonej w geograficznym środku Europy. Dokładnie w centrum kontynentu w Suchowoli stoi kościół, w którym Jerzy został ochrzczony i gdzie przez kilkanaście lat służył do Mszy świętej. Ponieważ w Bożym planie nic nie jest przypadkowe, to i z tej okoliczności należy wyprowadzić wniosek o niezwykłym znaczeniu męczeńskiej ofiary tego kapłana, dla nas, dla Europy, ale i dla całego świata. Żeby zrozumieć sens tego męczeństwa, trzeba poznać choćby kilka ważnych zdarzeń z życia błogosławionego Jerzego. Nie jest to proste, gdyż niewiele jest dziś rzetelnych i dostępnych opracowań chronologii losów Kapłana. Niełatwo mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Najwidoczniej zarówno życie oraz śmierć ks. Jerzego muszą jeszcze jakiś czas być osłonięte zasłoną tajemnicy. Musi być chyba coś niezwykle groźnego w ziemskich losach, a może i w przesłaniu tego błogosławionego, skoro władze świeckie oraz niestety i kościelne zgodnie przemilczają wiele szczegółów, które mogłyby w pełnym świetle ukazać znaczenie tego męczeństwa. Przypomnę bardzo istotne dla losów księdza Jerzego zdarzenie, a mianowicie wstydliwie przemilczane dziś omdlenie, podczas sprawowania Mszy świętej w Żoliborskim kościele Dzieciątka Jezus. Utrata przytomności, skutkowała wtedy kilkoma tygodniami hospitalizacji, podczas której zdiagnozowano uciążliwą chorobę krwi, odpowiedzialną za permanentne osłabienie. Jakby tego było mało, po powrocie ze szpitala ksiądz dowiedział się, że został zwolniony z obowiązków duszpasterskich i pozostanie bez przydziału oraz bez miejsca zamieszkania [!]. Po jakimś czasie, w wyniku licznych zabiegów znalazło się miejsce w kościele akademickim p.w. Św. Anny, gdzie został przydzielony do pomocy w obsłudze pielgrzymki papieskiej. Zamieszkał tam na gołym, nieprzystosowanym do tego celu poddaszu. Odwiedziła go wtedy Maria Kalinowski, ciotka z Ameryki, która przejęta jego losem postanowiła mu pomóc. Żeby stworzyć godne warunki powrotu do zdrowia zakupiła dla niego małe mieszkanko w Warszawie. Zaprosiła go też do Stanów, zachęcając do dłuższego tam pobytu. Ksiądz Jerzy przyjął to zaproszenie i jakiś czas później zdecydował o wyjeździe. Starannie się do tego przygotował, ale Pan Bóg miał jednak wobec niego inne plany. Niemal w ostatniej chwili niechcianego nigdzie kapłana zaprosił do swojej parafii na Żoliborzu proboszcz Teofil Bogucki. Targany wątpliwościami ksiądz Jerzy postanowił jakoś pogodzić te okoliczności. Pojechał do Ameryki obiecując księdzu Teofilowi, że jeśli zdrowie pozwoli, wróci tu jak najszybciej. Bardzo chciał znów być na Żoliborzu. To dlaczego został z Żoliborza wyrugowany i dlaczego tak bardzo zależało mu na powrocie akurat do tej dzielnicy, jest jedną z bodaj najbardziej dziś strzeżonych tajemnic i to przez wszystkie strony - uczestników dramatycznych losów tego Męczennika. W USA ksiądz Jerzy spędził kilka wypełnionych podróżami tygodni. Pamiętam, że ze wzruszeniem opowiadał o tęskniących za Ojczyzną naszych rodakach oraz, jak wiele zastał tam duchowego ubóstwa. Wiem też, że miał poważne plany związane z Ameryką. Jednak życie, wydarzenia polityczne i wola Boża sprawiły, że zajął się sprawami tu w Ojczyźnie. Przesłanie płynące z posługi Twierdzę, że znaczenie tej ofiary trzeba postrzegać przede wszystkim, jako wezwanie do wyboru drogi życiowej, która zaprowadzi nas bezpiecznie do domu Ojca. Jak to można rozumieć? Nie pretendujemy i chyba nie wszyscy chcielibyśmy być męczennikami, ale możemy przecież bez jakiegoś szczególnego ryzyka decydować o tym, żeby nasze życie było godne naszego Bożego dziecięctwa. Możemy przecież dokonywać takich wyborów, które pozwolą nam żyć w wolności, jak to mówił ks. Jerzy, nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia. Dziś to zewnętrzne zniewolenie ma oczywiście nieco inny wymiar niż kiedyś, niemniej sam problem zniewolenia, zwłaszcza tego wewnętrznego, nadal jest aktualny. Teraz jesteśmy poddawani może innej, inaczej realizowanej ale równie totalitarnej - zniewalającej presji. Komunizm nie jest i tak naprawdę nigdy nie był systemem społecznym, ani nawet, jak wielu uważa nurtem filozoficznym. W swojej najgłębszej istocie był i pozostanie po prostu antykościołem. Nie porzucił też niestety swojej ponurej cechy - oddziaływania totalnego. Co więcej, poszerzył znacznie swój zasięg i w różnych formach działa na całym już niemal świecie. Jak to możliwe? W latach 60. ubiegłego stulecia ta szczególna międzynarodówka dokonała zmiany taktyki. Porzuciła mianowicie swoją dotychczasową, zbuntowaną już bazę polityczną, czyli tzw. klasę robotniczą i oparła swój byt o znacznie podatniejszą na indoktrynację „grupę konsumencką”, szeroko rozumianą część społeczeństwa, zaprzęgniętego przy pomocy różnych metod do tzw. wyścigu szczurów. Teraz dzięki posiadanym wpływom, w niemal wszystkich rządach państw tzw. „zachodu” i kontrolowaniu głównych mediów, komunizm jest w stanie skutecznie manipulować całymi społeczeństwami, zwłaszcza młodymi, niedoświadczonymi ludźmi. Umiejętne rozbudzanie żądzy posiadania, pierwotnych instynktów oraz rywalizacji powoduje, że ta mająca zdolność wyborczą część społeczeństwa dokonuje fatalnych wyborów. Starsi zaś obawiając się nieznanego, być może jeszcze gorszego, opowiadają się często za zachowaniem istniejących układów. W większości naszych krajów stworzono na wzór amerykańskiej „demokracji” iluzję wyboru, między jedną lub drugą opcją polityczną, które w istocie pozostają w swoistym wzajemnym porozumieniu. Ksiądz Jerzy był jednym z dostrzegających te zmiany, zanim jeszcze zdołały się one zakorzenić we „wschodniej” Europie. To właśnie również dlatego, mając szansę pozostać w USA, zdecydował się na powrót, żeby tu w swojej Ojczyźnie podjąć próbę przeciwdziałania tym trendom. Swoją działalność na warszawskim Żoliborzu rozpoczął od organizowania mieszkańców zgromadzonych wokół lokalnego kościoła. Zamieszkałych w pobliżu i pracujących w okolicznych fabrykach i urzędach ludzi organizował we wspólnoty, które miały za zadanie nieść sobie wzajemnie pomoc. Integrował w ten sposób wokół Kościoła coraz to większe grupy społeczne. Stopniowo podejmował działania, które nakierowane były głównie na samoorganizację poszczególnych środowisk. Warto wspomnieć o kilku z nich. Jednym z najważniejszych i ogromnie dla „reformowanego” komunizmu niebezpiecznych dzieł, było powołanie Uniwersytetu Społecznego, który skupiał osoby, mające w przyszłości przejąć odpowiedzialność za losy kraju. Wraz z grupą duchownych ks. Jerzy zainicjował starania o utworzenie pierwszej w Polsce katolickiej rozgłośni radiowej i telewizyjnej. Wiele lat po męczeńskiej śmierci ks. Jerzego, jej pierwociny zaczął tworzyć zmarły nagle i w dziwnych okolicznościach ksiądz Jancarz. Znaczącym było zainicjowanie trwających po dziś dzień pielgrzymek środowisk pracowniczych do Sanktuarium Narodowego na Jasnej Górze. Najbardziej bodaj znanym dziełem były Msze święte w intencji Ojczyzny. Msze, które z czasem uzyskały niezwykły rozgłos, gromadziły dziesiątki tysięcy wiernych. W ich trakcie bł. ks. Jerzy wygłaszał swoje, porównywane dziś do kazań Piotra Skargi homilie. To tylko kilka z rozlicznych inicjatyw księdza Jerzego. Te i inne działania, których nie sposób tu wymienić sprawiły, że przeistaczający się nowy komunizm, dostrzegł w jego osobie niezwykle istotne zagrożenie. Niestety, w wyniku spisku o międzynarodowym zasięgu, dokonano w październiku 1984 roku, bezprecedensowego w swym okrucieństwie mordu na kapłanie, który jak wierzymy posłany był, by „leczyć rany zbolałych serc”. Ku przestrodze W swoich wystąpieniach, które (choć dotyczyły spraw społecznych) nigdy nie miały charakteru politycznego, ks. Jerzy nawoływał do życia godnego miana dziecka Bożego. Mówił: „Trzeba życie przeżyć godnie, bo jest tylko jedno”. Zachęcał byśmy byli odważni, bowiem „bać się trzeba tylko zdrady Chrystusa za kilka srebrników jałowego spokoju”. Przestrzegał przed zgubnymi skutkami wykluczania Boga z życia społecznego, upominał, byśmy nigdy nie szukali dróg na skróty. Mówił o prawdzie, która jest tak cenna, że czasem trzeba za nią zapłacić najwyższą cenę. Uczył nas, jak można zwyciężać zło. Uświadamiał, że należy w tym celu samemu ubogacać się dobrem i że trzeba trwać konsekwentnie przy Ewangelii, przy nauce Kościoła. Zachęcał do życia bez lęku. Ostrzegał przed pułapkami szatana. Wzywał do wolności od nałogów, od uzależnień materialnych, od słabości względem pokus konsumpcjonizmu, wygodnictwa i konformizmu. W ostatnich publicznie wygłoszonych słowach, na kilka godzin przed zakończonym męczeństwem uprowadzeniem, apelował „byśmy byli wolni od lęku, zastraszenia, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy”. To ostatnie wezwanie Męczennika, podobnie jak i wszystko co zawarł w swojej bydgoskiej modlitwie różańcowej, jest jego testamentem - niełatwym do wykonania zadaniem. Niełatwym, po ludzku wręcz niewykonalnym, ale ksiądz Jerzy nie pozostawił nas tu osamotnionych, bezradnych. Duch Święty i żyjące wciąż dla nas serce Męczennika, pomoże nam przejść przez wszystkie szatańskie pułapki, jakie ten zły duch zastawia na drodze naszej ziemskiej wędrówki do domu Ojca. Trzeba tylko byśmy nad dziedzictwem bł. ks. Jerzego chcieli się jak najczęściej pochylać. Zatrzymajmy się, nawet za cenę publicznego ośmieszenia! Poświęcajmy więcej darowanego nam czasu na refleksję, na poznanie Boga, Jego Ewangelii, która, jedyna wyzwala do życia wiecznego. Wspierajmy bliźnich, którzy pobłądzili. Tych zaś, którzy mogli słuchać niegdyś ks. Jerzego, wypada mi upomnieć: nie nadstawiajcie dumnie waszych piersi i nie przyjmujcie medali (które w istocie są medalami podziału) od władzy, która walczy z krzyżem. Pamiętacie przecież dobrze, co mówił ks. Jerzy - „życie jest tylko jedno…” Pamiętacie? Adam Nowosad |