Recydywa saska wydaje owoce
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
11.02.2013.

Recydywa saska wydaje owoce

 

Stanisław Michalkiewicz Komentarz    tygodnik „Goniec” (Toronto)    10 lutego 2013

 

W naszym nieszczęśliwym kraju kwitnie życie po życiu, objawiające się, jak wiadomo, w tzw. potępieńczych swarach. Potępieniec, a więc człowiek poza życiem, w kondycji swojej niczego zmienić już nie może, ale jeszcze może złorzeczyć, demoralizować innych i dopuszczać się jednego z najbardziej zagadkowych grzechów głównych. Jak zauważył św. Jan Maria Vianney, każdy grzech główny dostarcza człowiekowi przynajmniej chwili przyjemności.

Np. pycha; zanim balon nie zostanie przez kogoś przekłuty, człowiek wyobraża sobie na swój temat bógwico, co niewątpliwie musi dostarczać mu przyjemności. Podobnie chciwość; któż nie chciałby wytarzać się w złocie, nawet jeśli szkoda mu wydać z tego choćby sztukę, żeby sobie z przyjaciółmi wypić i zakąsić. Nieczystość byłaby samą przyjemnością, gdyby - jak zauważył Karol Irzykowski - nie towarzyszyły temu dwie zmory w postaci obawy zarażenia i obawy zapłodnienia. Dzisiaj trzeba dodać do tego zmorę trzecią, albo i czwartą. Trzecia - to możliwość, że natrafi się na osobę podobną do legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” - co może być przeżyciem gorszym od śmierci - no a czwartą - że człowiek oskarżony o „molestowanie”, już do końca życia nie uwolni się od natrętnej ingerencji jakichś „obrońców praw kobiet”. Obżarstwo i opilstwo - dopóki nie wystąpią objawy niestrawności, albo dopóki nie zbuntuje się wątroba, przyjemności jest całkiem sporo. Gniew - ach; człowiekowi rozgniewanemu wydaje się, że jest nie tylko lepszy od innych, ale również - że rozstawia ich po kątach, aż czuje - jak śpiewał Wiesław Michnikowski - że „mu mija” i zaczyna się wstydzić tamtego wybuchu. Lenistwo - to byłaby przyjemność, gdyby ktoś za to płacił, ale niestety nie ma głupich.

I tylko jeden grzech - powiada święty kapłan Chrystusa - nie dostarcza człowiekowi ani chwili przyjemności, przeciwnie - od samego początku przysparza mu niewymownej udręki. Zazdrość - bo o niej mowa - jest dowodem zarówno na tajemniczość natury ludzkiej, jak i jedynym grzechem głównym, możliwym do praktykowania w fazie życia po życiu. Nasi Umiłowani Przywódcy, którzy samodzielne uprawianie prawdziwej polityki mają od bezpieczniaków surowo zakazane, zajmują się już tylko sobą, co wyraża się zarówno w potępieńczych swarach, jak i przekomarzaniach, mających stworzyć pokazową namiastkę życia politycznego.

Jak przypuszczałem, pomysł biłgorajskiego filozofa, by nasz nieszczęśliwy kraj wystawić na pośmiewisko świata poprzez wysunięcie na stanowisko wicemarszałka Sejmu osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka”, zreflektował Umiłowanych Przywódców. Postęp - owszem - ale w granicach przyzwoitości. Podobnie myślał Jarosław Haszek, zakładając Partię Umiarkowanego Postępu (W Granicach Prawa). Wykombinowali sobie tedy, że owszem - kandydaturę osoby legitymującej się - i tak dalej - można będzie głosować dopiero wtedy, jeśli w Prezydium Sejmu będzie wakat na skutek odwołania, albo rezygnacji wicemarszalicy Wandy Nowickiej. Tedy wbrew jej macierzystemu klubowi, który cofnął jej rekomendację, pozostałe kluby stają murem za Nowicką, żeby tylko nie dopuścić do najgorszego. Biłgorajski filozof, któremu w ten sposób psują zabawę, zapowiedział wyrzucenie Nowickiej z klubu.

No cóż; mała szkoda, krótki żal tym bardziej, że - po pierwsze - w klubie biłgorajskiego filozofa aż roi się od typów spod ciemnej gwiazdy (w sprawie z powództwa Jana Kobylańskiego przeciwko Radosławowi Sikorskiemu niezawisłe sądy orzekły, że określenie: „typ spod ciemnej gwiazdy” nie przekracza granic dozwolonej prawem krytyki, tedy korzystajmy!), a po drugie - funkcja wicemarszalicy to co najmniej 5 tysięcy złotych miesięcznie dodatkowo. Ileż takich miesięcy czeka nas jeszcze do końca parlamentarnej kadencji w roku 2015? Nic dziwnego, że na pani Nowickiej pogróżki biłgorajskiego filozofa nie robią specjalnego wrażenia.

Oczywiście na przekór Umiłowanym Przywódcom i znienawidzonej konserwie, postępowi mikrocefale rozpływają się w uwielbieniu dla osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi - i tak dalej - a jeśli potępieńcze swary potrwają jeszcze trochę, to kto wie - może obwołają ją Miss Polonią - od czego świat już prawie na pewno nas pokocha. Przysłowie powiada, że „każda potwora znajdzie swego amatora” - co w naszym nieszczęśliwym kraju niestety się sprawdziło i to w skali masowej.

Tymczasem, kiedy w Sejmie i w niezależnych mediach toczą się potępieńcze swary, nasi okupanci za pośrednictwem rządu podsunęli Sejmowi projekt ustawy o uczestnictwie zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Gołym okiem widać, że chodzi o tzw. bratnią pomoc” w tłumieniu rozruchów i trzymaniu naszego mniej wartościowego narodu tubylczego za mordę. W perspektywie zaostrzenia „walki z faszyzmem” i realizacją scenariusza rozbiorowego, potrzeba stworzenia pozorów legalności dla takich targowickich praktyk wydaje się paląca, toteż nic dziwnego, że rząd skierował projekt tej ustawy do Sejmu akurat teraz, kiedy objawy kryzysu coraz dotkliwiej dają o sobie znać. Ciekawe, czy ten kolejny, milowy krok w kierunku osłabienia suwerenności Polski, napotka jakiś sprzeciw ze strony Umiłowanych Przywódców - choćby taki, jaki objawił się w przypadku pomysłu udelektowania nas instytucjonalizacją „związków partnerskich”.

Obok pobożnego ministra Gowina, który nie tylko zarzucił wszystkim projektom niekonstytucyjność, ale w dodatku zmobilizował ponad 40 posłów Platformy Obywatelskiej do głosowania za ich odrzuceniem, najostrzej swój sprzeciw wyraziła posłanka PiS Krystyna Pawłowicz i czarnoskóry poseł PO, John Godson, który w dodatku w programie znanego z żarliwego obiektywizmu red. Tomasza Lisa otwartym tekstem stwierdził, że homoseksualizm jest grzechem.

 Mikrocefale mają w związku z tym potężny dysonans poznawczy, bo myśleli, że poseł Godson, jako Murzyn, będzie śpiewał z właściwego klucza, a tymczasem on swoje wie i najwyraźniej nic sobie z tego całego gówniarstwa nie robi. Do tego doszło, że poseł Godson musi pouczać przedstawicieli katolickiego narodu polskiego, co jest grzechem, a co nie jest. Ale sprawdza się na nas to, przed czym Pan Jezus ostrzegał Żydów, którym się wydawało, że jako potomkowie Abrahama zjedli wszystkie rozumy: „a nie próbujcie sobie mówić: Abrahama mamy za ojca - bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi”. I rzeczywiście; miałem kiedyś w grupie studenta Murzyna - i tylko on jeden wiedział, na czym polegał polski przedwojenny program prometejski, a żaden ze studentów-Polaków - nie, bo w ogóle o nim nie słyszeli. Czyż w tej sytuacji możemy się dziwić, że tubylcza razwiedka też chce skorzystać z pomocy gestapo, NKWD i Mosadu, żeby wziąć nas za mordę?

Rozwiązania siłowe - swoją drogą, a rozwiązania polityczne - swoją. W środowisku naszych okupantów najwyraźniej trwa burzliwa fermentacja na temat przebudowy sceny politycznej. Wszystko - jak powiadają gitowcy - „gra i koliduje”, to znaczy - ma być lewica w Aleksandrem Kwaśniewskim, prawica z pobożnym ministrem Gowinem i centrum z Januszem Piechocińskim z PSL.

Aliści Międzynarodowy Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu odtajnił materiały dotyczące tajnych więzień CIA w Polsce, co może nie tylko doprowadzić do poważnych komplikacji w rekonstruowaniu lewicy zwłaszcza z Leszkiem Millerem i Aleksandrem Kwaśniewskim na czele - ale również - a może nawet przede wszystkim - może być sygnałem eliminowania obecności amerykańskiej agentury w naszym nieszczęśliwym kraju, w następstwie czego pozostanie tu już tylko agentura niemiecka, rosyjska i izraelska - wszystko zgodnie ze scenariuszem rozbiorowym, w ramach którego Niemcy doprowadzają do zgodności art. 116 swojej konstytucji mówiącego o granicy z 1937 roku ze stanem faktycznym, Rosjanie - do utworzenia miedzy zjednoczonymi Niemcami a „swoją” częścią Europy „strefy buforowej”, a więc obszaru rozbrojonego i pozbawionego przemysłu ciężkiego, którym administrowała będzie szlachta jerozolimska. Dopiero na tym tle możemy w pełni zrozumieć charakter i wagę rządowego projektu ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy w operacjach na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).