O bezsensie demokracji chrześcijańskiej
Wpisał: Jacek Bartyzel   
17.02.2013.

O bezsensie „demokracji chrześcijańskiej”

 

Druga śmierć Sillonu

 

Jacek Bartyzel 2013-02-16 pch24

Horror moralno-obyczajowej rewolucji „od góry” w Republice Francuskiej, która weszła w swoje kolejne – acz chyba jeszcze nie „najwyższe”, bo któż to może wiedzieć – stadium od czasu objęcia władzy przez prezydenta - socjalistę, i która obecnie kulminuje w uchwaleniu ustawy o „homo-małżeństwach”, ma jeszcze jeden aspekt, który zdaje się umykać uwadze komentatorów nie mających szerszej perspektywy historycznej i doktrynalnej. Jeżeli jednak uwzględnimy tę właśnie perspektywę, to będziemy mogli dostrzec, że pogarda z jaką socjalistyczno-masońska Republika depcze elementarne normy prawa naturalnego, a także z jaką ostentacyjnie drwi sobie z religii katolickiej, Kościoła i Jego Najwyższego Pasterza doczesnego (vide: najnowszy „dowcip” Francoisa Hollande’a o niewystawianiu własnego kandydata na konklawe), unaocznia również niesławną śmierć iluzorycznej idei „schrystianizowania” Republiki i chimery demokracji „chrześcijańskiej”.

 Ralliement: niefortunny krok Leona XIII

         Ta iluzja była niestety – trzeba to powiedzieć otwarcie – zapoczątkowana i żywiona przez chwilę przez sam urząd pontyfikalny, kiedy to, 16 lutego 1892 roku, papież Leon XIII skierował do katolików francuskich encyklikę Au milieu de solicitudes, wzywającą ich do „przyłączenia się” (ralliement) do Republiki, i w której również, po raz pierwszy w historii (nie zaś w Rerum novarum, jak to piszą mnogie niedouki), użył w pozytywnym znaczeniu terminu „demokracja chrześcijańska”. Nadzieja na odstąpienie Republiki od nieżyczliwości względem katolików, jeśli tylko ci porzucą sprawę monarchiczną, od początku i w samym swoim założeniu była, jak to powiedział surowo, lecz trafnie, jeden z liderów katolicyzmu i zarazem rojalizmu francuskiego, René de La Tour du Pin, markiz de La Charce, „majestatycznym bredzeniem” (auguste bafouillage). Przekonano się o tym wyjątkowo boleśnie już na początku XX wieku, kiedy to nastąpiło wzmożenie walki Republiki z Kościołem poprzez szereg działań praktycznych i ustaw na czele z loi de séparation z 1905 roku. Sam papież jeszcze wcześniej zrozumiał swój błąd, publikując w 1901 roku encyklikę o chrześcijańskiej demokracji Graves de communi, w której wycofał de facto poparcie dla niej, wykluczając kategorycznie jej sens polityczny.

 Chadeckie krety ryją „bruzdę”

         Niestety, zanim to nastąpiło, zatrute ziarno zdołało już nie tylko zakiełkować, ale nawet wzrosnąć, i w całym prawie świecie katolickim nowinkarze, ośmieleni wcześniejszą aprobatą papieską, zaczęli gorączkowo tworzyć ugrupowania pod nazwą – albo w duchu tej ideologii – „demokracji chrześcijańskiej”, czyli akceptującej wstępnie i bezwarunkowo niechrześcijański z istoty „dogmat” o pochodzeniu władzy od ludu. Ugrupowania te sytuowały się na różnych odcinkach ideowej „diady” prawica – lewica, a nawet wyjątkowo (w Portugalii i Austrii) zdarzało się, że później zeszły z tego ślepego zaułka odnajdując właściwy tor, w większości przypadków jednak brnęły w coraz gorsze błędy. Lecz ekstremum wykolejenia się chadecji już w pierwszej fazie – tak strasznego, że oznaczającego popadnięcie w pseudo-teologiczne delirium – nastąpiło właśnie we Francji. Był to ruch Sillon („Bruzda”), utworzony i kierowany przez – w ścisłym tego słowa znaczeniu – „nawiedzonego” dziennikarza i działacza społecznego Marca Sangniera (1873-1950).

 Miłe złego początki

         Początki Sillonu sięgają roku 1894, kiedy przyjaciel Sangniera – Paul Renaudin (1873-1964) zaczął wydawać przegląd filozoficzno-literacki Le Sillon, wypełniany w większości artykułami Sangniera. Na łamach pisma od początku akcentowano tezę, że nauka, postęp i demokracja są koniecznie (i z wzajemnością) potrzebne religii; że przyszłość należy do demokracji (dlatego należy do niej wychowywać lud), oraz że demokracja albo będzie chrześcijańska, albo nie będzie jej wcale. Z początkiem 1899 roku wokół pisma zrodził się ruch o tej samej nazwie, złożony z sieci „kół studiów katolickich” po 30-40 osób, który na początku XX w. osiągnął liczbę około pół miliona osób w całej Francji. Od 1901 roku Sangnier zakładał, najpierw w Paryżu, następnie także na prowincji, „instytuty ludowe”, mające być katolicką repliką na ateistyczne „uniwersytety ludowe”, a od 1906 zaczęto organizować coroczne kongresy Sillonu. We wrześniu 1901 roku założona została także paramilitarna „służba porządkowa” Sillonu – Młoda Gwardia (Jeune Garde), odbywająca formację fizyczną i duchową (nocne czuwania w bazylice Sacré-Cœur), podporządkowana bezpośrednio Sangnierowi, która swój „chrzest bojowy” przeszła 23 maja 1903 roku podczas starć ulicznych z bojówkami laickimi, które usiłowały rozpędzić pochód w obronie zamykanych przez rząd szkół prowadzonych przez zakony.

 „Demokratyzacja boskości”

         Do tego czasu Sillon był traktowany z życzliwością przez hierarchię kościelną i samych papieży (Leona XIII i Piusa X), doceniających żarliwość religijną, wysoki poziom moralny i wrażliwość społeczną sillonistów. Niepokój Magisterium zaczęła jednak wzbudzać polityzacja ruchu o coraz bardziej lewicowym obliczu. Sillon nie tylko że zignorował podaną przez Leona XIII w encyklice Graves de communi definicję chrześcijańskiej demokracji jako dobroczynnej akcji chrześcijańskiej warstw wyższych na rzecz ludu, wykluczającą przeto sens polityczny tego pojęcia oraz akceptację ideologicznej tezy o zwierzchnictwie ludu, ale zaczął propagować wprost heterodoksyjną „teologię polityczną” demokratyzmu i republikanizmu.

W artykułach zebranych następnie w książce Duch demokratyczny (L’Esprit démocratique, Paris 1905) Sangnier głosił, iż Bóg władny jest „zdemokratyzować boskość”, a chrześcijaństwo jest „demokracją życia boskiego”, co oznacza, że Bóg przekazał ludziom poprzez Swego Syna własną suwerenność do współuczestnictwa w ideale republikańskim, a nawet stania się przez nich – poprzez asymilację w Drugą Osobę – „członkiem uzupełniającym” Trójcy Świętej, przenikającym do społeczności Trzech Osób i uczestniczącym „w Ich majestatycznej równości”. Również na płaszczyźnie stricte politycznej cel Sillonu został zdefiniowany jako pełne urzeczywistnienie republiki demokratycznej, sam zaś ruch jako laicki, a nie katolicki, acz „głęboko” (profondément) religijny; znalazło to wyraz w zmianie podtytułu pisma „Le Sillon” od 25 lutego 1905 roku, z „Przegląd społecznej akcji katolickiej” na „Przegląd akcji demokratycznej” oraz w powołaniu nowego, ściśle politycznego, tygodnika „L’Éveil démocratique” [„Demokratyczne Przebudzenie”].

 „Gwiżdżę na ekskomunikę”

         Ostentacyjnym zerwaniem z postawą synowskiego posłuszeństwa wobec hierarchii był „incydent w Épinal” (22 maja 1904 r.), kiedy to Sangnier po wygłoszeniu odczytu Sillon a demokracja, na zadane mu pytanie: „a jeśli wasze poglądy spowodują ekskomunikę?”, odpowiedział „gwiżdżę na ekskomunikę”. Mimo to, jeszcze 11 września 1904 roku Sangnier został przyjęty na specjalnej audiencji przez Piusa X.

         Rozczarowaniem dla Kościoła była także postawa Sillonu wobec fali nowych prześladowań katolicyzmu, za rządów Pierre’a-Marie-René Waldeck-Rousseau i Émile’a Combesa, której szczytowym punktem była (poprzedzona zerwaniem stosunków dyplomatycznych ze Stolicą Apostolską) wroga separacja państwa od Kościoła, pociągająca za sobą tzw. inwentaryzację upaństwawianych dóbr kościelnych, w trakcie której dochodziło nawet do aktów profanacji oraz do zabójstw katolików stających w obronie kościołów. Sillon potępiał wprawdzie akty przemocy, ale wobec samej zasady rozdziału Kościoła od państwa zajmował stanowisko niejasne i dwuznaczne, snując dywagacje na temat dwu rodzajów „klerykalizmu” – chrześcijańskiego i niechrześcijańskiego, które łączyć ma posługiwanie się czy to władzą ustawodawczą, czy to przemocą, dla narzucenia pojęć religijnych bądź antyreligijnych tym, którzy ich nie podzielają. W 1908 roku Sangnier wystąpił nawet na wspólnym wiecu w towarzystwie głównego wroga Kościoła – Combesa, i zaczął bronić poglądu, że rewolucja 1793 roku nie była antyreligijna, a Robespierre, Danton i inni rewolucjoniści mieli dusze religijne i ich „filozofia religijna” należała do istoty chrześcijaństwa.

 Pius X: „idą potępianą drogą”

         Pierwszym sygnałem zaniepokojenia Kościoła ideologiczną demolatrią Sillonu była wypowiedź Piusa X z kwietnia 1907 roku na audiencji dla dziekana S. Martin de Pau: viam sequuntur damnosam („idą potępianą drogą”). Formalne potępienie „błędów Sillonu” nastąpiło w liście apostolskim Notre charge apostolique z 25 sierpnia 1910 roku skierowanym do biskupów francuskich. Papież zaznaczał, że długo się wahał z ogłoszeniem werdyktu, mając na uwadze szlachetność dusz młodzieży skupionej w tym ruchu, jej miłość do Jezusa Chrystusa i przykładne spełnianie praktyk religijnych, nie mógł jednak nie zareagować na uporczywe zbaczanie z właściwej drogi, ignorowanie rad i upomnień oraz dążenie do wyłamania się spod jurysdykcji kościelnej. Nieposłuszeństwo wobec autorytetu i źle pojęta miłość ubogich doprowadziły Sillon do podtrzymywania błędu demokratycznego, przypisującego ludowi najwyższą władzę i dążącego do zniesienia oraz zrównania klas społecznych, mimo iż przywódcy ruchu dobrze wiedzieli, że błąd ten został potępiony przez Leona XIII, toteż zignorowanie programu nakreślonego w Graves de communi i przyjęcie krańcowo odmiennego samo w sobie jest zuchwalstwem. Sillon werbalnie aprobuje wprawdzie katolicki teoremat o pochodzeniu władzy od Boga, ale faktycznie mu zaprzecza, umiejscawiając pierwotne źródło władzy w ludzie oraz uznając, że mimo jej przekazania rządzącym władza ta nadal w ludzie rezyduje; jako dowód błędu papież przytoczył wypowiedź Sangniera (Discours de Rouen, 1907) o wychodzeniu władzy z dołu i delegowaniu jej w górę, co jest „rzeczą anormalną”, albowiem w naturze wszelkiej władzy leży właśnie jej zstępowanie z góry w dół; jeśli lud pozostaje zawsze tak czy inaczej dysponentem zwierzchności, to władza staje się „cieniem i mitem”, bo nie będzie już ani zwierzchników, ani podwładnych.

Sangnierowska koncepcja „władzy usankcjonowanej przez ogół” (l’autorité consentie) prowadzić musi do rozkładu społeczeństwa politycznego przez zanegowanie słuszności okazywania posłuszeństwa ludziom będącym prawowitymi reprezentantami Boga w imię fałszywie pojętej godności człowieka, to znaczy utożsamiającej posłuszeństwo z poniżeniem. Demokracja została wprawdzie uznana przez papieża Leona XIII (Immortale Dei) za jedną z dozwolonych form rządu (pod warunkiem posłuszeństwa prawu Bożemu), nie oznacza to jednak, iżby posiadała ona jakikolwiek szczególny przywilej. Przeciwny temu pogląd głoszony przez Sillon – iż tylko demokracja będzie panowaniem doskonałej sprawiedliwości – stanowi „niedopuszczalną zniewagę” wyrządzoną innym formom rządu, jak monarchia czy arystokracja. Nadto, uczuciowa egzaltacja („ślepa dobroć serca”), pomieszany częściowo z iluminizmem mistycyzm filozoficzny oraz idealistyczne ignorowanie praw rządzących ludzką naturą prowadzą sillonistów do iluzji demokratycznego wychowania ludu, redukowania chrześcijańskiej miłości bliźniego do braterstwa i błędnego ekumenizmu oraz głoszenia humanitarnej utopii, a w praktyce – do przyjmowania zasad rewolucji 1789 roku; przesłanie ewangeliczne w działalności Sillonu zamienia się w bluźnierczą „ewangelię rewolucji”.

Chybione proroctwo

 Obłąkańcza demolatria Marca Sangniera sięgnęła bodaj zenitu w „proroctwie”, które był wypowiedział w książce Walka za demokrację (La lutte pour la démocratie, Paris 1908): „Wierzymy, że nadejdzie dzień, kiedy Kościół pocieszy się po swych smutkach, przynosząc Chrystusowi demokrację francuską”. To, co dzisiaj wyprawiają z Francją tyranizujący ją socjaliści brzmi jak drugi – po Notre charge apostolique – i niemniej zasłużony wyrok śmierci na Sillon i jego demo-bałwochwalcze rojenia. Chociaż milion katolików (co jest nadspodziewanym ewenementem) wyszło na ulice Paryża, by zaprotestować przeciwko instytucjonalizacji homo-ideologii, Kościołowi aż nadto wymownie dano do zrozumienia, że Jego i katolików głos nie ma żadnego znaczenia w demokracji francuskiej.

Tę zaś demokrację camarade i Monsieur le Président François Hollande faktycznie „przynosi” do stóp, ale jej prawdziwemu Panu – Belialowi.

 Jacek Bartyzel