Grzech pierworodny, ordynacja a panaceum.
Wpisał: Mirosław Dakowski   
18.03.2007.

Mirosław Dakowski
lipiec 2005
Grzech pierworodny, ordynacja a panaceum.

Grzech

Żyjemy w czasach, w których narzucono nam wiarę w racjonalność działań człowieka i w "dobroć" natury ludzkiej. Wzięło się to z mrzonek J.J. Roussseau w połowie 18 wieku. Z tych czasów pochodzi wiara w nieomylność sądów, poglądów i decyzji "większości". Apostołowie tej wiary starają się, byśmy zapomnieli o prawdzie o skażeniu natury każdego człowieka przez grzech pierworodny. Jesteśmy przecież zawsze podatni na pokusy pychy, kłamstwa, nieczystości, na "garnięcie pod siebie" i w odpowiednich sytuacjach im ulegamy.

To sterowane "zapomnienie" o skażeniach natury ludzkiej doprowadziło do konstrukcji i - niestety- wypróbowania systemów posługujących się sloganami "władzy ludu", a w rzeczywistości opartych na władzy "nieznanych Ojców" czy innych "ukochanych Przywódców". Bo jak można rządzić "w imieniu ludu"?
Błędne założenie doprowadziło szybko do ześlizgnięcia się - przez przemoc, czy drogą manipulacji tłumami ludu i "wyborców" - najpierw do terroru po 1789 r. we Francji, a potem do internacjonał-socjalizmu (w b. imperium Carów) lub Nacjonał-socjalizmu (w b. imperium Kajzerów). W ostatnich dziesięcioleciach metody sterowania tłumem czy "opinią publiczną" ulepszono. Steruje się przez totalne naciski finansowe z jednej, a przez medialne - z drugiej. Są to metody uzupełniające się, a nie konkurujące.
Obecna "pieriekowka" (tj. zaplanowana zmiana), jak i poprzednie, ma dotyczyć spraw fundamentalnych (Bóg, dusza, rodzina, naród) , a także "technicznych": jak rządzić tłumami, by one tego wędzidła za szybko czy za mocno nie odczuły. Bo mogłyby za wcześnie (t.j. "nim spętamy je ostatecznie") sytuację zauważyć czy choć odczuć - i niepotrzebnie wierzgać. Wielu z nas zastanawia się, czy jesteśmy wobec tego prądu bezsilni. Lub - jak się bronić.

 

Wybór

Stąd mój wybór i udział w walce o poznanie i zmianę mechanizmów doboru "elit" rządzących. Piszę "elit" w cudzysłowie, bo chyba wszyscy widzimy, że grupy rządzące w świecie (i oczywiście w Polsce) nie mają wiele wspólnego z elitami moralnymi, duchowymi czy choćby intelektualnymi. Uważam, że walkę zaczęliśmy jeszcze w porę. Właśnie minęło w Polsce 13 lat od początku kampanii o wprowadzenie JOW (Jednomandatowych Okręgów Wyborczych).
Osoby czy grupy, które wchodzą do parlamentów "metodą ordynacji partyjniackiej", choćby były najuczciwsze i o najlepszych zamiarach, najczęściej już po pary latach są zmienione wewnętrznie: napełnione pychą, żądzą władzy i użycia. I starają się nie widzieć, że są już w wędzidle i że są sterowane kilkoma prostymi narzędziami. Lub - osoby uczciwsze - straciły nadzieję na sukces Polski. Tworzy się cienka w porównaniu z liczebnością "populacji" warstewka dożywotnich polityków lub ich dynastie. Czyli typowe wyobcowanie ONYCH. ONI wiedzą najlepiej czego "tym na dole", czyli nam, potrzeba.
Ta patologia jest o wiele silniejsza w wyborach na listy partyjne, zwanych kłamliwie (zob. niżej) "proporcjonalnymi". W krajach o ordynacji JOW w małym okręgu wyborczym (w Polsce ok. 62 tys. wyborców) wchodzi do parlamentu kandydat, który otrzymał najwięcej głosów. [Proszę zauważyć, że jest to praktycznie całkowita definicja ordynacji! tak prosta!]. Zwykle jest tych głosów 25-55 %. Wystarczy zajrzeć do archiwów np. brytyjskich, by pozbyć się obawy, że będzie wybrany ktoś, kto dostał np. 5 czy 10% głosów. Działalność w parlamencie (jeśli poseł chce być ponownie wybrany - a rzadko kto nie chce) wymaga jego działania na korzyść wyborców, a nie szefów partii.
Zobaczmy, jak uzdrawiająco działa prosty mechanizm JOW:

  1. zamiast usłużnych (wobec Szefa) członków partii wybieramy działaczy rzutkich, dynamicznych - i znanych ludziom w okręgu od pokoleń.
  2. wybranym w ten sposób nie opłaci się mały czy duży "przekręt" (zobaczmy przy okazji, jak język i czyny łobuzów wdarły się do partyjniackiego parlamentu), bo kontr-kandydat pokonany w JOW, też przecież "dobry" czy popularny, pewnie dostał porównywalną ilość głosów i z zawiścią patrzy zwycięzcy na ręce, szuka jego potknięcia. Również wyborcy znający posła osobiście, oceniają jego czyny. A poseł chciałby być przecież ponownie wybrany. Jakiż to prosty i skuteczny mechanizm poprawiający jakość działań...

JOW nie jest trzeciorzędnym warunkiem, jaki ew. można dodatkowo stawiać w "młodej demokracji". Tak argumentują etatowi guru - piewcy "postępu". JOW jest przecież SPOSOBEM, by wybierać posłów lepszych, a parlament i rząd uzyskujemy wielokrotnie skuteczniejszy, niż przy obecnych klikach i koalicjach partyjno-mafijnych. Uzyskujemy też szybciej czyli Taniej. Nie może być zwalania na "koalicjanta" winy czy opóźnień działania.

Konstytucja

Rozpatrzmy argument pp. Gwiazdów (Obywatel nr. 2/2004) o konieczności zmian konstytucji dla wprowadzenia JOW.

  1. Przed laty wykazano matematycznie (t.zw. prawo Ciesielskiego), że aktualne warianty ordynacji "proporcjonalnej" są dys-proporcjonalne: Często zwiększenie ilości głosów oddanych na partię A powoduje zdobycie mandatu przez partię C, gdy tymczasem głosy te ...zabrano partii B ! Jednoznaczne dowody w literaturze, choćby w Otwartej Księdze.
  2. Przed paru laty 75-ciu posłów wysłało skargę do Trybunału Konstytucyjnego z argumentami, że ordynacja "proporcjonalna" (według której oni zostali wybrani) jest sprzeczna z Konstytucją. Nierówne traktowanie t.zw. mniejszości niemieckiej, progi sprzeczne z zasadą proporcjonalności wyborów itp. A TK - jak zwykle wetknął głowę w piasek.
  3. Wykazałem przed paru laty (i opublikowałem to w paru pismach) że obecne warianty ordynacji mają ilość mandatów nieproporcjonalną do ilości wyborców. Sąd Najwyższy w paru pisemnych odpowiedziach nakłamał. Tymczasem w ordynacji JOW ilość mandatów może być ściśle proporcjonalna do ilości uprawnionech (1 mandat na 62 tys. wyborców). Ten argument prezentuje i uzasadnia w wielu wystąpieniach prof. W. Kieżun, jeśli chcemy podeprzeć się poważnym Autorytetem.
  4. W konstytucji jest warunek wyborów "proporcjonalnych", nie jest zaś określona ordynacja (to rozwiązanie szczegółowe). A pojęcie wyborów na pewno jest różne od pojęcia ordynacja. Jak skomentował to znajomy chłop: Jeśli mleko ma być białe, to nie wynika z tego, że krowa nie może być czerwona lub czarna.

Główny argument pp. Gwiazdów jest więc nietrafny. Nie potrzeba zmiany konstytucji, czyli uzyskania większości 2/3 posłów, do zmiany ordynacji na JOW. Pp. Gwiazdom zależy, jak piszą, na obronie przedstawicielstwa mniej licznych nurtów politycznych. Tymczasem ostatnie wybory w Wielkiej Brytanii (w JOW) spowodowały wejście do parlamentu przedstawicieli jedenastu partyj i posłów niezależnych. Pozatem w dwóch głównych partiach, tak w Wielkiej Brytanii, jak i we Włoszech, jest wiele nurtów i tendencji politycznych. Ale JOW wymuszają ich współpracę, a zniechęcają do konkurencji wodzów (szczególnie demagogicznej). JOW powodują jednak skuteczność rządów: dzień-dwa po wyborach znany jest premier (zostaje nim lider zwycięskiej partii) i rząd, którzy biorą odpowiedzialność za swe decyzje. Zmora rządów partyjniackich (w sensie ordynacjii "proporcjonalnej"), jaką jest tworzenie koalicji (często wielomiesięczne) i potem łatwość zwalania winy i odpowiedzialności na koalicjanta za klęski rządu - w systemie brytyjskim znika.
Tak więc wspomniana w artykule pp. Gwiazdów "wada JOW - eliminacja mniejszości" jest jednak teoretycznym wymysłem. Szkoda, że o tym nie dyskutowaliśmy w spotkaniach osobistych. Jeszcze smętna uwaga: Istnieje inna szkoda wynikająca z braku dyskusji osobistych: Materiałów pp. Gwiazdów używają różni demagodzy broniący absurdów "dontów" (d'Hondt) czy "santlagów" (Saint Lague) [to różne, celowo mętne warianty ordynacji partyjniackiej]: Z ich (pp.G.) niewątpliwego autorytetu korzysta się, by zupełnie zdeformować cechy i skutki różnych ordynacji, w tym JOW. Piszę np. o M. Głogowskim, który opracował tekst "O lepszą Polskę" z materiałów Konwersatorium, w którym przez parę miesięcy brało udział kilkadziesiąt znanych osób. Wbrew stanowisku tych, którzy znali się tam na mechanizmach ordynacji (jak prof. W. Kieżun i wielu innych), Głogowski pisze już w rozdziale I, że "JOW będzie utrwalać mechanizmy utrącania nowych ruchów i formacjii politycznych, dążących do zmiany polityki". Lub (str.130) "obecne elity zaczynają upatrywać szansy we wprowadzeniu JOW" (w sensie: obecnie rządzące, dla siebie). I tym podobne bzdurki, sprzeczne z logiką, faktami i poglądami członków Konwersatorium. Jeśli tak ma wyglądać "młoda (?) polska demokracja" - to chroń nas, Panie Boże. Strona gospodarczo-społeczna książki jest zaś doskonała - bo nie zdeformowana przez "redaktora".
W ciągu ostatnich 15-tu lat działalności poznałem co najmniej 12-15 przywódców "trzeciej siły" w Polsce. Usiłują się oni przebić do koncesjonowanej polityki, główną barierą jest ordynacja partyjniacka. Wszyscy oni (naiwniacy) byli i są przekonani, że jeśli ludzie poznają Ich postulaty, to ruch ten uzyska 20- 60 % miejsc w sejmie. I śpiewają dumnie "co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy". Na nasze skromne sugerowanie, że JOW jest tą szablą, - milkną lub mówią "och, o tym już mówiono...". I dostają kolejne cięgi w kolejnych wyborach.

Szansa

Podsumowując: Ze znanych nam, tylko mechanizm JOW przy wyborach uwzględnia i bierze pod uwagę nasze skażenie grzechen pierworodnym. Daje więc zwykłym ludziom SZANS?. Jak rzekł Jehowah do Icka proszącego go o wygraną na loterii: "ty Icek, ty daj mi szansę, ty kup los..." Kiedy tę prostą uwagę zrozumieją eksperci-konstytucjonaliści? Oczywiście wtedy, gdy taka będzie "wola polityczna" rządzących. A do tego my, zwykli ludzie, możemy i musimy ich zmusić. Bo przekonani to oni są, stąd taka śmiertelna cenzura tego tematu i milczenie w TV i radio oraz wysokonakładowych pismach. Stąd dziwaczna sytuacja, że o bezprawnym marszu zboczeńców i polityków ich promujących (za pieniądze z UE itp.) media "trąbią" przez trzy tygodnie, a o porównywalnej liczebnie demonstracji JOW z Placu Zamkowego pod Sejm, na którą zjechali się za własne pieniądze ludzie z całej Polski, zupełne milczenie, mimo, że kamery różnych TV "kręciły" i wywiady dawaliśmy. Ale my reprezentujemy (wg. różnych Cbos-ów i Obop-ów) 74 - 82 % wyborców, a pederaści - realnie poniżej 1% mężczyzn, zaś lesby poniżej 0.2% kobiet. Cóż to za elektorat? A większość z nich (cztery osoby na pięć) nie chcą swą sytuacją intymną się afiszować. Można więc o nich pisać w ramach "pieriekowki". A żądania większości należy przemilczeć, bo są dla trzymających władzę groźne.
Proponuję Redakcji przeprowadzenie testu: spróbujcie Państwo zogranizować dyskusję redakcyjną - z obecnością jednej czy dwóch osób zwolenników JOW i dowolnej ilości osób (polityków partyjnych, ich ekspertów profesorów konstytucjonalistów, itp.) zwolenników "proporcjonalności". Dotychczasowe nasze doświadczenie nie wskazują na pewność siebie zwolenników ordynacji partyjnej. Np. niedawno radni Krakowa chcieli znaleść choć jednego ko-referenta do wykładu o ordynacji i o JOW prof. Przystawy. Z 15-tu osób (profesorów, ekspertów itp.), którym to zaproponowano (płatne!) żadna się nie zgodziła. A prof. Stanisław Gebethner, ten sam, który doradzał jeszcze w 1988r. Jaruzelskiemu i Kiszczakowi ordynację "proporcjonalną", jeśli chcą zachować wpływ, w 2004 r. uciekł ze studia TV, gdy w chwili rozpoczynania programu o ordynacjach zauważył, że siedzi tam prof. Przystawa.
Propozycje pp. Gwiazdów "odpicowania" ordynacji partyjniackiej (Obywatel nr 2/04) nie usuwają jej najistotniejszych wad: Partyjność bez progów już mieliśmy w pierwszych kadencjach. Było w sejmie ponad 20 partyj. Targi koalicyjne piekielne. Zgodnie z celem ordynacji decydowali jednak prezesi tych partyj, bo od ich woli i decyzji (sławne miejsce na listach) zależały szanse kandydatów. A już wybrani, posłowie w jednej kadencji w sejmie przeszło 260 razy zmieniali przynależność partyjną. Jakie to szyderstwo z "lojalności partyjnej"! Popatrzmy też na ruchy poza-parlamentarne (t.zw. "plankton polityczny"): Mimo patriotycznych apeli i zaklęć o "jednoczenie", możliwe było i jest tylko "łączenie przez podział". Każdy Szef ma tak rozbudowane EGO, że uważa, iż inni muszą mu podlegać. Podział powstaje, gdy spotka się dwóch, czy więcej, kandydatów na wodzów. A obecnie mamy zdecydowanie (wielokrotnie) więcej kandydatów na wodzów, niż nurtów myśli politycznej. Start jedynie do senatu (z ordynacji dwu- lub trzy-mandatowej) nie daje wystarczającej siły łączącej te nurty. Tę siłę może dać tylko żądanie 100% JOW w wyborach do Sejmu.

Partyjni

Boją się JOW-ów. Nie dlatego, że boją się utraty mandatu: Te 10-15 lat królowania liderów w TV powoduje, że nawet koń, byle ładnie rżał, może zostać (raz!) wybrany. Ale JOW odbiera IM największą rozkosz Władzy: możność desygnowania podwładnych poprzez listy partyjne. Stąd jawna wrogość wobec JOW "góry" SLD i partyj pochodnych aż do UW (czy jak się teraz nazwała). Stąd chęć zepsucia ("ordynacja mieszana" p. Dorna): niby obietnica 50% JOW, ale wędzidło - listy partyjne - nadal w rękach wodzów partii). Stąd też chęć oswojenia niewygodnego sposobu.
Omówię tę ostatnią manipulację. W trakcie debat w PO (Platforma) nad zbieraniem podpisów dla akcji "4*TAK" podobno p. Piskorski szczerze skomentował obecność tam hasła JOW: "dobrze, żeśmy ten temat obsikali". Rzeczywiście, tę umysłowość pikusia widać w losach akcji "4* TAK":

  1. Do postulatu JOW dodano drugi, który wielokrotnie osłabia ten pierwszy: zmniejszenia sejmu do 120 posłów. Oraz dwa postulaty czwartorzędne, by sprawę rozmyć.
  2. Złożenie podpisów z żądaniem referendum do sejmu opóźniono o tyle, by w obecnej kadencji nic się nie działo
  3. Pozatem podpisy leżą i kisną w prezydium sejmu. A PO jest przecież na tyle silna w obecnym sejmie, by procedurę skutecznie uruchomić.

Czy wystarczy, by wykazać, że diagnoza p. Piskorskiego była szczera i trafna?
Dodam, że ok. 2001r., wobec lawinowego wzrostu żądań JOW, nawet p. Geremkowi puściły nerwy (a był to przecież, obok Kiszczaka, główny architekt ordynacji partyjniackiej) i wygłosił pogląd, że ON zawsze był za JOW, ale koledzy GO przegłosowali... Pan Kwaśniewski zaś powiedział, że może rozważyć JOW "na początek" do senatu... I tak sobie Panowie gadają.
Antoni Kamiński, z Instytutu Studiów Politycznych PAN i wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, napisał, że od 12 lat trwa w Polsce nieustanna walka partii politycznych ze społeczeństwem obywatelskim. Uważam to spostrzeżenie za niezwykle trafne.
Najgorsze, co nam, ludziom, szykują partyjni, to "kompromis": np. 50% JOW, a reszta - dobór partyjny. Bo wtedy przeszłaby znów (trochę tylko ukryta) władza prezesów poprzez ustalenie Swych Kandydatów. I mogliby z satysfakcją i słusznie powiedzieć: widzicie, głupki, macie "swój" JOW, a dalej są afery i niesprawne koalicje.. Próba "ulepszenia" ordynacji partyjnej przypomina mi ogłoszenie: "Syrenkę z 1978r, podrasowaną, stan doskonały, sprzedam".
Dlatego przed paru laty wydaliśmy duży nakład znaczków pocztowych z napisem: "Żądamy 100% JOW w wyborach do Sejmu". I tylko tyle żądamy. Reszta - to piana.
W JOW poseł zależy od wyborców z okręgu - i musi spełniać ich rozsądne oczekiwania, lub (jeśli jest cynikiem) musi się "podlizywać" tak tym, co go wybrali, jak i tym innym... Doświadczenie parlamentaryzmu wskazuje, że bardziej można ufać w sensowność wzajemnego oddziaływania przedstawicieli 460-ciu społeczności lokalnych (i ich kontroli przez wyborców), niż planom finansistów, ich mediów i wodzów. Ci ostatni są bez kontroli. Przy okazji odpowiem na argument pp. Gwiazdów, że "poseł z Narewki (...) musi głosować za wyrębem puszczy". Andrzeju, ale on będzie w sejmie sam, tego głosowania nie wygra! więc też nie będzie głosował, by się nie wygłupić. Zaś doświadczenia krajów od 50-ciu czy od 200 lat wybierających w ordynacji JOW wskazują, że ci różni "posłowie z Narewki" muszą się łączyć w dwa (skuteczne!) obozy. Teoretycznie nazywa się to "prawem Duvergera", a praktycznie widać to w Kanadzie, Wielkiej Brytanii - czy od 1994r - w Italii. To działa.

Panaceum

Gdzie to tytułowe Panaceum? Oto ono: Nikt ze zwolenników JOW nie mówi ani pisze, że JOW to panaceum! To wmawiają nam tylko złośliwi partyjniaccy demagodzy.

Realizm

JOW to tylko (i aż) Sposób na wybranie lepszych, bardziej rzutkich i czujących swe ograniczenia Ludzi. "Sposób" to też tytuł jednej z książek Jerzego Przystawy na te tematy.
JOW to Szabla i Tarcza (czyli broń) w obronie Polski i naszego udziału w rządach (narodu, ludu, rodziny, jak kto woli).
Czemu o tyle trudniej porozumieć się w tej sprawie z intelektualistą, niż z rolnikiem? Otóż "intelektualista", by wyżyć (t.j. np. dostać dobrze płatna ekspertyzę), musi działać w świecie wirtualnym: rozważań, wahań i dylematów. Oraz pisać na korzyść zamawiających "pogląd". A chłop, by wyżyć, musi tak nakarmić krowę, by dała mleko. A mleko musi przerobić czy sprzedać. Żyje w świecie faktów. Jest więc realistą. Realistów jest w Polsce coraz więcej. Stąd nadzieja , więcej, pewność, że JOW zwyciężą.

Czerwoni

Nasi czerwoni bracia też mają duszę nieśmiertelną, więc rozumieją argument ze skuteczności JOW w warunkach niedoskonałości natury ludzkiej. Na pewno rozumieją to

  1. na górze różni Oleksy, Janik, Gadzinowski - i dlatego tak zwalczają JOW. Choć już stracili monopol na dostęp do Wielkich Finansów, więc ewoluują; (nie znam poglądów Olejniczaka n/t. ordynacji).
  2. Rozumieją to (lub czują) też "doły", które są ogromnymi zwolennikami JOW. Ci ostatni pomogą.

Wrogami

są głównie członkowie cienkiej warstewki beneficjentów "układu partyjniackiego". Oceniam ich ilość na parę tysięcy osób, z rodzinami i klientelą może kilkadziesiąt tysięcy. A wyborców jest ok. 27 milionów, a więc ok. tysiąc razy więcej. Pytanie nie brzmi więc, czy zwyciężymy, lecz kiedy zwyciężymy: Gdy ludzie będą już tak zdeterminowani, by to partyjniactwo odciąć od koryta, apanaży i władzy. Ordynacja partyjniacka tworzy niebezpieczną przepaść między politykami i narodem. Bardziej zresztą niebezpieczną dla polityków, niż narodu. Wróciła diagnoza z czasów Jedynej Partii: "partie oderwały się od narodu". Uwaga szefowie partyj: JOW-y to ostatnia możliwość cywilizowanego rozwiązania rosnącego kryzysu zaufania. Jeśli je zablokujecie, pozostanie rozwiązanie nie-cywilizowane. Chyba nie warto Wam ryzykować.

O sposobie wyboru przedstawicieli nie powinni osobno "poszczekiwać" propagandziści i zwolennich poszczególnych opcji i beneficjów partyjnych. Powinniśmy wspólnie i spokojnie zdecydować my, zwolennicy Niepodległej.