Czemu Francuzi zajmują się sosami i winami - a Polacy rządem
Wpisał: Izabela Brodacka   
22.02.2013.

Czemu Francuzi zajmują się sosami i winami - a Polacy „rządem

 

Delenda Carthago...

 

Izabela Brodacka

 

Opisywałam to wielokrotnie, ale opiszę jeszcze raz bo był to dla mnie ogromny wstrząs. Można to nazwać iluminacją. Otóż w trakcie wakacyjnej podróży po Francji znalazłyśmy się, wraz z mieszkającą w tym kraju na stałe przyjaciółką z czasów młodości, w niewielkiej auberge w rejonie Dordogne.  Kiedy raczyłyśmy się kawą ze śmietanką, podaną na wiejskim,  kraciastym obrusie, do jadalni wkroczyli myśliwi z psami. Jeden z posokowców podbiegł do mnie. Znawcy psów zrozumieją mnie- nie mogłam się oprzeć, żeby go nie molestować. Jestem wyjątkowo wrażliwa na psie wdzięki, a posokowiec ze swym nadmiarem skóry wygląda jak wielka , pluszowa zabawka. Myśliwy przeprosił za psa , ja zapewniałam go, że bardzo mi towarzystwo psa  odpowiada i „od słowa do słowa zaczęła się rozmowa”.

O zbiorach, psach, polowaniu, winobraniu. Po chwili wyszło na jaw, że żaden z panów nie wie kto jest prezydentem Francji.

„Je m’en fiche royalement”- powiedział nasz główny rozmówca i to było właśnie dla mnie olśnienie.

Nie umiem przetłumaczyć dosłownie, ale ten zwrot  znaczy- „mam to głęboko gdzieś”.

 

Zaprosił nas potem do swego gospodarstwa. W niewielkiej uroczej ruinie wyglądającej jak miniatura zamku nad Loarą, miał wytwórnię doskonałych kozich serów, na pobliskim wzgórzu winnicę, kozy łaziły po podwórzu zaprzyjaźnione z psami, widać było, że nic mu do szczęścia nie brakuje. Nie interesował się zupełnie polityką, polityków uważał za oszustów, którzy nie maja jednak najmniejszego wpływu na jego życie.

Ja też tak chcę – pomyślałam sobie.

 

Wszystko było zresztą dla mnie egzotyczne. Fakt, że polują wieśniacy, a nie jak w Polsce ubecy, a przedtem arystokracja, dowodził, że we Francji istnieje ( wówczas istniała, był to 85 rok) typowa klasa średnia, zupełnie niezależna od władzy.  Fakt, że właściciele gospody przywitali myśliwych z psami  bardzo serdecznie, dowodził, że rządza się swymi zasadami i własnym interesem. W  Polsce wezwaliby policję, a w najlepszym przypadku wywaliliby myśliwych za drzwi zasłaniając się sanepidem.

 

Fakt, że ludzie są dla siebie nie tylko grzeczni, ale wręcz życzliwi, był jednak dla mnie najważniejszy. Wracając do kraju po dłuższym pobycie za granicą nie mogłam się przyzwyczaić do panujących w Polsce obyczajów. Do tego warczenia na siebie w sklepach i na ulicy. To właśnie mi doskwierało, a nie – w przeciwieństwie do znajomych- brak papieru toaletowego w owieczki czy serduszka.

Zrozumiałam skąd  w Polsce ta powszechna nieżyczliwość.

Muszę odwołać się tu do etologii czyli nauki o zachowaniach zwierząt. Na marginesie -porównywanie ludzi do zwierząt obraża zwierzęta nie ludzi. Zwierzęta zabijają, żeby zaspokoić głód ale nie wyrywają nikomu paznokci. Zwierzęta uprawiają seks w czasie rui, a nie bez sensu. ( przypominam plakat Mleczki przedstawiający nosorożca z żyrafą z podpisem; „ obywatelu nie p… bez sensu”)    No i w świecie zwierząt nie ma takiego fenomenu jak Grodzka.

 

Znawcy koni i psów potwierdzą. Jeżeli pies czy koń jest agresywny na ogół oznacza to, że jest źle prowadzony, to znaczy, że został obarczony zbyt wielką odpowiedzialnością, której nie potrafi sprostać. Ustalenie z psem, że to my jesteśmy w domu samcem czy samicą alfa zdejmuje z niego ciężar odpowiedzialności. Zaczyna zachowywać się jak Kowalski na wczasach. Nie martwi się o posiłek, o obronę przed złodziejami, przestaje gryźć gości. Treserzy zalecają wiele kroków mających na celu przekonanie psa, że wszystko co istotne jest na naszej głowie. Pies ma wchodzić do mieszkania drugi, nie wolno witać się z nim zaraz po przyjściu do domu, nie powinien jeść między posiłkami, nie wolno mu spać w łóżku.

 Nie będę się dłużej rozpisywać, bo to nie poradnik dla początkujących hodowców psów. Początkujących jeźdźców też zapewniam. Na ogół koń nie walczy z wami o władzę – to mit. Koń czując na grzbiecie przestraszonego i niepewnego jeźdźca, sam wpada w popłoch.

Myśli sobie; „ o rany, ten idiota mnie zabije, trzeba coś zrobić”. A, że najprościej jest kiepskiego jeźdźca zsadzić,  w desperacji decyduje się na ten krok. Koń bardzo lubi pewną rękę- wtedy może skupić się na przyjemności przejażdżki.

 

Otóż my wszyscy w przeciwieństwie do francuskich myśliwych zostaliśmy, jak ten źle prowadzony pies czy koń, obarczeni zbyt wielką odpowiedzialnością, której nie potrafimy sprostać. Zamiast myśleć o swojej firmie, ogródku, wakacjach, o dzieciach, książkach, jedzeniu (Francuzi) czy rozrywkach, myślimy (jak ten przerażony koń czy pies):  „ o rany ci idioci za chwile zbankrutują cały kraj, o rany za chwilę zamkną wszystkie szpitale, nie będzie mnie stać na czynsz, nie dostanę pensji czy emerytury, za chwilę nas rozbiorą i znikniemy z mapy świata.”.

I – jak ten pies, który nie wie co zrobić-  zamiast zagryźć dalekiego, czy wydumanego agresora, gryziemy w łydkę sąsiada.

 

W Polsce wszyscy zajmują się polityką i politykami nie dlatego, że to lubią. Odkąd najstarsi ludzie pamiętają byliśmy na łasce i niełasce idiotów, a może nawet i zbrodniarzy. Dlatego jak ten koń nieustannie kombinujemy jak wysadzić ich z siodła.

 

 Poza tym uważam, że rząd Tuska musi upaść.

[A ja uważam, że należy, bardzo humanitarnie to-to uśpić. Byle JUŻ.  MD]