Hemoroidy albo egzema - mężykowie stanu
Wpisał: Mirosław Dakowski   
14.12.2008.

Janusz Sanocki

Hemoroidy albo egzema

Opowiadano, że kiedy Edward Gierek, jako pierwszy przywódca komunistycznej Polski, składał wizytę papieżowi Pawłowi VI, w trakcie przygotowań mistrz ceremonii uprzedzał: - Jest taki zwyczaj – Panie Pierwszy Sekretarzu, że Papieża całuje się w pierścień. A tu niestety jest przykra sprawa, bo jego Świątobliwość ma egzemę. Na to Gierek: - ja to mam pecha – jak nie hemoroidy, to egzema.

W ten sposób polski lud skwitował ówczesną PRL-owską, „dyplomację”, nie dając się nabrać na opowiadania o jej rzekomych „sukcesach”. Jaką bowiem „dyplomację” i  sukcesy mógł mieć kraj całkowicie kontrolowany przez sowieckiego ambasadora, uzależniony pod każdym względem od „wielkiego brata”? Mogła to być tylko dyplomacja  całowania już to po egzemie, już po hemoroidach...

Od kilku dni telewizory trąbią o sukcesie naszej dyplomacji na unijnym szczycie poświęconym pakietowi klimatycznemu. „sukces” polega na tym, że likwidacje naszej energetyki rozciągnięto na dziesięć lat. Nie tak od razu.

Polska dzisiejsza – czy to wydaniu Kaczyńskiego czy Tuska nie jest w istocie w stanie prowadzić żadnej własnej polityki. Pozostaje nam tylko wybór między „hemoroidami” a „egzemą”. Kraj pozbawiony armii (z wyjątkiem korpusu ekspedycyjnego, który posyłamy gdzie nam nowy „Wielki Brat” każe), z rozgrabioną, zdewastowaną  gospodarką, z wyprzedanymi bankami, ubezpieczalniami, ba z prasą, która już w całości prawie jest w obcych rękach, a przede wszystkim z dwuwładzą na najwyższych szczeblach i stałym konfliktem wpisanym w Konstytucję, nie liczy się w światowej rozgrywce.

Owszem Kaczyński z Tuskiem jeżdżą na różne konferencje i szczyty, dając przy tym niezłą rozrywkę wydzierając sobie latające sowieckie rupiecie, ale przecież co oni mogą tam „negocjować”.

Europejczycy są na ogół dobrze wychowani, nie leją w mordę i nie wrzeszczą; „Donald! Ruki pa szwam!” To byłoby bardzo niepolitycznie. Nie, oni poklepują po plecach Mówią: „Och jakim Wasz Premier jest twardym negocjatorem!” I łup – „Traktat lizboński” – zaakceptowano!

A jakiż Wasz prezydent uroczy i wyrośnięty”i łubudubu – pakiet klimatyczny –czyli wykończenie naszej energetyki, bo jak ograniczyć emisję CO2 poprzez modernizację kotłowni? Nie da się, trzeba wyburzyć kotłownie węglowe, zakończyć eksploatację najbogatszych w świecie złóż węgla, a przejść na francuskie elektrownie atomowe.

I „my” się na to zgadzamy, nieważne, że za dziesięć lat. To się nazywa w telewizorach: „dyplomacja” i „sukces”!

Tak wiec kiedy prezydent Francji mówi Polakom, że nasz premier twardo negocjował, to w przełożeniu na język praktyczny oznacza, że Donald całował hemoroidy  ze wstrętem. Nie wiemy czy wzdychał przy tym chociaż: „A Polska Sire?”

Co do powiedzenia ma Kaczor, który sam wynegocjował „lizbonę”, a teraz udaje, że nie podpisze, trudno zgadnąć. Wiadomo, że skoro chciał odgrywać na wschodzie rolę „Wyzwoliciela Ludów” , to musiał nadstawiać się na zachodzie. Słowem: cmok, cmok – egzema.

Czy jest jakieś wyjście i czy Polska mogłaby kiedykolwiek prowadzić sensowną, własną dyplomację? Oczywiście że tak. Kraj 40 mln mieszkańców, z tradycjami historycznymi, w naszym położeniu mógłby być wartościowym i samodzielnym partnerem, dla pierwszoplanowych mocarstw. Jednak wymagałoby to przede wszystkim uporządkowania sytuacji wewnętrznej, postawienia na nogi gospodarki, ukrócenia korupcji, a przede wszystkim uporządkowania sytuacji na szczytach władzy. Konieczne jest przyjęcie jednomandatowego systemu wyborczego, by rząd mógł być jednopartyjny i stabilny, a także określenie roli prezydenta – albo jako reprezentacyjnego figuranta wybieranego przez parlament, albo – jeśli głowa państwa ma pochodzić z wyborów powszechnych – jako szefa rządu, dobierającego ministrów spoza grona posłów.

Jednak o tych prostych rozwiązaniach ustrojowych z jakichś powodów nie wiedzieli i dalej nie chcą wiedzieć słynni w całym świecie (zwłaszcza na Ukrainie i w Gruzji) polscy dyplomaci. Ach co za twardziele!

Zmieniony ( 15.12.2008. )