Postępowe prądy w polityce i teologii | |
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz | |
24.02.2013. | |
Postępowe prądy w polityce i teologii
- nie chodzi nam o to, by obywateli zabijać, tylko, żeby ich obezwładniać
Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2755
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 24 lutego 2013
Już się wyjaśniło, dlaczego nasi okupanci skłonili Umiłowanych Przywódców do wszczęcia klangoru w sprawie „związków partnerskich” i wokół obsadzenia stolca wicemarszałka tubylczego Sejmu. Jak pamiętamy, dziwnie osobliwa trzódka biłgorajskiego filozofa ogłosiła zamiar posadzenia na tym stolcu osoby legitymującej się dokumentami wystawionymi na nazwisko: „Anna Grodzka” - a reszta Umiłowanych Przywódców, uznawszy, że może dojść do tego naprawdę, stanęła murem za dotychczasową wicemarszalicą Wandą Nowicką, która za takową psotę została z trzódki wyrzucona. W dodatku rozpoczął się proces „matki Madzi”, a jakby tego było za mało, to jeszcze okazało się, że pan Jakub Śpiewak, podobno bratanek dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, prof. Pawła Śpiewaka, elegancko rozkradł fundację Kidprotect, mającą chronić biedne dzieci przed różnymi przygodami, zwłaszcza ze strony pedofilów. Oczywiście był to cel deklarowany, bo tak naprawdę, to celem fundacji było umożliwienie panu Jakubowi Śpiewakowi używania życia całą paszczą - z czego on nie omieszkał skorzystać i w ciągu zaledwie jednego roku wyciągnął z niej około 250 tys. złotych, które przedtem oczywiście musiał mu ktoś dać. Kto - tego dokładnie nie wiadomo, chociaż fakt, iż na stronie internetowej fundacji Kidprotect w pierwszym szeregu „przyjaciół” figurują trzy operetkowe instytucje państwowe: Ministerstwo Edukacji Narodowej, Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Traktowania Kobiet i Mężczyzn oraz Rzecznik Praw Dziecka, skłania do podejrzeń, iż łatwe pieniądze pochodziły właśnie stamtąd. Rzuca to również światło na popularność instytucji pozarządowych w naszym nieszczęśliwym kraju; skoro w takich instytucjach można tak dobrze wypić i zakąsić na koszt rządu, to nic dziwnego, że amatorów jest coraz więcej. Stąd zaostrzenie walki z „faszyzmem”, „ksenofobią” i „homofobią”, w której na pierwszej linii frontu znajdują się „organizacje pozarządowe”, inkasując w zamian sute alimenty. Więc kiedy rozkradzenie fundacji Kidprotect zostało wykryte, pan Śpiewak „przeprosił” i zapowiedział „wycofanie się” z życia publicznego. Z tego powodu natychmiast stał się przedmiotem zachwyconego obcmokiwania przez autorytety moralne z panem prof. Czapińskim na czele, Nie może się on nachwalić „odwagi cywilnej” pana Śpiewaka, który w tej sytuacji prawie na pewno zostanie autorytetem moralnym, obok „matki Madzi”, pani Anety Krawczykowej i pani Alicji Tysiąc. Chciałbym przypomnieć ich czyny, by prawdziwa cnota nie pozostała bez nagrody. Pani Aneta, heroina seks-afery w „Samoobronie”, nie mogła zdecydować się, kto jest autorem jej córeczki i kiedy wskazani przez nią podejrzani wykruszali się jeden po drugim, wyraziła przypuszczenie, iż autorem może być tajemniczy mężczyzna, któremu oddała się w okolicach dworca kolejowego w Piotrkowie Trybunalskim. Pani Tysiąc z kolei co i rusz wygrywa przed niezawisłymi sądami jakieś procesy, co skłania do podejrzeń, iż w miarę feminizacji zawodu sędziowskiego, w korpusie sądowym kamufluje się coraz więcej „sióstr”, to znaczy - „istot czujących”, że najcięższa jest dola kobiet. No a „matka Madzi” - wiadomo; tylko patrzeć, jak zostanie sztandarową postacią ruchu „wyzwolenia kobiet” z tyranii „męskich szowinistycznych świń”. Ona chyba też to wie, bo chociaż z okazji procesu wystylizowała się na niewinność uciśnioną, to kiedy tylko niezawisły sąd wtykał nos w akta, rozdzielała kamerzystom sportowe uśmiechy. Kiedy tak opinia publiczna ekscytowała się porcjami tej duchowej strawy, chlustającej z niezależnych mediów głównego nurtu - w mrokach podziemia rząd wygotowywał projekt ustawy upoważniającej prezydenta do ratyfikowania tzw. „paktu fiskalnego”. W środę 20 lutego została ona przyjęta przez kluby PO, PSL, SLD i Ruchu Palikota większością głosów, co wzbudziło podejrzenia, czy przypadkiem nie odbyło się to z naruszeniem konstytucji. Tym razem pobożny minister Gowin niczego podobnego nie stwierdził, więc ciekawe, czy Trybunał Konstytucyjny, do którego ustawa ma trafić, będzie próbował wierzgać przeciwko ościeniowi, czy też potulnie uzna, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Pakt fiskalny powoduje amputację fragmentu suwerenności Polski - tym razem z sprawach polityki budżetowej i w ogóle - finansowej polityki państwa. Pretekstem do forsowania paktu fiskalnego, w ramach którego Rada Europejska, a zwłaszcza Komisja Europejska uzyskuje nowe, władcze kompetencje względem krajów członkowskich UE, jest oczywiście kryzys finansowy w strefie euro, który przynajmniej od pewnego czasu, jest wykorzystywany do „pogłębiania integracji” to znaczy - do budowy IV Rzeszy środkami pokojowymi, które okazały się tańsze i nie obciążone takim ryzykiem, jak metody militarne. W niezależnych mediach głównego nurtu dominuje niefrasobliwy nastrój „Polacy, nic się nie stało!” - co przychodzi tym łatwiej, że nasi okupanci z bezpieczniackiej hordy podsunęli premieru Tusku pomysł reorganizacji rządu. Objęła ona dwóch ministrów; na miejsce pana Cichockiego, dotychczasowego szefa MSW, przyszedł pan Bartłomiej Sienkiewicz, którego podejrzewam o związki ze służbami od samego początku transformacji ustrojowej, a kto wie, czy nie wcześniej. Pan Cichocki przeszedł na stanowisko szefa Kancelarii Premiera, której dotychczasowy szef, pan Tomasz Arabski, przechodzi na stanowisko ambasadora do Hiszpanii. Ciekawe, czy uchroni go to przed argusowym okiem posła Antoniego Macierewicza, który w Tomaszu Arabskim nie bez powodu upatruje jednego z głównych podejrzanych w katastrofie smoleńskiej. Widać wyraźnie, jak bezpieka dyryguje tym całym premierem Tuskiem, który zresztą podlizuje się komu tylko może; ostatnio pani Agnieszce Holland, która poczuła się obrażona uwagą posła Niesiołowskiego, iż bardziej zależy jej na „córuni lesbijce” niż na Polsce. A „córunia lesbijka”, czyli „Kasia Adamik” - bo tak nazywa się „córunia” pani Holland - doznała takiego zawodu na wieść o odrzuceniu wszystkich projektów ustaw o rejestracji „związków partnerskich”, że aż zaczęła „rozważać” opuszczenie Polski na zawsze. Żeby nie dopuścić do najgorszego, premier Tusk panią Agnieszkę przeprosił w nadziei, że jakoś da się przebłagać - oczywiście razem z „córunią lesbijką”. Towarzyszy temu wznowienie prac nad stosownymi projektami i podniesienie dyscypliny partyjnej, która właśnie została przetrenowana podczas głosowania nad ustawą upoważniającą prezydenta do ratyfikacji „paktu fiskalnego”. Nie wyłamał się nikt. Trzecim elementem zmian w rządzie było awansowanie ministra finansów „Jacka” Vincenta Rostowskiego na wicepremiera, co oznacza prztyczek wymierzony w nos Janusza Piechocińskiego z PSL za flirtowanie z ugrupowaniami opozycyjnymi. „Banda nie przebacza, kula jest zapłatą” - śpiewa się w słynnej złodziejskiej piosence o Murce - podobno bardzo popularnej w bezpieczniackich watahach, zwłaszcza wśród „elementów socjalnie bliskich”. Ale i banda niekiedy musi się cofnąć. Tak właśnie stało się 18 lutego, kiedy to na skutek burzy, jaka rozpętała się w Internecie (bo niezależne media głównego nurtu jak zwykle niczego nie zauważyły) w związku z projektem ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy w pacyfikacjach na terenie Polski, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wycofało projekt „do dalszych prac”, obłudnie zapewniając, że chodziło w nim wyłącznie o „akcje ratownicze” i „zwalczanie przestępczości transgranicznej”. Na otarcie łez „funkcjonariusze” zostali za to wyposażeni w paralizatory elektryczne, gdyż - jak z rozbrajającą szczerością stwierdziła rzeczniczka MSW, przypominająca skrzyżowanie ruskiego generała z kołchozową dojarką - nie chodzi nam o to, by obywateli zabijać, tylko, żeby ich obezwładniać. Obywatele! Czujecie się już obezwładnieni? Kiedy tak pod dyktando naszych okupantów Umiłowani Przywódcy wykonują raz „krok naprzód, a dwa kroki wstecz” - niektórych przedstawicieli duchowieństwa wspierają proroctwa. Ostatnio proroctwa upodobały sobie przewielebnego księdza Mieczysława Puzewicza, ongiś sekretarza JE abpa Józefa Życińskiego. Opisuje on, jak to został porwany do nieba, no a tam doznał wizji na miarę Apokalipsy - oczywiście Apokalipsy nader postępowej: „Byłem w niebie. Pan Jezus zaprosił mnie do tradycyjnego obchodu po Włościach Niebieskich. I zobaczyłem. Najpierw była piękna sala z samymi kobietami. Były młodsze i starsze, całkiem szczupłe i nie całkiem szczupłe, z jasnymi włosami i brunetki. Kim są? - zgadywałem. A pan Jezus, który nadal umie czytać w ludzkich myślach, bez wahania wyjaśnił: „To lesbijki. Moje siostry lesbijki.” W drugiej sali, nie wiedzieć czemu różowej, byli z kolei sami mężczyźni (...) Już się domyślałem, ale pan Jezus mnie uprzedził: „Tak, dobrze myślisz, to moi bracia geje!” W trzeciej i czwartej sali, sami już czujecie, towarzystwa były mieszane, damsko-męskie, w trzeciej byli biseksualiści, a w czwartej osoby o niezgodnej z biologiczną tożsamości płciowej (transgenderyczne i transseksualne).” Kto by pomyślał, że Niebo przywiązuje taką wagę właśnie do orientacji seksualnej świętych, że aż według niej ich segreguje? Nie ma oczywiście mowy o żadnych głupstwach w rodzaju: „byłem głodny, a daliście Mi jeść” - z czego wynika, że zgodnie z najnowszymi odkryciami teologicznymi, usprawiedliwienie przychodzi wraz z odkryciem prawdziwej tożsamości seksualnej. Wprawdzie przewielebny ks. Puzewicz oszczędza nam opisów zachowań pensjonariuszy w kolejnych salach Królestwa Niebieskiego, ale przecież sami możemy się domyślić, że nie trwają tam w bezczynności. Oooo, to w takim razie w Niebiesiech może być jeszcze weselej, niż na Przystanku Woodstock u „Jurka Owsiaka”. Coś w rodzaju skrzyżowania raju Mahometa z kuszeniem św. Antoniego. Jak to nie przyciągnie do Kościoła „młodych, wykształconych”, to już doprawdy nie wiadomo, co im zaoferować. Z tego punktu widzenia zupełnie niezrozumiały wydaje się postępek JE abpa Stanisława Budzika, ordynariusza lubelskiego, który podobnież odradził przewielebnemu księdzu Puzewiczowi odbywanie kolejnych wycieczek do Nieba, a w każdym razie - opisywania apokaliptycznych wizji w Internecie. Tymczasem powinno być odwrotnie; przewielebny ksiądz Puzewicz mógłby kolejne wycieczki pilotować, dzięki czemu nasz nieszczęśliwy kraj jednym susem wskoczyłby do pierwszych szeregów nieubłaganego postępu, stając się przy okazji niekwestionowanym centrum najnowszej gałęzi przemysłu rozrywkowego. Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada). |