Krysza i bajer
Wpisał: Stanisław Michalkiewicz   
27.02.2013.

Krysza i bajer

Stanisław Michalkiewicz http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2757

Felieton    tygodnik „Nasza Polska”    27 lutego 2013

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pan Jakub Śpiewak, do niedawna prowadzący fundację pod nazwą Kid Protect, co to teoretycznie miała zajmować się ochroną dzieci przed rozmaitymi niebezpieczeństwami, a zwłaszcza - walką z pedofilią - właśnie oświadczył, że „przeprasza” i „wycofuje się” z życia publicznego. Natychmiast rozległy się pochwalne cmokania, między innymi ze strony pana prof. Janusza Czapińskiego, który chwali pana Śpiewaka za „odwagę cywilną” i w ogóle. Przypomina to opisy z książki „Życie towarzyskie i uczuciowe” Leopolda Tyrmanda, a w szczególności niezwykle aktualne i dzisiaj uwagi pana Edka: „Wszyscy uważają teraz, że błądzić to ludzkie, to piękne, to świadczy o tęsknotach i wysiłkach. Przecież muszą się jakoś bronić! A jak się bronią, to mają nowy temat i za to, że błądzili, a teraz przestali i o tym napisali, otrzymują nowe mieszkania, nowe podróże na festiwale filmowe za państwowe pieniądze, nowy przepis na robienie kogoś z nikogo.” Z „nikogo”? Oooo, co to, to nie! Gdyby pan Jakub Śpiewak był „nikim”, to - po pierwsze - czy pan prof. Czapliński by go dzisiaj obcmokiwał? O tym nie ma mowy choćby dlatego, że by o nim nie wiedział. Tymczasem pan Jakub Śpiewak bynajmniej nie jest „nikim”, tylko kuzynem, bodajże nawet bratankiem pana prof. Pawła Śpiewaka, dyrektora Żydowskiego Instytutu Historycznego. Nie trzeba zatem, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy Żydów, a nawet mechesów, nosi się na rękach, dopiero „robić” z niego „kogoś”, bo, że tak powiem, „zrobiony” został odpowiednio już od poczęcia.

Otóż rzecz jest taka, że pan Jakub Śpiewak, młodociany „specjalista od public relations” a zarazem „pedagog” plątał się najpierw to tu, to tam, aż w 2002 roku natrafił na złotą żyłę. Wiadomo bowiem, jaką złotą żyłą mogą być tak zwane „organizacje pozarządowe” - oczywiście jeśli potrafią zapewnić sobie nie tylko stosowną kryszę, czyli forsiastych i wpływowych protektorów, ale również wymyślić chwytliwy bajer. Wtedy forsa - głównie zresztą rządowa - płynie do nich drzwiami i oknami, dzięki czemu szczęśliwi pomysłodawcy mogą sobie nie tylko wygodnie żyć aż do śmierci, ale przede wszystkim - zażywać reputacji autorytetów moralnych. Tedy pan Śpiewak założył fundację Kid Protect, stanął na jej czele i zaczął kaptować sponsorów.

Ze strony internetowej fundacji wynika, że na czele jej „przyjaciół” znajduje się Ministerstwo Edukacji Narodowej, Pełnomocnik Rządu do spraw Równego Traktowania oraz Rzecznik Praw Dziecka - operetkowe instytucje, które na dobry porządek należałoby natychmiast rozpędzić - ale pieniądze to już mają prawdziwe. A któż nie da pieniędzy, zwłaszcza państwowych, na ochronę dzieci przed czyhającymi na nie zwłaszcza od pedofilów, niebezpieczeństwami? Takiego szubrawca bez duszy, takiego twardziela u nas nie ma, więc nietrudno się domyślić, że zarówno z powodu przynależności pana Śpiewaka do wiadomej arystokracji, jak i chwytliwego bajeru, forsa zaczęła płynąć do fundacji szeroką strugą.

Jak szeroką? Tego niestety ze sprawozdania finansowego wyczytać niepodobna i to nie tylko dlatego, że ostatnie pochodzi z 2010 roku, ale przede wszystkim dlatego, że przypomina ono sprawozdanie finansowe, jakie dla austriackiego Ministerstwa Wojny sporządził był generał Galgoczy. Jako zarządca Bośni i Hercegowiny otrzymał fundusz dyspozycyjny w wysokości 3 mln koron. Kiedy minister poprosił go o wyliczenie się z tego funduszu, posłuszny generał Galgoczy napisał: „dostałem trzy miliony koron - wydałem trzy miliony koron”. Minister uznał to za zbyt lakoniczne i domagał się obszerniejszych informacji, więc generał Galgoczy napisał: „dostałem trzy miliony koron - wydałem trzy miliony koron - kto nie wierzy, ten jest osioł”. Na to obrażony minister poskarżył się cesarzowi, zaś Franciszek Józef, przeczytawszy uzupełnione sprawozdanie, odparł: ja wierzę”.

Więc na podstawie tego sprawozdania nie można dowiedzieć się, kto i ile forsy przekazał fundacji. W tej sytuacji musimy kontentować się wydatkami, jakie pan Śpiewak z tych pieniędzy poniósł - niestety tylko w ostatnim roku. Okazało się, że 30 tys. złotych wydał na ubrania, 6 tys. - na perfumy i zegarki, 4 tys. - na leki i książki, 3 tys. - na oprawki do okularów, a 6 tys. - na wakacje z panienką w Turcji. Nie byłoby się czym ekscytować, gdyby nie to, że poza tym z bankomatów wypłacił sobie w ostatnim roku co najmniej 170 tys. złotych. W sumie daje to grubo ponad 200 tys. złotych na rok.

Daj Boże każdemu - ale musimy pamiętać, że takie pieniądze ktoś panu Śpiewakowi dał i według wszelkiego prawdopodobieństwa były to operetkowe instytucje państwowe, stojące w pierwszym szeregu „przyjaciół” Fundacji Kid Protect. Skoro tak, to nic dziwnego, że „organizacje pozarządowe” mnożą się u nas jak króliki - bo któż, zwłaszcza w tych ciężkich czasach, nie chciałby sobie dobrze wypić i smacznie zakąsić na koszt Rzeczypospolitej?

Ciekawe, ile doją „antyfaszyści” i walczący z „homofobią” - bo przecież nie wytrzepują sobie forsy z bananów? Dzięki panu Śpiewakowi, którego pan prof. Czapiński, wraz z innymi członkami stada autorytetów moralnych, właśnie obcmokuje za „odwagę cywilną”, możemy zorientować się przynajmniej w skali zjawiska - a to wystarczy, by uznać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Nasza Polska”.